Dzień kobiet cz. 2 − Karteczka
//Od autora.
Tekst napisany z okazji dnia kobiet. Ma na celu wywołanie uśmiechu :)
Zapraszam serdecznie!//
2. Karteczka
— Clarise. To nagła sprawa. Muszę wyjechać na kilka dni. Na dwa. Może na trzy. Postaram się wrócić jak najszybciej.
Zarzucił na swoje plecy czarny płaszcz, który swą długością oraz krojem bardziej przypominał pelerynę. Była późna noc. Powoli dochodziła dwudziesta czwarta. Za oknem sączyło się blade światło ulicznych latarni, zakłócając odbiór nieskazitelnie czystego, usłanego gwiazdami nieba. Clarise zaspana, w nocnej koszuli, mogła tylko przyglądać się mężowi, na darmo próbując wyrazić jakiekolwiek słowo sprzeciwu. Izeak był nieugięty. Bardzo się spieszył.
— Jutro z rana przyjdzie do ciebie gospodyni. Nie otwieraj obcym i w razie potrzeby pisz do mnie na pergaminie. Tym, który ci ostatnio dałem. W wolnej chwili postaram się odpisać.
Dziewczyna przytaknęła, naciągając mocniej długie poły szlafroka. Gdy przemówiła, w cichym, melodyjnym głosiku zagrała nuta rozczarowania.
— Ale... Izeaku... nie wrócisz jutro?
— Nie. Nie zdążę wszystkiego załatwić. Spodziewaj się mnie najwcześniej za dwa dni — mruczał cicho, sprawdzając zawartość kieszeni i małej, podróżnej torby.
— Czyli… — zaczęła niepewnie, jakby kolejne przykre fakty dochodziły do niej wraz z wypowiadanymi słowami. — Nie zobaczymy się nawet w dzień kobiet...?
— Przełożymy to na inny dzień, Clarise. Naprawdę nie mam teraz głowy do tego typu świąt — mówił, kręcąc się chwilę po holu, po czym w końcu przystanął przed nią i ujmując delikatnie filigranowe dłonie, podjął znów rozmowę. — Clarise, proszę. Wybacz i miej nieco wyrozumiałości. Zobaczymy się niedługo.
— Będę chyba jedyną kobietą na całym Quadium, która spędzi dzień kobiet sama... — Przytuliła się do niego, nie kryjąc narastającego w sercu smutku.
— Będzie z tobą nasza gospodyni — odrzekł, gładząc małżonkę po głowie. — Poplotkujecie wspólnie, jak to kobiety mają w zwyczaju.
— Kiedy liczyłam, że spędzimy go razem. Że pójdziemy na spacer lub na kolację... — Westchnęła ciężko, by spuścić z piersi nieco ciężaru. Nie pomogło. Tęsknota i smutek ogarniały ją coraz bardziej, powodując w brzuchu nieprzyjemny ucisk.
— Pójdziemy kiedy indziej, Clarise. Rok ma wiele dni, które możemy potraktować jako święto, a ja wyjazdu przełożyć nie mogę. Przykro mi. — Całując żonę w czoło czule, odsunął się i odszedł w stronę drzwi. — Śpij dobrze.
— Do zobaczenia. Uważaj na siebie...
Kilka chwil później Izeak opuścił mieszkanie, znikając za progiem i zamykając za sobą drzwi.
****
Clarise długo nie mogła zasnąć. Myśl, że niemal cały jutrzejszy dzień przyjdzie jej spędzić samotnie sprawiała, że traciła ochotę, by choć zmrużyć oczy. Sen jednak w końcu wkradł się sam. Gdy rano uniosła powieki, z wielkim żalem stwierdziła, że w sypialni nic się nie zmieniło. Przez moment przeszło jej przez myśl, że może mężowi uda się sprawę załatwić bardzo szybko. Że, jakimś nieprzewidywalnym cudem, następnego dnia otworzy oczy i ujrzy, jak Izeak krząta się po pokoju. Wszystko pozostawało jednak w takim porządku, jak przed kilkoma godzinami. Sypialnia nie nosiła śladów użytkowania przez męża. Westchnęła ciężko, bo to jedyne, co w obecnej sytuacji mogła. Ukłucie bezsilności sprawiało, że miała ochotę sięgnąć po skrzypce i zagrać, jednak szybko odrzuciła ten pomysł. Vienne miała zjawić się z wizytą za chwilę, a ona, jako Pani Domu, chciała być gotowa. Nie uważała za stosowne, przyjąć gosposie w piżamie. Postanowiła zatem najpierw zająć się poranną toaletą i przebrać w codzienny strój. Wstała ciężko z łózka, poprawiła niedbale włosy i, nie ubierając nawet szlafroka czy kapci, zrezygnowana i smutna udała się do łazienki.
Za progiem sypialni czekało jednak spore zaskoczenie. Gdy tylko otworzyła drzwi, zalała ją fala czerwieni i słodkiego, różanego zapachu. W każdym zakątku salonu stał wazon, wypełniony po brzegi żywymi, świeżo ściętymi kwiatami. Na podłodze, stole, regałach i parapetach umieszczono szklane naczynia z bukietami pięknych, dorodnych róż.
Clarise zamarła na długo, kompletnie oczarowana wspaniałym widokiem. Podeszła do najbliższego wazonu, stojącego tuż przy drzwiach i wyjęła jeden z mięsistych kwiatów. Obejrzała go, niepewna, czy jakimś dziwnym trafem wciąż nie tkwi w sennej marze.
Nie śniła. Kwiat był miękki i przyjemny w dotyku, wydając z siebie naprawdę intensywną woń. Wkraczając w głąb mieszkania, Clarise mogła dostrzec, iż nie tylko salon wypełniały żywe kwiaty. Również hol i prawdopodobnie kuchnia tonęły w morzu czerwonych pąków. Nogi same powiodły ją wgłąb mieszkania. Co jakiś czas czuła pod palcami miękką fakturę zagubionych, czerwonych płatków. Trzymając w palcach jeden, jedyny kwiat, tak bardzo wyróżniony wśród setek innych, przekroczyła próg kuchni. Tam zastała identyczną sytuację. Na stole, pośród trzech mieszczących się wazonów, stało jeszcze pudełko czekoladek i złożona nań niewielka, kremowa karteczka. Clarise szybkim krokiem podeszła do stołu i pochwyciła papierowy podarek. Rozłożyła go i przeczytała uważnie.
"Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet. Spodziewaj się mnie dziś wieczorem. Załóż coś eleganckiego.
Kocham Cię,
Izeak.".
— Ja również cię kocham... — odrzekła cicho do karteczki i rozpromieniła się. Z szerokim uśmiechem na twarzy rozejrzała jeszcze raz po kuchni, wypełnionej po same brzegi pięknymi, czerwonymi różami.
Lepiej nie potrafiła wyobrazić sobie tego magicznego dnia.
Komentarze (12)
Nie wyciągam, ale...
Postanowiła zatem najpierw zająć się poranną toaletą i przebrać się w codzienny strój. - się, się - gryzie.
Spoko, ale jakieś przewidywalne. Tytuł zmień na mniej domyślny. Albo odwrotny jak: Samotne święto. - czy coś.
Spoko całkiem to wejrzenia w kryształową kulę.
Mam nadzieję, że to taka, podyktowana świętem, brawurowa "równoległość" - alternatywa.
Nie chcę się tak z dupy dowiadywać, że zostali małżeńtwem.
Chcę konfliktu, problemów, emocji i różnych wydarzeń w te i wewte, a nie tak nagle - hop - i siup.
Biere to jako taki omam rocznicowy czy ki chuj. ALe nie rozpatruję tego w mysl, że seria do tego doprowadzi.
Znaczy, git, niech doprowadzi, ale nie chę tego wiedzieć w ten sposób. Od dupy strony.
To mi siedziało we łbie jak biegałem, ale potem zapomniałem
Pozdrawiam
Pięknie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania