Jeden strzał, jeden trup - Rozdział I
Nie minęły trzy minuty, kiedy niemal każdy marynarz był gotowy do zestrzelenia rakiet nuklearnych. Postępowano zgodnie z rozkazami, więc najprawdopodobniej za moment dwa amerykańskie niszczyciele ostrzelają poligon wojskowy.
Feddrick otrząsnął się. Trzymając się za lewy łokieć, który po zderzeniu z poręczą strasznie go bolał, ruszył w kierunku włazu, oddalonego o około trzydzieści metrów. Musiał szybko dostać się do dział i podjąć kroki. Kątem oka widział, jak major wybiega w kierunku mostka. Zbliżał się, gdy cisnęło nim w dół. Czuł olbrzymią siłę wiatru i żar. Spojrzał do tyłu przez ramię. Trzy rakiety przeciwpancerne z hukiem wbiły się w kadług statku. Kapitan widział, jak kilkunastu żołnierzy umiera na miejscu, lub odrzuceni lądują w wodzie. Jego też to czekało. Był za blisko trafienia. Nie zdążył trzy razy mrugnąć oczami, gdy z bólem wylądował w morzu. Ocknął się po kilku sekundach. Zaczął płynąć w górę. Kiedy tylko się wynurzył, część również ostrzelanego mostku uderzyła go prosto w prawy łuk brwiowy.
— Żegnaj, Ameryko... — wyszeptał tylko, nim skończył trzydziestoletnie życie.
14 kwietnia, 19:58
Czarny Opel Astra stanął pod jednym z wilanowskich domków. Stał jeszcze trochę, a po chwili wysiadł z niego mierzący sto dziewięćdziesiąt trzy centymetrów wzrostu szatyn z zapuszczonymi włosami. Trzydziestoczteroletni Paweł Szawełowski właśnie wrócił z poligonu w Drawsku, gdzie odbył ze swoim czteroosobowym oddziałem oczyszczanie dwupiętrowego budynku z przeciwników mających zakładników. Nosząc rangę porucznika, od czasów IX zmiany w Afganistanie dowodził drużyną specjalsów z Lublińca. Po zakończeniu wojny, wiódł spokojne życie w Polsce.
Otworzył furtkę i wszedł na teren posesji. Tam rzucił się na niego zadowolony z widzenia pana owczarek niemiecki, noszący imię Gatling. Szawełowski potarmosił go przez chwilę, po czym ruszył do drewnianych drzwi od domu. Chcąc wejść jak najciszej, powoli wsadził srebrny klucz do zamka i przekręcił do razy. Po pokonaniu progu parterowego domu, zdjął czarne byty sportowe i granatową kurtkę przeciwdeszczową. Zakradł się do dużego salonu, gdzie telewizję oglądała reszta rodziny. Ośmioletni syn, dziewięcioletnia córka i żona.
— Niespodzianka! — zawołał szczęśliwy mężczyzna.
— Cześć, tato! — krzyknęły dzieci.
— Cześć, kochanie... — mruknęła Izabella.
Ku zaskoczeniu porucznika, nikt nie podbiegł do niego przytulić się lub ucałować. Dopiero kiedy trzydziestoczterolatek podszedł bliżej, zrozumiał dlaczego.
"Wiadomości z dziesiejszego dnia. Krążące po Morzu Żółtym amerykańskie niszczyciele Burza 1 i Burza 2 ostrzelane i zatopione. Kilka godzin temu, około południa, Korea Północna otworzyła ogień w kierunku Amerykanów. Rakieta nuklearna przeznaczona do testów uderzyła w wodę, co skutkowało rozerwaniem na strzępy statków bojowych. Mamy oficjalną odpowiedź prezydenta USA Donalda Trumpa. — Z ekranu zniknęła dziennikarka, a pojawiła się głowa państwa Stanów Zjednoczonych. — Zostaliśmy zaatakowani przez koreańskie wojska. Nie zamierzamy czekać bezczynnie, aż nasz kraj zostanie również zaatakowany. Jeszcze w tym tygodniu wyślemy do Korei samoloty bojowe i wojska lądowe. Do pomocy wzięliśmy Chiny, a póki co czekamy na wiadomość zwrotną od prezydenta Polski i ministra obrony narodowej."
Wiadomości wstrząsnęły Szawełowskim. Czym przędzej wydobył z kieszeni jeansów telefon i połączył się bezpośrednio z szefem jednostki. Jeśli sojusznicy Polski zostają atakowani, to Rzeczypospolita ruszy na pomoc...
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania