Poprzednie częściDecyzja Prolog

Decyzja Rozdział Pierwszy

Ciało Marca Davisa zostało przekazane do autopsji. Policja niestety potwierdziła obawy Anthony’ego. Dyrygent prawdopodobnie został zamordowany.

Detektyw Ralph Carlson zapisał najważniejsze informacje w swoim skórzanym, brązowym notesie, po czym przeszedł do oględzin miejsca zdarzenia. Kochał swoją pracę, choć było to dziwne – w końcu zajmował się sprawami strasznymi, miał do czynienia ze śmiercią, mordercami. Spotkania z takimi osobami dla nikogo nie byłyby ciekawe i pasjonujące. Ralph jednak lubił pomagać przy właściwym wymierzaniu sprawiedliwości, którego bliscy zmarłych osób bardzo się domagali. Nie zawsze karano sprawiedliwie, a ból i żal po stracie kogoś z rodziny czy przyjaciół były jak najbardziej zrozumiałe.

Ralph rozejrzał się po garderobie dyrygenta. Była duża i przestronna, znajdowały się w niej piękne, zdobione meble z ciemnego drewna, na ciemnoczerwonych ścianach wisiały dwa lustra w złotych ramach i kilka obrazów autorstwa Van Gogha. Pan Davis uwielbiał otaczać się sztuką, widocznie miał też zamiłowanie do luksusów.

Ralph uważnie przyjrzał się stolikowi. Nikt nic na nim nie ruszał. Detektyw po wysłuchaniu policji wstępnie doszedł do wniosku, że pan Davis mógł zostać otruty, a to dlatego, że na jego ciele nie znaleziono żadnych charakterystycznych śladów. Ale to mogłoby być zbyt proste.

- No dobrze. Mogę z panem porozmawiać, panie Steele? – Carlson zwrócił się do stojącego w drzwiach mężczyzny z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, trzęsącego się jak galareta. Anthony skinął głową.

- Oczywiście.

Detektyw podszedł bliżej. Zawsze uważnie obserwował ludzi, choć robił to dyskretnie.

Steele był wysokim, szczupłym mężczyzną z czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Ubrany schludnie i elegancko w czarny garnitur i białą jak śnieg koszulę sprawiał wrażenie, jakby dopiero co wyszedł od krawca. Wyglądał na zrozpaczonego, ale jego zachowanie nie było ani sztuczne, ani przesadzone.

Ralph uśmiechnął się pokrzepiająco.

- W porządku, może sobie usiądźmy. Niech mi pan powie, jak wyglądały pańskie relacje z panem Davisem.

Anthony pociągnął nosem.

- Byłem jego asystentem, od prawie pięciu lat. Poznaliśmy się na jednym z koncertów takiego pianisty z Islandii.

- Jak rozpoczęła się waszą współpraca? Proszę mi wybaczyć te szczegółowe pytania, ale muszę dowiedzieć się jak najwięcej. Oczywiście wszelkie nasze rozmowy pozostaną między nami, nikt się nie dowie, o czym mówiliśmy.

Anthony na moment się uśmiechnął.

- Rozumiem. Jeśli chodzi o naszą współpracę... Właściwie wszystko zaczęło się od tego, że pan Davis po prostu bardzo mi się spodobał. Niech pan źle nie zrozumie, nie jestem gejem, Marc mi zaimponował. Był już wtedy znanym dyrygentem, wspinał się na szczyt, można powiedzieć. Chciałem się od niego uczyć, zgodził się. Trochę się obaj zauroczyliśmy sobą nawzajem, troszeczkę romansowaliśmy... Ale tylko troszeczkę! Raz nawet spędziliśmy ze sobą noc. Więcej się to nie powtórzyło, zauroczenie szybko minęło, wie pan, jak to jest. Od tamtej pory tylko ze sobą pracowaliśmy, nic między nami nie było. Byliśmy przyjaciółmi. On mówił mi po imieniu, jak do niego wciąż zwracałem się ,,pan”. Tak mi bardziej pasowało. Ale więcej ze sobą nie robiliśmy... Tego. Czasem tylko się spotykaliśmy, jak to przyjaciele. Później nawet zdarzało nam się flirtować, ale to było raczej jak żarty, zwłaszcza po alkoholu... Wie pan.

Ralph skinął głową, dopisując coś w notesie.

- Rozumiem. A co może mi pan powiedzieć o rodzinie czy innych przyjaciołach pana Davisa?

- Ma kilku przyjaciół, ale skoczyliby za sobą w ogień. Poza tym ma żonę i dzieci, konkretnie dwie córki. Dwaj bracia i siostra mieszkają w innych miastach, porozjeżdżali się po kraju, mają własne rodziny.

Ralph zmarszczył czoło.

- Kiedy pan Davis wziął ślub?

- Dwa lata temu. Jego żona nazywa się Lisa, ma dwadzieścia sześć lat. Marc zawsze lubił młode kobiety. Lisa urodziła mu dwie córki, tak, jak wcześniej mówiłem. Jedna dziewczynka ma dwa lata, druga osiem miesięcy.

Anthony otarł oczy, pociągając nosem.

- Przepraszam, wyobraziłem sobie te małe dzieci, jak pytają, kiedy tata wróci do domu... To znaczy ta starsza dziewczynka.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Zobaczy pan.

Ralph rzadko spotykał tak wrażliwych mężczyzn. Wiedział, że tak naprawdę każdy facet jest wrażliwy, ale często – głównie z powodu kobiet – udają twardzieli. Steele widocznie nie przejmował się tym, co gadały o nim panie. Detektyw podejrzewał, że on w ogóle nie dbał o zdanie płci przeciwnej na swój temat. Prawdopodobnie ze wstydu skłamał też odnośnie swojej orientacji seksualnej. Ralph nie zamierzał jednak wtrącać się w jego prywatne sprawy, nie był taki. Robił to tylko, jeśli sytuacja tego wymagała.

- Przepraszam, może pan pytać dalej – Anthony odchrząknął i spojrzał na Carlsona lekko zaczerwienionymi oczami.

- Na pewno?

- Tak.

- Dobrze – Ralph przewrócił kartkę w notesie. – Zajmijmy się rzeczą najważniejszą. Czy podejrzewa pan, kto mógłby chcieć śmierci pana Davisa? Miał jakichś wrogów? Poważne konflikty? Zakłady, pożyczki? To jest bardzo ważne, każdy szczegół jest istotny.

- No, Marc lubił się zakładać, był z tego zresztą bardzo znany. Znajomi nieraz go podpuszczali, żeby zobaczyć, co nowego wymyśli. Raz założył się z kolegą, że pobiegnie w maratonie, jeśli ten zje całą karkówkę z grilla... Wiem, jak to brzmi, ale Marc rzeczywiście był żartownisiem. Oczywiście ten zakład o mięso wygrał, a ten kolega, który naprawdę próbował zjeść karkówkę, musiał wypić łyżkę oleju roślinnego... Tak się bawili.

Anthony lekko się uśmiechnął na to wspomnienie. Pociągnął nosem, mocno splatając palce obu dłoni. Cały się trząsł.

- Przepraszam, coś mnie złapało, od paru dni mam katar, ale dzisiaj to już w ogóle – jęknął.

- Zdenerwował się pan, zresztą po tym zajściu to zrozumiałe – Ralph pokiwał głową. – Faktycznie ostatnio strasznie wieje. Powinien pan się ciepło ubierać.

- Ma pan rację. Wracając do Marca – miał wielu przyjaciół, byli ze sobą bardzo zżyci. Jeśli chodzi o wrogów, to też miał ich paru, choć nie wiem, czy to można tak nazwać...

- Dlaczego?

Anthony wzruszył ramionami.

- Nie jestem pewien, czy niechęć można nazwać wrogością... Ale tak, pan Davis nie przepadał za pewnymi osobami, z wzajemnością zresztą.

- Czy zna pan kilka osób, których nasz dyrygent nie lubił?

- Hm... Bardzo niekomfortowo czuł się w towarzystwie Charlesa Bleuet'a, naszego klarnecisty.

Ralph szybko zanotował to w notesie.

- Jaki był tego powód?

- Cóż, Charles jest niesamowicie wredny i złośliwy... Choć z drugiej strony ma ogromny talent, co zresztą pan Davis często podkreślał. Wróżył mu światową karierę. Charles ma specyficzną urodę, więc Marc cenił go też z tej strony. Lubił mężczyzn, rozumie pan...

- Tak. Czy między nimi coś było?

Anthony pokręcił głową.

- Nie, Charles nie przepadał za panem Davisem, choć on próbował go do siebie przekonać. Bleuet wprawdzie często z nim flirtował, ale to było tylko po to, żeby go wściec. Nie był wtedy zbyt uprzejmy, robił sobie nieprzyzwoite żarty, przyrównywał Marca do różnych rzeczy... Wie pan. Jak to wredne osoby. Charles zachowuje się tak tylko wobec ludzi obcych i takich, których nie lubi. Poza tym jest bardzo miłym i sympatycznym człowiekiem. Ale na jego zaufanie trzeba sobie ciężko zapracować.

- Rozumiem.

Ralph szybko notował wszystkie informacje. Kiedyś od tego bolała go ręka, nadal pamiętał ten nieznośny, nieprzyjemny ból. Teraz jednak miał wprawę, nawet lubił to zajęcie. Tempo, z jakim zapisywał ważne wiadomości, zaskoczyło nawet Anthony’ego.

- Dobrze. Co jeszcze może mi pan powiedzieć o znajomych pana Davisa?

Anthony aż podskoczył, jakby sobie coś nagle przypomniał.

- Przepraszam, trzęsie mnie...

- To chyba grypa. Musi pan zajść do lekarza.

Steele pokręcił głową, zaciskając palce obu dłoni.

- Nie trzeba. To minie. Marc otaczał się też kobietami. Chociaż miał żonę, to zawsze lubił towarzystwo pięknych pań. Lisie to raczej nie przeszkadzało, ale moim zdaniem była zazdrosna, tylko może tego nie okazywała... Zresztą, ja nie wtrącam się w prywatne sprawy.

Ralph delikatnie się uśmiechnął.

- Teraz musi się pan wtrącić, bo to bardzo ważna sprawa. Proszę mi powiedzieć wszystko, co pan wie.

Anthony odchrząknął, zbierając myśli. Nie wiedział, od czego zacząć, pan Davis był dziwnym i fascynującym człowiekiem. Można było o nim opowiadać bez końca.

- No cóż, może powinienem na początek zaznaczyć, że Lisa często przychodziła na koncerty. Na jednym z nich nawet się trochę ze sobą zaprzyjaźniliśmy. Lisa mówiła mi, że raczej nie zna się na muzyce, na klasycznej zwłaszcza. Ale lubiła słuchać, miała swoje ulubione utwory i kompozytorów.

- Czy ona wiedziała o pańskim krótkim romansie z panem Davisem? – nieśmiało wtrącił Ralph. Nieco niezręcznie było mu pytać tego biednego człowieka o takie rzeczy, ale musiał.

Anthony się zaczerwienił.

- Tak... Pewnego dnia, po pijaku... Trochę się wygadałem. Ale nie miała mi tego za złe. Następnego dnia otrzeźwiałem, znowu ze sobą rozmawialiśmy i Lisa prosiła mnie wtedy, żebym miał oko na Marca. Powiedziała, że kocha go najbardziej na świecie i nie przeżyje, jeśli się dowie, że mąż na przykład ją zdradza. A ja go dobrze znałem, więc prosiła mnie, żebym go pilnował. Obiecałem jej, że będę uważny i jakby co, postaram się zniechęcić potencjalne kochanki, jeśli zobaczę coś niepokojącego. Ale pan Davis kochał żonę i był jej wierny, czasem flirtował z ładnymi panienkami, ale to nic nie znaczyło. Chociaż... Z jedną kobietą miał szczególne relacje. Widziałem, co się dzieje, i postanowiłem poważnie porozmawiać z panem Davisem. Obiecałem to Lisie. Marc uspokajał mnie, mówił, że między nim a tą kobietą nic się nie wydarzyło i się nie wydarzy. Trochę mu nie wierzyłem, ale mi przysiągł, że nie zdradzi żony. Przysiągł na Boga... Był religijny. Chyba nie przysięgałby, gdyby miał coś na sumieniu.

Ralph pokiwał głową.

- Dobrze. Co może mi pan powiedzieć na temat tej kobiety, z którą pan Davis miał taką więź?

- Nazywa się Tamara Laimer, ma prawie dwadzieścia dwa lat.

- Uuu... Bardzo młoda – Ralph gwizdnął.

Anthony uśmiechnął się.

- Faktycznie. Marc lubił młode dziewczyny. Powtarzał, że im młodsza, tym lepsza.

Ralph zapisał to w notesie.

- A kim jest Tamara? – spytał, kierując wzrok na Anthony’ego.

- Gra na wiolonczeli, była prostytutką. Sam byłem w szoku, że potrafi grać na takim instrumencie, w końcu jest bardzo młoda... Uczyła się jako dziecko, muzyka to jej pasja.

- A skąd pan wie, że była prostytutką?

Anthony wzruszył ramionami.

- Wszyscy wiedzą. A raczej się domyślają, Tamara po prostu wygląda na kobietę lekkich obyczajów... Ja wiem, kim była, bo Marc mi mówił. Mam wrażenie, że o Tamarze wiedział wszystko. Dużo ze sobą gadali.

- Lisa o tym wiedziała?

- Nie, nie powiedziałem jej. Uznałem, że lepiej jej nie denerwować. Poza tym, pan Davis obiecał, że nie zdradzi żony, miałem na niego oko. Tamara wiedziała o Lisie, naturalnie. Ona jest tu znana, w końcu kobieta wielkiego dyrygenta, piękna i inteligentna, wie pan.

Ralph przejrzał notatki, a potem uważnie spojrzał na Anthony’ego.

- W porządku, zabieram się do roboty. Bardzo panu dziękuję, na razie to wystarczy. Nieraz się do pana jeszcze zwrócę. Dziękuję. Tymczasem może mógłby mi pan powiedzieć, gdzie znajdę panią Tamarę i pana Charles'a? Muszę sobie z nimi porozmawiać.

Steele kiwnął głową.

- Charles i Tamara tu są, zaraz ich znajdziemy. Podejrzewam, że są w swoich garderobach.

- Zaprowadzi mnie pan tam?

- Oczywiście.

Przeszli do pięknego, długiego korytarza. Miał czerwone ściany w złote pasy. Po obu stronach znajdowały się garderoby muzyków.

- Tu powinien być Charles – powiedział Anthony, wskazując na drzwi z numerem dwanaście. – Tamara ma pokój numer dwadzieścia pięć.

- Bardzo dziękuję – Ralph uścisnął ciepłą, lekko drżącą dłoń mężczyzny. – Później się z panem skontaktuję. Proszę iść do lekarza.

Anthony się zaśmiał. Był to jednak bardzo smutny, wręcz wymuszony śmiech.

- Dobrze. Obiecuję.

Następne częściDecyzja Rozdział Drugi

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 22.08.2020
    Klauduniu2→Ciekawy dialog. Taka trochę aura, czegoś niedopowiedzianego jakby. Niby pasi... a nie pasi:)
    Zobaczymy jak się wszystko potoczy dalej↔Pozdrawiam:)↔5
  • Klaudunia2 22.08.2020
    Dzięki :)
    Chciałam na początku stworzyć taki charakterystyczny klimat, typowy dla kryminałów, kiedy jeszcze nic nie wiadomo i jest taka tajemnica

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania