Czego uczy mnie kurs KPP_2
Jak to się w ogóle stało, że poszłam na ten kurs?
O tym, że coś takiego jak KPP (Kwalifikowana Pierwsza Pomoc, przypominam) w ogóle istnieje, dowiedziałam się na drugim roku studiów. Poznałam na praktykach z chirurgii kilka lat starszego chłopaka, który miał certyfikat KPP. Działał w Ochotniczej Straży Pożarnej i był taki wymóg, więc zrobił. Podczas tych praktyk trochę mi mentorował, choć teoretycznie byliśmy przecież na tym samym poziomie – II rok studiów pielęgniarskich. I wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że hej, może byłoby fajnie.
Napisał mi kiedyś (byliśmy w kontakcie jeszcze w jakiś czas po tych praktykach), że - parafrazuję! – załamuje go, jak wykształcony personel medyczny (lekarze, pielęgniarki) wymiękają, kiedy potrzebna jest jakakolwiek improwizacja. Kolejny argument dla mnie, żeby „olać” swoje dotychczasowe wykształcenie medyczne i się zapisać.
No i zajęło mi ponad dwa lata, żeby to zrealizować. Jej.
*
Trochę logistyki: kurs zaczął się w zeszły piątek webinarem, potem w sobotę i niedzielę zajęcia trwały przez większość dnia. Z 5-minutowymi przerwami między blokami (koniec i początek sygnalizowało kilka sekund piosenki Stayin’ Alive /Another One Bites The Dust) i jedną dłuższą przerwą na obiad. W tym tygodniu będzie to samo, z tym że na koniec w niedzielę… będzie egzamin. Tak więc, intensywnie. Wspominałam w ostatniej relacji, że po pierwszym weekendzie padałam na pysk i teraz pewnie nie będzie inaczej :)
Ale podoba mi się to. Kurs konkretny, bo i temat konkretny, a dzięki temu mogę złapać hiperfokus i zajmować się przez ponad tydzień niemalże tylko tym.
Kiedy mogę, cisnę pytania na egzamin teoretyczny, przećwiczyłam badanie urazowe na członku rodziny, słucham regularnie Stayin’ Alive, żeby rytm do RKO wszedł mi w głowę, a kiedy to piszę, odtwarzam w tle wykład o rodzajach ran i opatrunków.
…tak, mamy „marne” 25 godzin wykładów do obejrzenia. Gdyby ta informacja wyświetlała się PRZED zapisem, nie zapisałabym się na 4 dni przed rozpoczęciem kursu, tylko wybrałabym następny termin w sierpniu… ale co to tam dla dziewczyny po studiach medycznych, nie? :’)
*
Miałam pisać więcej o samym kursie, znowu wyszło bardziej wprowadzająco/ekspozycyjnie. Od III części już naprawdę skupię się na tym. Póki co:
Defibrylacja nie jest „dodatkiem” do resuscytacji. Postaram się dodać źródła w późniejszym terminie, na razie piszę to „z głowy” – użycie defibrylatora (AED) podczas udzielania pierwszej pomocy znacznie zwiększa szansę na skuteczność resuscytacji – czyli po prostu na powrót krążenia. Jeśli nie macie AED, to róbcie co możecie, ale jeśli AED jest w pobliżu (a w każdym miejscu publicznym powinien być), to lećcie po niego, wyślijcie po niego kogoś innego – UŻYJCIE GO.
PS: Różne pojedyncze informacje na temat pierwszej pomocy, które moim zdaniem mogą się przydać każdemu, wrzucam do wątku „Opowijski SOR, pomoc w nagłych przypadkach!”. Nie ja wątek stworzyłam, ale skoro nazwa pasuje, to po co spamować następnym.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania