Esgaroth cz. V
Słońce już zachodziło. Nie czuć już było dusznych podmuchów wiatru lecz chłodnawe rzeźkie powietrze. Miłe dla skóry. Ostatni promień słońca zchował się za górami. W mieście jak i w obozie wroga rozbłysły pochodnie. Dzielił je jednak duży pas mroku. Przez ten właśnie pas chłopak wraz z ojcem ruszyli na przeszpiegi pod obozowiska wroga. Poruszali się cicho i zwinnie. Z początku ostrożnie, między dołami, wykonując "zajęcze" skoki. Potem przygarbieni do ziemi by uniknąć wykrycia. W połowie drogi skręcili w las i szli jego skrajem. Mężczyzna trzymał sie z tyłu. Pozwolił synowi iść przodem z powodu jego małej postury. Gdy zbliżali się do celu pojawił się problem. Pod jednym drzewem stał strażnik. Zwykły zwiadowca. Ojciec podbiegł do syna i wziął od niego tasak. Powoli podchodził bliżej. Kiedy był już blisko, szybko wstał i rzucił tasakiem prosto w żołnierza. Padł. Oni też padli i doczągali sie do ciała.
- Co znim zrobimy ? - zapytał syn wycierając tasak o trawę.
- Przebiore się w jego zbroje i będe tu stał na wszelki wypadek. - mówiąc to zaczął ściągać z martwego ubrania.
Ciało zawlekli dalej w las i ukryli pod konarem zwalonego drzewa. Gdy ojciec stał na straży, młodzieniec ruszył ku namiotom. Pierwsze dwa nie były ciekawe, za to trzeci skrywał coś interesującego. W środku był stół zapełniony mapami. Stał przy nich niski, facet z długą brodą i młotem na placech.
Krasnoludy ! Pomyślał chłopak. Złotowłosa sprowadziła wojska krasnali. Nie był to lud ugięty. Nie tolerował haosu w armii i niewykonywali niepasujących im zadań. Do namiotu wszedł ktoś jeszcze. Zdecydowanie wyższy. Uzbrojony w łuk i strzały. Wydawało się że jest elfem ale wygląd mógł mylić. Chłopak niezbyt mógł ocenić sytuacje. Dziura w namiocie była niewielka i niedawała możliwości podłapania szczegułów.
Słyszał tylko ich rozmowe.
- Powiedz. - głos był niski. Należał do tego wyższego. - ile czasu zajmie wam utorowanie drogi ?
- Ciężko powiedzieć. - odparł mu czysty i głęboki bas. - jeśli wierząc mapie to przed nami zatkane wejście w wąwóz.
- Streszczaj się !
- Trzy dni. Nie krócej.
Wyższy złapał się za głowę. Trzy dni ? Złotowłosa kazała przenieść przez góry część wojska i wejść do miasta tylną bramą. Mężczyźni wyszli a chłopak zyskał okazję do wejścia. Szybko przyległ do stołu. Szybko się uczył więc postanowił zapamiętać wszystkie strategie nakreślone krzywo na mapie. Usłyszał szmery i szybko wycofał się z namiotu. Jeszcze nieodchodził. Zaczekał przy dziurze. Weszła Złotowłosa, za nią pięciu, może siedmiu rycerzy. Przeglądali mapę.
- Jaka sytuacja ? - zapytała.
- Niewiemy ilu ludzi siedzi w mieście. Stawiamy na góra trzydzieści tysięcy.
- Wliczając cywili - odezwał sie jeden z rycerzy.
- Nie wierzę że straciłam cztery chorągwie. Jutro o świcie zaczynamy atak.
- Jakie rozkazy ?
- Wraz ze wschodem słońca zaczniecie oblężenie. Nieprzerywajcie go aż do południa.
Koniec instrukcji pomyślała. Reszta okaże się jutro. Zanim wyszli, podbiegł do nich krasnolud.
- Pani. Uczta czeka.
Opószczono namiot a chłopak bezpiecznie wycofał się. Gdy jednak przechodził obok ostatniego namiotu usłyszał rozmowę.
- Mówie ci, zaraz nie będzie po co walczyć. Lepiej uciekajmy bo wszyscy zginiemy.
- Na pewno ? Co nadchodzi ?!
- Esgaroth a co innego. Niedługo nadejdzie i wszyscy skończymy jak ci w dołach. Martwi.
Wszyscy obecni westchneli. Bali się tego co nadejdzie lecz nie każdy wiedział czego się bać. Nasz dzielny szpieg powrócił do ojca i razem pognali do króla.
- Szybko wróciliście ! Jeszcze pólnocy nie ma.
- I więcej czasu mi nietrzeba było panie. - odparł chłopiec.
- Dobrze. Czego się dowiedziałeś ?
- Złotowłosa ściągneła armie krasnoludów, którzy planują przeprowadzić część wojsk przez góry do tylnej bramy.
- Spokojnie tego już się domyślaliśmy. Coś więcej ?
- Od rana do południa ma trwać oblężenie ...
- Tyle wystarczy. Wszyscy do jaskiń u stóp wodospadu, cywile do katakumb cytadeli. W mieście ma być pusto oprócz oddziałów altylerii.
Rozkazy zostałe wysłane do kapitanòw. Król zchylił się do dziecka.
- To wszystko ?
- Nie. Słyszałem jak ludzie gadają o nadejściu kogoś kto nazywa się Esgaroth.
Ta nazwa zatrzęsła Bordashem i jego generałami ale nie miał czasu by o tym myśleć. Podszedł tylko do krawędzi muru i spojrzał w dal, w horyzont. Tak. Jeśli przyjdzie to na pewno z pólnocy. Myślał. Szybko jednak odrzucił te myśli od siebie. Poklepał młodego szpiega po głowie i powiedział.
- Jutro czeka nas kamienny deszcz ...
Komentarze (2)
Bardzo ciekawe koncepcja, dwójka głównych bohaterów to ojciec i syn. Rozdział mi się podobał, szczególnie, że pojawiły się nowe rasy i zanosi się na grubszą bitkę :D No i tytułowy Esgaroth... jestem ciekawy o co chodzi z kamiennym deszczem? Katapulty, trebusze? A może coś bardziej kreatywnego, jak golemy? Wystawiam, mimo wielu błędów 4.5
"Szybko przyległ do stołu. Szybko się uczył więc postanowił zapamiętać wszystkie strategie nakreślone krzywo na mapie"
Estetyka: 4
Fabuła: Interesująca, rozwinąłeś skrzydła. 5
Opisy: 4, bo brakło mi opisu obozu. Coś, ala "Były to liczne, duże namioty. Przeważnie okrągłe i w białej barwie."
Średnia: 4,(3)
Ocena: 4
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania