Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 14
ŁUKASZ
Powoli kończę przepisywanie pracy domowej z tablicy i zamykam zeszyt. W tym samym momencie rozlega się ostatni dzwonek - ulubiony dźwięk każdego ucznia. Chowam manatki do plecaka, żegnam się z kolegami i schodzę do szatni. Tam ubieram się w swoją granatową kurtkę i czerwono-czarny szalik w kratkę, w końcu już październik. Jula trafiła do szpitala dwa tygodnie temu i jeszcze nie wyszła.
- Łukasz! - woła za mną Panda, łapiąc mnie za ramię. - Idę dzisiaj do Juli, zanieść jej... kapuśniak. Poszedłbyś tam ze mną? Przydałoby mi się towarzystwo.
Dokładnie, Łukasz. Pandzie przydałoby się towarzystwo. Więc nie stój tam jak kołek z miną kretyna i powiedz coś!
- Jasne, spoko - mówię w końcu, wiążąc sznurówkę. Chwytam plecak i razem z Pandą wychodzimy ze szkoły. Cały czas myślę o Juli. Dostatecznie przestarszyłem się ostatnim razem, widząc ją taką chudą i bladą. Co jeśli dzisiaj będzie jeszcze gorzej? Jeżeli dziś ledwo będzie mogła mówić i się ruszać, a z każdej strony będzie podłączona do skomplikowanej, szpitalnej machiny? Co wtedy zrobię ja? Odwrócę wzrok czy może nawet zwieję?
Gdy jesteśmy przed pokojem Juli, Panda nawet nie puka. Od razu otwiera drzwi i wita dziewczynę głośnym okrzykiem:
- Jest kapuśniak!
Jula na szczęście nie wygląda inaczej. Znikły nawet wąsy tlenowe, co musi oznaczać poprawę. Jednak w tym momencie przypomina mi się przysłowie: "Jedna jaskółka wiosny nie czyni". Niestety jest aż nadzbyt adekwatne do tej sytuacji.
Stefa podaje Juli zupę w termosie i plastikową łyżkę. Dziewczyna zajada, aż jej się uszy trzęsą. Przy tym wydaje z siebie wyrazy zadowolenia:
- Zarąbisty ten kapuśniak! Podziękuj cioci ode mnie, Stefcia. Boże, ale pyszne! Mówię wam, w tej zdechłej dziurze karmią naprawdę podle.
Przez dwie godzinki gramy w karty, dajemy Juli zaległości ze szkoły i oglądamy głupie filmiki na Youtubie. Chociaż Jula spędza całe swoje dnie w łóżku, przyczepiona do lekarskich urządzeń i faszerowana lekarstwami, to wcale się nie zmieniła. Nadal jest genialna z biologii, ciągle jest uzależniona od Pawełków, a skrzypce nie są zakurzone i nieużywane. To ostatnie mnie zadziwia. Jak wielka musi być czyjaś determinacja i miłość do instrumentu, żeby grać na nim nawet podczas ciężkiej choroby.
- Wpadaj częściej, Łukasz - mówi mi Jula, kiedy się żegnamy. - Nie bój się mnie, ja nie gryzę. Chyba.
Śmieję się, ale nie umiem zapomnieć o niektórych rzeczach, które widziałem podczas tej wizyty. Ich obraz mnie nawiedza i uparcie nie chce dać mi spokoju.
STEFA
Czekam z Łukaszem na przystanku. Jedziemy innymi tramwajami, a mój ma przyjechać jako pierwszy. Wyraz twarzy mam kompletnie poważny, jednak w myślach kłócę się ze samą sobą.
"Teraz mu powiem. Nie mogę dłużej ukrywać moich uczuć. Chociaż to tylko głupia, przelotna miłostka... Wszystko schrzanię. Popsuję naszą przyjaźń, cała nasza relacja będzie do kitu... Nie, dobra. Zdecydowałam."
- Łu... kasz... - dukam nieśmiało, odwracając wzrok. Nos i policzki mam całkiem czerwone i bynajmniej nie jest to spowodowane zimnym wiatrem.
- O co chodzi? - odpowiada luzacko chłopak, zwracając się do mnie. On jest taki głupi... Taki ślepy, taki nieogarnięty. Naprawdę nie zauważa moich uczuć?
- Ja... Muszę ci coś powiedzieć - wypalam szybko, zakrywając twarz szalikiem.
- No wal.
Stary... Takim czymś nie można "walnąć", bo byś mi zgasł na zawał... Biorę głęboki oddech i patrzę przez chwilę na Łukasza. Na fale jego włosów, czarne i potargane, na jego oczy w niezwykłym kolorze burzowego nieba, na jego okulary firmy Ray-Ban, lekko zsuwające się z czubka jego nosa. Na to wszystko, co nigdy nie będzie moje.
- Bo wiesz, tak jakoś wyszło, że... No, jakby to... Zakochałam się w tobie - mówię szybciutko i spuszczam wzrok. Kamień schodzi mi z serca, ale w jego miejscu tworzy się blizna.
- Panda... Ja... Bardzo dziękuję i szanuję to, co powiedziałaś, ale... Zawsze widziałem cię jako przyjaciółkę i wiesz, nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób. Wybacz. Jesteś naprawdę genialną dziewczyną, dowcipną, zabawną i inteligentną, jednak... Ja chyba jestem zakochany w kimś innym. Przepraszam. Naprawdę.
- Nie no, spoko. Jest mój tramwaj. Siemasz, do jutra - rzucam pospiesznie, wsiadając do pojazdu. Siadam na tyle i zwijam się w kłębek na swoim siedzeniu. Próbuję powstrzymać łzy, ale teraz nawet mruganie nie zdoła ich zatrzymać.
Jestem taka głupia. Podświadomie wiedziałam, że nie mam u niego żadnych szans. Nigdy nie miałam. W końcu...
"Jestem zakochany w kimś innym".
To też wiem. Widzę, w jaki sposób się do niej uśmiechasz, w jaki sposób na nią patrzysz. Nigdy, przenigdy nie będę tą dziewczyną. Nigdy nie będę Julą.
- Łukasz... - szepczę do siebie i zakładam słuchawki, żeby odpędzić od siebie smutek i łzy. Jednak, ponieważ jestem głupia, wybieram do posłuchania utwór "Drop in the Ocean" Rona Pope'a.
"To tylko kropla w oceanie
Zmiana w pogodzie
Miałem cichą nadzieję,
Że może ty i ja
Skończymy razem.
Niczym prośba o deszcz w środku pustyni..."
Moje łzy nadal płyną, ale teraz są spokojniejsze, jakby dostosowują się do rytmu pianina i głosu wokalisty. Mimo złamanego serca i przytłaczającego smutku, wymuszam uśmiech. Ciekawe, czy kiedykolwiek ktoś mnie pokocha.
JULIA
- Dalej. Uda ci się - mówię do siebie, chociaż mój głos drży.
Moja prawa dłoń drga, więc przytrzymuję ją lewą. Serce bije mi szybko i głośno, że jestem pewna, iż słychać je na końcu korytarza.
- Nic ci nie będzie, jeżeli ci się nie uda. Spróbujesz jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze, aż wygrasz. Znowu staniesz w pełni sił na własnych nogach, na jasno oświetlonej scenie. W twoich uszach znów rozbrzmieją gromkie brawa, a twoje serce otrzyma nowe skrzydła. Uda ci się. Na pewno.
Biorę oddech i chwytam smyczek leżący przede mną. Kiedyś było to dla mnie tak lekkie, jak szczotka do zębów, a teraz zdaje się ważyć cholerną tonę. Przed chwilę udaje mi się utrzymać go w dłoni, jednak zaraz po tym go wypuszczam. Opada z głuchym dźwiękiem na kołdrę, a ja chowam twarz w dłoniach. Zaciskam szczękę, a ze złości bulgocze w mnie krew, która i tak dawno przestała pełnić swoją funkcję.
- Wiele rzeczy mi zabrałaś - cedzę przez zęby, wychodząc z łóżka, mimo potwornie złego samopoczucia. - Zniszczyłaś mi życie. Psujesz mnie od środka, robisz ze mnie istny wrak. Jednak nigdy nie pozwolę ci... zabrać mi moich skrzypiec.
Wychodzę na korytarz, który jest opustoszały i ciemny. Trzymam się kurczowo kroplówki, która okazuje się kolosalną pomocą w utrzymaniu równowagi. Coraz ciężej jest mi stawiać kroki, jednak staram się. Może bardziej, niż jest tego warta sytuacja.
Docieram do drzwi gabinetu mojej lekarki. Są lekko uchylone, więc słyszę każdą sylabę rozmowy, którą odbywa doktor Rajcht z moimi rodzicami. Niby podsłuchiwać nie wolno, ale mam prawo wiedzieć to, co dotyczy mnie.
Nie mówią nic nowego. Ot, takie pierdolenie, które słyszę od około czterech lat. Czyli nic się nie zmieniło? No nie sądzę.
Nagle słyszę mojego tatę, jak płacze. To sprawia, że serce mi się zatrzymuje na chwilę.
Mój tata nigdy nie płacze. Albo jak tak, to nigdy go nie widziałam. Olga płakała z powodu mojej choroby kilka razy, ale nigdy nie widziałam, żeby robił to tata. Nie mogę znieść faktu, że kogoś ranię.
- Wystarczy, że jej młoda osoba jest obarczona takim ciężarem -mówi tata głosem grubym od płaczu. - Teraz jeszcze straci umiejętność chodzenia?
Na te słowa przestaję słuchać i czym prędzej odbiegam od tego miejsca. Nie puszczam kroplówki, przewracam się kilka razy, lecz nadal biegnę.
- Wszyscy się mylicie. Nie przegram tak łatwo, nawet sobie nie myślcie.
Za trzecim czy czwartym upadkiem nie mam już siły wstać. Leżę na zimnym, twardym linoleum i słucham swojego ciężkiego oddechu. Słaby ze mnie wojownik, nie umiem nawet samodzielnie do bazy dobić.
Zaczynam krzyczeć, nie z bólu, a z rozpaczy. Jakim prawem to ja muszę tak cierpieć? W mojej duszy tworzy się ogromna, rosnąca rana, centrum palącego bólu. Nie wiem, czy jest cokolwiek, by go uleczyć.
Ponieważ jesteśmy mniej więcej w połowie serii, to prosiłabym o rozpisane komemtarze :D Ulubieni bohaterowie, przemyślenia, inne takie bzdety, mówcie wszystko! Jestem bardzo ciekawa waszej opinii ;) Dobranoc i do zobaczenia :*
Komentarze (14)
Bardzo mi sie podobało, zostawiam 5. ;)
No i uproszony kom. O kurde, jak ja umiem wczuć się teraz w Łukasza... ;_; Aż mi się t=wstyd robi, jak teraz o tym pomyślę... współczuję mu. Pandzie też. No, ale wszyscy wiemy, kto tu jest gwiazdą.
Julia musi zagrać na skrzypcach, a jak nie, to zagra u mnie. :) W sumie to u mnie sporo odbiegła od oryginału. XD Dam oneshoota, ale to potem. :v Zaraz dam inne opko, potem napiszę drugie, a zaraz po nim będzie to obiecane Tobie.
Wybacz, ale nie umiem napisać długiego koma, bo o wszystkim piszę na bieżąco. :/ Żal mi Julii, żal mi Łukasza, nie wiedzieć czemu Stefy nie było mi do tej pory żal. To nie tak, że jej nie lubię. To po prostu mała gwiazdka przy rozpalonym słońcu, jakim jest Julia i księżycowej pełni, jaką jest Łukasz.
Czekam na dalsze rozdziały. :) Trzymaj się i do zobaczenia.
Nieważne, OOC to bardzo częsty zabieg w fanfiction, nawet ja się w nim lubuję :3
I fajne porównania do Juli i Łukasza, możliwe, że kiedyś wykorzystam. Jeszcze raz bardzo dziękuję :*
Ale cóż, skoro była balanga w nowym domu, Picolo i M&Msy no można też wstawić teksta późno... Albo dwa... Dobra, ja już na dzisiaj odkładam broń i idę się zrelaksować przy anime, które wcale mi się nie podoba, ale i tak je oglądam #faklodżik
Bajo :*
Opowiadanie podoba mi się bardziej niż to poprzednie, ale wciąż mam ochotę dać Juli w twarz za to, jaka jest. Nie chce nikogo ranić swoją osobą, a nawet sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo rani Stefę. Przecież zdaje sobie sprawę, jakie uczucia żywi jej przyjaciółka do Łukasza, a nigdy nawet o nich nie pomyślała. O swoich też nie pomyślała... właśnie, myślę, że już powinna. Kocha Łukasza, więc dlaczego o tym nie myśli? Dlaczego w ogóle się nie krępuje w jego towarzystwie ani nic? Tylko ten numer z lekarstwami w pociągu mógł być dowodem na jej uczucia. Wiem, że są przyjaciółmi, ale miłość zmienia, a zwłaszcza tak młode osoby. Brakuje mi też jakichś głupich zachowań Juli i Łukasza. Tak, są doświadczeni przez los, ale... mają dopiero 14 lat! A oni nigdy nie mają dziecinnych, nierealnych myśli, nigdy nie mówią głupot... A teraz wielki plus - za Karola! Jest świetny! Zyskał moje serce tym tekstem o egoistce.
No dobra, to chyba tyle. Poczepiałam się, poczepiałam, pewnie mnie teraz znienawidzisz... :D Ale to znaczy, że opowiadanie mnie wciąga, bo jak jest nudne, nie chce mi się pisać tak długich komów a ten ma w tej chwili już 1195 znaków. :D No to do zobaczenia w kolejnym opowiadaniu. Pozdrawiam.
,,kłócę się ze samą sobą" - tu lepiej by pasowało ,,z samą sobą";
,,Serce bije mi szybko i głośno, że jestem pewna, iż słychać je na końcu korytarza" - jeśli ma pozostać to ,,że" przy ,,jestem pewna", to przed ,,szybko i głośno" przydałoby się ,,tak";
,,ze złości bulgocze w(e) mnie krew";
,,Może bardziej, niż jest tego warta sytuacja" - tu bez przecinka, bo zdanie jest pojedyncze;
,,Mój tata nigdy nie płacze. Albo jak tak, to nigdy go nie widziałam." - może by dodać ,,takiego" po ,,go"? Obecnie wynika z drugiego zdania, że go nie widziała po prostu, a nie nie widziała płaczącego. Tyle ode mnie. Zostawiam 5:)
W tej części bardzo mi było żal Stefy :( Odkąd jeszcze napisałaś, że wzorujesz ją na sobie, tym bardziej. Podobała mi się odpowiedź Łukasza, który choć zranił Stefę, też wyznał jej swoje uczucia. Jula w tej części była wszystkim. Zabawna, koleżeńska i tak strasznie nieszczęśliwa :(
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania