Jeszcze jeden raz 1

Kontynuacja "Śpij dzisiaj ze mną".

Gdy przeczytałam, to po dłuższej przerwie odczułam niedosyt.

Tak więc zachęcam do odświeżenia pamięci i czytania kontynuacji :D

Ps. Wróciłam, do dobrej formy.

 

Rozdział pierwszy.

 

Od ostatnich wydarzeń, właśnie dzisiaj minęły okrągłe dwa lata. W szpitalu spędziłam trzy, najgorsze miesiące w całym moim życiu. Każdego dnia, zadawali mi te same pytania i czasami czułam się, jak jakiś cholerny królik doświadczalny. Jedyną zaletą bycia tam, było odzyskanie kontroli nad własnym życiem.

***

-Dzisiaj wychodzisz - do mojego pokoju weszła uśmiechnięta od ucha do ucha lekarka - cieszysz się?

Jak cholera, pomyślałam, ale tylko skinęłam głową i wróciłam do czytania książki, która była moją aktualną rozrywką. Byłam pewna, że Kamila za chwilę wyjdzie i zostawi mnie w spokoju, ale wciąż stała w tym samym miejscu i patrzyła na mnie. Zamknęłam swoją lekturę, najgłośniej jak było to możliwe i spojrzałam w nią.

-No co? - warknęłam - tak, cieszę się, że wychodzę. Już?

Wcale nie miałam zamiaru być dla niej miła. Bez skutku próbowała zrobić ze mnie psychicznie chorą i dopiero psycholog powiedział jej, że mój stan zawdzięczałam traumie z dzieciństwa, której nikt ze mną nie przepracował.

-Wiesz, że nie możesz - zaczęła z nutą zawahania - widywać się z Jakubem?

Przewróciłam oczami i skrzywiłam się. Codziennie mi to powtarzała, więc jak mogłam tego nie wiedzieć? Mój cudowny brat, który mnie tutaj zamknął, z pewnością postara się o to, bym nie zapomniała.

-Tak, wiem - odpowiedziałam lekko poirytowana - coś jeszcze?

Pokręciła przecząco głową i wyszła z sali, którą zajmowałam.

***

Mówiłam już, że dzisiaj minęły dwa lata? No właśnie. Dokładnie tyle czasu, udawało mi się unikać jedynego mężczyzny, którego kochałam. Aż do dzisiaj.

Wszedł do mojego domu, jak dawniej bez pukania i od razu skierował swoje kroki do kuchni. Siedziałam przy wysepce kuchennej i umierałam z powodu kaca. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, dlatego starałam się przyciągnąć wzrokiem butelkę z wodą.

-Cześć - usłyszałam tuż za sobą - nie wiedziałem, że jesteś w domu.

A niby gdzie miałam być? Wszystkie zajęcia na uczelni zostały na dzisiaj odwołane z powodu remontu skrzydła budynku, w którym się odbywały, co przyjęłam z nieopisaną ulgą. W moim stanie nie mogłam pokazać się ludziom na oczy - przeklęta Sandra i jej dar przekonywania do picia shotów.

-To już wiesz - odpowiedziałam i położyłam głowę na swoich martwych ramionach - Michała nie ma. Więc nara.

Miałam silne postanowienie trzymania się od niego z daleka. Już raz go skrzywdziłam i na samą myśl tego, jak go potraktowałam, cierpła mi skóra. Wiem, że wtedy nie byłam sobą, ale w dalszym ciągu nie umiałam sobie tego wybaczyć.

-Jak się czujesz? - poczułam jego dłoń na swoim ramieniu - widzę, że wciąż się nie zmieniłaś.

Przewróciłam oczami i przymknęłam oczy. Czego on ode mnie chciał? Tyle czasu nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, a teraz zjawia się tutaj jak gdyby nigdy nic i od razu szuka ze mną zaczepki.

-Ty też się nie zmieniłeś - warknęłam - wciąż przychodzisz do nas jak do siebie. Bądź tak miły i skieruj się w stronę światła.

Usłyszałam głośny pomruk. Czyli jednak wcale nie miał zamiaru odpuścić. Powinien, podać mi szklankę wody, której nadal nie udało mi się przyciągnąć wzrokiem i zanieść mnie do łóżka, a nie stać nade mną, jak kat nad ofiarą.

-Kaśka - stęknął - miałem nadzieję, że przestaniesz być wredną zołzą. Pobyt w szpitalu miał cię zmienić.

Jeszcze moment, a wyjdę z siebie. Niech sobie przypomni, dzięki komu się tam znalazłam. Gdyby mnie nie odtrącił, tylko dał szansę, nie doszłoby u mnie do załamania nerwowego i bylibyśmy szczęśliwi - razem. Kto mu dał poza tym prawo do mówienia mi takich rzeczy? Nawet mój genialny brat, nie mówił do mnie w ten sposób.

-Wyjdź - rozkazałam - za chwilę przychodzi mój chłopak i nie chcę, by z twojego powodu robił mi sceny zazdrości.

Wciąż czułam na plecach jego wzrok. Oczami wyobraźni widziałam jego zaciśnięte pięści i wstrzymany oddech. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale wciąż na mnie działał, tak samo, jak kiedyś. Gdyby teraz mnie dotknął, przytulił lub zrobił cokolwiek innego, nie byłabym w stanie mu się oprzeć - miałby mnie całą.

-Kłamiesz - podniósł głos - nie masz nikogo, twój brat powiedziałby mi o tym. W końcu mieszkacie razem i musi wiedzieć.

Ostatkiem sił zaśmiałam się. Michał był ostatnią osobą, z którą chciałabym rozmawiać na temat mojego życia prywatnego. Nie miał kompletnie nic do powiedzenia - to nie była jego sprawa.

-Chyba nie sądzisz, że mu się zwierzam? - mruknęłam, na powrót kładąc głowę na swoich ramionach - on wie tyle, ile zje.

Właśnie miał coś powiedzieć, ale przeszkodził mu dzwoniący telefon. Odetchnęłam z ulgą, słysząc trzask zamykanych drzwi. Poszedł sobie. Kobieca intuicja podpowiadała mi, że zadzwoniła jego dziewczyna i nagle poczułam ogromną gulę w gardle.

***

Leżałam na kanapie przed telewizorem i przytulałam do siebie butelkę wody mineralnej, gdy nagle usłyszałam przeraźliwy śmiech. Właśnie wrócił mój koszmarny brat i jego jeszcze koszmarniejsza dziewucha Sandra. Skrzywiłam się na samą myśl, że zaraz tu wejdzie i będzie starała się udawać moją przyjaciółkę. Przeżyłam upiorną Marlenę, odejście Klaudii z wielkim hukiem, to i ją przeżyję.

-Jak się czujesz kochana? - usłyszałam wesoły szczebiot, tuż przy swoim uchu - tak mi ciebie żal.

Przewróciłam oczami i pod głosiłam telewizor. Chyba nie była, aż tak głupia, by nie zrozumieć prostego przekazu? Nie miałam ani ochoty, ani zamiaru rozmawiać z nią. Była poniżej mojego poziomu, a ja nie miałam zamiaru zniżać się do jej.

-Gdyby się nie schlała do nieprzytomności - jak zwykle Michał musiał wtrącić swoje trzy grosze - teraz by nie musiała umierać.

Jeden... Jestem spokojna... Dwa... Nie uda mu się wyprowadzić mnie z równowagi... Trzy... Za chwilę wybuchnę... Cztery... Wdech i wydech... Pięć…

-Gdybyś pozwolił mi się wyprowadzić z tego burdelu - podniosłam głos - nie musiałabym się upijać. W tym domu nie można funkcjonować na trzeźwo.

Temat uważałam za zakończony i gdy chciałam zmienić kanał w telewizji, ktoś wyrwał mi pilota brutalnie z ręki.

-Nie wyprowadzisz się - usłyszałam - ciebie nie można spuścić nawet na minutę z oczu. Zaraz znów na robisz głupot. Mało ci?

Czułam się już w tyle dobrze, że mogłam wstać do niego. Nabrałam powietrza głośno w płuca i zmierzyłam go wzrokiem.

-Weź tę swoją lafiryndę - rozkazałam - i przestań truć mi dupę. Będę robiła to, co mi się podoba. A teraz idę sobie zapalić do kuchni. Czy ci się to podoba, czy nie. Jasne?

Wiedziałam, że teraz da mi spokój. Bał się tego, co może się stać, gdy wyprowadzi mnie z równowagi. Z jednej strony czułam się z tym świetnie, ale z drugiej wciąż liczyłam na to, że pewnego dnia znajdzie w sobie odwagę, by stanąć ze mną do walki słownej.

-Dzisiaj przychodzi Jakub z Zosią - usłyszałam - i liczę na to, że nie zrobisz żadnego dymu, tylko grzecznie będziesz siedziała w swoim pokoju.

A więc to tak? Miałam się nie pokazywać na oczy Zosi-Srosi i najlepiej udawać może, że nie istnieje? Po moim trupie. Już ja im dzisiaj pokażę.

-Jasne - uśmiechnęłam się do niego - coś jeszcze?

W odpowiedzi pokiwał głową, wyraźnie zadowolony. Gdyby tylko wiedział, co szykuje na wieczór, nie miałby takiej miny. Przy okazji wszyscy poznają Igora, mojego chłopaka. Najbardziej byłam ciekawa miny Kuby, gdy go zobaczy. Przynajmniej przekona się, że nie kłamałam.

 

Byłam w swoim pokoju i szykowałam się do przedstawienia, gdy usłyszałam kroki na schodach, a później ciche pukanie do moich drzwi. Nic nie odpowiedziałam, licząc na to, że ten ktoś odejdzie. Nie odszedł jednak, tylko otworzył sobie drzwi.

-Przeszkadzam ci? - w drzwiach stał Jakub - chciałem pogadać.

Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego.

-Skoro już tu jesteś - powiedziałam beznamiętnym głosem - to mów czego chcesz, a później zamknij drzwi z drugiej strony.

Niepewnie wszedł do środka i od razu spojrzał na misia siedzącego na łóżku. To był dokładnie, ten sam pluszak, którego znalazłam pod drzwiami. Nie miałam serca, wyrzuć go i pozbyć się wszystkiego, co kojarzyło mi się z uczuciami, jakim darzyłam mojego nie-chłopaka.

-Na dole - szepnął - jest Zosia i chciałbym, żebyś zachowywała się normalnie. Masz prawo jej nie lubić, ale nie musisz jej od razu gnębić.

Gnębić? Przecież ja z nią nawet nie rozmawiałam, co więcej nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Za kogo on mnie miał? Właśnie miałam, coś odpowiedzieć, ale do drzwi zadzwonił dzwonek. Oboje wyszliśmy z mojego pokoju, a ja zbiegłam po schodach. Przedstawienie czas zacząć.

-Cześć kochanie - zawołałam, upewniwszy się, że wszyscy widzą mnie i Igora - tęskniłam za tobą.

Chłopak przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Bez wahania odwzajemniłam pocałunek i zerknęłam w kierunku schodów, gdzie nadal stał Kuba.

-Ja za tobą też - powiedział, gdy tylko oderwał się ode mnie - to, co robimy dzisiaj?

Pociągnęłam go za rękę w kierunku mojego brata, jego dziewczyny i Zosi-Srosi.

-Poznajcie się. Igor, Michał. Michał, Igor. Igor, Sandra. Sandra, Igor. Igor, Zosia. Zosia, Igor.

Wymieniali pomiędzy sobą uściski dłoń, a ja winszowałam. To dopiero początek, tego, co miałam dla nich przygotowane. Jeżeli mój brat, myślał, że nie uprawiam seksu, to dziś wyprowadzę go z błędu. Poczuje się dokładnie tak, jak ja kiedyś.

-A mnie nie przedstawisz? - usłyszałam tuż przy swoim uchu - chyba nie zapomniałaś, że jestem tutaj?

Pokręciłam głową i odwróciłam się za siebie.

-Skarbie - popatrzyłam na swojego chłopaka - to jest Kuba.

Oderwałam wzrok od swojego przystojniaka i spojrzałam na stojącego obok chłopaka. Gdyby wzrok mógł zabijać, Igor padłby trupem. Myślał, że do końca życia będę sama i będę płakać za nim? W szpitalu wiele zrozumiałam. Oczywiście, wciąż kochałam Kubę, ale nie mogłam zmusić go do miłości. Nikogo nie mogłam do niej zmusić. Nawet siebie.

-Cześć - mój chłopak wyciągnął rękę do Jakuba - Igor jestem.

I to by było na tyle, jeśli chodziło o grzeczność. Patrząc na minę, Kuby przyjaciółmi na pewno nie zostaną.

 

Rozdział drugi.

Miałam nadzieję, że gdy Igor doprowadzał mnie na szczyt, jęczałam i krzyczałam na tyle głośno, by zdołali usłyszeć mnie wszyscy obecni w domu. Igor wyszedł z mojego domu, dopiero nad ranem żegnając mnie czułym pocałunkiem. Był świetnym kochankiem i doskonale odpowiadał moim wymaganiom.

-Czy ciebie już całkiem powaliło? - gdy tylko Michał zobaczył mnie wchodzącą do kuchni i uśmiechniętą od ucha do ucha od razu przeszedł do ataku - prosiłem, żebyś nie robiła żadnego dymu? Prosiłem, a ty co zrobiłaś?

Wzruszyłam ramionami i podeszłam do ekspresu nalać sobie kawy. Zastrzyk kofeiny przyda mi się, po takiej nocy.

-Uprawiałam seks - odparłam z miną niewiniątka - to chyba nie jest zabronione? A co do dymu, to przecież byłam grzeczna. Nie robiłam tego przy was, tylko w swoim pokoju we własnym łóżku.

W odpowiedzi uderzył pięścią w blat, a twarz mu poczerwieniała.

-Jesteś nienormalna - wciąż krzyczał - nawet nie chcę wiedzieć, co pomyślała sobie Zosia o tobie.

Znów ona. Zosia-Srosia. Szczerze nienawidziłam tej dziewuchy i miałam gdzieś, co sobie pomyśli. Ważniejsze było dla mnie to, co myślał Kuba. To w końcu jemu chciałam pokazać, że już nie myślę o nim i zapomniałam o wszystkim, co było między nami.

-Mam to gdzieś - podniosłam głos na niego - już zapomniałeś, co było z Marleną? Dlaczego ty możesz wszystko i nie liczysz się z moim zdaniem, a ja nie mam prawa robić nic?

Wziął głęboki wdech, zacisnął dłonie w pięści i odwrócił się do mnie tyłem. To tylko tyle miał mi do powiedzenia? Zabrakło mu argumentów, czy może zdawał sobie sprawę, że mam rację? Nie chciałam się nad tym zastanawiać i szczerze miałam to gdzieś, ale w jego miejscu raczej bym się cieszyła, a nie udawała obrażoną primadonnę. Michałem i te jego cholerne gumowe zasady.

-Po prostu - usłyszałam z oddali - nie podoba mi się ten chłopak i nie chcę na razie zostać wujkiem.

Ja nie miałam zamiaru zostać matką, dlatego zabezpieczałam się - brałam tabletki, które zaraz po prezerwatywach były najlepszą antykoncepcją. Igor, chociaż się starał i był naprawdę słodki, w moim odczuciu nie nadawał się na ojca mojego dziecka.

-O to się nie martw - od krzyknęłam - to ja je będę wychowywać, a nie ty.

Musiałam mu dopiec. Między nami ostatnim razem było dobrze, gdy miałam wypadek, ale to było tak dawno temu, że już zapomniałam, jak to jest, gdy rodzony brat nie patrzy na ciebie, jak największego wroga, tylko najbliższą sobie osobę.

-Twoje zachowanie - znów wszedł do kuchni - przestaje mnie już bawić. Rozmawiałem wczoraj z Kubą i obaj doszliśmy do wniosku, że zamknięcie cię w szpitalu nie było dobrym i przemyślanym pomysłem. Odkąd stamtąd wysłać, ciągle się mścisz.

Mój brat i jego przyjaciel to geniusze, szkoda tylko, że minęli się z powołaniem i zamiast mózgów mieli kokosy. Już od dawna powinni o tym wiedzieć. Nigdy im nie wybaczę, tego, że jeden załatwił mi tam miejsce, a drugi wsadził do samochodu i tam zawiózł. Nie zapytali się mnie nawet o zdanie. Przyznaję, podcięcie żył to najgłupsza rzecz, która kiedykolwiek przyszła mi do głowy, ale wtedy wszystko było mi totalnie obojętne. A co oni zrobili? Zamknęli mnie z czubkami.

-Ile czasu dochodziliście - powiedziałam z uśmiechem - do takich mądrych wniosków? Powinniście zatrudnić się w agencji detektywistycznej. Wszystkie śledztwa, byłyby wasze.

Swoimi ciętymi uwagami, potrafiłam wyprowadzić go z równowagi, bardziej niż krzycząc. Dolewanie oliwy do ognia stało się moim ulubionym zajęciem. Właśnie miał mi coś odpowiedzieć, ale wejściowe drzwi trzasnęły i po chwili w naszej kuchni pojawił się Jakub. Od razu, gdy mnie zobaczył, jego wyraz twarzy zmienił się. Przestał się kretyńsko uśmiechać, a w jego oczach dostrzegłam coś, jakby ból. Ostentacyjnie przewróciłam oczami i odpaliłam papierosa, którego trzymałam w dłoni.

-W tym domu się nie pali - Michał, chciał mi go zabrać i zgasić, ale wyrwałam mu rękę - nie dociera do ciebie to, co się mówi?

Zaciągnęłam się głęboko.

-W tym domu, nie toleruję głupoty - odpowiedziałam - ile razy mogę ci to powtarzać?

W odpowiedzi posłał mi mordercze spojrzenie i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie sam w sam z Kubą, który wciąż się na mnie patrzył i nie spuszczał z oka nawet na pięć sekund. Rundę drugą, czas zacząć. W duchu zatarłam ręce i czekałam, aż nareszcie coś powie. Niczego dobrego, nie spodziewałam się z jego strony.

-Zawiodłaś mnie - usłyszałam po dłuższej chwili - nie myślałem, że zrobisz mi coś takiego. Zdradziłaś mnie.

Byłam pewna, że się przesłyszałam. Zdradziłam go? Ja? To przecież on, jako pierwszy znalazł sobie kogoś, przyprowadził Zosię-Srosię do mojego domu i myślał, że będę sama do końca życia? Chyba coś mu się pomyliło.

-Nie bądź śmieszny - wysyczałam - sam sypiasz z Zosią-Srosią, a teraz mi mówisz, coś takiego?

Niebezpiecznie zmrużył oczy. Widziałam po nim, że jest wściekły i lada chwila wybuchnie. Zachowywał się zupełnie jak kiedyś ja - pies ogrodnika. Sam nie zje i drugiemu nie da.

-Nie mówimy teraz o Zośce - podniósł głos - mówimy o nas i nie zmieniaj tematu.

Jakich nas? Naćpał się, czy może jeszcze nie wytrzeźwiał? Sądząc po ilości pustych butelek, jakie stały przy koszu na śmieci musiał mieć jeszcze promile we krwi. Gdy wytrzeźwieje, skończy opowiadać te brednie.

-Nie ma żadnych nas - łzy zaczęły napływać do moich oczu - nigdy nie było i nie będzie. Rozumiesz?

Z całej siły, uderzył pięścią w ścianę. Czyżby teraz on, przeżywał załamanie nerwowe? Jeżeli chciał, to mogłam go zawieść do szpitala. Tak, jak kiedyś on mnie. A przed drzwiami, powiem mu, że to dla jego dobra i kiedyś to zrozumie.

-Albo jesteś ślepa - znów krzyczał - albo głupia. Ja nadal cię kocham i jeśli chcesz, będę twój. Powiedz tylko jedno słowo.

Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam i nie mogłam go mieć. Nie, teraz kiedy dotykała go inna. Towar z drugiej ręki, nigdy mnie nie interesował. Po prostu to nie była moja bajka. On nie był moją bajką.

-Zwariowałeś - zaśmiałam się, chcąc stłumić emocje w zalążku - puściłam w niepamięć wszystko, co było między nami. Pozwól mi żyć i układać życie po swojemu. Proszę.

Miałam nadzieję, że nie wymagałam od niego zbyt wiele. Pozostawienie mnie w spokoju, nie powinno być dla niego trudne. Już raz to zrobił, mógł zrobić i drugi.

-Kłamiesz - usłyszałam - musisz mi to udowodnić.

W odpowiedzi uśmiechnęłam się. Ja nic nie musiałam i dobrze o tym wiedział, a już na pewno nie miałam zamiaru niczego mu udowadniać. Powinien uwierzyć mi na słowo. Może powinien ograniczyć kontakt z moim bratem, bo najwyraźniej głupota była zaraźliwa, jak ospa, czy świnka.

-Daruj sobie - ta dziwna rozmowa wyprowadziła mnie z równowagi - niczego, nie będę ci udowadniała. Mam chłopaka i dobrze mi z nim.

Teraz to on się roześmiał i zrobił dwa kroki w moją stronę. Stał teraz bardzo blisko mnie i gdybym tylko chciała, mogłabym wspiąć się na palcach i pocałować go.

-Kochasz go?- zapytał ściszonym głosem - bardziej niż kiedyś mnie?

Skurczybyk wiedział, gdzie uderzyć, bym przez moment nie wiedziała, co powiedzieć. Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam mu w oczy.

-Nie będę - odpowiedziałam, łapiąc powietrze w płuca - rozmawiać z tobą o moim życiu uczuciowym. To nie jest twoja sprawa.

Przyciągnął mnie władczo do siebie i wysyczał.

-To zawsze będzie moja sprawa, ty będziesz moją sprawą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kobra 11.10.2017
    Tam podczas przedstawiania Igora jest błąd. Bo podeszła do brata, a jest napisane Kuba zamiast Michał.
    Zostawiam 5 i czekam na kolejny rozdział :-) :-*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania