Bitwa Literacka — Jeden pożera drugiego

Karczmę o wdzięcznej oraz nieco przydługiej — jak na jej okolice oczywiście — nazwie, brzmiącej miej więcej "Pod kuflem piwa" miejscowi zwykli zwać "chędożalnią". Ci, którzy orientowali się w języku na tyle, aby wiedzieć, że takiego słowa najzwyczajniej w świecie nie ma w słowniku albo byli po prostu nieco lepiej wychowani, korzystali z wyrażenia "burdel" bądź też "dom schadzek".

Każdy z przejezdnych, który zawitał do tej karczmy, musiał przyznać, że nazwa była w pełni zasłużona. Jakieś trzy czwarte urodzeń w okolicy można było powiązać z tym miejscem oraz grubo ponad połowę z nich ciężko było nazwać dobrowolnymi. Nie było nawet reguły, według której to kobieta musiała po wszystkim lądować w krzakach zbita i nieprzytomna.

Ci mężczyźni, którzy w to nie wierzyli a na dodatek byli na tyle nieroztropni, aby potwierdzić swe przypuszczenia, szybko pod wpływem noża przy gardle bądź jądrach dowiadywali się o tym, jakim było to błędem.

Oczywiście miejsce o tak złej sławie, po prostu nie mogło wyglądać miło dla oka. Okiennice były w okropnym stanie, a samych okien nawet nie oszklono, przez co w izbie co chwila wiał wiatr, strącający alkohol i jedzenie ze stołów. Wszystko było utrzymane w brudnych, ciemnych odcieniach brązu, a powietrze przesycone było wonią uryny — dobiegającą z wiecznie niedomkniętego wychodka — potu, wymiocin czy też zepsutego piwa. Oczywiście przeciągi absolutnie w żadnym stopniu nie pomagały.

Skrótowo — Czystość była tu zapomnianą wartością, uznawaną za stan, w którym nie potykałeś się o to, co leżało na ziemi.

Nie zostanie tu orżniętym można było traktować jako prawdziwy cud, a jadło oraz picie były tak paskudne, jak to tylko było możliwe. No, ale jak już było wspomniane, o seks było tu niesamowicie łatwo, a to przyciągało klientów. Wbrew prawu wydzielono nawet w tym celu pokoje na górze. Co prawda zajmowały połowę budynku, ale i tak były za małe oraz zbyt nieliczne dla całego miasta, przez co większość igraszek odbywała się albo w głównej izbie albo gdzieś w okolicznych krzakach.

Ogółem każdy, kogo stać było na coś więcej niż jedynie nażarcie oraz nachlanie się, a potem łóżkowym ulżeniu sobie na niekoniecznie chętnych elfach lub elfkach swych frustracji, omijał to miejsce szerokim łukiem. A już zwłaszcza wtedy, kiedy do owej rasy nie należał.

Rasizm był tu czymś normalnym, właściwie to niemal codziennością, a że na każdego znajdzie się paragraf — i nie chodziło tu o prześladowców, a prześladowanych — to cała reszta naprawdę musiała się pilnować.

Dlatego też gości aż zamurowało, kiedy do izby jakby nigdy nic wszedł na oko dwudziestoletni młodzieniec, który nie dość, że na pewno był człowiekiem to jeszcze na dodatek bogatym.

Dało się to poznać po tym, że odziany był w jedwab oraz kaszmir, zabarwionymi drogimi barwnikami. Jednakowoż uwagę bardziej skupiał na sobie czarny, lniany pancerz łudząco przypominający pospolitą kurtkę. Skoro ktoś założył coś takiego podczas zwyczajnej wizyty w karczmie, to najwyraźniej chciał porządnej bitki, a takie rzeczy raczej nie były ulubioną rozrywką ani dworu, ani okolicznej ludności.

Ignorując wrogie spojrzenia, bogacz sprężystym oraz pewnym siebie krokiem podszedł do lady zupełnie tak, jakby był u siebie, a nie wśród mnóstwa osobników, które z wielką chęcią po prostu by go zarżnęły. Kiedy znalazł się już na miejscu, rzekł tak głośno, aby każdy go usłyszał:

— Hej, co tak cicho siedzicie? Myślałem, że skoro zwą to miejsce chędożalnią, to nie przekrzyczę jęków — zaśmiał się głośno, po czym dodał już normalnym tonem. — No cóż, bywa i tak. Barman, podaj no mi kufel piwa, byle mocnego.

Wszelacy goście owej gospody spoglądali na niego spode łba, lecz nie potrafili znaleźć odpowiedniego powodu do zaczepki. To że okolica nie przepadała za ludźmi nie znaczy, że napaść na nich nie będzie napaścią, karaną co najmniej tygodniem w lochach.

A co się tyczy tego osobnika, to owszem, jego zachowaniu sporo brakowało do przynajmniej przyzwoitego, ale na tle co po niektórych podróżnych maniery miał iście dworskie.

— No dobra, nie trza o to tak drzeć japy — rzekł tłusty oraz brudny barman, po czym paskudnie splunął flegmą na podłogę.

Niegdyś biały fartuch aż świecić od tłuszczu, a ubrania jedynie nieco jaśniejsze od otoczenia, pokrywała gruba warstwa zaschniętych plam. Spocone ciało oraz niezadbana broda nadawały my wygląd kogoś, kto noce spędza na ulicy.

— Oj uwierz mi chłopie, jest o co. A i jeszcze jedno, zdrowiej, byle szybko. Jeśli będziesz smarkał do mego kufla, to wywalę cię na bruk, zanim zdążysz mrugnąć.

Właśnie na taką okazję jak ta czekał zawadiaka, siedzący po jego prawicy. Wstał, wyciągając nuż, który zamierzał przyłożyć bogaczowi do gardła. Przy wykonywaniu tych czynności, dodajmy że znacznie spowolnionych trunkami wykonywaniu, zaczął rozmyślać nad tym, jakiej kwoty od niego zażądać w zamian za darowanie życia. Jednakowoż popełnił przy tym pewien poważny błąd, a mianowicie przestał uważać.

Kiedy pięść rozwaliła jego nos, a impet ciosu posłał go na deski, przekonał się o tym, że za ową omyłką podążały równie poważne konsekwencje, które — jakby tego było mało — na tym się nie skończyły. Zanim bowiem oprych ponownie wstał, poczuł jak oplata go zaklęcie, po czym w podmuchu stęchłego powietrza został wywalony przez okno na zewnątrz budynku, roztrącając przy tym grupkę przechodniów.

Reszta elfów patrzyła na niego przerażona. Nie bez powodu, mężczyzna przy czarowaniu korzystał z demonicznych technik, zamiast tradycyjnego czarodziejstwa. Wbrew nazwie nie trza było być krwiożerczym demonem, aby móc korzystać z pierwszej metody, po prostu wśród reprezentantów tejże właśnie rasy były one szczególnie popularne. Co się zaś tyczy ludzi, to raczej nie przepadali oni za tym rodzajem magii. Owszem, były one dosyć niebezpieczne dla tych, którzy padali ofiarą takich zaklęć, ale strasznie wyniszczały one organizm. No i na dodatek powszechnie panował stereotyp, według którego parali się tym jedynie okultyści.

— Jeszcze jacyś chętni? — zapytał niedawno przybyły klient, po czym wziął potężny łyk piwa. — Smakuje jak szczyny, gospodarzu, no ale mówi się trudno. Lepszego i tak mi pewnie nie dasz, nawet gdybyś miał. Wracając do tematu, no śmiało ludziska!

Przerwał gwałtownie wypowiedź, po czym zamyślił się głęboko. W tym czasie reszta gości postanowiła czym prędzej dokończyć posiłek i się stąd zmywać, zanim to on zacznie poszukiwać pretekstu.

— Nie, nie ludziska, w końcu to elficki zajazd, mam rację? Nie, to nie jesz zajazdem, do jasnej cholery, mylę się nawet w poprawianiu. Tu mamy piękną karczmę… A może tawernę? Chuj jeden wie, nigdy się w tym nie orientowałem — dodał pod nosem. — W każdym razie elfie coś.

— Elfickie coś, jeśli już — poprawił go ktoś z tłumu.

Co prawda zamierzał dodać coś jeszcze, ale krótkie oraz stanowcze "zamknij się, kurwa" reszty klientów zdradziło mu, że nie byłoby to zbyt mile widziane.

— A no elfickie coś, to fakt. Dzięki za poprawę — westchnął głęboko, po czym ponownie upił nieco paskudnego trunku. — Jaka szkoda, że jednak chętnych brak. Może przy okazji ich wywalania przewietrzyłoby się tu nieco? Mniejsza a tym, pies by jebał takie pytania… barman, nowe piwo! — orzekł, odkładając pusty kufel na ladę.

— Może kultury trochę, kurwa jego mać? Nawet za tamto żeś nie zapłacił — odrzekł grubas.

— Och, przepraszam wielmożnego pana — rzekł, teatralnie kładąc opuszki palców na klatce piersiowej. — Czy mógłbym poprosić zacnego barmana, który jak mniemam jest również właścicielem tego jakże pięknego i zacnego przybytku, o przyniesienie spragnionemu klientowi kolejnego kufla złocistego trunku oraz przy okazji spytać o to, czy byłby łaskaw przyjąć ode mnie zapłatę za już wypitą porcję?

Większość karczmy niemal posikała się ze śmiechu na widok twarzy barmana, która pod wpływem gniewu stała się czerwona niczym dorodna wisienka.

— Prosić, to se możesz, jak…

— Jak tam chcesz — mówiąc to, człowiek rzucił wypchaną sakiewkę na stół. — Pierwsze wrażenie robi się tylko raz, więc na pożegnanie kolejka dla wszystkich. Do miłego.

Wstał z zamiarem wyjścia, w duchu klnąc przy tym niemiłosiernie.

Nie pobił się, a przynajmniej nie tak porządnie. Owszem, mógł niby zostać przy stole, ale wtedy wezwano by straż, która najzwyczajniej w świecie wywaliłaby go na zbity pysk. A to mu się akurat nie marzyło.

Innymi słowy, aby tego dnia w końcu poczuł, że coś go boli, znowu będzie musiał się ciąć, a wiedział doskonale co sądzi o tym jego towarzyszka w podróży. Gdyby chociaż mógł ją zaciągnąć do łóżka sprzedając jej jakąś paplaninę o tym, że to wszystko przez głęboką miłość, jaką ją darował. Tyle że po pierwsze, była na to po prostu zbyt mądra, a po drugie — i przy okazji ważniejsze — pozostawała jeszcze kwestia ślubów czystości, jakie składały kapłanki. Oczywiście poprzez czystość nie rozumiano tu braku brudu na ciele.

Rozmyślania o tym, jak jej usprawiedliwi ten fakt, przerwał spity w sztok ork, który bezceremonialnie wpadł do środka powalając na deski bogacza w skutek zdzielenia go drzwiami.

— Patrz jak leziesz, skurwysynie — rzekł powalony, po czym podniósł rozgniewane oczy.

Wysoki niemal na dwa metry, potężnej muskulatury ork o piaskowej skórze, pokrytej licznymi, pomarańczowymi plamkami miał przewieszony przez plecy ogromnych rozmiarów topór. W żadnym stopniu nie przypominał kogoś, o kim można by mówić "skurwysynie" w jego obecności, a już na pewno nie kogoś, do kogo należało chociaż podchodzić. Wyglądał za to na kogoś, kto bez problemu mógłby sprawić, że śledziona delikwenta który nie oceni go po wyglądzie mogłaby dosyć szybko znaleźć się na ziemi.

 

Drzwi od karczmy zamknęły się z głośnym trzaskiem, popychane szamanistyczną magią, jaką zwykły posługiwać się orkijskie plemiona.

Szybko. O wiele zbyt szybko. Stanowiło to jawną oznakę braku kultury, nawet jak na standardy tego miejsca. Właśnie dlatego każdy był uradowany tym, że chwilę później owe drzwi zaszczyciły plecy orka, gdyż nawiasy z głuchym trzaskiem po prostu eksplodowały. Oczywiście po magicznym popisie przy wywalaniu ostatniego kmiotka, każdy wiedział, czyją to było sprawką.

Orkijski wojak, kiedy tylko podniósł się z klęczek, zawołał wściekle i bełkotliwie:

— Kto to, do jasnej cholery, zrobił?

— Może same spadły, bo zbyt mocno żeś nimi walnął? — rzekł młodzieniec tak bezczelnym tonem, że nawet ci, do których nie skierowano tych słów, poczuli się urażeni.

— Spierdalaj stąd, dobrze ci radzę. Musisz wytrzeźwieć — odparł obojętnie barman, po czym wrócił do swych normalnych zajęć, takich jak olewanie ciepłym moczem tych klientów, którzy nie mieli już czym płacić.

— Już ja ci dam spierdalaj!

W dłoni orka wypłynęło gładkie oraz zwinne zaklęcie, wyglądem przypominające zieloną smugę światła, porośniętą miniaturowymi liśćmi. Pocisk nie dość, że nie był zbyt groźny, to nie trafił nawet w cel, gdyż bogacz przyjął go na lewy bark, jednocześnie tym samym zaklęciem co poprzednio pijaczynę, wywalił orka na bruk.

Obojętnie rozmasowywał bolące miejsce. Taki efekt zadowalał go jeszcze parę tygodni temu, ale teraz nie było to nawet porządnym początkiem zabawy. Mimo wszystko lepsze to, niż nic.

— Orka żem się pozbył, a taka cisza panuje? Nawet pół toastu czy czegokolwiek?

W czasie w którym młodzieniec wypowiadał te słowa, ork wstał, spluwając przy tym krwią. Wydawało się, że ogłuszony uderzeniem o twardą drogę oraz upity nie będzie stanowił większego zagrożenia, ale wystarczyła zaledwie sekunda, aby dobyta przez niego broń niemal rozpłatała szyję człowieka. Ten pomimo tego, że ledwo się uchylił, zachował spokój i kopnął oponenta w klejnoty, po czym prawym sierpowym uderzył go w szczenę.

 

— I widzicie? Oto jak należy się zgłaszać. Zaraz po wejściu, a kiedy już was wypieprzę to w mgnieniu oka macie wracać, jasne?

Zaśmiał się paskudnie, po czym zamierzał wyjść nie czekając jednak na toast. Tym razem to on nie zachował należytej uwagi, co sprawiło, że topór wbił się głęboko w jego plecy, przeszywając cienki pancerz.

Plując krwią, zdołał się jeszcze zemścić, posyłając ognistą kulę prosto w twarz orka.

****************************************************************************************************************************************************

— No i brawo, debilu jeden. Zarżnął cię byle pijaczyna w karczmie — rzekł gniewnie niewidoczny aktualnie demon.

Wszędzie dookoła panowała jedynie ciemność oraz pustka, zdające się pożerać wszelkie życie czy też światło. Poza tym znajdował się tu jedynie niemal zmarły człowieczyna, rozcierający plecy. Owszem, uwielbiał ból, ale nie w aż takim natężeniu. Na jego szczęście broni, jaka go tu posłała, nie znalazł.

Głosy były tu nienaturalnie głośne z powodu echa.

— A tam, zamknij się, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia. Jakbyś nie zauważył, jesteśmy tylko w ciemnej dupie, a nie w zaświatach, więc jakoś mnie odratowali. A to znaczy miej więcej tyle, że wszystko gra.

— A mało to ludzi nie zdychało po tym, jak trafili do tego, jak żeś to nazwał, ciemnego tyłka?

— Dupy, nie tyłka — poprawił go mechanicznie niedoszły zmarły, po czym usiadł na ziemi. A raczej tam, gdzie ona powinna być.

— Nie pierdol mi tu. Tak wołasz tylko i wyłącznie na dziewki. Oczywiście te… ładne.

— Wiesz co? Kiedy będziemy sami oraz w nieco lepszej sytuacji, to nauczę cię, jak powinno się przeklinać. No, ale to później, a teraz dawaj mi trochę więcej mocy. Trza się pozbierać i rozpierdolić skurwiela na malutkie kawałeczki. Zresztą co ja gadam, po tym wszystkim nie zostanie z niego nawet garstka pyłu.

— Wydaje mi się, że po tym, jak zakończyłeś tamtą walkę, nie będzie już czego, ani tym bardziej kogo rozwalać.

Człowiek obojętnie wzruszył ramionami, po czym zaczął rozglądać się po okolicy. W końcu go ujrzał. W odmętach czarnego jak smoła magicznego dymu, formułującego się w bestię, co chwila zmieniającą kształt tkwiło to, na czym tak bardzo zależało śmiertelnikowi. Serce jego mocy magicznej. Wystarczyło jedynie się do niego dostatecznie zbliżyć, a powrót do świata żywych oraz pokonanie tam tłumu gapiów — który uzna to pewnie za dowód parania się nekromancją bądź też okultyzmem — nie będzie stanowić nawet najmniejszego problemu. Tyle że najpierw trza do niego podejść, a to już nie było aż takie proste. Demony nie lubiły dzielić się swą mocą z nikim.

— Po prostu powiedz, czego chcesz — rzekł człowiek, doskonale wiedząc o tym, że demon pewnie przygotował już umowę na takową ewentualność.

— W zamian za praktyczne zmartwychwstanie oraz moc dość wielką, aby pokonać pół wioski, bo pewnie tyle…

— Dobra, dobra, wiem o tym, co mi dajesz. Sam ci przecież o tym mówiłem, więc po prostu mi to dawaj.

— Na pewno nie za darmo — demon uśmiechnął się paskudnie.

— Tyle też wiem. I lepiej nie kombinuj zanadto, bo to źle się dla ciebie skończy, zrozumiano?

— Jak na trupa dosyć twardo negocjujesz.

— Opętałeś mnie, ale zrobiłeś to po partacku. Dobrze o tym wiesz. To nie było zwykłe “pożarcie mnie”, bardziej przypominało to fakt, że to ja ciebie pożarłem. Wiesz, nie możesz istnieć beze mnie. Słowem, jestem ci potrzebny. Żywy.

Zapadła między nimi ponura cisza. Mężczyzna jakby nigdy nic wyciągnął z kieszeni nóż oraz wyobraził sobie jabłko, które natychmiastowo pojawiło się w jego dłoni. Zaczął je obierać, mechanicznie kalecząc się w opuszki palców.

Był nawet zadowolony z takiego obrotu spraw. Bolało, może i bez przesady, ale ciągle. No i po tym, jak to wszystko się skończy, to może nawet postawią mu jakiś pomnik? Oczywiście o ile nie będą próbowali go zabić. Jakkolwiek by nie było, obie te sytuacje czasami się zdarzały. Zwykle, starczało jedynie wmówić wieśniakom, że został wybrany przez jakiegoś z lokalnych bogów na odrodziciela świata.

— Ty też mnie potrzebujesz aby żyć, więc mimo wszystko chcę twej duszy. Wiesz, jakby to ująć… jestem głodny. Nie jadłem od setek, jeśli nie tysięcy, lat.

— Co to, to nie. — Nóż tym razem wbił się głęboko w palec wskazujący, rozcinając go na całej długości.

— Cóż więc zrobisz? Rzucisz we mnie jabłkiem? Już się boję…

Ku zdziwieniu potwora, człowiek faktycznie tak zrobił.

Chwilę potem zerwał się na równe nogi i wbiegł w serce, wykrzykując przy tym:

— To ja ciebie pożrę, głupcze!

****************************************************************************************************************************************************

— No i coś ty zrobił, debilu? Przez ciebie bandaż puścił! — Mężczyzna poczuł, jak ktoś zdejmuje mu len mokry i lepki z pleców, a gęsta ciecz oblewa jego łopatki.

— No dobra, żyję już. — Wszyscy uciekali ze strachu, kiedy do tej pory martwy człowiek wstał jakby nigdy nic. — Gdzie jest ten cholerny ork?

Nikt mu nie odpowiedział, gdyż najzwyczajniej w świecie nikogo już nie było w karczmie.

— No i kurwa jego mać fantastycznie.

— No i tyle było walki z połową wioski. Przy okazji tyle z miłej gościny. Na co ci to było? — rzekł głos demona w jego głowie.

— Dla bólu. Dobrze wiesz, jak bardzo jest mi potrzebny.

— A pół roku temu, kiedy mówiłem, że powinieneś przestać, to kazałeś mi się chędożyć — w odpowiedzi nie słychać było wyrzutów.

— Teraz też ci tak rozkażę, jeśli się nie zamkniesz. To były po prostu drzwi, które zbyt szybko się zamknęły i nie ma powodu, aby to rozpamiętywać.

Mówiąc to, mężczyzna — który czuł się już znacznie lepiej — wyszedł na ulicę, po czym natychmiast skierował się w stronę bramy miejskiej. W myślach zastanawiał się nad tym, że lokalne powiedzenie, które brzmiało “Jeden pożre drugiego, kiedy się tego nie spodziewasz”, okazało się nadzwyczaj trafne.

Ta karczma pożerała wszelkie cnoty oraz kasę klientów.

Będące tam elfy pożerały inne rasy. Oczywiście nie dosłownie, chodziło jedynie o rasizm.

Klienci pożerali jedzenie, a więc najczęściej mięso. Może i martwe oraz pochodzące jedynie od bydła i kur, ale mimo wszystko niezaprzeczalnie mięso, więc też po części życie.

Ten knypek, którego wywalił z knajpy, próbował pożreć jego życie — metaforycznie oczywiście — oraz przy okazji przejeść i przepić całą zawartość sakiewki.

Potem on sam pożarł pewność siebie reszty klientów, pokazując im ułamek swych możliwości.

Niemal narodził się z tego szacunek do innych, ale wpadnięcie orka po prostu go… pożarło, no bo co innego?

Życie orka całkiem dosłownie zostało pożarte przez niego, w końcu po coś stał w tej karczmie po tym, jak się ocknął. No i coś było powodem tego, że znikąd poczuł się lepiej. Oczywiście nic nie zdradziło, że zaprzepaszczone zaklęciem lata życia zostały przez śmiertelnika skradzione, ale mimo wszystko można to zaliczyć do tej kategorii.

Jeszcze on sam ponownie pożarł kawałek demona, dzięki czemu raz jeszcze umocnił swą potęgę. Oczywiście ten drugi miał coś przeciwko, ale niewiele mógł zrobić w tej kwestii.

No i teraz pożarł głupie nadzieje kapłanki na to, że zachowa się przyzwoicie.

Podniósł kciuk do buzi i ugryzł go.

Ból był za mały. Zawsze. To jego żądza pożerała go od środka, a tym, co go o tym uświadomiło był jeden z takich “posiłków”. Słowem, co chwila ktoś kogoś lub coś pożera. I nie ma tu znaczenia gdzie i kiedy się było. A uświadomił to sobie właściwie nic nie robiąc. Wiedza pożarła niewiedzę bez ostrzeżenia.

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • KarolaKorman 07.11.2015
    Przeczytałam i wypisałam sobie błędy, ale ocenę i komentarz wstawię, jak będą już wszystkie bitwy :)
  • ausek 08.11.2015
    Narzekasz, że ludzie nie komentują. :) Przeczytałam i podoba mi się tekst. Parę błędów wyłapałam, ale to nie ma znaczenia w odbiorze opowiadania. Ciekawi mnie kto wygra bitwę. Ode mnie 5. :)
  • DeadHuman 10.11.2015
    "Karczmę o wdzięcznej oraz nieco przydługiej — jak na jej okolice oczywiście — nazwie, brzmiącej miej więcej "Pod kuflem piwa" miejscowi zwykli zwać "chędożalnią"." - Ulala... Zawojowałeś z tym zdaniem. Na początek wywaliłbym myślniki/dywizy/whatever i wstawił po 'przydługiej' przecinek. Przed 'oraz' także. Przed i po 'oczywiście' również by się przydały, jednak ten przed 'brzmiącej' nie jest zupełnie potrzebny. 'Miej' zamień na 'mniej'. I dalsza część zdania jest wyłamana, więc po tym cudzysłowie stawiamy przecinek i... nie wiem... Coś zrób z tą częścią, bo ma ona mało sensu... Cholera, tyle błędów w jednym, na dodatek pierwszym, zdaniu... To co będzie dalej?

    "Ci, którzy orientowali się w języku na tyle, aby wiedzieć, że takiego słowa najzwyczajniej w świecie nie ma w słowniku albo byli po prostu nieco lepiej wychowani, korzystali z wyrażenia "burdel" bądź też "dom schadzek"." - Mordęga... Przecinek przed 'albo' poproszę... Ale moment... Dalsza część zdania nie ma sensu! Gdzie drugie albo? Rekonstrukcja... Nie dość, że długie to jeszcze zagmatwane.

    "Jakieś trzy czwarte urodzeń w okolicy można było powiązać z tym miejscem oraz grubo ponad połowę z nich ciężko było nazwać dobrowolnymi." - 'trzy czwarte'? O ile wiem, w opowiadaniach używa się niepoliczalnych jednostek, jak chodzi o taka skalę... Trzy czwarte po prostu nie pasuje. Oraz, jako spójnik, średnio tu pasuje. Dobrowolni... Hm... Naprawdę nie chcę się czepiać, ale to mi nie pasuje... Niby wiem, o co chodzi, ale jest niesmaczne.

    "Ci mężczyźni, którzy w to nie wierzyli a na dodatek byli na tyle nieroztropni, aby potwierdzić swe przypuszczenia, szybko pod wpływem noża przy gardle bądź jądrach dowiadywali się o tym, jakim było to błędem." - bez 'Ci'. Przecinek po 'wierzyli'. Otocz przecinkami 'bądź jądrach', bo bez nich dziwnie to wygląda.

    "Oczywiście miejsce o tak złej sławie, po prostu nie mogło wyglądać miło dla oka." - przecinek do wywalenia.

    "(...) wiał wiatr, strącający alkohol i jedzenie ze stołów." - bez przecinka.

    "(...) wymiocin czy też zepsutego piwa." - przepraszam bardzo, ale jaki jest sens trzymania zepsutego piwa? Może rzeczka zepsutego piwa pływała sobie niedaleko? Nie? Więc nie rozumiem.

    "Co prawda zajmowały połowę budynku, ale i tak były za małe oraz zbyt nieliczne dla całego miasta, przez co większość igraszek odbywała się albo w głównej izbie albo gdzieś w okolicznych krzakach." - unikaj takich długich zdań, bo to przyciąga kłopoty, a na dodatek nie są one miłe w czytaniu. No... I tutaj mam logiczną uwagę... Jak można uprawiać seks w krzakach? Co najwyżej gadka trzynastoletnich chłopaków, ale serio, kto to robi w krzakach? Desperacja? Aż tak? Aha, no i przecinek przed drugim 'albo' jest potrzebny.

    "Ogółem każdy, kogo stać było na coś więcej niż jedynie nażarcie oraz nachlanie się, a potem łóżkowym ulżeniu sobie na niekoniecznie chętnych elfach lub elfkach swych frustracji, omijał to miejsce szerokim łukiem." - przecinek przed 'niż'. Poza tym, zdanie bardzo nieprzyjemne dla oka, a można było zrobić krótsze.

    "Dało się to poznać po tym, że odziany był w jedwab oraz kaszmir, zabarwionymi drogimi barwnikami. " - knoci się, oj, knoci... Przecinek też nie jest potrzebny, ten drugi.

    "lniany pancerz" - Co to? Rzym? Lniane pancerze nie były w średniowieczu dobrymi pancerzami, praktycznie wcale z nich nie korzystano, były lepsze.

    "Wszelacy goście owej gospody spoglądali na niego spode łba, lecz nie potrafili znaleźć odpowiedniego powodu do zaczepki. " - archetypy zazdrośników/typowych dresów? :P

    "To że okolica nie przepadała za ludźmi nie znaczy, że napaść na nich nie będzie napaścią, karaną co najmniej tygodniem w lochach." - przecinek po 'To' i po 'ludźmi'. Usuń zaś przecinka przed 'karaną'.

    "po niektórych" - razem.

    "świecić" - 'świecił'.

    "— Oj uwierz mi chłopie, jest o co. A i jeszcze jedno, zdrowiej, byle szybko. Jeśli będziesz smarkał do mego kufla, to wywalę cię na bruk, zanim zdążysz mrugnąć." - ten jad w dialogach... Uuuuu... Nie, wcale nie, według mnie jest to zbyt sztuczne, nierealne, nielogiczne. Musisz potrenować pisanie takich dialogów. Poza tym, przecinek po 'Oj' i 'A'.

    "Właśnie na taką okazję jak ta czekał zawadiaka, siedzący po jego prawicy. " - Mordęga... Tak krótkie zdanie i dwa błędy? Otocz przecinkami 'jak ta', bo jest to wtrącenie, bez którego zdanie miałoby ten sam sens. Usuń przecinek przed 'siedzący'.

    "nuż" - zastanawiam się, czy dalej sprawdzać te twoje błędy? Równie dobrze mógłbym postawić ci na do widzenia 3 za błędy i mieć to gdzieś... Ale nie, wytknę ci je wszystkie, byś czegoś się nauczył, bo jak widzę, to z poprzedniej bitwy niewiele się nauczyłeś... Ba! Pogorszyłeś się...

    "Przy wykonywaniu tych czynności, dodajmy że znacznie spowolnionych trunkami wykonywaniu, zaczął rozmyślać nad tym, jakiej kwoty od niego zażądać w zamian za darowanie życia. Jednakowoż popełnił przy tym pewien poważny błąd, a mianowicie przestał uważać." - ty sprawdzałeś w ogóle ten tekst, czy nie za bardzo? Tutaj jest tyle błędów, że aż strach mi je wymieniać... Przecinek po 'Jednakowoż' oraz myślnik po 'mianowicie'. Przecinek po 'dodajmy' oraz usuń powtórzone wykonywaniu, bo to jest... Uch...

    "Zanim bowiem oprych ponownie wstał, poczuł jak oplata go zaklęcie, po czym w podmuchu stęchłego powietrza został wywalony przez okno na zewnątrz budynku, roztrącając przy tym grupkę przechodniów." - zmiana czasu narracji.

    "Wracając do tematu, no śmiało ludziska!" - przecinek przed 'ludziska' i przed 'śmiało'. W tym momencie przestaję wytykać błędy, zwyczajnie mi się nie chce... Musisz mi wybaczyć.


    Ogółem, pomysł niezły, bardzo dużo pożerania się tu odbyło, ale to wcale nie jest złe. Znalazło się natomiast całe mnóstwo błędów, których pozwoliłem sobie nie wymieniać, lub wymienić co poniektóre, gdyż zwyczajnie mi się nie chciało... Kolejna rzecz, styl... Cóż, był do dupy, szczerze mówiąc, i kompletnie mi się nie podobał. Moja subiektywna opinia, proszę nie brać do serca. Ale naprawdę, to było najgorsze opowiadanie z Opowi, a już na pewno z bitew. Za dużo długich, zagmatwanych zdań, zwrotów narratora, jakby rzeczywiście komuś coś opowiadał, a tu nie o to chodzi... Czułem się, jakby narrator mówił bezpośrednio do mnie.
    Kolejna sprawa... Temat dodatkowy... Nie zrozumiałem go, ale coś mi świta. Jednakże, było za mało go i nie mogę postawić nic więcej jak... No... To później... Następna sprawa, główny bohater przypadł mi do gustu, ale nieco później... Na początku był sztuczny, później się to rozwinęło, a cała fabuła również złączyła do kupy... Jakoś...

    Błędy: Nie ma co tu dużo gadać, 3/10 i ani punktu więcej... To była po prostu mordęga.
    Pomysł: 8/10, miał potencjał, ale brakowało mi tutaj jakiejś większej puenty, zakończenia, wielkiego bum, więc ta ocenka jest z lekka naciągana.
    Całokształt: 4/10, również naciągana? Czemuż to tak słabo? Całokształt... Więc... Błędy + styl + bohaterowie + pomysł. Bohaterowie byli nielogiczni, ci drugoplanowi, bo pierwsi byli całkiem okej. Styl... Cóż... Czytało mi się to mozolnie i nie przyjemnie, gubiłem wątek i podmiot, często nie potrafiłem zrozumieć przekazu, co uniemożliwiały również jakże liczne błędy.
    Temat dodatkowy: 1/5, po prostu nie da się więcej, gdyż go raz: nie zrozumiałem, a dwa: było o nim tak mało, że o ja pierdziu.

    Ogółem, najgorsze opowiadanie, jakie w życiu widziałem... Autentycznie.

    Oceniłem zgodnie z obiektywizmem i subiektywizmem tam, gdzie trzeba, więc niezbyt chciałbym słuchać wywodów na temat, jak bardzo kocioł przygania garnkowi, bo nie o to tutaj chodzi.
    Pozdrawiam ;)
  • Slugalegionu 10.11.2015
    Pozwól, że odpowiem na Twój komentarz. Kolejność losowa.

    1) No... I tutaj mam logiczną uwagę... Jak można uprawiać seks w krzakach? Co najwyżej gadka trzynastoletnich chłopaków ~ Niby tak, ale to fantasy, a tam wszystko jest możliwe.
    2) przepraszam bardzo, ale jaki jest sens trzymania zepsutego piwa? ~ Proste. Nowego nie trzeba kupować, a jak się zdążyłeś zorientować, właściciele nie myślą o klientach.
    3) Lniane pancerze nie były w średniowieczu dobrymi pancerzami ~ Na a orki, elfy, magia i takie tam nie powiedziały Ci, że to nie średniowiecze?
    4) ty sprawdzałeś w ogóle ten tekst, czy nie za bardzo? ~ Niestety zdążyłem jedynie raz, zaraz po napisaniu.
    5) W tym momencie przestaję wytykać błędy, zwyczajnie mi się nie chce... Musisz mi wybaczyć. ~ Wybaczyć? Nie no facet, matki mi nie zgwałciłeś ani nic takiego...
    6) Niby wiem, o co chodzi, ale jest niesmaczne. ~ I to zdanie skłoniło mnie do napisania tego komentarza. Czy ta karczma miała być miłym i "smacznym" miejscem? No właśnie.
    7) Ogółem, najgorsze opowiadanie, jakie w życiu widziałem... Autentycznie. ~ Żeby nie było, ja nie prowokuję. Ciebie da się o to oskarżyć, ale tylko przy naciąganiu. Na przyszłość, zachowaj to dla siebie, okej?
    8) Długości zdań ~ Lubię taką, tego niestety już nie zmienisz. :) Tak samo jak ja Twoich wtrąceń.
    I tyle. Ponownie, siódemka to nie atak, a jedynie prośba. Pozdrawiam i życzę, aby to opko pozostało najgorszym już do końca Twych dni.
  • DeadHuman 11.11.2015
    1) Czyli istoty w fantasy mają jakieś ukryte fetysze? Nie, to nie jest wyjaśnienie.
    2) A co za debile by to piwo kupowali? Logiczne, że sprzedaż by spadła, a i skoro są tacy agresywni ci mieszkańcy, to by spuścili mu wpierdol, więc gospodarz powinien pomyśleć o nowym towarze.
    3) Starożytność też nie, a to, że to fantasy, nie ma żadnego znaczenia.
    4) Nie widać.
    5) To nie, wcale nie przepraszam, jak chcesz.
    7) Będę mówić co mi się podoba. Również nie odczuj tego jako atak.
    8) Może zacznij chcieć coś zmieniać? Jeśli coś się komuś nie podoba, zacznij się starać, by to zmienić, bo inaczej się nie rozwiniesz, nie dokształcisz, nie będziesz lepszy...

    Ulatniam się.
  • KarolaKorman 10.11.2015
    Błędy;
    ,,Wstał, wyciągając nuż'' - nóż
    kilka literówek, przecinków i czasem dziwnie brzmiące zdania, niespójne. Czasem rozciągnięte, poprzecinane wtrąconymi myślami, czasem krótkie jakby urwane.
    7-10
    Pomysł;
    pomysł ciekawy, ale jak dla mnie niepotrzebnie tłumaczyłeś wszystko na koniec, jakbyś bał się, że nie dotarło do czytelnika. To było trochę takie podsumowanie, wiem, ale mnie się to nie podobało.
    7-10
    Całokształt;
    tu uratował Cię humor. Czytało się z uśmiechem.
    8-10
    Temat dodatkowy;
    1-5
    jakby dołożone na siłę, bo to dodatkowy temat :(
    Ocena końcowa;
    22-30
  • Cipciunia 11.11.2015
    "Czytało się z uśmiechem" czytało sie z wkurwieniem. Jak tu humoru nie było. Ja tu płakałem :c
  • Majeczuunia 15.11.2015
    Błędy:
    Zostały wymienione powyżej. Było ich dużo, a niektóre naprawdę głupie. Brakowało też wielu przecinków.
    5,5/10
    Pomysł:
    Było nawet okej. Pożeranie było ukazane fajnie, ale ja tu problem miałam ze światem. Był trochę oklepany i nieorginalny, zalatywało mi tu Grą o Tron. I jeszcze... No nie wiem. Opowiadanie mnie nie wciągnęło, przez co traci sporo punktów. Odniosłam wrażenie, że o ile początek był okej, to potem zrobiło się gorzej. Mimo tego poziom drastycznie nie spada, bo i na początku nie był jakoś super wysoko.
    5/10
    Całokształt:
    Błędy + Nudnawe opowiadanie. Nie za dobrze połączenie. A szkoda, bo wiem, że zazwyczaj piszesz wciągająco. Za całokształ niestety tylko 4,5/10
    Suma: 15/30
  • Majeczuunia 15.11.2015
    A, i temat dodatkowy:
    2/5
    Bo chociaż go nie zrozumiałam, to go wyłapałam, co nie jest prostym zadaniem przy mym głupim, trzynastoletnim umyśle
  • Slugalegionu 15.11.2015
    No nie popisałem się tutaj, masz rację. :/ To przez tę sobotę... naprawdę myślałem, że ma być do niedzieli i oto efekt. No nic, moje wina.
    Nigdy nie oglądałem ani nie czytałem Grą o Tron, więc to akurat uznam za komplement. :) Dziękuję za ocenę, dobrze wiedzieć że są tacy jak Ty i Death, którzy nie robią absolutnie wszystkiego, aby dać mego wysoką notę. :D
  • Ichigo-chan 15.11.2015
    Błędy
    4/10
    chyba nie muszę tłumaczyć
    Pomysł
    9/10
    pomysł cię uratował, pomysł był dobry, ale wykonanie...
    Całokształt:
    hm, powiem wprost, oboje sobie oszczędzimy ;-;
    postać - jak emo z 2010, ciągle miałam w głowie tę czarną grzywkę i pół tony lakieru
    demon - taki trochę... no ciota nie demon ;-;
    dialogi - no, dialogi jeszcze w miarę
    czytało się ciężko, czasami się gubiłam
    no i jeszcze to zakończenie, 'czytelniku, jako że jesteś idiotą, wszystko ci wytłumaczę', niefajne
    4/10
    Całość
    17/30

    a, i temat dodatkowy
    2/5, trochę na siłę podkreślany i wgl ;-;
    Pozdrowienia z japońskiej części piekła

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania