Poprzednie częściCallaceter — Prolog

Callaceter — Rozdział 2

Interakcji z Dustinem, po kilkuletniej przerwie, nie spodziewał się... nikt. O poranku niemal każdy obudził się z twardym przekonaniem, że kolejny piątek przebiegnie zwyczajnie i głowach mieszkańców Tofield zostanie zapamiętany jako niczym nie wyróżniający się dzień powszedni. Cóż, życie bywa nieprzewidywalne.

 

Matthew, Michael, Ivy oraz Suzie zostali przekonani do opuszczenia swoich domów i spotkania się z Dustinem, który zerwał kiedyś kontakt nie tylko z Matthew, ale i całą grupą. Przyjaciele postanowili najpierw zebrać się przed dość charakterystycznym miejscem — domem kultury, sąsiadującym z placem zabaw.

 

Jako pierwsza zjawiła się Suzie. Dziewczyna mieszkała najbliżej wspomnianego obiektu. Nie musiała czekać długo na resztę — w tak małym miasteczku nawet przebycie pieszo drogi z jednego krańca na drugi nie wymagało poświęcenia dużej ilości czasu.

 

— Pić mi się chce — poinformował Matthew.

 

— Możemy pójść do sklepu — zaproponował Michael — Jest po drodze.

 

— Opłaca nam się bardziej to niż zawrócenie do jego domu — stwierdziła Suzie.

 

— A ile mamy czasu? — zapytał Matthew, wkładając do kieszeni kurtki wychłodzone dłonie.

 

Ivy zerknęła na wyświetlaną na ekranie blokady godzinę i oznajmiła:

 

— Piętnaście minut. Wyrobimy się.

 

Zwięzłą grupą udali się do marketu. Matthew nie planował zrobić jakichś wielkich zakupów. Zależało mu wyłącznie na niewielkiej butelce niegazowanej wody mineralnej.

 

Praktycznie od razu po opuszczeniu sklepu skierowali się na południe. Wówczas od pola graniczącego z tajemniczym lasem dzieliło ich niespełna półtora kilometra. W trakcie drogi nie mogło obejść się bez rozmów.

 

— Co sądzicie o Dustinie? — zaczął Matthew, zakręcając pustą butelkę i chowając ją do kieszeni — I w ogóle o tym, że tak znienacka się do nas odezwał. Bo ja... nadal jestem w lekkim szoku.

 

— Szczerze... nie wiem. Niby chcę zobaczyć go po tylu latach, ale... mam obawy — odpowiedziała poważnie Suzie.

 

— Ja też — dodał Michael — Nie wiemy czy osoba, z którą właśnie idziemy się spotkać, jest na pewno nim.

 

— Najwyżej uciekniemy od typa — rzekła Ivy.

 

— Skąd wiesz, że będzie tam sam? — spytał Michael.

 

— Tak obstawiam. Wątpię, że czeka na nas więcej osób.

 

— Miejmy nadzieję.

 

— Ogólnie to sprawdziłem profil Dustina na Facebooku i... wszystko wyglądało w porządku. Wstawione zdjęcia były już przeze mnie polubione. Poza tym, na czacie znajdowały się nasze stare wiadomości. Oznacza to, że... pisaliśmy z jego prawdziwym kontem — oznajmił Matthew.

 

— Teraz pytanie: czy pisaliśmy faktycznie z nim? — zagaiła Suzie.

 

— Tego dowiemy się za chwilę.

 

Przyjaciele skręcili w lewo, a następnie w prawo. Końcowo znaleźli się na skrzyżowaniu łączącym ze sobą dwie ulice — AB 14 i Range Rd 191.

 

Las, z tamtej perspektywy, kształtem przypominał wysokie wzgórze, a gęste zachmurzenie sprawiło, że teren pokryty białym puchem niemalże zlewał się z szarymi chmurami.

 

Wnet usłyszeli donośne, policyjne syreny.

 

A im oczom ukazał się nie kto inny jak Dustin.

 

Dustin to średniego wzrostu piętnastolatek z włosami w kolorze głębokiego brązu i niebieskimi tęczówkami. Lubił ubierać koszulki z długimi rękawami pod te z krótszymi, a do tego czarne spodnie.

 

— No cześć — przywitał się, utrzymując kilkumetrowy dystans — Cieszę się, że wreszcie was widzę.

 

— Jezu, ale ci się głos zmienił — zauważyła Suzie.

 

— Widzicie? Zgadłam — powiedziała półszeptem Ivy — Jest sam.

 

Dustin przechylił lekko głowę i zmarszczył brwi.

 

— Niby po co miałbym tutaj jeszcze kogoś sprowadzać? — zapytał poirytowany.

 

— No... Uhm...

 

— Dobra, mniejsza o to... Chodźmy. Zaraz się ściemni.

 

Chłopak obrócił się powoli, zwracając swój wzrok na rozległy, ośnieżony obszar.

 

— Urokliwe miejsce — uśmiechnął się szeroko — Wiążę z nim wiele wspomnień...

 

Matthew, Michaelowi, Ivy oraz Suzie towarzyszyło dziwne uczucie.

 

— On nie zachowuje się tak jak wcześniej — stwierdziła Ivy, tym razem znacząco obniżając ton głosu — Mam na myśli i konwersację na grupie, i obecną sytuację.

 

— Zawsze możemy uciec — zasugerował Matthew.

 

— Ale czy to na pewno dobry pomysł? — zadała retoryczne pytanie Suzie — Uważam, że skoro podjęliśmy decyzję o spotkaniu się z Dustinem, to powinniśmy to dokończyć.

 

— Ona ma rację — przyznał Michael — Moje obawy stały się chyba nieaktualne. Przyszedł sam i to już raczej nie ulegnie zmianie.

 

— No... nie wydaje mi się, aby stanowił dla nas jakieś zagrożenie...

 

Nagle Dustin zawołał:

 

— Przestańcie mamrotać coś do siebie i chodźcie... — poprosił, stawiając ociężale kroki.

 

Wbrew pozorom dotarcie do celu nie było takie łatwe. Gruba warstwa świeżego śniegu sięgała gdzieniegdzie do kolan, co skutecznie utrudniało chociażby wykonanie prostego ruchu nogą. Przyjaciele dość szybko uporali się z tą przeszkodą.

 

— Co jeśli zostaniemy zauważeni przez służby? — zaniepokoił się Matthew.

 

— O to się nie martw. Oni skupili się na wschodniej części lasu. My jesteśmy bardziej przy tej zachodniej  — uspokajał Dustin.

 

Chłopak potajemnie rozerwał przytwierdzoną do wytrzymalszych gałęzi krzaków taśmę policyjną, otwierając jednocześnie drogę na opuszczone tory kolejowe.

 

Cel. Upragniony cel.

 

— Fantastycznie! — krzyknął entuzjastycznie Dustin.

 

Wszyscy błyskawicznie otrzepali się ze śniegu i rozejrzeli dookoła.

 

— Nostalgia aż unosi się w powietrzu... — rzekł Dustin.

 

— Pewnie uważałabym tak samo gdyby było trochę jaśniej — powiedziała Ivy.

 

— Racja — potwierdził Michael — Nic nie widać.

 

— Wybrałeś idealne miejsce na spotkanie po latach — odezwał się ironicznie Matthew.

 

— Ale narzekacie — przewrócił oczami Dustin — Powinniście...

 

Chłopak nie zdążył skończyć zdania. Z ciemności wyłonił się bowiem funkcjonariusz.

 

— Ej, wy! — mężczyzna podbiegł do zdezorientowanych nastolatków, rzucając na nich promień światła z latarki.

 

— Cholera jasna... — Dustin gwałtownie  zakrył twarz niezapiętym płaszczem.

 

— Co tu robicie? — spytał, oddychając z trudem — Zgubiliście się?

 

— N-ie, my... uhm... poszliśmy... na... s-spacer! Tak, na spacer! — wyjąkała przestraszona Suzie. Serce waliło dziewczynie jak młot. Jej stojących w bezruchu przyjaciołom także.

 

— Akurat tutaj? Serio? Niedaleko stąd brutalnie zamordowano człowieka. Bezmyślnie wleźliście na zabezpieczony teren... Jeżeli natychmiast go opuścicie, unikniecie konsekwencji.

 

— Oczywiście, n-najmocniej przepraszamy! — wydukał Matthew.

 

Dla każdego droga powrotna minęła niezwykle szybko. Zapewne dlatego, że nie padło podczas niej ani jedno słowo. Nad wyraz napięta atmosfera utrzymywała się aż do momentu oddzielenia się Dustina od reszty. I to bez jakiegokolwiek pożegnania.

 

— Mam dosłownie dosyć tego dnia — westchnęła Suzie.

 

— Też — zgodziła się Ivy.

 

— Wydarzyło się zdecydowanie za dużo — odparł Michael — Kłótnia z Alexem, morderstwo w lesie i to cholerne wyjście z Dustinem, ugh... — wymienił — Musimy solidnie odpocząć.

Następne częściCallaceter — Rozdział 3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • PontifexMaximus 2 tygodnie temu
    Owieczki! nadchodzi wasze światło wybawienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania