![]() | D4wid 22.02.2017 |
![]() | Amy 22.02.2017 |
![]() | Johnny2x4 22.02.2017 |
![]() | Amy 22.02.2017 |
![]() | Okropny 22.02.2017 |
![]() | detektyw prawdy 22.02.2017 |
![]() | O-Ren Ishii 22.02.2017 |
![]() | pasja 22.02.2017 Philip Larkin Edward Stachura |
![]() | pasja 22.02.2017 |
![]() | D4wid 22.02.2017 |
![]() | Ritha 22.02.2017 |
![]() | D4wid 23.02.2017 |
![]() | Amy 23.02.2017 |
![]() | D4wid 23.02.2017 |
![]() | Amy 24.02.2017 |
![]() | Amy 24.02.2017 |
![]() | Neurotyk 24.02.2017 Ta czarna kobieta - wąska - na niebotycznych obcasach, Ta podnosząca ręce jak dwa srebrne narzędzia, To ta właśnie kobieta w zamierzchłych bardzo czasach Kochała moją głowę - ostrożnie (!)... jak łabędzia. O, była wtedy brudna... I mogła mówić: m i ł o ś ć, I nawet chodzić w deszczu też jej wypadało - A teraz ta kobieta to Jej kłopotliwość, Która nosi sobą eleganckie ciało. I tylko, gdy śnieg spadnie - och, szczypiący śnieżek - I tylko kiedy deszcze, kiedy deszcze w krąg, Ta kobieta wraca do moich atramentowych rąk I wysuwa języka waniliowy brzeżek. |
![]() | D4wid 24.02.2017 |
![]() | zuyy 25.02.2017 |
![]() | maga 27.02.2017 |
Część postów została ukryta (13)
Zaloguj się, aby przeglądać cały wątek
![]() | Neurotyk dwa lata temu Tyle podejrzeń. Baj |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | Margerita dwa lata temu |
![]() | Neurotyk dwa lata temu |
![]() | Zaciekawiony dwa lata temu |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | Canulas dwa lata temu Dobrze, że jesteś, bo wczoraj znowu bolało mnie serce, a ciągle nie mam pomysłu na życie. Musisz mi pomóc, bo od szesnastu dni pada deszcz i życie powoli zaczyna mi się rozmywać. Miałem iść do dentysty, ale przybłąkał mi się wiersz o tobie, no i nie mam go z kim zostawić w domu. Dobrze, że jesteś, bo w zeszłym tygodniu "U Fukiera" śmierć znowu pytała o mnie szatniarza. Dzwoniłem dzisiaj do ciebie, ale słuchawka ugryzła mnie w rękę i pewnie ta rana tak szybko się nie zagoi. Musisz mi pomóc, bo jestem zmęczony jak Bóg, który harował przez tydzień - i nie stworzył świata... |
![]() | pkropka dwa lata temu |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | Canulas dwa lata temu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy światło na murze splendor nieba one nie potrzebują twego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj – kiedy światło na górach daje znak – wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów Bądź wierny Idź |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | Canulas dwa lata temu choroba? owszem, romantyk ze mnie, przesadnie sentymentalny, uprawiam cos w rodzaju kultu bohaterów i nie będę się za to kajał. ale wielbię Hemingwaya gdy u kresu wytrzymałości wtyka sobie lufę strzelby w drżące usta; i myślę, jak Van Gogh odciął sobie kawałek ucha dla kurwy a potem wykończył się w szczerym polu; a znów Chatterton wypił truciznę na szczury (nadzwyczaj bolesna śmieć nawet dla plagiatora); Ezre Pounda wleczono zakurzonymi ulicami Włoch w klatce a później zamknięto w domu wariatów; Celine'a okradali, wygwizdywali, dręczyli Francuzi; albo Fitzgerald: kiedy wreszcie przestał pić, zaraz padł martwy; Mozart skończył w zbiorowej mogile; Beethoven ogłuchł; Bierce znikł wśród meksykańskich pustkowi; Hart Crane skoczył przez reling prosto w śrubę napędowa; Tolstoj uznał Chrystusa i rozdał majątek biedakom; T. Lautrec z tym swoim niekształtnym ciałem karla i doskonale rozwiniętym duchem rysował wszystko, co widział i jeszcze dużo więcej; D.H. Lawrence umarł na gruźlicę i sam sobie zbudował Statek Śmierci pisząc swoje ostatnie wspaniale wiersze; Li Po swoje wiersze podpalał i puszczał z prądem rzeki Sherwood Anderson umarl na zapalenie otrzewnej połknąwszy wykałaczkę (na przyjęciu pil martini kiedy nagle wpadła mu w gardło oliwa razem z wykałaczka); Wilfred Owen zginął na pierwszej Wielkiej Wojnie próbując ocalić świat dla Demokracji; Sokrates z uśmiechem wypił cykutę; Nietsche oszalał; De Quincey wciągnął się w opium; Dostojewski stanął z zawiązanymi oczami przed plutonem egzekucyjnym; Hamsun zjadł kawałek własnego ciała; Harry Crosby i jego kurwa popełnili samobójstwo trzymając się za ręce Czajkowski próbował uciec przed własnym homoseksualizmem żeniąc się z prima- donna; Henry Miller na starość opętany był młodymi Azjatkami; John Dos Passos z zajadłego lewicowca stal się ultrakonserwatywnym republikaninem; Aldous Huxley po narkotykach miewał wizje i zgarniał urojone bogactwa; Brahms za młodu pracował nad swoim ciąłem żeby było potężne bo uważał ze sam umysł to nie dość; Villonowi zakazano wstępu do Paryża nie za to, co myślał tylko za to, ze był złodziejem; Thomas Wolfe uważał, ze nie może wrócić do domu póki nie zdobędzie sławy; albo Faulkner: kiedy rano odbierał pocztę oglądał kopertę pod światło i jeżeli nie widział czeku to ja wyrzucał; William Burroughs zastrzelił własna żonę (nie trafił w jabłko na jej głowie); Norman Mailer swoja dźgnął nożem; obeszło się bez jabłka; Salinger nie wierzył ze dla świata warto pisać; Jean Julius Christian Sibelius dumny I piękny Czlowiek kompozytor potężnej muzyki po czterdziestych urodzinach ukrył się i odtąd rzadko go widywano; nikt nie wie na pewno kim był Szekspir; życie nocne zabiło Trumana Capote; Allen Ginsberg poszedł w profesor; William Saroyan ożenił się 2 razy z ta sama kobieta (ale wtedy już i tak zmierzał donikąd); z Johna Fante nóź chirurga odkrawał plasterki na moich oczach; Robinson Jeffers (najnudniejszy z poetów) pisał błagalne listy do wpływowych osobistości. oczywiście można by tak dalej wyliczać mógłbym mnożyć przykłady lecz nawet ja (chociaż romantyk) pomału zaczynam się męczyć. ale wszyscy ci ludzie - dawniej i teraz – tworzyli i tworzą nowe światy dla reszty z nas mimo ognia i mimo lodu mimo wrogości rządów mimo wrodzonej nieufności mas tylko po to, żeby umierać pojedynczo i zazwyczaj w osamotnieniu. należy ich podziwiać za odwagę za cały ten trud za to, co w nich najlepsze i najgorsze. niezła banda! to z nich bije światło! to z nich bije radość! wszystko to są bohaterowie za których możesz dziękować losowi i podziwiać ich z daleka budząc się co rano ze swoich zwyczajnych snów. |
![]() | Zaciekawiony dwa lata temu Czesław Miłosz, "Postój zimowy" A kiedy ręka uchyla zasłony, I świat po nocy jawi się widzialny, Na śnieżnych wieżach kołyszą się dzwony I stoją w oknach szronu białe palmy, I puch opada pazurkiem strącony. Łaskawa zima codziennie nam sprzyja Pośrodku ogni niepewnego wieku, Zwierzęta dziwne mróz w niebie rozwija, Gwiazda osiada na biednym człowieku I tając grzeje, już blisko Wigilia. Idziemy w nasze wysokie pokoje, Dzwonki czy skrzydła za oknami brzęczą I słońce pada, siostrzyczko, na twoje Włosy, i zjeżdża jak chłopak poręczą, Ale ty inną jasność masz na czole. Przyjmij ode mnie tę gałązkę małą Mimozy, w nasze przywiezionej sniegi. Bo gdyby ciebie wszystko nie kochało, Tobym nie myślał, zamknąwszy powieki, Że piękne jest to, o czym się milczało. O Boże, jak niepewne nasze losy, Jaka potężna siła nami toczy, Ile złych godzin serca nam spustoszy, Zanim ty, wierna, zamkniesz moje oczy, Ty, przychodząca do mnie szarym rankiem, Jak matka senna z kopcącym kagankiem. Ogromne wody, zamglone stolice, Mroźny znak wojen, co w niebie się pali - Ale ja niczym siebie nie nasycę I tak oboje będziemy czekali Na promień ostry, który nas otwiera, Nie wiem, czy gdy się żyje, czy umiera. Zimo dobra, bielą otul nas, Bo każda nasza chwila przebudzenia czeka, Z dawnych smutków oczyść naszą twarz, Bo mamy jechać razem, a droga daleka. I niech się spełni złotej łaski czas. (1936) |
![]() | Florian Konrad dwa lata temu https://nieszuflada.pl/menu.asp?rodzaj=1&idautora=12267 |
![]() | Enchanteuse dwa lata temu "Musisz mi pomóc, bo jestem zmęczony jak Bóg, który harował przez tydzień - i nie stworzył świata..." |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | pasja dwa lata temu Całujta mnie w dupę Apsztyfikanci grubej Berty I katowickie węglokopy, I borysławskie naftowierty, I lodzermensche, bycze chłopy, Warszawskie bubki, żygolaki Z szajką wytwornych pind na kupę, Rębajły, franty, zabijaki, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Izraeliccy doktorkowie, Widnia, żydowskiej Mekki, flance, Co w Bochni, Stryju i Krakowie Szerzycie kulturalną francę! Którzy chlipiecie z Naje Fraje Swą intelektualną zupę, Mądrale, oczytane faje, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item aryjskie rzeczoznawce, Wypierdy germańskiego ducha (Gdy swoją krew i waszą sprawdzę, Wierzcie mi, jedna będzie jucha), Karne pętaki i szturmowcy, Zuchy z Makabi czy z Owupe, I rekordziści i sportowcy, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Socjały nudne i ponure, Pedeki, neokatoliki, Podskakiwacze pod kulturę, Czciciele radia i fizyki, Uczone małpy, ścisłowiedy, Co oglądacie świat przez lupę I wszystko wiecie: co, jak, kiedy, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item ów belfer szkoły żeńskiej, Co dużo chciałby, a nie może, Item profesor Cy... wileński (Pan wie już za co, profesorze!) I ty za młodu niedorżnięta Megiero, co masz taki tupet, Że szczujesz na mnie swe szczenięta, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item Syjontki palestyńskie, Haluce, co lejecie tkliwie Starozakonne łzy kretyńskie, Że szumią jodły w Tel-Avivie, I wszechsłowiańscy marzyciele Zebrani w malowniczą trupę, Z byle mistycznym kpem na czele, Całujcie mnie wszyscy w dupę. I ty fortunny skurwysynu, Gówniarzu uperfumowany, Co splendor oraz spleen Londynu Nosisz na gębie zakazanej, I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, A srać chodziłeś pod chałupę, Ty, wypasiony na Ikacu, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item ględziarze i bajdury, Ciągnący z nieba grubą rentę, O, łapiduchy z Jasnej Góry, Z Góry Kalwarii parchy święte, I ty, księżuniu, co kutasa Zawiązanego masz na supeł, Żeby ci czasem nie pohasał, Całujcie mnie wszyscy w dupę. I wy, o których zapomniałem, Lub pominąłem was przez litość, Albo dlatego, że się bałem, Albo, że taka was obfitość, I ty, cenzorze, co za wiersz ten Zapewne skarzesz mnie na ciupę, Iżem się stał świńtuchów hersztem, Całujcie mnie wszyscy w dupę! |
![]() | kigja dwa lata temu Płonie muzeum. Jak słoma pali się piękno czczone przez pokolenia. Bezcenne jak ciało człowieka. Człowiekowi, który żył na śeiecie tylko po to, żeby strzec muzeum, udało się przybiec na czas. Jeśli przeżyje zaświadczy dla przyszłych pokoleń, jak pięknie umierało w płomieniach piękno. Anna Świrszczyńska, poetka, sanitariuszka AK. |
![]() | Canulas dwa lata temu |
![]() | Orchid.Solma dwa lata temu Dorian zasiał zamęt na ciele. Zmiotl wszystkie emocje. Kraina rozpaczy. |
![]() | Orchid.Solma dwa lata temu Piszę jak szalona Umieram przy biurku z rozpaczy Bolą mnie palce Ale nie umiem odpuścić Nie chce jej Zabierz ja Wyzwól mnie Pozwól odpocząć |
![]() | Enchanteuse rok temu Niech dziś to warga ma wyzna Jawi się krwią przepojony, Najdroższy wyraz: Ojczyzna. Widziałem, jak na rynkach Gromadzą kupczykowie, Licytujacy się wzajem, Kto ją najgłośniej wypowie. Widziałem, jak między ludźmi Ten się urządza najtaniej, Jak poklask zdobywa i rentę Kto krzyczy, iż żyje dla Niej. Widziałem, jak do Jej kolan - Wstręt dotąd serce me czuje - Z pokłonem się cisną i radą Najpospolitsi szuje. Widziałem rozliczne tłumy Z pustą, leniwą duszą, Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej Resztki sumienia głuszą. Sztandary i proporczyki, Przemowy i processyje, Oto jest treść Majestatu, Który w niewielu żyje. Więc się nie dziwcie - ktoś może Choć milczkiem słuszność mi przyzna - Że na mych wargach tak rzadko Jawi się wyraz: Ojczyzna. Kasprowicz, Księga Ubogich. |
![]() | betti rok temu |
![]() | Enchanteuse rok temu |
![]() | Zaciekawiony rok temu Ty który stwarzasz jagody królika z marchewką lato chrabąszczowe cień wielki małych liści zawilec półobecny bo uwiędnie zanim go się przyniesie do domu czosnek niedźwiedzi dla trzmieli smutek roślin wydrę na krótkich nogach ślimaka co zasypia na sześć miesięcy niezgrabny śnieg co ma wdzięk zanim zacznie tańczyć serce choćby na chwilę spraw niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji |
![]() | betti rok temu Zbigniew Herbert Lasy płonęły — a oni na szyjach splatali ręce jak bukiety róż ludzie zbiegali do schronów — on mówił że żona ma włosy w których się można ukryć okryci jednym kocem szeptali słowa bezwstydne litanię zakochanych Gdy było bardzo źle skakali w oczy naprzeciw i zamykali je mocno tak mocno że nie poczuli ognia który dochodził do rzęs do końca byli mężni do końca byli wierni do końca byli podobni jak dwie krople zatrzymane na skraju twarzy |
![]() | Enchanteuse rok temu |
![]() | bogumil1 rok temu |
![]() | Zaciekawiony rok temu fragment wiersza "Pora życia" z cyklu Intermezzo Dzień obnażony z pokrowców, aleje Przewiewa błękit, przestrzeniami dnieje, Już przelśnionymi ałunem, I tylko odblask dalekiej łuny Jeszcze w nich pragnie pozoru |
![]() | Neurotyk rok temu Cyprian Kamil Norwid, "Opłatek" Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny, Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie, Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie. Ten biały kruchy opłatek, pszenna kruszyna chleba, a symbol wielkich rzeczy, symbol pokoju i nieba. Na ziemię w noc wtuloną, Bóg schodzi jak przed wiekami. Braćmi się znowu poczyńmy, przebaczmy krzywdy, gdy trzeba. Podzielmy się opłatkiem, chlebem pokoju i nieba. |
![]() | Dariusz rok temu |
![]() | AlaOlaUla rok temu ??? |
![]() | Ozar rok temu Ukochanej Matce - Krzysztof Nie patrz w tył - to dziecięctwo taka otchłań, a na płacz jej za wiele. Jakby kantyczki dziecinnej odgłos znów cię napotkał, kantyczki śpiewanej w którąś śnieżną niedzielę. To dławi - te święta świerkowej pieśni, śnieży śnieg, po którym przeszło już tyle ludzi. Omotany w śnieżyce innych aniołów, śmiertelnych, nie śnij, W dniach, w kopułach blaszanych nagle się zbudzisz. Pieśń prymitywna - kto ją obudzi, nie budź. Odpadły skrzydła nocy świętej, odpadły bogom. Inne już gwiazdy - z lodu - przyprawione niebu. To tekturowy smok zwęglony od łez ciągnie z szelestem sypiący popiołem ogon. Krzysztof Kamil Baczyński |
![]() | Orchid.Solma rok temu Klnę i krzyczę. - Ile jeszcze? Jak długo? Kiedy to się skończy? Brak odpowiedzi. Kaszlę, mam gorączkę, w głowię roi się lawina chorych, popapranych myśli. Chyba umrę. Co jeśli umrę? Nic nie wiem. Patrze na jego ciało, leży nieruchomo na łóżku, trącałam nim kilkukrotnie. Brak reakcji. Nie oddycha. Dlaczego? Obydwoje mnie opuścili. Skonam dusząc się własnym oddechem. |
![]() | Zaciekawiony rok temu "W trzydziestym ósmym roku życia Pod koniec dwudziestego wieku, Co nic już chyba do odkrycia Nie ma ni w sobie, ni w człowieku Za czarne pióro i atrament Chwytam, by spisać swój testament. Za mną, już liczba chrystusowa Ofiarnym kozłom przypisana, Kiedy niewinna spada głowa Za cudze grzechy - czyli za nas, By z życia się wymknąwszy sideł Uschnąć w relikwie wśród kadzideł. Przede mną dziesięć lat niepewnych, Gdy każdy zmierzch mężczyznę miażdży, Od wewnątrz pośpiech szarpie gniewny, A z nieba mu znikają gwiazdy. Który to przetrwa ten - dożyje Zaszczytu, że sędziwie zgnije. Mniej ważne - ile czasu trawisz, Niż - z jakim trawisz go wynikiem. Niejedną twarz mi los przyprawił: Byłem już zdrajcą i pomnikiem, Degeneratem, bohaterem, A wszystkie twarze były szczere. Patrzono na mnie przez soczewki Miłości, złości, interesu. Przeinaczano moje śpiewki By się stawały tym, czym nie są. Tak używano mnie w potrzebie Aż dziw, że jeszcze mam ciut siebie. Poza tym zresztą mam niewiele. Wpływy przejadłem i przepiłem. Co nieco w duszy tkwi i w ciele (Co duszy wstrętne - ciału miłe), Więc nie zostawiam potomności Kont, akcji ani posiadłości. Pierwszej małżonce mojej, Ince, Nim się wyrazi o mnie szpetnie, Zostawiam nasze wspólne sińce - Pamiątki z wojny wieloletniej. Ja się przeglądam w tych orderach, Bo to co boli nie umiera Zaś drugiej mojej połowicy Niczego nie zapiszę za nic, Bo choćbym nie wiem jak policzył - I tak mnie za rozrzutność zgani; Więc nim się zrobi krótkie spięcie - "Kocham cię" - piszę w testamencie. Także synowi memu, Kosmie Niewiele mam do zapisania. Nie wiem co będzie, gdy dorośnie: Czy zada cios mi, czy pytania I próżno mi się dzisiaj biedzić, Czy znajdę na nie odpowiedzi. Paci zabawek nie pomnożę, A zapisuję jej przestrogę. Że choć się wiecznie bawić może - Nie taką jej wyśniłem drogę. Lecz snem nie będę córki dręczył; Zjawi się drań, co mnie wyręczy! Przykra to myśl, że - gdy czterdziestkę Poranny wieszczy reumatyzm - Tak łatwo w ten testament mieszczę Wszystkie me lary i penaty; Gitarę, książki i zapiski, Butelkę po ostatniej whisky. Nic nie zapiszę więc Wałęsom, Pawlakom, Strąkom i Urbanom, Co codziennością naszą trzęsą, A ja ich muszę strząsać rano. I przyjaciółki mej Grabowskiej Grę z nimi biorę za słabostkę. Zostały jeszcze pieśni. One Już, chcę czy nie chcę, nie są moje. Niech cierpią los swój - raz stworzone Na beznadziejny bój z ustrojem. Sczezł ustrój, a słowami pieśni Wciąż okładają się współcześni. Ja z nimi nic wspólnego nie mam (To znaczy z ludźmi, nie z pieśniami) Niech sobie znajdą własny temat I niech go wyśpiewają sami. Inaczej zdradzą wielbiciele Że nie pojęli ze mnie wiele. Partnerzy także źródłem troski - Ciąży przyjaźni kamień młyński: Niezbyt wysilał się Gintrowski, Nazbyt wysilał się Łapiński. Tyleśmy wspólnie wznieśli modlitw - Rozeszliśmy się bez melodii. W ten czas tak marny, hałaśliwy, Gdy szybki efekt myśl połyka, Chóralne plączą się porywy, Muzyka wszelka w zgiełku znika. Lecz, chociaż z nieuchronnym smutkiem Każdy niech swoją nuci nutkę. O, nie samotne to nucenie! Ani obejrzy się pustelnik - Zjawią się wielcy ocaleni Z historii rusztów i popielnic By szydzić wprzód a potem kusić I do sprostania im prymusić Bo nie przypadkiem przeszli czyściec Odsiani z mód wartkiego ścieku Po to by istnieć (a nie błyszczeć) I wieść dysputę o człowieku. W przepyszne wciągną cię katusze Niebylejakie łby i dusze. Dyskusja z nimi więc jest czysta. Podstępna tylko z naszej strony. Czym grozi nam antagonista Co przed wiekami pogrzebiony? A dodam jeszcze myśl, że i my Niedługo już będziemy z nimi. To samo pod rozwagę daję Kochankom moim bez wyjątku: Jakże do syta tym się najeść Co końcem było od początku? Imion rozkoszy więc nie podam, Bo życia mało, czasu szkoda. Dlatego też się kończyć godzi... Nie wiem, czy jeszcze co napiszę, Lecz tylem już wierszydeł spłodził, Że jest czym okpić po mnie cisze. Zwłaszcza, że póki słońce świeci Wciąż będą rodzić się poeci. Jak ja bezczelni i bezradni Spragnieni grzechu i spowiedzi I jedną nogą już w zapadni - Dociekający - co w nich siedzi Co wciąż nieuchronności przeczy. Że może życie jest do rzeczy! " |
![]() | Neurotyk rok temu |
![]() | Pan Buczybór 7 miesięcy temu A ten syn był synoptykiem I ten syn miał konkubinę Ożenioną z pewnym prykiem. Pryk okazem był sceptyka Jak po cichu mawiał optyk, A pryk mawiał do optyka Że sceptykiem jest synoptyk. Raz objadłszy się papryką Poszedł w miasto syn z patykiem I zerwawszy z synoptyką Zajął się wyłącznie prykiem. Wtedy dwaj posterunkowi Przyskrzynili syna za to I donieśli optykowi: - Syn synoptyk tkwi za kratą! Biedny optyk chcąc być z synkiem Nie rozmyślał ani szczypty, Tylko jął się skradać rynkiem By z muzeum ukraść tryptyk. Lecz gdy tryptyk kładł do kosza I czas tracił przy tryptyku, Nagle słyszy głos kustosza: - Tryptyk kradniesz, ty optyku??? Prokurator rozgryzł problem Bez sięgania do detali: Złapał skobel i tym skoblem Zamknął wszystkich w dużej sali. Siedzi optyk razem z prykiem, Konkubina i synoptyk, Oraz kustosz wraz z tryptykiem Tym, co go chciał ukraść optyk. Wprawdzie kupy się nie trzyma przedstawiona tutaj fikcja I pointy wcale nima, Ale za to jaka dykcja! Andrzej Waligórski |
![]() | Zaciekawiony 5 miesięcy temu https://nieszuflada.pl/klasa.asp?idklasy=104771&rodzaj=1 |
![]() | Tjeri 5 miesięcy temu |
![]() | Neurotyk 5 miesięcy temu |
![]() | Orchid.Solma 2 miesiące temu Czy zmieniłeś go na radość? Czy dziś jesteś szczęśliwy, o tym zawsze marzyłeś? Dziś się pojawiasz, stoisz na zewnątrz mróz szczypie twoje policzki i nos. Mam ochotę wyrwać ci głowę z karku, patrzeć jak bordowa rzeka twojej egzystencji spływa chodnikami i ulicą. Zapamiętam twoje oczy, wypełnione agonią i będę patrzeć z bólem jak znika w nich życie. To koniec, koniec. Słyszysz do cholery! To pieprzony koniec. Kulę się na podłodze. To pieprzony koniec! - szepcze po raz ostatni. |
![]() | Pseudoartystycznie 2 miesiące temu |
![]() | laura123 2 miesiące temu Testament mój Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami; Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny: Dziś was rzucam i dalej idę w cień — z duchami, A jak gdyby tu szczęście było, idę smętny. Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica Ani dla mojej lutni, ani dla imienia: Imię moje tak przeszło, jako błyskawica, I będzie, jak dźwięk pusty, trwać przez pokolenia. Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie, Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode; A póki okręt walczył, siedziałem na maszcie, A gdy tonął, z okrętem poszedłem pod wodę… Ale kiedyś, o smętnych losach zadumany Mojej biednej ojczyzny, pozna, kto szlachetny, Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany, Lecz świetnościami moich dawnych przodków świetny. Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą I biedne serce moje spalą w aloesie, I tej, która mi dała to serce, oddadzą: Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie… Niech przyjaciele moi siędą przy pucharze I zapiją mój pogrzeb — oraz własną biedę: Jeżeli będę duchem, to się im pokażę, Jeśli Bóg mnie uwolni od męki, nie przyjdę… Lecz zaklinam: niech żywi nie tracą nadziei I przed narodem niosą oświaty kaganiec; A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec! Co do mnie — ja zostawiam maleńką tu drużbę Tych, co mogli pokochać serce moje dumne; Znać, że srogą spełniłem, twardą Bożą służbę, I zgodziłem się tu mieć niepłakaną trumnę. Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi Iść?… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata? Być sternikiem duchami napełnionej łodzi I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata? Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna, Co mi żywemu na nic, tylko czoło zdobi; Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna, Aż was, zjadacze chleba — w aniołów przerobi. |
![]() | Celina 2 miesiące temu |
![]() | Zaciekawiony 2 miesiące temu "Mitologia wewnętrzna" chyba byłam ulubiona bo tylko mnie brałeś na kolana aż twoje stopy zapadały się mokry piasek. Obiecywałeś bryzę i zawsze była. czy dlatego moje siostry i brata zostawiłeś w domu? wiedziałeś, że nie ucieknę ani nie trzeba będzie mnie wiązać. na samym końcu uciekłeś wzrokiem jakbyś się wstydził tak mi się zdaje. Wszak nigdy nie patrzyłeś w moje oczy tylko ponad. Twa broda muskała czubek mojej głowy a dłonie miałeś większe od moich. Nie uderzyłeś mnie nigdy. Teraz też sztylet wręczasz słudze świątyni a ja wolałabym żebyś nie odchodził. Tak pięknie mówiłeś o Achillesie i jego ciemnych oczach że niemal je widzę. Morze na zewnątrz jest ciche ale wkrótce będzie bryza. Tak jak obiecałeś https://sploszenie.blogspot.com/2020/10/mitologia-wewnetrzna.html |
![]() | Taviani miesiąc temu kiedy umrę kochanie gdy się ze słońcem rozstanę i będę długim przedmiotem raczej smutnym czy mnie wtedy przygarniesz ramionami ogarniesz i naprawisz co popsuł los okrutny często myślę o tobie często piszę do ciebie głupie listy - w nich miłość i uśmiech potem w piecu je chowam płomień skacze po słowach nim spokojnie w popiele nie uśnie patrząc w płomień kochanie myślę - co się też stanie z moim sercem miłości głodnym a ty nie pozwól przecież żebym umarła w świecie który ciemny jest i który jest chłodny Serce Za smutek mój, a pani wdzięk ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii I lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat kwitnie księżycowo, a liście mrą srebrzyście. Pani zdziwiona mówi: "Cóż, to przecież bukiet zwykłych róż." Tak, rzeczywiście. Więc cóż Ci dam? Dam Ci srece szczerozłote. Dam konika cukrowego. Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj sie "Dlaczego?" Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj sie "Dlaczego?" Stara baba za staraganem wyrzuciła wielki kosz. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Za smutek mój, a pani wdzięk ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii. A pani? Cóż, nie chce tych róż. Że takie brzydkie, że czerwone i że z kolcami Więc cóż Ci dam? Dam pierścionek z koralikiem. Ten niebieski jak twe oczy. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Dam Ci srece szczerozłote. Dam konika cukrowego Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj się "Dlaczego?" Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj się "Dlaczego?" Autor tekstu: Liliana Wiśniowska, Andrzej Nowicki Kompozytor: Jan Kanty Pawluśkiewicz Wykonanie oryginalne: Marek Grechuta Halina Poświatowska kiedy umrę kochanie gdy się ze słońcem rozstanę i będę długim przedmiotem raczej smutnym czy mnie wtedy przygarniesz ramionami ogarniesz i naprawisz co popsuł los okrutny często myślę o tobie często piszę do ciebie głupie listy - w nich miłość i uśmiech potem w piecu je chowam płomień skacze po słowach nim spokojnie w popiele nie uśnie patrząc w płomień kochanie myślę - co się też stanie z moim sercem miłości głodnym a ty nie pozwól przecież żebym umarła w świecie który ciemny jest i który jest chłodny Serce Za smutek mój, a pani wdzięk ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii I lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat kwitnie księżycowo, a liście mrą srebrzyście. Pani zdziwiona mówi: "Cóż, to przecież bukiet zwykłych róż." Tak, rzeczywiście. Więc cóż Ci dam? Dam Ci srece szczerozłote. Dam konika cukrowego. Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj sie "Dlaczego?" Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj sie "Dlaczego?" Stara baba za staraganem wyrzuciła wielki kosz. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Za smutek mój, a pani wdzięk ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii. A pani? Cóż, nie chce tych róż. Że takie brzydkie, że czerwone i że z kolcami Więc cóż Ci dam? Dam pierścionek z koralikiem. Ten niebieski jak twe oczy. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Popatrz jak na złotą drogę twój cukrowy konik skoczył. Dam Ci srece szczerozłote. Dam konika cukrowego Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj się "Dlaczego?" Weź to serce, wyjdź na drogę. I nie pytaj się "Dlaczego?" Autor tekstu: Liliana Wiśniowska, Andrzej Nowicki Kompozytor: Jan Kanty Pawluśkiewicz Wykonanie oryginalne: Marek Grechuta |
![]() | Orchid.Solma miesiąc temu Przecież "Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". To takie płytkie i niepotrzebne, stoisz zastanawiasz się jak wytrzeć rozlane piwo spływające z blaty, a wystarczy się nachylić i wylizać blat do cna nie marnując więcej bąbelków. Zabieram się do zlizywania, a ty zejdź mi z oczów. |
![]() | Celina 3 tygodnie temu a ty leżałaś na operacyjnym stole to dziś Ci się przyznam, za niebieską bramą, że się bałem o Ciebie, ja - nierozkwitłe pacholę Udawałem, że byłem mniejszy niż te trzy miesiące I wierzyłem, że może się wyrok nade mną odwlecze (że tak jak chłopczyk żydowski na paluszki się wspinał i przez oczy straceńcze dzielnie truchlejące udawał, że jest starszy, by zostać w szeregu) tak ja skurczyć się chciałem, kupując czas do ,,zabiegu’’ Nie chcę Ci powiedzieć jak mnie to wszystko bolało gdy mi chrząstki łamały posrebrzane szczypce jak mi nagle w mój świat grozą śmierci powiało a niemy krzyk łapali anieli na skrzypce Wiem, że najtrudniej im było zmiażdżyć moją głowę I Ty chyba wtedy drgnęłaś w uśpionej rozpaczy I chyba mnie jakimś pożegnałaś słowem które tylko sam Bóg rozpoznać w ziemskiej matni raczy Lekarz Ci powiedział, że byłabyś miała udanego syna w mej małej osobie Ciekaw tylko jestem czyś mi imię wybrała i czy Ci się śniło, że wciąż rosnę w Tobie? Koledzy mi mówili, że i oni się bali – przemocą urodzeni, wszyscy tacy mali Ale każdy się modli za swą biedną mamę By ją Bóg mu wpuścił za niebieską bramę Ja już dziś mam osiem latek, plus te trzy miesiące I Matka Boża nas jak może co wieczór matuli Tylko jak się domyślasz nas tu jest tysiące Więc nie sposób każdego z osobna utulić Krystyna Dulak-Kulej |
![]() | yanko wojownik 1125 3 tygodnie temu Brudne nogi cielaczka wygięły się wpół Kobiecina doi go dziś trzeci raz Nie ciągnij kobiecino tak mocno To boli cielaczka |
![]() | Pan Buczybór 3 tygodnie temu To motyl. Słowo obce, nie wiesz, co to znaczy, Teraz nie ma motyli. Ten jest jedynakiem. Za chwilę może i jego nie będzie. Nie myśl o tym. Patrz, niebo jest takie niebieskie, Po niebie chmurki lecą, to jasne, to ciemne. Słońce co rano wstaje, co wieczór zapada. Świat będzie zawsze piękny, Ludko. I beze mnie. Jarosław Iwaszkiewicz, "Do prawnuczki" |
Zaloguj się, aby wziąć udział w dyskusji