Poprzednie częściJeszcze jeden raz 1

Jeszcze jeden raz 4

Moja najlepsza przyjaciółka, straciła głowę dla mojego brata. To było niedopuszczalne. Jak ona w ogóle mogła zrobić mi coś takiego? Jeszcze chwila, a zwariuję. Ich związek, oznaczał koniec naszej przyjaźni. Nie mogłam pozwolić sobie na bycie w jednej drużynie ze szpiegiem Michała, który tylko czekał, aby przejąć całkowitą kontrolę nad moim życiem.

-Kiedy chcieliście mi powiedzieć? - zapytałam wprost, wbijając w nią oskarżycielskie spojrzenie - w ogóle jak mogłaś?

Zmieszanie malujące się na jej twarzy, coraz bardziej zaczynało być zabawne. Starała się unikać mojego wzroku, ale bez większego skutku. Przypominała wypłoszone zwierzę.

-To nie jest tak - powiedziała po dłuższej chwili - daj mi szansę na wytłumaczenie ci tego wszystkiego.

Pokręciłam przecząco głową. Tutaj nie było czego tłumaczyć, mogła dużo wcześniej się nad tym zastanowić. Straciła moje zaufanie i przyjaźń. Koniec, kropka.

-Nie obchodzi mnie to - podniosłam głos - zdradziłaś mnie, złamałaś jedną z najważniejszych niepisanych zasad. To koniec. Możesz iść do mojego brata kretyna i wypłakać mu się w rękaw, jeżeli czujesz taką potrzebę, ale naszej przyjaźni już nie ma.

Widziałam łzy napływające do jej oczu. Sandra, która zawsze była twarda, właśnie teraz rozklejała się. Czy było mi jej żal? Ani odrobinę, zasłużyła sobie na to.

-Jesteś - wytarła dłonią mokre policzki - niesprawiedliwa. Sama kleiłaś się do najlepszego przyjaciela swojego brata, a teraz mówisz mi o zasadach? Hipokrytka z ciebie.

W odpowiedzi zaśmiałam się i upiłam łyk wina ze swojego kieliszka. Więc to tak? Teraz będzie wytykała mi moje błędy, zamiast po prostu przyznać się do swoich?

- Nie waż się - zmierzyłam ją pogardliwym spojrzeniem - porównywać mnie do siebie. Nie jesteśmy równe i sama wiesz dlaczego.

Jeżeli jest coś, co boli znacznie bardziej niż uderzenie, to są to słowa. Znów udało mi się precyzyjnie uderzyć tam, gdzie zabolało najbardziej.

-Jesteś podła - wysyczała - mam nadzieję, że kiedyś dorośniesz.

Ja miałam dorastać? To przecież nie ja rozkładałam nogi przed jej bratem i to nie ja przekroczyłam granice. Gdyby pozwoliła sobie tylko na kretyński flirt, nie byłabym wściekła.

W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i mocniej przechyliłam kieliszek z winem. Dziś piję w samotności.

 

Schodząc na dół po schodach, boleśnie odczułam skutki picia wina. Pieprzona Sandra to wszystko przez nią. Nigdy jej tego nie wybaczę, nigdy.

-Dzień dobry - Michał stał w progu kuchni i patrzył, jak staczam się powoli w dół - zadowolona jesteś z siebie?

Zatrzymałam się z nogą w powietrzu. Wybrał sobie cholernie kiepski moment na prawienie mi morałów i kazań. Obrońca uciśnionych się znalazł. Niech go szlag.

-To raczej ja powinnam zapytać ciebie - podniosłam głos - czy jesteś z siebie zadowolony. W końcu udało ci się rozpieprzyć moją wieloletnią przyjaźń.

Patrzyłam na niego z nienawiścią i z całego serca żałowałam, że wzrok nie mógł zabijać. Przynajmniej jedną osobę miałabym z głowy.

-Nic nie rozwaliłem - wciąż stał w tym samym miejscu - gdybyś była normalna, rozumiałabyś to, ale nie. Ty zawsze we wszystkim musisz być na nie.

Zacisnęłam dłoń w pięść. Potwornie bolała mnie głowa, a mój cudowny brat idiota postanowił wzbudzać we mnie poczucie winy. Zajebiście.

-Zobacz lepiej - znów zaczęłam staczać się po schodach - czy nie ma cię w samochodzie.

Właśnie miał mi coś odpowiedzieć, ale drzwi od jego pokoju lekko zaskrzypiały. Teatralnie przewróciłam oczami, nie mając zamiaru odwracać się za siebie. Czyli teraz codziennie będę musiała ją oglądać. Tego właśnie brakowało mi do szczęścia.

-Michaś - usłyszałam jej słodki głosik - zostaw ją. Oboje wiemy, że jest uparta jak osioł i gdy się uprze, nic jej nie przekona.

Pomimo mojego wcześniejszego zamiaru nieodwracania się do niej, zrobiłam to. Kto dał jej prawo zabierania w tej chwili głosu?

-Przestań mówić o mnie tak - wysyczałam przez zaciśnięte zęby - jakby mnie tutaj nie było.

Bez czekania na odpowiedź z ich strony poszłam do kuchni. Mocna kawa przyda mi się, w końcu zapowiadał się bardzo ciężki dzień.

 

Siedziałam w swoim aucie i błagałam je w myślach, by odpaliło. Jak niby miałam je zaprowadzić do mechanika, skoro nie chciało spełnić mojej prośby i po prostu cicho zamruczeć?

-Pomóc ci? - Sandra stała przy mnie i uśmiechała się kretyńsko - wciąż uważam cię za swoją przyjaciółkę, a im należy pomagać.

Posłałam jej jedno ze swoich morderczych spojrzeń.

-Czy ty naprawdę myślisz - zadrwiłam - że między nami będzie tak, jak kiedyś? Zrozum, zdradziłaś mnie. Gdybyś chociaż przyszła do mnie i szczerze porozmawiała, to może jakoś bym się z tym pogodziła, ale nie. Zrobiłaś to za moimi plecami, a teraz udajesz, że nic się nie stało? Jak chcesz, to bądź sobie z tym idiotą, tylko jak kopnie cię w dupę, bo pojawi się inna, to nie przychodź do mnie z płaczem. Żegnam cię ozięble. Nara.

Gdy skończyłam mówić, ledwo mogłam złapać oddech. Wszystko wypowiedziałam na jednym wdechu. Mój profesor od przemówień mógłby być ze mnie dumny. To on powtarzał jak mantrę na każdych zajęciach, że im dłuższa mowa końcowa, tym większe prawdopodobieństwo na wygraną.

-Proszę cię - usłyszałam po dłuższej chwili - obie mamy już swoje lata i nie jesteśmy już dziećmi.

Wzruszyłam ramionami i ponownie przekręciłam kluczyk w stacyjce. Powiedziałam jej już wszystko, co miałam na ten temat do powiedzenia.

 

Znów byłam zmuszona skorzystać z komunikacji miejskiej. Będąc wciśniętą pomiędzy dwie rurki, zastanawiałam się, czy gdybym kupiła sobie brzuch ciążowy i na czas jeżdżenia autobusami zakładała go, to ile osób siedzących wstałoby ze swoich miejsc, chcąc mi ustąpić. Wiem, to było oszustwo i po śmierci smażyłabym się w piekle, ale cel uświęcał środki.

-Bilet do kontroli - męski głos wyrwał mnie z zamyślenia - słyszy pani?

Spojrzałam na stojącego tuż obok chłopaka, który mierzył mnie zaciekawionym spojrzeniem.

-Słyszę - mruknęłam - sorry, ale nie mogłam go kupić.

Zważywszy na tłok panujący w autobusie, powinien mnie zrozumieć i grzecznie sobie odejść. Tymczasem on nadal stał przy mnie i wpatrywał się we mnie. Teatralnie przewróciłam oczami i przygryzłam wargę. Jego wzrok przeszywał na wylot.

-Inni - powiedział, delikatnie uśmiechając się - jakoś mogli kupić bilet, dlaczego nie pani?

Wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok. Nie chciałam dłużej z nim rozmawiać.

-Bo nie - burknęłam pod nosem - coś jeszcze?

Z tylnej kieszeni swoich spodni, wyciągnął blankiet i długopis. Czy on właśnie usiłował wypisać mi mandat?

-Pani dowód osobisty poproszę - odpowiedział już całkiem poważnym tonem i bez uśmiechu - to nie jest prośba.

Nie zamierzałam tego robić. Byłam tylko biedną studentką drugiego roku studiów prawniczych, a przecież studentów nie było stać na płacenie wypisanych świstków na kolanie.

-To żart? - podniosłam głos - niczego nie mam zamiaru dać. Jasne?

 

Komisariat od wewnątrz wcale mi się nie podobał. Od dwóch godzin siedziałam naprzeciwko naburmuszonego pana w niebieskim mundurze, który ślimaczym tempem wypisywał notatkę służbowym. Z nudów zaczęłam bębnić paznokciami o blat biurka.

-Proszę tego nie robić - usłyszałam po dłuższej chwili - to strasznie irytujące.

Skoro mowa o irytacji, to może już by mnie wypuścili? Przecież nie zrobiłam właściwie niczego dobrego. W końcu powiedzenie tego, co się myśli nie było zbrodnią.

-Irytujące - powtórzyłam po nim - jest siedzenie tutaj. Mogę już iść?

Bez słowa przysunął w moim kierunku telefon i wrócił do wciskania klawiszy w klawiaturze. Co to miało znaczyć? Nie byłam przestępcą, któremu przysługiwał jeden telefon; tylko zwykłą pasażerką jadącą na gapę.

-Niech ktoś po panią przyjedzie - wymruczał pod nosem - tylko prosiłbym bym o kogoś, kto myśli trzeźwo.

A ja to niby nie myślałam? Przecież badali mnie alkomatem i nie stwierdzili promili. Ten dzień zdecydowanie nie był dobrym dniem.

Następne częściJeszcze jeden raz 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania