Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 12
Dam dam dam! Od tego rozdziału fabuła zrobi obrót o 90 stopni i zacznie iść w zupełnie nowym kierunku! A to dlaczego, przekonajcie się sami ;) A, i bym zapomniała...
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
1. Jakby coś ktoś ode mnie chciał, coś na prywatnie, opko napisać, grafikę, nie wiem, to wbijajcie do mnie na Facebooku lub na e-mail: majakwasny@yahoo.com
2. Jeśli od teraz będę dodawała rzadziej, to przepraszam, ale gonią mnie trzy konkursy i mam zdeczka mało czasu.
3. OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH KONIEC
JULIA
- Julka? Mogłabyś mi przynieść jedną reklamówkę z samochodu? Tę, w której jest chemia - woła Olga z dołu. Odkładam skrzypce na łóżko, choć i tak na nich nie grałam, i schodzę na dół. Stawiam stopy ostrożnie, gdyż dziś cały świat wiruje mi przed oczami. Biorę z komody kluczyki do naszej toyoty, wsuwam na stopy adidasy i wychodzę z mieszkania.
Przez dobrą chwilę zmagam się z bagażnikiem. Wyjmuję siatkę z pozostałymi zakupami i z czystej ciekawości zaglądam do środka. Nic specjalnego, tylko Domestosy, kostki do zmywarki i takie inne badziewia. W takim razie czemu ta reklamówka jest tak strasznie ciężka?
Wlokę się na górę, co chwila zatrzymując się by złapać oddech. Trzymam się kurczowo poręczy, by nie spaść po schodach.
- Że też akurat dzisiaj... Akurat dziś musiała się zepsuć winda? - pytam retorycznie, docierając do moich drzwi. Otwieram je z wielką trudnością.
Od razu ściągam buty, odstawiam reklamówkę z chemią Oldze na stół i wchodzę na piętro. Wchodzę do swojego pokoju i walę się na łóżko z takim impetem, że aż wibrują struny skrzypiec. Zamykam oczy, tylko na sekundkę. Do obiadu się zdrzemnę, potem wstanę, pojadę na recital. Tylko przedtem chwilę się prześpię. Tak bardzo mnie głowa boli...
Trzeba było się posłuchać Olgi i taty. Trzeba było się głupio nie buntować. Przecież nie ma szans. Wszyscy ci to mówią. Więc czemu ja się jeszcze nie poddałam?
Huk, który właśnie rozlega się w sali, dociera do moich uszu dopiero wtedy, gdy zdaję sobie sprawę, że moja muzyka ucichła.
Leżę na boku na scenie, zwrócona twarzą ku publiczności. Na twarzach zebranych maluje się przerażenie. Podnoszę się i ocieram czoło. Zamierzam zignorować kompromitację, jednak ten plan legnie w gruzach, gdy patrzę na swoją dłoń.
Jest brudna od krwi. Świeżej, szkarłatnej krwi. Wtedy dociera do mnie reszta scenerii. Widzę krew wszędzie. Na drewnianej, lakierowanej podłodze sceny, na moich skrzypcach, smyczku, białej sukience. Ze strachu truchleję i zamieram.
- Ja pierniczę... Jezus, nie.
Moje powieki nagle robią się przeraźliwie ciężkie. Moją ostatnią myślą przed omdleniem jest to, że ja i Paganini jesteśmy naprawdę podobni. W sposób, którego wolałabym uniknąć.
ŁUKASZ
Rozciągam się przed blokiem. Po wizycie u dziadków w końcu mam czas pobiegać, ale te plany krzyżuje Panda. Nagle wyrasta przede mną, zaaferowana i zdyszana. Nie mieszka jakoś strasznie daleko, ale dobry spacer dziesięciominutowy to jest. Teraz wygląda, jakby cały ten dystans przebiegła na jednej nodze. Nie mogła zadzwonić?
- Łukasz! - wrzeszczy, choć jest tuż przede mną.
- Ja!
Dziewczyna przez moment dyszy, po czym podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Wtedy przestaję robić sobie wszelkie jaja, ponieważ spojrzenie Pandy jest poważne.
- Jula... - zaczyna niepewnie, a mi już w głowie zaczynają się tworzyć czarne scenariusze. - Jula jest w szpitalu.
- Co, kurwa? Co się stało? W którym jest? A dlaczego? - Pytania sypią się ze mnie, a ja łapię Pandę za ramiona. Czerwieni się lekko, ale zaraz potem trzęsie głową.
- Ja... Ja sama niewiele wiem - duka nieśmiało, ale głos drży jej ze strachu. - Wiem tylko, że umieścili ją w tym ogromnym szpitalu. Niedaleko hali muzycznej.
Wiem, o który jej chodzi. To miejsce jest mi aż za bardzo znane. Moja matka leczy w nim swoje problemy z płucami.
Rzucam się biegiem w stronę przystanków tramwajowych, ale wiem, że jadąc środkiem transportu publicznego, tylko straciłbym czas. Decyduję się więc pobiec na własnej nodze i protezie. Niech się walą wszelkie wyścigi. To będzie dopiero popis moich umiejętności.
Świętobliwa cisza w szpitalu różni się kolosalnie od gwaru panującego na ulicy. Grzecznie witam się i pytam o pokój Juli. Odpowiedź brzmi "trzysta sześćdziesiąt cztery". Dzięki praktycznym mapkom zawieszonym na ścianach, nie muszę pytać nikogo innego o drogę. Gdy znajduję się przed drzwiami pokoju Juli, od razu wchodzę, nie zwróciwszy uwagi na fakt, że wypadałoby zapukać.
Zastaję przerażający widok.
W metalowym szpitalnym łóżku z białą pościelą siedzi Jula. Jej blond włosy, niegdyś gęste i lśniące, są związane smętnie w kitkę. Zbladły okropnie, teraz sprawiają wrażenie niemal białych. Skóra dziewczyny również jest jaśniejsza. Jula jest przeraźliwie chuda, dosłownie tonie w szpitalnej koszuli nocnej. Jest podłączona do kroplówki, na twarzy nosi wąsy tlenowe, a wokół jej głowy widnieje opatrunek. Dziewczyna właśnie skrobie coś w sfatygowanym, różowym zeszycie, ale przestaje, kiedy mnie zauważa.
- O, cześć, Łukasz! - mówi na powitanie, podnosząc dłoń w przyjaznym geście. Przy tym czynie jej twarz wykrzywia się w bólu i zdążam zauważyć wbite w jej żyłę igły.
- Cześć... - odpowiadam niemal mechanicznie, nieśmiało podchodząc do łóżka Juli. Przysiadam na brzegu jednego z twardych plastikowych stołków i wbijam wzrok w podłogę.
- Co się stało? - pytam cichutko, zwijając się w kłębek. Spodziewam się najgorszego.
- A, to... Byłam sobie normalnie na występie, choć cały dzień czułam się do dupy. No i tak se gram, gram, a tu nagle - ja BĘC, krew z głowy SIK, a tamci panika. Karetka, pogotowie, walić do szpitala! - Jula wyraźnie się ożywia, aż kicha w środku wypowiedzi, za czym idzie atak gwałtownego kaszlu. Kulturalnie podaję jej chusteczkę, a ona kaszle w nią, dekorując ją czerwonymi plamkami.
- Wiesz tylko, co jest w tym najgorsze? - zagaduje Jula między kaszlnięciami, ale jej głos nadal ma optymistyczny ton.
- Co?
- Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze zagram na skrzypcach.
Komentarze (6)
,,w stronę przystanków tramjawowych" - ,,tramwajowych", taka mała literówka. Rozdział bardzo mi się podobał. 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania