Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Dżoker
Dżoker! Tak. To ten żartowniś. Czy Dżoker to ja? Cholera, wszystko mi się miesza. Kiedy idę przez miasto i mijam przechodzących obok mnie ludzi, wydaje mi się, że coś w tym może być. Jestem tak zadżumiony przez leki i moje schorzenie, iż dociera do mnie 50 % tego, co powinienem zarejestrować moimi zmysłami w stu procentach. Jako, że już zrobiłem zakupy w aptece, wybrałem się dalej do Manufaktury, centrum handlowego. Tam miałem kupić artykuły spożywcze dla mojego dziadka. Wiedziałem, że nie będzie to takie łatwe w takim stanie ogarnąć zakupy. Bałem się pominąć czegoś z listy. Ale udało się. Dochodząc do kasy spostrzegłem sporą kolejkę. Było mi źle. Te jasne lampy, które wżerały się w oczy, mocno mnie wkurwiły. Tak to jest w hipermarketach. Ale spoko dam radę. Stojąc w kolejce, ciężko przypomniałem sobie, że muszę wpaść do sklepu fotograficznego. Zapłaciłem miłej kasjerce, spakowałem produkty i udałem się do ruchomych schodów. Zjechałem na dół. Następnie doszedłem do sklepu. Stałem tak do kurwy, przed tym jebanym Fotojokerem należącym do sieci sklepów z branży fotograficznej. Nie mogłem zdecydować się czy mam wejść do środka. Lęki już zanikały, ale ja nadal nie byłem pewny, co się do końca ze mną dzieje. Pojawiła się w mej głowie kolejna zasłona. Co półtorej sekundy odczuwałem uderzenia w mej łepetynie. Określiłbym je jako, silne wspomnienia, opowieści opowiedzianej w przeszłości, a dotyczącej mającej wydarzyć się w przyszłości, czyli teraźniejszości, która rozgrywała się właśnie w tej chwili. Racjonalnie myśląc, wszystkie te wspomnienia to dowód na to, iż jestem chory, a ma psychika jest mocno rozstrojona. Jednak te bodźce były takie realne. Mógłbym przysiąc, że to prawda. Bodźce, których doznawałem upodabniały się do wydrukowanych zdjęć. Po chwili znikały. Natomiast ja je dobrze pamiętałem. Na chłopski rozum, były to wytwory mojej chorej psychiki. Z drugiej strony uznałem, iż jeśli to choroba, to, w jaki sposób zaistniało tak wiele zbiegów, okolicznośći. Ludzie z reguły nie robią niczego bezinteresownie. Chyba mi naprawdę odbiło. Zdecydowałem, że nie wejdę do sklepu. Miałem kupić dwa dodatkowe akumulatory do mojego Canona bym nie musiał się martwić podczas dłuższych wypadów, że zabraknie mi energii. Przechadzając się po Manu robiłem często zdjęcia manekinów, które stały bądź siedziały w witrynach sklepów z odzieżą. To dość interesujące. Jasne, że widać odbicia szyldów innych sklepów w postaci lustrzanych odbić, ale mnie to nigdy nie przeszkadzało. Myślę, iż można wtedy o wiele bardziej poczuć chwilę, jaka się rozgrywa wokół. To był mój sposób na brak żywych modeli. Pragnąłem chwili, gdy będę mógł o wszystkim decydować. Oświetlenie, poza żywego modela, garderoba, jej kolory i wszystko, co się z tym wiąże. Na przykład profesjonalny sprzęt fotograficzny. Bardzo potrzebowałem lepszego obiektywu. Ten kosztował krocie. Więc zawsze musiałem zadowalać się tym, co miałem. Takim moim niegroźnym żarcikiem okazała się przeogromna potrzeba by moje kadry zdominowały zielenie. Cały wachlarz zieleni. Powracając do mojej psychiki, uważam, że największym żartem, jakim poczęstowało mnie życie to te materializujące się w mojej głowie uderzenia czasu. Życie ze mnie zakpiło. I kto tu jest prawdziwym żartownisiem. A może największy ubaw ma ta piękna dziewczyna siedząca w fotelu, ta, którą minąłem. Wyglądała tak jakby jej Amazonia płonęła, choć ja pragnąłem by przetrwała dewastację zaserwowaną przez człowieka. Człowieka z blizną na twarzy ma się rozumieć. I może to jest ten zabójczy żart?
Komentarze (4)
Niektóre przecinki można byłoby usunąć, bo masz widoczną skłonność do nadmiaru.
cul8r
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania