Esgaroth cz. X
Rozpoczęli wspinaczkę. Szli powoli. Duszne powietrze zmuszało ich do odpoczynku. Słońce piekło niemiłosiernie. Chłopak szedł z tyłu. Nogi bo bolały od ostrych kamieni napotkanych na drodze. Nagle zauważyli skalną półkę, na której przysiedli. Mężczyzna podał mu wodę.
- Pij. Dobrze ci zrobi.
- Dziękuje - przycinął menzurke do ust - Daleko jeszcze na szczyt ?
- Już blisko.
- To chodźmy.
Tym razem chłopak pobiegł przodem. Wspinał się po kamiennych schodach. Zatrzymał się dopiero gdy stracił towarzysza z oczu. Siverus jednak szybko do niego podbiegł.
- A tobie jak na imię chłopcze ?
- Lothar - oznajmił.
Nie było czasu na dłuższą rozmowę. Między skałami coś ryczało i wierzgało po kamieniach. Siverus zdjął torbe z pleców i wyjął średniej wielkości, ostry topór. Gestem nakazał ciszę. Chłopak zchylił się do ziemi i poszedł za towarzyszem. Wychylili się zza rogu i ujrzęli potwora. Strażnika doliny.
Stwór przed nimi miał około trzech metrów długości i dwa wysokości. Posiadał wielke, kudłate łapy zakączone haczykowatymi szponami. Miał duży łeb pełen ostrych zębów i małe oczka, nie miał nosa ale za to długie uszy. Ogon był zakończony wystającą kością w kształcie haka. Służył do zaczepienia ofiary. Na prawym boku monstrum miało bliznę po wbitym przedmiocie. Pamiątka Siverusa.
- Co to jest ? - Lothar niepotrzebnie wskazał palcem. - To przed nami ?
- Chidor. - uśmiechnął się - Widziałeś kiedyś Gryfa ? Smoka ? Chimerę ?
Chłopak zaprzeczająco pokręcił głową.
- To przed nami jest gorsze niż całe stada tamtych stworzeń. Czekaj tutaj.
Siverus powoli wyszedł i zaczął okrążać bestie. Ona poszła w jego ślady. Patrzyli sobie w oczy. Nagle ruszyli ku sobie. Bestia już chciała skoczyć lecz on był szybszy. Wykonał ślizg i ciął na oślep toporem po nogach. Trafił. Rana była tylko powierzchowna. Słychać było ryk i wierzganie nogami. Stwór obrócił się i przywarł do ziemi. Podniósł ogon i wymachiwał nim. Usiłował trafić w przeciwnika ale na próżno. Siverus już był na nogach i unikał ciosów. Podniusł kamień i rzucił nim w oko stwora. Spudłował. Rzucili się na siebie. Każdy ciął na oślep. Gdy odskoczyli od siebie, z nogi mężczyzny lała się krew. Poważne zadrapanie. Człowiek zachwiał się i upadł co wykorzystał Chidor. Skoczył. Już miał lądować gdy Siverus potoczył się na bok i dźgnął w bok strwora. Kant topora wbił się w ciało, zadając ból. Szybko wyjął broń i wbił ją ponownie. Trafił w bok. Na skos od poprzedniej rany, tworząc iks. Ostatnim tchem stwór smagnął ogonem i trafił w brzuch. Zmęczony i zraniony najemnik osunął się na kolana, głębiej wbijając topór w ciało Chidora.
Lothar podbiegł to przyjaciela i pomógł mu wstać. Szli ku wielkiej grocie, w której była zamontowana żelazna krata. Na ich widok, ktoś w środku im otworzył. Wyszedł do nich niski mężczyzna z czarnymi włosami. Od razu zagadnął.
- Chidor martwy ?
- Tak ale zmykajmy zanim przyjdzie dorosły.
Weszli do środka. Usłyszeli jedynie trzask zamykanej bramy. Szli ciemnym korytarzem w stronę białego światła. Na końcu powitała ich kobieta w czerwonej sukni i złotym diademie. Miała długie i złote włosy.
- Witam was w Saratah ...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania