Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Dekadencja -15. Relikwia
Maja rzuciła okiem na resztkę ginu w niskiej, okrągłej szklance. Przez chwilę lód dzwonił o szkło, wtórując biciu jej serca.
— Grzegorz. Zapamiętam — rzuciła do brunetki, po czym jednym haustem dopiła pozostałości drinka. Cierpki płyn dodał jej złudnej odwagi. Skinęła barmanowi, rzuciła krótkie hasło i ruszyła korytarzem, który zdawał się zaciskać wokół jej ramion.
Niedługo później siedziała w niewielkim, dusznym pomieszczeniu na wzór pokoju socjalnego dla pracowników. Zapach jedzenia odgrzewanego w mikrofalówce mieszał się tu z wonią alkoholu. Naprzeciw niej, na niskiej, miękkiej pluszowej kanapie siedział niewysoki mężczyzna w średnim wieku. Grzegorz miał zaczerwienione oczy i tępy, bezmyślny wyraz twarzy.
— Wiek? Wykształcenie? Dlaczego akurat ten klub? — Pytania padały jak strzały z karabinu, jedno po drugim. Maja czuła na sobie jego świdrujący wzrok. Miała wrażenie, że każde słowo jest pułapką, ale grała w tę grę, kłamiąc o trudnej sytuacji finansowej i chęci szybkiego zarobku. Grzegorz zdawał się nie słuchać odpowiedzi, raczej chłonął jej zdenerwowanie.
W końcu odchylił się na krześle i nie spuszczając z niej wzroku, krzyknął w stronę uchylonych drzwi na zaplecze:
— Yavi! Chodź no tutaj! Mamy kolejną do przejęcia po Alinie.
Maja poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, a w uszach zaczyna szumieć. To było to słowo. To imię. Yavi. Jakub nie bełkotał bez sensu – użył pełnego imienia tego człowieka. To nie było drzewo, tylko ktoś z krwi i kości. Ktoś, kto był teraz zaledwie kilka kroków od niej.
W kontraście do wydarzeń sprzed godziny, teraz w pokoju panował nienaturalny spokój i cisza. Marta położyła się do łóżka niemal od razu po powrocie z treningu; zmęczenie wygrało z napięciem, które od tygodni wisiało w powietrzu. Damian przymknął drzwi do jej pokoju, chroniąc jej sen przed tym, co działo się w salonie.
Jakub siedział na tarasie, ale nie korzystał z krzeseł. Kulił się przy balustradzie, jakby chciał być jak najbliżej otwartej przestrzeni. Kiedy Damian do niego dołączył i odruchowo spróbował narzucić mu na ramiona koc, chłopak drgnął tak gwałtownie, że uderzył plecami o barierkę. Głośno wciągnął powietrze, a jego całe ciało spięło się w defensywnym odruchu, jakby spodziewał się ciosu, a nie opieki.
Damian natychmiast cofnął rękę, czując lodowate kłucie w piersi. Położył koc na oparciu krzesła i usiadł dwa metry dalej, zachowując dystans, którego Jakub tak rozpaczliwie potrzebował.
— Pamiętasz, jak wyciągałeś mnie z tamtej bójki pod rondem? — odezwał się nagle Damian, próbując rozpaczliwie odnaleźć grunt, który kiedyś był wspólny. — Miałeś wtedy rozcięty łuk brwiowy, a i tak śmiałeś się, że przynajmniej teraz wyglądasz jak prawdziwy bokser. Ja byłem przerażony, a ty... ty stałeś przede mną jak mur.
Jakub na moment znieruchomiał. Przez ułamek sekundy na jego twarzy odmalowało się wspomnienie tamtej siły.
— Bo to ty zawsze byłeś silniejszy. Ja tylko głośniej krzyczałem — szepnął, wpatrując się w swoje dłonie, które w świetle latarni wyglądały jak dłonie starca. — Wtedy to było proste. Ktoś cię uderzył, ty oddałeś. Krew szybko schła. Czasy się zmieniły.
Jakub urwał, a jego ciało znów stało się sztywne.
— Czasem żałuję, że mnie tam nie zabili, wiesz? — kontynuował, a jego wzrok stał się pusty. — Takie życie, to już nie jest życie, Damian.
Damian poczuł, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę. Jakub nie mówił już o szkolnej bójce z chłopakami z osiedla. Z pełną świadomością tego, co spotkało przyjaciela tamtej nocy w klubie, Damianowi trudno było się odnieść do jego słów. Sposób, w jaki Kuba teraz siedział czy się poruszał mówił więcej niż najgorsze domysły.
— Naprawdę cię przepraszam. To miejsce to rzeźnia, Kuba. Wiem — wycedził Damian, a jego pięści zacisnęły się tak mocno, że paznokcie wbiły się w skórę. — Ale przysięgam ci, że już tam nie wrócisz. Też mam zamiar niedługo to rzucić.
Jakub zaśmiał się krótko, bez śladu wesołości.
— Myślisz, że można stamtąd tak po prostu wyjść? Złamią cię, prędzej czy później. Tak to działa. Sprawią, że staniesz się częścią tego syfu, aż w końcu sam przestaniesz szukać wyjścia. Bo tam nie ma wyjść, są tylko kolejne drzwi bez klamek.
Damian patrzył na przyjaciela, który był fizycznie obecny, ale psychicznie wciąż tkwił w tamtym mrocznym pokoju.
Byli braćmi i ta więź była teraz jedyną rzeczą, która powstrzymywała ich obu przed całkowitym rozpadem.
Pierwsze spotkanie z Yavorem było jak wejście w pole wysokiego napięcia. Gdy drzwi się otworzyły, duszny odór kantyny ustąpił miejsca zapachowi drogiego koniaku i drzewa sandałowego. Ten pokój był twierdzą smaku i luksusu: ciężkie meble z ciemnego drewna, skórzane fotele i stłumione światło, które odbijało się w kryształowych karafkach. Sam mężczyzna wyglądał, jakby przed chwilą zszedł z planu filmowego – elegancki garnitur leżał na nim idealnie, podkreślając szerokie ramiona, a jednak pod tą powłoką czaiło się coś surowego, coś, co Maja nazwała w duchu nieokiełznaną dzikością.
Oparł się o krawędź biurka, a jego dłonie – mimo że zadbane – zdradzały siłę kogoś, kto potrafi nimi zabijać.
— Yavor — przedstawił się niskim, melodyjnym głosem.
— Yavor… — powtórzyła, smakując każdą sylabę. — Bułgaria?
Mężczyzna drgnął lekko, a w jego ciemnych oczach zapłonęło rozbawienie.
— Albania — odrzekł, poprawiając mankiet koszuli. — Ale matka była Bułgarką. Brawo, zgadłaś — dopowiedział z uznaniem.
— Przede wszystkim, jak ci na imię? — zapytał.
Maja drgnęła. Jego głos był niski, ale to akcent przykuł jej uwagę. Był twardy, gardłowy, z charakterystycznym, wibrującym „r” i nietypową melodią, która sprawiała, że każde słowo brzmiało jak rozkaz ubrany w uprzejmość. Był wyraźnie „inny”, obcy, co wydało jej się fascynujące i groźne zarazem.
— Karolina — odpowiedziała, używając swojego drugiego imienia. Czuła, jak jego wzrok przesuwa się po niej niczym skaner.
— Masz miękki głos, Karolino. I oczy, które mówią, że powinnaś być teraz na wykładzie albo w teatrze, a nie w miejscu, gdzie przed północą pękają serca i nosy — zauważył, a na jego twarzy pojawił się wyrafinowany, niemal czarujący uśmiech. Taksował wzrokiem jej nienaganną figurę, gładką cerę i duże, inteligentne oczy. Dla niego była jak egzotyczny ptak, który przez pomyłkę wleciał do klatki z wilkami.
— Wspominałaś, że… kto cię przysłał? — zapytał Yavor znienacka.
Maja poczuła elektryzujący dreszcz, który spłynął jej wzdłuż kręgosłupa, aż do lędźwi. Głos mężczyzny stracił swoją aksamitną miękkość; teraz brzmiał jak ostrze przesuwane po kamieniu.
— Słucham? — wykrztusiła, udając, że nie zrozumiała pytania, by zyskać choć sekundę na oddech.
Yavor popatrzył na nią z narastającym powątpiewaniem. Coś w tej dziewczynie mu nie pasowało – była zbyt gładka, zbyt czysta, zbyt uważna. Powierzono mu rekrutację, bo miał nosa do ludzi jak nikt inny. Potrafił wyczuć fałsz, zanim rozmówca otworzył usta.
— Skąd wiesz o tej pracy? Nie ogłaszaliśmy naboru — stwierdził oczywistym, lodowatym tonem.
Maja poczuła, jak trybiki w jej głowie wirują w desperackim tempie. Musiała rzucić jakimś imieniem, jakimkolwiek.
— Ach, tak... od... Soni.
— Soni? — Yavor zmrużył oczy, jakby przeszukiwał w myślach bazę danych. — Sonia... ta ruda, piegowata? — upewnił się.
Maja niemo przytaknęła, zmuszając się do bladego uśmiechu. Poczuła ulgę, myśląc, że trafiła. Yavor uśmiechnął się w odpowiedzi i zrobił krok w jej stronę. Wyglądał teraz niemal przyjacielsko, gdy wyciągał rękę przed siebie.
Zanim zdążyła mrugnąć, jego dłoń zacisnęła się na jej włosach, które szarpnął z całej siły. Dziewczyna wrzasnęła z bólu, czując, że mężczyzna wyrwał sporą kępę gęstych pukli. Po łagodnym dżentelmenie nie było już śladu.
— Sonia? Nie znam żadnej Soni i ty chyba też nie, co?! — warknął jej prosto w twarz, a jego akcent stał się teraz brutalnie twardy, niemal zwierzęcy. — Kim jesteś i czego tutaj szukasz? Mów, zanim pozwolę Grzegorzowi sprawdzić, jak bardzo jesteś wytrzymała!
Maja z trudem łapała oddech, czując, jak jego żelazny uścisk pulsuje bólem na jej czaszce.
— Naprawdę szukam pracy! Dowiedziałam się od dziewczyny przy barze! Przepraszam! Mówię prawdę, sprawdź kamery! — wyjęczała, a łzy same napłynęły jej do oczu.
Yavor zwolnił chwyt, ale nie było w tym litości. Popchnął ją brutalnie w głąb pokoju, aż zatoczyła się na skórzany fotel. Nim zdążyła zareagować, wyrwał jej torebkę i wysypał zawartość na biurko. Szukał odznaki, dyktafonu, czegokolwiek, co śmierdziałoby policją. Zamiast tego znalazł czarny portfel w serduszka. W środku, obok kart kredytowych i gotówki, spoczywały trzy profilowe zdjęcia.
— A więc... Maja — powiedział ze zdenerwowaniem, wyraźnie akcentując jej prawdziwe imię, które odczytał z dowodu osobistego. — Co cię do mnie sprowadza, Maju?
Dziewczyna zamarła, a jej wzrok desperacko błądził po pokoju w poszukiwaniu wyjścia. Yavor stał już przy drzwiach, blokując jedyną drogę ucieczki. W pewnym momencie uniósł jedno ze zdjęć. Przedstawiało młodego mężczyznę. To był Jakub. Na fotografii jego twarz była jeszcze pełna, a skóra miała zdrowy odcień, wolny od obecnej szarości. Miał gęste, lekko potargane włosy i jasnobrązowe oczy, w których tlił się młodzieńczy bunt połączony z naiwną dobrocią. Teraz, w rękach Yavora, ten obraz wyglądał jak relikwia z innego, lepszego świata.
Mężczyzna chwilę wpatrywał się w portret, po czym odwrócił go w stronę Mai.
— A to kto?
— Mój chłopak... — wyjąkała, czując, jak serce podchodzi jej do gardła.
Yavor zachichotał — był to krótki, suchy dźwięk, od którego cierpła skóra. Zaczął powoli skracać dystans.
— Przysłał cię tutaj? Aż tak było mu ze mną dobrze? Też chcesz się zabawić? — Z każdym słowem jego bałkański akcent stawał się ostrzejszy, a mowa ciała bardziej drapieżna.
Maja cofała się krok za krokiem, aż jej plecy dotknęły zimnej ściany. On zbliżał się jak tygrys, który już dawno poczuł krew.
— Wyglądasz na taką, co lubi na ostro. To dobrze, bo ja też.
Dłoń Yavora zacisnęła się na jej szyi. Czuła, jak palce mężczyzny wbijają się w jej krtań, tamując dopływ powietrza. Druga ręka, obca i natarczywa, wsunęła się pod jej bluzkę, paląc skórę niczym rozżarzony węgiel. Maja poczuła dławiącą falę obrzydzenia, która wezbrała w jej przełyku. Była sparaliżowana, zredukowana do roli przedmiotu, a Yavor zdawał się tym karmić. Widziała, jak chłonie jej lęk, jak napawa się drżeniem jej ciała – jej przerażenie było dla niego paliwem, czyniąc go jeszcze potężniejszym i bardziej nieobliczalnym.
W głowie Mai, pośród szumu krwi i paniki, nagle zapadła absolutna, lodowata cisza. Instynkt przetrwania, pierwotny i bezlitosny, przejął kontrolę. Jej dłoń, działając szybciej niż myśl, natrafiła na chłodny, ciężki kształt stojący na szafce obok.
Zacisnęła palce na masywnej, glinianej figurce i uderzyła.
Dźwięk pękającej ceramiki o ludzką czaszkę był głuchy. Yavor, zaskoczony, syknął i odskoczył, puszczając jej gardło. Maja nie dała mu czasu na odwet. Z całą nienawiścią i strachem, jakie w sobie tłumiła, zamachnęła się po raz drugi. Tym razem uderzyła z morderczą precyzją. Mężczyzna wyprostował się nienaturalnie, jego oczy wywróciły się w słup, po czym upadł sztywno na podłogę, uderzając o dywan z ciężkim łoskotem.
Zapadła grobowa cisza. Yavor nie drgnął.
Maja stała nad nim z resztkami figurki w dłoni, oddychając rwanymi, świszczącymi haustami. Musiała uciekać, ale wiedziała, że panika to wyrok śmierci. Zmusiła swoje drżące dłonie do posłuszeństwa. Poprawiła naderwaną bluzkę, gorączkowym ruchem wygładziła włosy, starając się zakryć wyrwaną kępę. Każdy ruch był mechaniczny i pozbawiony czucia.
Wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi z cichym kliknięciem.
Szła korytarzem, nakazując swoim nogom stawiać pewne, wolne kroki, choć wewnątrz wszystko w niej krzyczało. Gdy mijała pokój socjalny, zobaczyła Grzegorza. Siedział zgarbiony, wpatrzony w błękitną poświatę telefonu, całkowicie nieświadomy tragedii rozgrywającej się kilka metrów dalej. Maja nie spojrzała w jego stronę, modląc się w duchu, by jej własne tętno jej nie zdradziło.
Dopiero gdy minęła go o kilka kroków, a zapach detergentów zwiastował bliskość wyjścia, puściły jej hamulce. Najpierw przyspieszyła, a gdy poczuła na twarzy powiew wieczornego, miejskiego powietrza, ruszyła biegiem. Uciekała przed cieniem Yavora i zapachem „Dekadencji”, która właśnie roztrzaskała jej życie na kawałki.
****
Dla tych, co nie lubią tasiemców, dobra wiadomość – właśnie przeczytałaś/eś przedostatni rozdział :)
Komentarze (15)
/Dowiedziałam się od dziewczyny przy barze!Przepraszam!/ – spacja
Czyli nie piszesz na bieżąco – masz gotowca i wklejasz.
Ostatnia część może być zbyt oczywista.
"Ostatnia część może być zbyt oczywista." - To zależy.
Jakie zakończenie obstawiasz?
Ale może jednak admin dostrzeże nasz apel bez tej interwencji :)
cul8r
Piszesz książki?:)
Aż tak to nie :) Kiedyś pisałam tylko do szuflady, ale odkryłam, że są takie portale, więc wyżywam się tutaj, bo w przeciwieństwie do terapii, to nic nie kosztuje ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania