Poprzednie częściCud, a może wiara? Rozdział I

Cud, a może wiara? Rozdział III

Ku mojemu zdziwieniu przysiadła się do mnie, dziewczyna. Nie znałam jej, a może po prostu nie zwracałam na nią uwagi. Mniejsza z tym. Spojrzałam na nią z lekko wymuszonym uśmiechem, a ona usiadła na przeciwko mnie.

- Cześć, Luna jestem. - przywitała się, kładąc swoje książki na drewnianym stoliku.

- Hej... Angela. Jesteś tu nowa? - zapytałam.

- Można tak powiedzieć. Czuję jakbym przebywała tu wieki. A jestem... - przerwała na chwilę, spoglądając na swój zegrarek.

- Dwie godziny i dziesięć minut. - dopowiedziała.

No ładnie, perfekcyjna dziewczyna. Tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka. Choć wyglądała naprawdę miłą nastolatkę, to czułam, że jest inna niż mi się zdaje.

- Dzisiaj są testy, ale ty chyba nie będziesz brała udziału. - nawinęłam temat.

- Ach tak, coś słyszałam. A ty czym się interesujesz? -

- Ja... ja nie wiem. - powiedziałam z lekką niepewnością.

Podczas tego jak Luna chciała wypowiedzieć jakieś słowa, zapewne miłe choć czułam, że już uważa mnie za jakieś dziwadło, ktoś złapał mnie za ramie. Wystraszyłam się, odwróciłam głowę i ujrzałam Aloise. Wredną kobietę, której nie cierpiałam. Wiedziałam, że coś knuje, byłam pewna!

- Witaj. - powiedziała, uprzejmym głosem.

Tak naprawdę chciała krzyczeć, poniżac każdego.

- Dzień dobry. - odpowiedziała szybko dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie.

- A ciebie nikt kultury nie nauczył? - jej ton był wyższy.

- Nie. Coś Pani to przeszkadza? - powiedziałam aroganckim głosem.

Starsza kobieta bez odpowiedzi odeszła od stolika.

- Jak ty... - zaczęła Luna.

- Lepiej pójdzmy już do sali. - przestałam jej.

Nie chciałam słuchać jaka to jestem bezczelna, że brak we mnie kultury i tym podobne. Trudno, taka już jestem. Weszliśmy do sali, gdzie detektor już czekał na swoich uczniów. Był on bardzo miłym, uczciwym i lojalnym człowiekiem. Tylko z nim mogłam normalnie porozmawiać, miał koło czterdziestu lat, ale wyglądał młodo. Gdy spotkaliśmy się wzrokiem, usmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Tylko nie pomyślcie sobie, że coś mnie z nim łączyło. Coś bliższego. Nie, to obrzydliwe. Usiadłam z moją towarzyszką na krzesłach, które były ustawione w paru rzędach. Gdy każdy zajął swoje dosyć wygodne miejsce, dyrektor sprawdził czy działa mikrofon i na początku wszystkich serdecznie powitał.

- Tak... Więc dziś moi drodzy przydzielimy was do różnych liceów. Ale nie bójcie się, to nie będzie straszne. Nie zjemy was. - powiedział z uśmiechem na twarzy. W sumie to ja się nie stresowałam wcale, nadal było mi to obojętne. Pan Klemens -dyrektor, zapraszał wszystkich uczniów do małego pomieszczenia. Czekając na swoją kolej myślałam, jacy oni byli i dlaczego akurat tutaj muszę być. Do rzeczywistości przewróciła mnie asystentka Pana Klemens.

- Teraz ty kochanie. - pokazała na mnie wzrokiem.

Nie wiadomo skąd, wziął się we mnie strach, obawa, lęk. Weszłam do jasnego pokoju, gdzie na stoliku leżały różne kartki. Ale w pomieszczeniu nikogo nie było, cisza... Za mną zatrzasnęły się drzwi, gdy dotknęłam ich chłód przeszedł moje ciało. W tamtym momencie chciałam uciec, gdzieś gdzie nie będę sama, przytulić się w końcu do kogoś. Zdałam sobie sprawę, że bardzo tego potrzebuję. Usiadłam na podłodze i przerażona patrzyłam się na nią, myśląc o co tu chodzi...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania