Poprzednie częściGaleony pełne róż I

Galeony pełne róż II

Obudziła się bladym świtem, zanim jeszcze czerwona kula słońca zdołała przegnać nocne cienie za majaczącą w oddali linię horyzontu. Była osłabiona i senna, lecz tętniący ból głowy i nadchodzące mdłości nie pozwoliły jej ponownie zasnąć. Całym jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz, po karku spłynęły zimne krople potu. Spróbowała wstać. Wtedy jednak drewniany sufit zaczął wirować wokół niej, kontury straciły ostrość, a kolory stały się rozmazane, jakby patrzyła przez zaparowaną szybę. Muszę wstać, pomyślała.

Każdy mięsień był ogniskiem bólu, każdy ruch ścięgien powodował cierpienie. Skóra na piersiach była sztywna i naprężona tak, że Nicola bała się wykonywać głębsze oddechy. Łapała więc powietrze krótkimi haustami, wydobywając z płuc ciche jęki.

Gdy ból nieco ustąpił, ponownie spróbowała wstać. Tym razem wolniej. Najpierw przekręciła się na bok, klnąc pod nosem za każdym razem, gdy posiniaczone ciało odmawiało posłuszeństwa i zmuszało ją do powrotu do pozycji leżącej. W końcu jednak uniosła się na łokciu i ignorując ból, wyjrzała ponad wieko starej, dębowej skrzyni, w której leżała, przykryta grubą warstwą koców. Gdzie jestem, zapytała samą siebie.

Pomieszczenie, w którym się znajdowała w niczym nie przypominało kapitańskiej kajuty. A przynajmniej nie te, które znała osobiście. Podzielony na trzy duże trójkąty plac oparty był na jednej kolumnie z ciemnego bzu, dookoła której stały małe schowki, zapieczętowane zamkiem. Obok, pod szklaną ścianą, będącą wielkim oknem od strony rufy stał okrągły stół i dwa krzesła - jedno przodem, drugie tyłem względem okna. Na nim znajdował się zardzewiały świecznik, srebrny puchar i zakurzona mapa, której rogi zwisały bezwładnie z krawędzi. Na przeciwko stołu, pod przeciwległą ścianą Nicola dostrzegła imponującą kolekcję broni białej. Wśród nich szybko rozpoznała siedem pirackich szabel o postrzępionych na wzór zębów klingach i dwa berdysze z przedłużonymi drzewcami. Były tam też rapiery, szpady, pałasze, halabarda i coś, co dziewczynie przypominało kastet, a w rzeczywistości było krótkim, zakrzywionym nożem o najeżonej ćwiekami rękojeści. Na koniec, jej wzrok spoczął na chaotycznie ustawionych regałach pełnych butelek z rumem, kilku płóciennych workach i drewnianej skrzyni, w której leżała, a która do złudzenia przypominała trumnę.

Fizyczne cierpienie, skuwające ciało było jednak niczym wobec chęci dociekania prawdy. Ból głowy uderzył ze zdwojoną siłą. Nicola ostrożnie przyłożyła dłoń do skroni i momentalnie wyczuła mokrą od krwi, warstwę bandaży. Podążyła jej śladem, uważając przy tym, by zbytnio nie naciągać obolałych ścięgien. Po chwili natrafiła na potężnego guza i skrzep zaschniętej krwi, trzymajace szmaciane opatrunki w całości.

~ Mocno oberwałam ~ wysyczała przez zęby, próbując usiąść.

Niestety uścisk silnej ręki na ramieniu wybił jej to z głowy.

~ Nie wstawaj. Leż ~ rozkazał męski głos, któremu towarzyszył zapach wina, ziół i mokrego psa.

~ Gdzie jestem?

~ Na pokładzie galeonu Rose ~ odpowiedział mężczyzna, podsuwając jej pod nos kubek z zimną wodą.

Ręce miał szorstkie i silne, a ruchy pewne siebie, wyuczone. Był spokojny i opanowany, a jeśli targały nim jakiekolwiek emocje, ukrywał to. Nicola znała takich typków. Niczym twardzi jak stal, ale zdolni do współczucia. Ten, który ją opatrzył nie wątpliwie jest jednym z nich. I to ją zaniepokoiło.

~ Gdzie kapitan? ~ zapytała lekko drżącym głosem.

~ Nie rozumiem.

~ Gdzie kapitan? ~ powtórzyła.

~ Pod pokładem. Gdy sztorm rozszalał się na dobre, pomagał zabezpieczyć beczki i skrzynie. Jedna z nich przygwoździła mu nogę, a druga zmiażdżyła twarz.

~ A załoga?

~ Ty mi powiedz.

Czemu ja, pomyślała. Wolałabym zapomnieć. O sztormie, o falach, o tchórzliwym pierwszym oficerze, który co wieczór przechwalał się tym, że nie boi się huraganów. Chce zapomnieć o krzykach ludzi, wyrzuconych za burtę. A w szczególności chciałabym zapomnieć samotnej ręki kucharza, kurczowo trzymającej się kuchennego tasaka. Ręki bez ciała.

~ Na moich oczach ~ zaczęła, zaskoczona tym, co mówi. ~ Zniknęło ponad trzydziestu ludzi z pięćdziesięciu tworzących załogę. Ocean porwał także część uzbrojenia i amunicji.

~ We dwójkę nie poprowadzimy okrętu do portu ~ zaczął mężczyzna, nie naturalnie spokojnym tonem. ~ Zwłaszcza, że ty jesteś osłabiona, a ja za stary. Na razie poczekajmy, aż odzyskasz siły i wtedy pomyślimy, co dalej.

Nicola nie protestowała, nie widziała w tym sensu. Zwłaszcza, że po chwili ból w głowie znowu uderzył, zaciskając się na jej skroniach jak stalowa obręcz. Postanowiła zaufać nieznajomemu, choć jako bosman na okręcie "Rose" znała wszystkich marynarzy. Jego nie kojarzyła. Nim jednak zamknęła oczy, dostrzegła dwie dłonie, nakrywające jej dygoczące ciało kocem. Obie miały wypalone na wierzchu róże.

 

Sorki za taką nie mrawą końcówkę, ale była mała awaria i tekst musiał być odtworzony z pamięci.

Następne częściGaleony pełne róż III

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Perzigon69 21.10.2016
    5 :) Nic dodać, nic ująć, czekam na ciąg dalszy ^^
  • Quantum 21.10.2016
    Dzięki. Kolejna część pewnie w niedzielę wieczorem. Zapraszam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania