Kiedy na ten przykład, wchodzę z butami w czyjąś bezsenność.
Zdarzyliśmy się, więc nic już nie tyka.
Gdzieś na rozstajach, gdzie rosną najstarsze wierzby,
których liście nigdy nie zielenieją,
odbywamy się, bez niepokoju i końca burzy.
To my nią jesteśmy, również.
Zdarzamy się innym, choć nie tak często,
jak zwykły przypadek, przejście przez jezdnię,
czy przebiegnięcie drogi przez czarnego kota.
Tymczasem sobie, to tylko czwarte liście,
łapki królika i żelazne podkowy, czy sól
wokół łóżka i progu mieszkania.
Na odegnanie, na odżegnanie się z tym co złe.
I to wystarczy.
I tylko kiedy jesteśmy razem,
w klepsydrach brakuje piasku, więc ganiam kamienie,
a ty jesteś wiatrem, wypełniającym mi płuca,
kiedy próbuję zaczerpnąć cokolwiek.
I tylko z tobą, te kamienie zaczynają mi
odpowiadać.
Komentarze (20)
Niby stabilność, ale podszyta niepokojem, suma wzajemności.
Pozdro
Co do niepokoju, to leży właśnie wszędzie poza.
Tutaj, to oko cyklonu. Dzięki za czytanie.
Tak tylko mogą odbierać siebie ludzie na wskroś pewni swoich uczuć i zaufania, wiary w drugiego człowieka.
Tak sobie czytam... i w jakimś stopniu podziwiam.
A co do uczucia, to jest to jedna strona medalu. To nie znaczy, że między tymi kamieniami, nie ma cienia.
Ale tobtemat na inny wiersz :)
Cały wiersz odbieram jako wariację na temat wiersza Szymborskiej, w której róża potrafi zamienić się w kamień:
„Róża? Jak wygląda róża?/ Czy to kwiat? A może kamień?”
„I tylko z tobą, te kamienie zaczynają mi
odpowiadać”.
Zaczynasz wiersz od takiego samego słowa, jakiego użyła WS (zdarzenie się), i kończysz takim, które jest w jej wierszu pod koniec (kamień).
I opowiadasz o poszukiwaniu zgody we współżyciu, współistnieniu. Podobnie jak WS.
Jest jednak między wierszami różnica w podejściu do upływu czasu. Szymborska podkreśla różnicę między wczoraj a dziś: „Wczoraj, kiedy twoje imię/ ktoś wymówił przy mnie głośno/ tak mi było, jakby róża...”, jednak dalej jest „dziś”: „Dziś, kiedy jesteśmy razem...”, i nie ma już pewności, że róża to kwiat...
U Ciebie kamień pojawia się od razu, od momentu, gdy wszystko „przestało tykać”. Od chwili „zdarzenia się”. Czas NIE płynie, w klepsydrze NIE ma pisaku. A te kamienie, te ciężary, które w tej samej chwili zaistniały, stały się akceptowalne. Oswojone. „Te kamienie zaczynają mi/ odpowiadać”. Jest zgoda na ciężar, na ból.
Jest też w wierszu zabawa słowem "gonić". Może zaraz o tym napiszę coś jeszcze.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Szalej.:
I tylko kiedy jesteśmy razem,
(...) ganiam kamienie
:)
"(...) czwarte liście,
łapki królika i żelazne podkowy, czy sól
wokół łóżka i progu mieszkania.
Na odegnanie, na odżegnanie się z tym co złe".
"Odegnanie się z czymś" jest nowym związkiem, pokazuje zupełnie inną zależność niż tradycyjne, poprawne "odegnanie czegoś".
"Odegnanie się z czymś" jest odegnaniem SIĘ (czyli siebie), z CZYMŚ, czyli - może - z kamieniem?
Wobec tego, że niżej masz "ganianie kamieni": "kiedy jesteśmy razem,/ (...) ganiam kamienie", zastanawia mnie (w połączeniu tych dwóch obrazów) to przekręcenie, zdeformowanie poprawnego związku wyrazowego, wprowadzenie "dziwactwa".
"Odegnanie się z tym co złe".
Przez ten mały galimatias słowny wyobraziłam sobie, że postać z wiersza jest klepsydrą, w której zamiast piasku, leżą kamienie. W odmierzaniu czasu przydaje się piasek. W odmierzaniu bólu - kamienie.
(Jest też wiatr, który zamiast dąć w żagle, rozsadza płuca: "jesteś wiatrem, wypełniającym mi płuca,
kiedy próbuję zaczerpnąć cokolwiek".
W płucach robi się przestrzeń, żeby zaczerpnąć więcej kamieni?
"Próbuję zaczerpnąć cokolwiek. Odpowiadają mi kamienie".
Odpowiadają, czyli pasują. Czyli jest na zgoda na ból.
Ciekawa ta wariacja na temat "nic dwa razy".
Jest za to zwykłe pogodzenie się z rodzicami... I akceptacja.
Kiedy w klepsydrach jest piasek, czas płynie... Kiedy są kamienie, ten staje. To chęć, by zatrzymać ten moment jak najdłużej, jak najdłużej być aż tak blisko.
I ten tekst nie ma zupełnie nic wspólnego z tekstem Szymborskiej. Przynajmniej świadomie.
Są jakieś wspólne punkty, ale łączenie ich że sobą jest jednak dla mnie lekko naciągane :)
Niemniej, jak już równać to do najwyższych :?
Kamień kojarzy się z ciężarem, troską (gdy "spada z serca", czujesz ulgę).
Kojarzy się z męką (historia Syzyfa).
Z cierpieniem (kamienowanie).
A czasem - chłodem emocjonalnym, milczeniem i bólem (w kontraście do róży, u Szymborskiej).
Itd.
Umieszczając w swoim wierszu kamienie, umieściłeś też wszelkie możliwości, jeśli chodzi o skojarzenia.
Dla mnie, która znam wiele Twoich wierszy miłosnych, łatwo było ten tekst dołączyć właśnie do tej grupy.
Słowa: "kiedy jesteśmy razem", w pobliżu kamienia, a nawet sam początek ("zdarzyliśmy się"), to rzeczy otwierające szeroko drzwi do takiego zestawienia.
Może chciałeś napisać o czymś innym, ale wiesz... To czytelnik mówi autorowi, o czym jest wiersz.
Na szczęście - czytelników jest wielu. Każdy może czytać po swojemu.
Ja nie pomyślałam, że to o rodzicach. Gdyby to nie był Twój wiersz, odkryłbyś to? W którym miejscu?
1. Piszesz w komentarzu:
Ale tu o żadnym bólu nie ma mowy, nie ma miejsca na ból...
Jest za to zwykłe pogodzenie się z rodzicami... I akceptacja.
Rodzice to rzeczownik liczby mnogiej. W wierszu zwracasz się tylko to jednej osoby (być może do dwóch, naprzemiennie, jednak używasz tylko zaimka "ty", "tobą". A też - "my", ale wydaje się, że pod tym my kryje się tylko "ty i ja", a nie "wy i ja" albo "ty, ty i ja".
Żeby było czytelnie, żeby można było się domyślić, że piszesz o rodzicach - trzeba zwyczajnie popracować nad tekstem.
2. Puenta i kamienie. W wierszu masz tak:
I tylko z tobą, te kamienie zaczynają mi
odpowiadać.
Słowa: "kamienie zaczynają mi odpowiadać" można przeczytać przynajmniej na dwa sposoby:
a) kamienie nie ciążą, ktoś się godzi z ich obecnością
b) kamienie przerywają milczenie, czyli jakby miękną, zmienia się ich istota z "milczącej" (zimnej) na otwartą na porozumienie, słuchająca i odpowiadającą (ciepłą).
Ja skupiłam się na a).
Na tym że ich obecność jest akceptowalna. Razem ze wszystkim, co symbolizują: z bólem, ciężarem, troską i cierpieniem. A też - może - milczeniem.
Podoba mi się zabieg z przerzutnią: ...zaczynają mi/ odpowiadać". Bo mamy tu niespodziankę. Gdyby wers dokończyć naturalnie, zgodnie z przewidywalną treścią, brzmiałby może tak: "kamienie zaczynają mi ciążyć".
Bo obok twardości jest to ich powszechna cecha: ciężar. A więc to zawieszenie myśli i dokończenie jej w sposób zaskakujący - fajne. Zaczynają mi - nie ciążyć! - odpowiadać. I dlatego wybrałam to znaczenie słowa "odpowiadać": Coś mi odpowiada. Godzę się z tym.
A mogłam wybrać, że "przerywają milczenie, zaczynają reagować.
Tylko że to znowu byłoby przykładem lekceważenia gramatyki.
Co do kamieni, to oczywiście, ale biorąc pod uwagę poprzednie "cztery liście, podkowę..." i cała resztę, czyli szczęście, te kamienie to właśnie akceptacja.
Ale na drugi raz czytaj, co napisałeś i informuj wcześniej, że telefon sam się zarządził, że myślałeś o innym słowie.
Dzięki za odp.
Interpretacja i tak jest ciekawa :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania