Całkiem zgrabne. Dużo rzeczy możnaby wyjąć i wynotować. Fajna kreacja "dziewczyny" i jej zachowań. Wiem, że inni Ci tu połowę zacytują, więc ja ograniczę się tylko do fragmentu z aniołami. Chociaż ta wypowiedź jest raczej surrealna, bo włosy nie maskują kręcenia głową, ale podoba mi się takie zakluczenie dialogów, mało oczywiste. Trochę mi się kojarzy z jakimś innym, Twoim tekstem, tam też gdzieś było: "Poznali się gdy/w/kiedy" i dalej opis jakiejś niesztampowej "pary", ale być może to jest jakiś wspólny mianownik Noirów. I ode mnie chyba tyle :( Może mój odbiór jest jakiś słaby, a może nie umiem się wbić w warstwę emocjonalną, bo trochę sama odeszłam od pp i... A może jakoś to postrzeganie Noirów jest już u mnie usystematyzowane i dwa inne (Twoje) utwory trudno będzie czymś zbić. Tak czy inaczej: poziom jak zawsze wysoki :)
Pozdrawiam.
Na pewno masz sporo racji, a do tego komentarz bardzo miło puentujesz. To poł-noir, noir kaleką trochę. Masz rację, że uderzenia lżejsze.
Co do absurdu z aniołami - oczywiście, ale jest to wypowiedź zawarta w cudzysłowie szaleńca i jako taką wręcz się powinna cechować korektą w rozumowania. Ja wiem, że taka odpowiedź, to z mojej strony pewne wygodnictwo, ale no coś. Gram tym, co na stole.
Dzięki Jolko-ko.
Heh, fajnie. Być może plusem będzie to, że noiry nie mają w zasadzie chronologiu. Poza baletami kęsy można użerać pod dowolnym kątem.
Dzięki za wizytę.
Okejo, przeczytałam razy dwa. Zgodnie z Trylogią Hunleya i biorąc pod uwagę, że o topieniu i spalaniu było, ten odnosi się zapewne do grzebania.
„Brodzili po kostki w tej najbardziej parszywej odmianie życia, w którym jeśli tylko czegoś dotkniesz, natychmiast to pęka, zmuszając cię do sięgnięcia po następne” – obadaj czy nie „w której”
Ok, czytam i czytam i, hm, coś jest nie tak z moim odbiorem. Jakbym się po części rozmijała. Zwykle, przy Twoich jednostrzałach, Noirach, ale i nie tylko, czuję się jak czytelnik, do którego ktoś mówi – siadaj tu, patrz, słuchaj, zobacz to, i to, i to – i pojawiają się obrazy, emocje, smutek, niepokój, coś nieuchronnego, a zarazem takiego, typowego dla Twojego pióra. Czytając tutaj nie czuję tego zmuszenia mnie do patrzenia w konkretnym kierunku. Bardziej jak opowieść ktoś z boku. Z tym, że jest jeszcze kwestia obycia z Twoim pisaniem – wysoki poziom jest już normą, plecenie poetyckich zdań i przemycanie „brudu” stylem, już znam smak tej potrawy i myślę, że w tej sytuacji niemożliwym jest, by każdy Noir mną targał.
„— Du bist polnisch? — pokaleczył język” – to, nie wiem dlaczego, ale to i cały akapit z tym mnie zatrzymał, nie wiem czemu, może jest to nowy motyw u Ciebie, może jestem podatna na skojarzenia, może nie wiem co
Noo, kurwa, to:
„Skapujący do ogniska tłuszcz szczurzego mięsa wytłumił jego apatyczne, zdawkowe: "Acha" – to jest 300 % Cana w Canie
„Innym razem pod dziurawym dachem mostu powiedziała, że umieranie bliskich, to preludium twojej własnej śmierci. Doświadczasz tego i szukasz metody. Oswajasz lęk. Wyczekujesz. Samotność to obłęd prosto z karty chorób, ale jeśli w menu dróg do śmierci tylko ona będzie, z miejsca weźmie powiększony zestaw” – te rozważanie również, ciekawie przedstawiony temat
Hm, może to kwestia poddania się. Może to, że zwykle jeszcze czuję jakąś walkę, wewnętrzną chociażby, przy kolejnych etapach przed końcem, a tu jest wręcz jego (końca) przyspieszanie. A ja jestem emocjonalnym survivalowcem – łapania się krawędzi poszukuje w tekstach. Podciągania się, drapania w murze, aż popękają knykcie. Tymczasem tutaj wyczuwam taki stan zawieszenia, jak balon wypełniony bezsilnością i oczekiwaniem. Tryb Kononowicz – nie będzie niczego. Nie ma już po co, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Tymczasem mój wewnętrzny odbiorca chciałby poczuć, że jeszcze raz pięść uderza w mur, jeszcze raz rozbryzguje krew. Że nawet jeśli śmierć, to w walce. A może jestem naiwna po prostu, a tekst jest za ciężki na mła i mego wewnętrznego odbiorcę :)
„Nim do tego doszło, dziewczyna zdążyła poprosić, żeby ukrył jej obraz pod powieką oka” – to ładne
Ładna, liryczna końcówka.
Czyli reasumując – poziom, ofkors, wszystko jest, ale targnięcie mną tym razem połowiczne.
Choc jak o tym mysle, to nawet i nie to.
Przypisuje kolory tekstom, tzn. wspominajac jakis tekst widze go w okreslony sposob. Noe ma slonca ma multum kolorow, zywych, cieplych, pomimo odliczania, pomimo rowniez zblizania sie nieuchronnego, ciepla wódka, przez ktora wieczor nie klasyfikuje sie jako spokojny, cos jakos tak multum wszystkiego, rozblysk w mojej glowie, Balety maja kolor szronu, bieli, blekitu, jak szyba skuta lodem w mrozny poranek. Ostre i wrecz parzace zimnem.
Tu jest tylko szarosc, przytlaczajaca, pastel zbyt duzy dla mnie, szukajacej skrajnosci.
Najważniejsze na samym początku. To zupełnie, ale to zupełnie nie ma nic wspolnego z trylogią H.N.Hunley, więc szukając mianowników - srodze się zawiedziesz.
Odpowiem tak, jak odpowieszialem Jolko_ce. To poł-noir. Noir kaleki.
Szło co innego, to się dobijało i wyszło coś pomiędzy (lub nic). Nie ma tu charakterystycznych akcentów, bo uczę się "wytłumienia". Chcę poszerzyć paletę zagrań. Nie mogę w nieskończoność podbijać tekstów oprzecinkowaniem z kurew i chujów.
To tekst testowy. Dużo w nim nowych rzeczy nawet dla mnie.
Pięknie dziękuję za szczery odbiór.
Wszystko w myśl prawa, że najprostsze - najwlasciwsze, więc nie doszukuj się własnych dysonanów poznawczych.
Tekst loteryjny. A w losy na loterię głównie się inwestuje.
A wniosek, ze to Hunley i grzebanie nasunal sie po tym:
"— Czołgi ciężkie, miny głębinowe.
I te ciała w rzędach, kładzione na kocach"
Bledny, ok, bralam pod uwage tez taka mozliwosc ;)
Heh... :)
Wiesz jak jest - gdy pilka na boisku, to ja kibicuje Niemcom, bo widze w nich pasje, determinacje i umiejetnisci. Ty jestes takie pisarskie Niemcy. Od nich sie wymaga meczy zycia non stop, choc to niemozliwe. Ale pomimo, ze niemozliwe to i tak sie inaczej spoglada. Dlatego nie oceniam Cie jak randomowej druzyny, wez na to poprawke ;)
Ok, tyle moich wywodów.
Czytam niektóre zdania i trochę się czuję jakbym czytała kogoś innego. Ocierasz się o piękne zdania, momentami czuje się taką poetycką nutę... nie ona tkwi pomiędzy słowami (to bardziej niż pewne). Gdzieś przeskoczyłeś w inny wymiar w tej krótkiej opowieści. Takie drzwi, które potajemnie się otwiera. Bardzo przyjemnie to wszystko brzmi. Szczególnie ten początek jest intrygujący.
Stworzyłeś taki Canowaty ogród, w którym hodujesz szczepki samotności, lęku i sam już Ty wiesz najlepiej czego tam.
Przyjemnie się czytało, jeszcze lepiej na głos.
Pozdrawiam.
Tak. Możliwe. Raz, że przerwa usztywniła, dwa, zauważyłem, że popadam w pewną noirową schematyczność. Chciałem uciec, zmienić paletę zagrać, poszerzyć.
Na głos, powiadasz? - kurde. Nie czytałem chyba nigdy nic na głos.
No może w szkole.
Dzięki, Adelajda.
"życie jest odmianą grzechu" - kiedyś mi pod tekstem napisałeś, że 'czemu ja na to nie wpadłem?'. No, to to co tu cytuję, to teraz ja tak mam. [co to znaczy "ja" to pewnie łatwo się domyślić; po nocach, żeby nie zaśmiecać głównej tym samym, dodam kilka starych tekstów, które chcę, by były na profilu... po chuj ja to piszę ;D]
no i no. To nie jest proza, prędzej poezja, ale chuj z szufladkami. To jest sztuka, Panie Kolego. Co już kiedyś nadmieniałem. Jak ktoś tworzy rzeczy oddziaływające na odbiorcę jak sztuka - to tworzy sztukę. A jak ktoś tworzy sztukę, to jest artystą.
Artystą jesteś, chcesz czy nie chcesz.
Taka impresja przelana w komentarz.
Bardzo Ci pięknie dziękuję, płonąc propiekielnymi rumieńcami. Świetny avek i w ogóle. Wiem, że tekst jest nieco inny od, hmm, od innych, ale muszę migrować po własnej ojczyźnie, bo ją stracę.
Dziena.
Co do frazy: czemu ja na to nie wpadłem" mógłbym Ci napisać ze 40 razy. Już tyle razy było: "kurwaaa, wyeliminował mnie taką możliwość doboru słownego, że chuj". Zdrowy rodzaj zawiści kolektywnej uprawiałem często wobec "Cię".
A nie - madre de dios?
Tytuł znaczący. Matka bolejąca nad apokalipsą, ale któż wojnę sprowadził. Wepchnął jedynych ocalałych między płaczące ściany.
Okiełznywanie nicości - krajobraz po hekatombie - ona i on.
Ona (madre), niemal sacrum podglądające anioły, zapowiada królestwo nie z tego świata.
Metafora czasu, odczuć... w finale zbagatelizowana. Wojna pionków o posiadanie marzeń. Zaskakujące rozwiązanie.
Ale najbardziej mnie zajął fragment o samotności bohatera. O tym, że śmierć bliskich osób przyciąga i oswaja naszą. Przez śmierć idzie się zupełnie samotnie. Skuteczne przygotowanie do własnej śmierci polega na 'zabijaniu' wszystkich więzów z innymi.
W zasadzie nie chciałam interpretować, a tylko napisać o niesamowitej obrazokreacji, sztuce rozpisywania charakterów w niedługim przecież tekście, swobodzie w budowaniu zdań... a wyszło jak zawsze.
Ciekawe są Twoje fabularne światy, zapraszają do mrocznych wnętrz. To niezwykła umiejętność.
Więc, bo akurat jestem na chodzie:
Nie. Tytuł jest taki z... Z wielu przyczyn ;)
I powiem, że... czekałem na komentarz od Ciebie. Na to, ile znajdziesz i czy będziesz szukać.
Nie ma rozczarowania. Punktujesz jak Juve. Może dziś bez Barceloniady, ale stabilne dwa zero z murawy podnosisz.
Zwracasz uwagę na niego, mimo że całym sobą wypycham przed oczy kamer – ją. Jego ukrywam, ale, no... miss Wrotycz - wiadomix. Świetna obserwacja drugiego planu.
Tekst inny - tak, już to wiem - ale właśnie obszar również krótszy. Dwie strony. Tyle miałem na uszycie obrazka. Muszę się uczyć zwięzłości, bo ostatnio każdą pierdołę rozpisuję na półtora zeszytu.
Dziękuję ślicznie.
A czemu inny? Bo krótszy? Cały tu Canu - jak zwykle na stabilnym paradygmacie swych zapętleń:)
No nie... grrr... związek z deux ex machina?
Łacina to kierunek?
Nie zasnę.
Wrotycz, inny, gdyż coś, co miało być nowatorskie, ustatnio się zaczęło niebezpiecznie systematyzować. A fabryczny wyrób jest dla mnie (trochę) synonimem klęski. Nie. Tekst jest inny z wielu przyczyn. Jedna to taka, że w innych (też nie wszytskich, ale często) podbijałem brzmienia dialogiem. Ratowałem się nic. Tutaj chciałem zminimalizować liczbę cukierków, by zobaczyć reakcję na same papierki. A zresztą, można długo.
Po twoim odejściu świat otworzy oczy. —" ten początek mnie oczarował.
Dalej panuje ciężki klimat, zbudowany przy pomocy świetnego doboru słów tak jak potrafisz.
Tak sobie myślę, że całe życie jest trochę jak przygotowywanie się do śmierci, a samotność zdecydowanie ważnym elementem nauki.
Jak zawsze poziom wysoki.
Pozdrawiam serdecznie!
Najpierw tu póki co nieco mam w głowie. Tekst, który niemal nie doprowadził do obłędu by znaleźć połączenia wszystkich obrazów z tytułem ;))
Pięknie malujesz słowami. Widzę kilka obrazów od wojennych: bitwa morska, komory gazowe- gdzie wcześniej były usuwane włosy wszystkim, stąd i aniołowie dzieci skazane na śmierć, dziewczynki bez warkoczow.
Ta cukrzyca kurdebo co kaman?
I obraz bezdomności obok ćpunów.
I to "Przegrali w domu zapłakanych ścian. Przeczuwali, że do tego dojdzie. Czuli, że dzikie spojrzenia otwartych palenisk idą za nimi krok w krok. I jeden wieczór stał się tym ostatnim. Za sprawą wycieku uleciały duchy z ich popsutych ciał."- hmm kojarzy mi się z łodzią podwodna która bomba trafiła albo bunkier piwnica czy gdzieś gdzie są popuste ciała brak higieny choroby wszy .
I obraz samotnego który hmm nie wiem być może sam dobił rodzinę by mniej cierpiała przed tym co miało nadejść. Plus to że może przeżył wylądował w jakimiś domu opieki z uszczerbkiem na psychice i gra w warcaby z innym starcem, chociaz wiem że to nie to metafora nie wiem do czego.
Plus przejawia się obraz przecieku gazu...lub czegoś innego co prowadzi do śmierci.
Noi wybuch w kamienicy ostatni.
Takie różne skojarzenia.
Tytuł próbowałam ulokować w Brazylii, potem z jakimiś objawieniami czy cudem wyciek łez krwi z obrazu czy figurki matki boskiej...kurde dużo tych obrazów różne skojarzenia u mnie wywołały. I tekst kojarzy mi się z poprzednim o górnikach tylkontutaj chwytasz inne wydarzenia ale też poruszasz ból samotność nieszczęścia cierpienia wojny.. przepięknie oddziałujesz na wyobraźnię przez znakomitą plastykę obrazów.
Nooo to wsio :))
Kurde, jakby Twoje wszystkie spekulacje wkleić, to byłby chyba najdłuższy komentarz. A nie. Robert by wygrał chyba.
W każdym razie, tak jak mówiłem: Niekiedy noiry mają eklementy wydźwięku osobistego i chociażby z tego tytułu, nigdy pewnych elementów nie będziesz w stanie rozsłupłać do końca.
Nie że akurat ten ma, ale tak się zdarza.
Jeśli byliby to górnicy, byłoby to zarazem zwieńczenie trylogii H.L. Hunleya, a nie jest, więc - no właśnie. Kilka przemyśleń graniczących papierową ścianką z moimi zamiarami. Jedno przynajmniej w punkt.
Dzięki, Kall.
Fajnie bawisz się "obrazem". Przedstawiasz, go i zamiast opisywać jakąś tam historię (poszedł, znalazł itp.) kreujesz rzeczywistość bohaterów. By coś takiego napisać i umieć się tym cieszyć potrzeba odrobiny umiejętności :) Naprawdę fajne :)
Can, jest to jeden z Twoich lepszych noirów. Jak mówiłam - czytałam już parę razy i chcialam wiadomość o swoich przemyśleniach prywatnie, ale skasowałam ją, bo pomyślałam, że są bezwartościowe i tylko zabiorę Ci czas. Skoro jednak postanowiłam nie odchodzić z naszego wspaniałego przybytku wielkich artystów xd, niedługo napiszę komentarz. Po ,,Gdy przyjdzie po nas świt'' nie napisałeś nic lepszego. Dopiero to tak samo ruszyło.
(Natomiast dosypię Ci soli do potrawy rozpływania się nad Twoim noirnadtalentem - to nowe noir, Elizjum, zupełnie mi się nie widzi).
Narazie tyle. Dopiszę niebawem szerszy komentarz.
Witam
Menu życia bardzo urozmaicone emocjami. Wszyscy jesteśmy Midasami po części swojego losu i nieprawdą jest, że zapisane mamy to w gwiazdach. Idziemy ciągle sami, chociaż dookoła tyle rzeczy się dzieje, idziemy do niej w samotności i umieramy też sami. Czyż nie świadczy to o egoizmie jednostki. Dlatego niszczymy to co kochamy. Śmierć powinna być weselem, to dlaczego jest zasmuceniem. Bezwarkocze u aniołów jest strachem przed Panem. Nie wolno się sprzeciwiać Jemu. Nie wygrywamy tej gry w warcaby o marzenia. Każdy z nas jest przegrany.
Jak zawsze styl i język wyjątkowy i poruszający myśli.
Pozdrawiam
Może dzisiaj nie powinnam tego czytać, bo jakoś te słowa bolą, choć zdania są piękne. Zawsze u Ciebie trudna miłość i zabijanie tej miłości, jakby to rozwiązywało problemy, a przecież nie rozwiąże, kiedy obraz zostanie w oku...
''Jesteś żartem świata'' - plugawego świata, gdzie tak mało dobroci. Jeszcze tytułu nie ogarniam do końca, choć było ich dwoje. Dwoje szaleńców jakby od jednej matki { braterstwo dusz, zrozumienie samotności, bliskość}, których kaprys losu postawił na jednej drodze.Nie mógł patrzeć na jej mękę, te stany wyobcowania, to czekanie na pomoc z nieba i stwierdzenie, że anioły nie mają warkoczy...
— Dwoje wariatów
pochylonych nad partią warcab
bawiło się w wojnę,
grając o marzenia —
To mnie rozwaliło. Tylko wariaci walczą o marzenia?
Pewnie jeszcze do tego wrócę, kiedy mniej będę przezroczysta, żeby na spokojnie.
No wieć: Nie zawsze chyba, ale faktycznie: motyw relacyjnego uwikłania przewija się dosyć często. Tutaj miałem fazę na obudowanie metaforami wojennymi, stąd otoczka w takich właśnie kolorach.
Czy tylko wariaci walczą o marzenia?
bardzo często.
.Ale nie należy na "wariata" spoglądać pejoratywnie.
Dzięki z późno-nocny najazd.
Przełamałam wstręt do słowa pisanego i dotarłam. (Tego wstrętu nie bierz osobiście, to tylko mój problem).
Jest bardzo apetycznie, jak zwykle. Pojawia się już pewien schemat, określona narracja; mam wrażenie, że nawet niektóre zwroty się powtarzają w noirach. Ale absolutnie nie uważam tego za wadę. To mi raczej przypomina powroty do rodzinnego domu, odnajdywanie zagubionego gdzieś po drodze ciepła. Rozkoszne uczucie. I dziękuję za nie.
To była pierwsza myśl. Teraz druga.
Wiersz na początku widzi mi się i rozumiem zamysł - jeden otwiera, drugi zamyka. Ale ten drugi właśnie, już nie za bardzo. Ogromnie widziałabym koniec bez niego, bo tamten niepotrzebnie łagodzi całość.
No. To tyle, proszę Pana. Zastrzegam sobie możliwość powrotu na czas nieokreślony.
Dobrej nocy.
ja pierdolę czytałem chyba z pięć razy i ni h...a nie kumam przesłania. Kurdę język ten sam niby ale słowa jakby mi nie znane i nie dające się skleić w nic sensownego. Poddaje się i padam na ryja!
Canulas Nie. Jestem jak kiedyś napisałeś pragmatyczny do bólu, ale coś tam już twojego czytałem i znowu dochodzę do wniosku, że jestem jakieś dwa lata do tyłu za twoim umysłem i twoimi tekstami. Te starsze kumam w tych nowych odpływam gdzieś w zaświaty.
Ozar - niekoniecznie do tyłu. Niekoniecznie do przodu. Może po prostu to koegzystencja różnych postrzegań, która nie musi być rozpatrywana pro wyścigowo, a może egzystować w symbiozie, uzupełniając się.
W sensie: Nie pierdol. Jest git.
"Tak naprawdę chcieli tylko uciec z ograniczeń nadanych przez ciała. Zerwać wrosłe w szkielet łańcuchy. Wyprowadzić się z własnych przyzwyczajeń. Uciec.
Dwa niedoskonałe światy chorego malarza. Dwa obrazy – każdy spod innej ręki. Dwoje amantes.
Nie udało się."
Tak, i owe próby niekonicznie oznaczają fizyczne, brudne palce, które wyjmują ze srebrnej tabakiery...
Tyle naszego -ja-, na ile sprawdziliśmy jego zasięg. W samotności trudniej.
Dobrze było wrócić.
Komentarze (72)
Pozdrawiam.
Co do absurdu z aniołami - oczywiście, ale jest to wypowiedź zawarta w cudzysłowie szaleńca i jako taką wręcz się powinna cechować korektą w rozumowania. Ja wiem, że taka odpowiedź, to z mojej strony pewne wygodnictwo, ale no coś. Gram tym, co na stole.
Dzięki Jolko-ko.
Dzięki za wizytę.
Hello.
Proszę jaki come back.
Dzięki za niespodziewaną wizytę.
„Brodzili po kostki w tej najbardziej parszywej odmianie życia, w którym jeśli tylko czegoś dotkniesz, natychmiast to pęka, zmuszając cię do sięgnięcia po następne” – obadaj czy nie „w której”
Ok, czytam i czytam i, hm, coś jest nie tak z moim odbiorem. Jakbym się po części rozmijała. Zwykle, przy Twoich jednostrzałach, Noirach, ale i nie tylko, czuję się jak czytelnik, do którego ktoś mówi – siadaj tu, patrz, słuchaj, zobacz to, i to, i to – i pojawiają się obrazy, emocje, smutek, niepokój, coś nieuchronnego, a zarazem takiego, typowego dla Twojego pióra. Czytając tutaj nie czuję tego zmuszenia mnie do patrzenia w konkretnym kierunku. Bardziej jak opowieść ktoś z boku. Z tym, że jest jeszcze kwestia obycia z Twoim pisaniem – wysoki poziom jest już normą, plecenie poetyckich zdań i przemycanie „brudu” stylem, już znam smak tej potrawy i myślę, że w tej sytuacji niemożliwym jest, by każdy Noir mną targał.
„— Du bist polnisch? — pokaleczył język” – to, nie wiem dlaczego, ale to i cały akapit z tym mnie zatrzymał, nie wiem czemu, może jest to nowy motyw u Ciebie, może jestem podatna na skojarzenia, może nie wiem co
Noo, kurwa, to:
„Skapujący do ogniska tłuszcz szczurzego mięsa wytłumił jego apatyczne, zdawkowe: "Acha" – to jest 300 % Cana w Canie
„Innym razem pod dziurawym dachem mostu powiedziała, że umieranie bliskich, to preludium twojej własnej śmierci. Doświadczasz tego i szukasz metody. Oswajasz lęk. Wyczekujesz. Samotność to obłęd prosto z karty chorób, ale jeśli w menu dróg do śmierci tylko ona będzie, z miejsca weźmie powiększony zestaw” – te rozważanie również, ciekawie przedstawiony temat
Hm, może to kwestia poddania się. Może to, że zwykle jeszcze czuję jakąś walkę, wewnętrzną chociażby, przy kolejnych etapach przed końcem, a tu jest wręcz jego (końca) przyspieszanie. A ja jestem emocjonalnym survivalowcem – łapania się krawędzi poszukuje w tekstach. Podciągania się, drapania w murze, aż popękają knykcie. Tymczasem tutaj wyczuwam taki stan zawieszenia, jak balon wypełniony bezsilnością i oczekiwaniem. Tryb Kononowicz – nie będzie niczego. Nie ma już po co, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Tymczasem mój wewnętrzny odbiorca chciałby poczuć, że jeszcze raz pięść uderza w mur, jeszcze raz rozbryzguje krew. Że nawet jeśli śmierć, to w walce. A może jestem naiwna po prostu, a tekst jest za ciężki na mła i mego wewnętrznego odbiorcę :)
„Nim do tego doszło, dziewczyna zdążyła poprosić, żeby ukrył jej obraz pod powieką oka” – to ładne
Ładna, liryczna końcówka.
Czyli reasumując – poziom, ofkors, wszystko jest, ale targnięcie mną tym razem połowiczne.
Przypisuje kolory tekstom, tzn. wspominajac jakis tekst widze go w okreslony sposob. Noe ma slonca ma multum kolorow, zywych, cieplych, pomimo odliczania, pomimo rowniez zblizania sie nieuchronnego, ciepla wódka, przez ktora wieczor nie klasyfikuje sie jako spokojny, cos jakos tak multum wszystkiego, rozblysk w mojej glowie, Balety maja kolor szronu, bieli, blekitu, jak szyba skuta lodem w mrozny poranek. Ostre i wrecz parzace zimnem.
Tu jest tylko szarosc, przytlaczajaca, pastel zbyt duzy dla mnie, szukajacej skrajnosci.
Odpowiem tak, jak odpowieszialem Jolko_ce. To poł-noir. Noir kaleki.
Szło co innego, to się dobijało i wyszło coś pomiędzy (lub nic). Nie ma tu charakterystycznych akcentów, bo uczę się "wytłumienia". Chcę poszerzyć paletę zagrań. Nie mogę w nieskończoność podbijać tekstów oprzecinkowaniem z kurew i chujów.
To tekst testowy. Dużo w nim nowych rzeczy nawet dla mnie.
Pięknie dziękuję za szczery odbiór.
Wszystko w myśl prawa, że najprostsze - najwlasciwsze, więc nie doszukuj się własnych dysonanów poznawczych.
Tekst loteryjny. A w losy na loterię głównie się inwestuje.
Zawsze szczerze :)
"— Czołgi ciężkie, miny głębinowe.
I te ciała w rzędach, kładzione na kocach"
Bledny, ok, bralam pod uwage tez taka mozliwosc ;)
Choć zaraz... Łejda minyt...
Wiesz jak jest - gdy pilka na boisku, to ja kibicuje Niemcom, bo widze w nich pasje, determinacje i umiejetnisci. Ty jestes takie pisarskie Niemcy. Od nich sie wymaga meczy zycia non stop, choc to niemozliwe. Ale pomimo, ze niemozliwe to i tak sie inaczej spoglada. Dlatego nie oceniam Cie jak randomowej druzyny, wez na to poprawke ;)
Ok, tyle moich wywodów.
Coś musi być na rzeczy.
Ogólnie bardziej poplątane, co nie znaczy, że gorsze. :)
Krótkie, wiem, ale, no... to też plus
Stworzyłeś taki Canowaty ogród, w którym hodujesz szczepki samotności, lęku i sam już Ty wiesz najlepiej czego tam.
Przyjemnie się czytało, jeszcze lepiej na głos.
Pozdrawiam.
Na głos, powiadasz? - kurde. Nie czytałem chyba nigdy nic na głos.
No może w szkole.
Dzięki, Adelajda.
no i no. To nie jest proza, prędzej poezja, ale chuj z szufladkami. To jest sztuka, Panie Kolego. Co już kiedyś nadmieniałem. Jak ktoś tworzy rzeczy oddziaływające na odbiorcę jak sztuka - to tworzy sztukę. A jak ktoś tworzy sztukę, to jest artystą.
Artystą jesteś, chcesz czy nie chcesz.
Taka impresja przelana w komentarz.
Dziena.
Tytuł znaczący. Matka bolejąca nad apokalipsą, ale któż wojnę sprowadził. Wepchnął jedynych ocalałych między płaczące ściany.
Okiełznywanie nicości - krajobraz po hekatombie - ona i on.
Ona (madre), niemal sacrum podglądające anioły, zapowiada królestwo nie z tego świata.
Metafora czasu, odczuć... w finale zbagatelizowana. Wojna pionków o posiadanie marzeń. Zaskakujące rozwiązanie.
Ale najbardziej mnie zajął fragment o samotności bohatera. O tym, że śmierć bliskich osób przyciąga i oswaja naszą. Przez śmierć idzie się zupełnie samotnie. Skuteczne przygotowanie do własnej śmierci polega na 'zabijaniu' wszystkich więzów z innymi.
W zasadzie nie chciałam interpretować, a tylko napisać o niesamowitej obrazokreacji, sztuce rozpisywania charakterów w niedługim przecież tekście, swobodzie w budowaniu zdań... a wyszło jak zawsze.
Ciekawe są Twoje fabularne światy, zapraszają do mrocznych wnętrz. To niezwykła umiejętność.
Nie. Tytuł jest taki z... Z wielu przyczyn ;)
I powiem, że... czekałem na komentarz od Ciebie. Na to, ile znajdziesz i czy będziesz szukać.
Nie ma rozczarowania. Punktujesz jak Juve. Może dziś bez Barceloniady, ale stabilne dwa zero z murawy podnosisz.
Zwracasz uwagę na niego, mimo że całym sobą wypycham przed oczy kamer – ją. Jego ukrywam, ale, no... miss Wrotycz - wiadomix. Świetna obserwacja drugiego planu.
Tekst inny - tak, już to wiem - ale właśnie obszar również krótszy. Dwie strony. Tyle miałem na uszycie obrazka. Muszę się uczyć zwięzłości, bo ostatnio każdą pierdołę rozpisuję na półtora zeszytu.
Dziękuję ślicznie.
Wyszło jak zawsze - poczytuję za el complementos
No nie... grrr... związek z deux ex machina?
Łacina to kierunek?
Nie zasnę.
Po twoim odejściu świat otworzy oczy. —" ten początek mnie oczarował.
Dalej panuje ciężki klimat, zbudowany przy pomocy świetnego doboru słów tak jak potrafisz.
Tak sobie myślę, że całe życie jest trochę jak przygotowywanie się do śmierci, a samotność zdecydowanie ważnym elementem nauki.
Jak zawsze poziom wysoki.
Pozdrawiam serdecznie!
Pięknie malujesz słowami. Widzę kilka obrazów od wojennych: bitwa morska, komory gazowe- gdzie wcześniej były usuwane włosy wszystkim, stąd i aniołowie dzieci skazane na śmierć, dziewczynki bez warkoczow.
Ta cukrzyca kurdebo co kaman?
I obraz bezdomności obok ćpunów.
I to "Przegrali w domu zapłakanych ścian. Przeczuwali, że do tego dojdzie. Czuli, że dzikie spojrzenia otwartych palenisk idą za nimi krok w krok. I jeden wieczór stał się tym ostatnim. Za sprawą wycieku uleciały duchy z ich popsutych ciał."- hmm kojarzy mi się z łodzią podwodna która bomba trafiła albo bunkier piwnica czy gdzieś gdzie są popuste ciała brak higieny choroby wszy .
I obraz samotnego który hmm nie wiem być może sam dobił rodzinę by mniej cierpiała przed tym co miało nadejść. Plus to że może przeżył wylądował w jakimiś domu opieki z uszczerbkiem na psychice i gra w warcaby z innym starcem, chociaz wiem że to nie to metafora nie wiem do czego.
Plus przejawia się obraz przecieku gazu...lub czegoś innego co prowadzi do śmierci.
Noi wybuch w kamienicy ostatni.
Takie różne skojarzenia.
Tytuł próbowałam ulokować w Brazylii, potem z jakimiś objawieniami czy cudem wyciek łez krwi z obrazu czy figurki matki boskiej...kurde dużo tych obrazów różne skojarzenia u mnie wywołały. I tekst kojarzy mi się z poprzednim o górnikach tylkontutaj chwytasz inne wydarzenia ale też poruszasz ból samotność nieszczęścia cierpienia wojny.. przepięknie oddziałujesz na wyobraźnię przez znakomitą plastykę obrazów.
Nooo to wsio :))
W każdym razie, tak jak mówiłem: Niekiedy noiry mają eklementy wydźwięku osobistego i chociażby z tego tytułu, nigdy pewnych elementów nie będziesz w stanie rozsłupłać do końca.
Nie że akurat ten ma, ale tak się zdarza.
Jeśli byliby to górnicy, byłoby to zarazem zwieńczenie trylogii H.L. Hunleya, a nie jest, więc - no właśnie. Kilka przemyśleń graniczących papierową ścianką z moimi zamiarami. Jedno przynajmniej w punkt.
Dzięki, Kall.
Dzięki za wizytex
(Natomiast dosypię Ci soli do potrawy rozpływania się nad Twoim noirnadtalentem - to nowe noir, Elizjum, zupełnie mi się nie widzi).
Narazie tyle. Dopiszę niebawem szerszy komentarz.
Fajnie, że się widzi pierwsze chociaż. Radym. Naprawdę krzepiące
Menu życia bardzo urozmaicone emocjami. Wszyscy jesteśmy Midasami po części swojego losu i nieprawdą jest, że zapisane mamy to w gwiazdach. Idziemy ciągle sami, chociaż dookoła tyle rzeczy się dzieje, idziemy do niej w samotności i umieramy też sami. Czyż nie świadczy to o egoizmie jednostki. Dlatego niszczymy to co kochamy. Śmierć powinna być weselem, to dlaczego jest zasmuceniem. Bezwarkocze u aniołów jest strachem przed Panem. Nie wolno się sprzeciwiać Jemu. Nie wygrywamy tej gry w warcaby o marzenia. Każdy z nas jest przegrany.
Jak zawsze styl i język wyjątkowy i poruszający myśli.
Pozdrawiam
Cieszę się, że siadło i ogólnie z odwiedzin.
''Jesteś żartem świata'' - plugawego świata, gdzie tak mało dobroci. Jeszcze tytułu nie ogarniam do końca, choć było ich dwoje. Dwoje szaleńców jakby od jednej matki { braterstwo dusz, zrozumienie samotności, bliskość}, których kaprys losu postawił na jednej drodze.Nie mógł patrzeć na jej mękę, te stany wyobcowania, to czekanie na pomoc z nieba i stwierdzenie, że anioły nie mają warkoczy...
— Dwoje wariatów
pochylonych nad partią warcab
bawiło się w wojnę,
grając o marzenia —
To mnie rozwaliło. Tylko wariaci walczą o marzenia?
Pewnie jeszcze do tego wrócę, kiedy mniej będę przezroczysta, żeby na spokojnie.
Pozdrawiam.
Czy tylko wariaci walczą o marzenia?
bardzo często.
.Ale nie należy na "wariata" spoglądać pejoratywnie.
Dzięki z późno-nocny najazd.
Jest bardzo apetycznie, jak zwykle. Pojawia się już pewien schemat, określona narracja; mam wrażenie, że nawet niektóre zwroty się powtarzają w noirach. Ale absolutnie nie uważam tego za wadę. To mi raczej przypomina powroty do rodzinnego domu, odnajdywanie zagubionego gdzieś po drodze ciepła. Rozkoszne uczucie. I dziękuję za nie.
To była pierwsza myśl. Teraz druga.
Wiersz na początku widzi mi się i rozumiem zamysł - jeden otwiera, drugi zamyka. Ale ten drugi właśnie, już nie za bardzo. Ogromnie widziałabym koniec bez niego, bo tamten niepotrzebnie łagodzi całość.
No. To tyle, proszę Pana. Zastrzegam sobie możliwość powrotu na czas nieokreślony.
Dobrej nocy.
W sensie: Nie pierdol. Jest git.
Dwa niedoskonałe światy chorego malarza. Dwa obrazy – każdy spod innej ręki. Dwoje amantes.
Nie udało się."
Tak, i owe próby niekonicznie oznaczają fizyczne, brudne palce, które wyjmują ze srebrnej tabakiery...
Tyle naszego -ja-, na ile sprawdziliśmy jego zasięg. W samotności trudniej.
Dobrze było wrócić.
Oj, noo, nie chyba.
De gustibus non...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania