Drwal

Tronhard ścinał już ostatnie tego dnia drzewo. Tym razem szło mu wyjątkowo sprawnie, więc wyrobił się jeszcze przed największymi upałami.

Wrócił do swej chatki, znajdującej się na skraju lasu, obmył się pobieżnie i zabrał się za przygotowywanie obiadu, kiedy dostrzegł jakiś cień przemykający pod oknem. Szybko podszedł pod drzwi wejściowe, upewnił się, że nikogo pod nimi nie słyszy i sprawnym ruchem je otworzył, chwytając drugą ręką znajdującą się nieopodal siekierę, którą jeszcze niedawno ścinał drzewa.

Podszedł do krawędzi domu i wychylił się lekko, coraz mocniej zaciskając prawą dłoń na trzonku. Nikogo tam nie dostrzegł. Obszedł w ten sposób całą chatkę dookoła, aż ponownie znalazł się przed drzwiami wejściowymi. Wszedł ostrożnie do środka i ujrzał siedzącego prze stole około siedemdziesięcioletniego mężczyznę. Miał na sobie brudny, znoszony płaszcz, długie, siwe włosy i brodę, o które widać było, że od dłuższego czasu już nie dbał. Obok niego, oparta o stół, znajdowała się sękata laska, która zapewne służyła mu do podpierania się podczas podróży.

- Kim jesteś i co tu robisz?! – spytał chyba nieco zbyt głośno Tronhard.

- Jestem tylko zmęczonym wędrowcem, który od kilku dni nie miał nic w ustach – usłyszał w odpowiedzi. – Proszę, ulituj się nad starym człowiekiem. Konam z głodu.

- Dlaczego więc nie poszedłeś do wioski? Znajduje się dwie godziny marszu na zachód.

- Proszę… Nie wiedziałem. Nie mam już sił. Proszę, nakarm mnie. Mam jedynie to – sięgnął ręką pod płaszcz i pokazał zawieszony na szyli amulet. Był niewielki, miał może centymetr wysokości. Tronhard zdołał dostrzec jedynie dwa złote skrzydła po bokach czegoś, nim starzec schował go z powrotem. Widać było, że raczej nie chciał się z nim rozstawać, ale nie miał wyjścia, jeżeli nie chciał umrzeć z głodu.

- Nie trzeba – zwrócił się do niego drwal. – Właśnie miałem robić obiad, więc zrobię go więcej, a tymczasem zjedz to – podał starcowi kawałek lekko już czerstwego chleba.

- Dzięki ci stokrotne! – wędrowiec odpowiedział już z ustami pełnymi chleba, pochłaniając łapczywie każdy jego kęs.

Tronhard wyjął dwie drewniane miski, a następnie kiedy skończył gotować, napełnił obie zupą jarzynową. Kiedy obaj zjedli, drwal wstał od stołu i zwrócił się w stronę starca:

- Idę się odlać, a ty sobie nałóż więcej, jeśli jesteś jeszcze głodny.

Kiedy wrócił do chatki, nikogo już tam nie było, a na stoliku obok leżał medalion, który wędrowiec miał na szyi. Kiedy na niego spojrzał, zobaczył że tym czymś pomiędzy skrzydłami, była ludzka czaszka. Chwycił go w rękę i wybiegł przed dom wołając za starcem. Chciał zwrócić mu jego własność, ale nie mógł go nigdzie znaleźć. Nagle amulet zaczął go palić w rękę.

Tronhard rozchylił szybko pięść, upuszczając rozgrzaną do czerwoności błyskotkę na ziemię.

Wokół amuletu zaczęły się pojawiać zielonkawe, przezroczyste postaci. Jakby duchy. Były to ludzkie szkielety, ze zwisającymi na nich poobdzieranymi resztkami ubrań, lub niedopasowanymi do siebie częściami zbroi. Każdy z nich dzierżył w ręku miecz, lub włócznię oraz tarcze. Każdy z nich wyglądał podobnie, za wyjątkiem jednego. Stał pośrodku nich, centralnie nad leżącym na ziemi amuletem. Był zdecydowanie wyższy od pozostałych, silnie zbudowany i odziany w potężną płytową zbroję i dwuręczny miecz.

Uczucie strachu i przerażenia mieszały się wraz z zaciekawieniem, nie pozwalając Tronhardowi decyzji, czy ma uciekać, czy jednak dowiedzieć cię o co chodzi, aż usłyszał głos:

- Musisz nam pomóc, musisz zwrócić naszą wolność. – Głos ten wydobywał się z pewnością od jednego z duchów żołnierzy, jednak Tronhard nie potrafił stwierdzić, od którego z nich. Przemawiał każdy, ale wszyscy mówili jednym głosem.

- Co? – zdążył jedynie wydukać z siebie drwal. Coraz bardziej jednak żałując, że nie uciekł stąd jak najdalej. Byle przed siebie.

- Musisz zwrócić nam naszą wolność, nasze własne życia. Musisz nam pomóc – tym razem głos ewidentnie docierał do uszu Tronharda od najwyższego z nich. Ten widząc zmieszanie i niepewność na twarzy bohatera, ruszył w jego stronę.

- Jesteśmy starożytnym ludem Damnavitów, który sprzeciwił się niegdyś potężnemu czarnoksiężnikowi Necruilowi – zaczął tłumaczyć. – Niedługo potem większość naszych braci poniosła śmierć z jego ręki, a pozostali zostali skazani na wieczne potępienie, jako przestroga dla tych, którzy zechcieliby powtórzyć to, co nam się nie udało. Czarnoksiężnik wkrótce umarł, ale klątwa pozostała, a jedynym sposobem aby ją zdjąć, jest zaniesienie tego amuletu do twierdzy Necruila.

Duchy przeklętych znikły, a wokół amuletu pojawiła się wyryta w ziemi mapa. Tronhard pobiegł do domu, zabrał pospiesznie kawałek pergaminu i wrócił, aby przerysować mapę. Wiedział, że jest to niedorzeczne, ale coś kazało mu to zrobić i pomóc tym duchom. Kiedy przerysował już mapę, sprawdził jeszcze raz, czy nie pominął jakiegoś szczegółu, a następnie usiadł przed domem i zaczął ją dogłębnie studiować.

W końcu położył się spać, jednak sen miał dość płytki i przerywany, aż nie mogąc już tego znieść, wstał około dwie godziny przed świtem i zaczął szykować się do wyprawy.

Odnalazł stary plecak i śpiwór. Zapakował najpotrzebniejsze rzeczy oraz prowiant. Napisał list do przyjaciela, który odwiedzał go w każdy wtorek, a następnie ruszył w stronę drzwi.

Zatrzymał się, mając już rękę na klamce i wrócił się do swojego łóżka. Wyjął spod niego małą skrzynkę i otworzył, ujawniając zestaw dziewięciu noży do rzucania – pamiątkę po starszym bracie Redalu, który to poświęcił swoje życie broniąc go przed bandytami. Wrócił myślami do czasów, kiedy razem obiecali sobie, że wyrąbią cały las. A teraz jedyne co po nim pozostało, to te noże. Już dawno zaprzestał ćwiczenia z nimi, jednak pozostały skryte pod łóżkiem, czekają najwidoczniej na moment taki jak ten. Tronhard miał nadzieje, że tak samo jak jego brat – i te noże ocalą go od śmierci.

Usiadł na łóżku i powspominał jeszcze wspólne chwile ze swoim bratem, aż w końcu wyszedł przed dom. Słońce właśnie zaczęło wstawać.

Tronhard chwycił leżącą przed domem siekierę i ruszył przed siebie w objęcie czekającej go przygody.

 

Jeśli się spodoba, to będę publikował kolejne części tej opowieści.

(Mogło gdzieś uciąć akapit, lub formatowanie, bo kopiowane z worda, no i coś się popsuło :D więc poprawiłem na szybko, ale mogłem coś przeoczyć nadal)

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • hariin 24.10.2015
    Rzadko czytam opowiadania fantasty, ale to naprawdę zaczyna mi się podobać. Widzę, że masz na nie pomysł i sprawną do pisania rękę. Znalazłam tylko dwie rzeczy, które można byłoby zmienić, a są to:
    1) "centymetr wysokości" - preferowałabym określenie "centymetr średnicy" albo "szerokości". Wysokość jakoś tu nie gra.
    2) "idę się odlać" - to akurat trochę zabawne, bo cały tekst utrzymany jest w zupełnie innym klimacie, a ty nagle wylatujesz z takim kolokwializmem. Nie wygląda to zbyt dobrze.
    Reszta oczywiście płynna, spójna i przyjemna. Czytając twój fragment, potrafiłam dokładnie wyobrazić sobie opisywane postaci i miejsca. Dostrzegłam bijące z tego tekstu emocje, mimo że nie zostały szczegółowo opisane. Wreszcie nie czułam się tak, jakbym czytała sprawozdanie. Ładnie. Zostawiam 5 :)
  • alfonsyna 24.10.2015
    Ciekawa jestem, jak zamierzasz poprowadzić to dalej, ponieważ tym wstępem wprowadziłeś dość interesujący pomysł ze sporym potencjałem. Jakichś błędów technicznych nie zauważam, także czytało się przyjemnie i też zostawię 5 na zachętę do dalszej pracy :)
  • AnkaxLunka08 26.10.2015
    Gerald z Ravii , będzie miał konkurencję . :)
  • Rasia 27.12.2015
    "Mam jedynie to – sięgnął ręką" - kropka i Sięgnął*
    "zjedz to – podał starcowi kawałek" - kropka i Podał*. Jeśli po dialogu nie ma czynności mówionej, wtedy kropka i duża litera. Jeśli występuje czynność mówiona - bez kropki i mała litera
    "Tronhard wyjął dwie drewniane miski, a następnie kiedy" - przecinek przed "kiedy"
    "zobaczył że tym" - przecinek przed "że"
    "Chwycił go w rękę i wybiegł przed dom wołając" - po "dom"
    "Były to ludzkie szkielety, ze zwisającymi na nich poobdzieranymi resztkami ubrań, lub niedopasowanymi " - bez przecinka x2
    "Każdy z nich dzierżył w ręku miecz, lub włócznię oraz tarcze." - tarczę* i bez przecinka
    "Ten widząc zmieszanie i niepewność na twarzy bohatera, " - przecinek po "ten", traktujemy jako wtrącenie
    "jedynym sposobem aby" - przed "aby"
    "poświęcił swoje życie broniąc" - po "życie"
    Mnie jakoś ta opowieść specjalnie nie porwała, ale poza paroma błędami interpunkcyjnymi nie ma się czego przyczepić. To po prostu raczej nie moje klimaty. Patrząc jednak pod względem technicznym zostawiam 4, pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym tworzeniu :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania