Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Komando Mgła cz. 2
Komando Mgła cz. 2
Agnieszka Gu / Ozar
Mijała dopiero druga godzina marszu, a już widać było po nich zmęczenie. Szli coraz wolniej, bo choć byli w Rosji, niedaleko Charkowa, to wydawało im się, że przedzierają się przez dżunglę.
Muller raz po raz przystawał i nasłuchiwał. W pewnym momencie ruchem dłoni zatrzymał oddział. Wszyscy zalegli.
Kapitan von Luck pochylił się, i robiąc drobne kroki, dołączył do Mullera.
— Co jest? Ruski? — zagaił konspiracyjnie.
— Nie, panie kapitanie, nie o to chodzi. Proszę spojrzeć na kompas. Nie podoba mi się to. — Sierżant wskazał na trzymany w ręce przyrząd.
Jego obsługa była standardem w oddziałach Fallschirmjäger, szczególnie w miejscach, gdzie nie było można w inny sposób ocenić trasy marszu.
Von Luck spojrzał i zgłupiał. Wskazówka nie pokazywała konkretnego kierunku, tylko kręciła się to w lewo, to w prawo. Zupełnie bez sensu. Kapitan przeniósł wzrok na Mullera, ale ten tylko wzruszył ramionami.
— Kapitanie, kurwa, nie możemy iść dalej, bo nie wiem gdzie nas prowadzić! Albo kompas zwariował, albo chuj wie, co się dzieje!
Nagle dało się słyszeć odległy grzmot.
— Ja pierdolę, to chyba burza. Może ona tak wpływa na to ustrojstwo — Muller zaklął siarczyście.
Kapitan spojrzał jeszcze raz na kompas, ale jedynie upewnił się, że ten całkiem zwariował.
— Steiner, do mnie! Natychmiast! — krzyknął do swoich ludzi.
Sierżant Hans Steiner był u von Lucka głównym specjalistą od materiałów wybuchowych, jak również instruktorem w posługiwaniu się mapą i kompasem.
Minęło kilkadziesiąt sekund, kiedy idący dotąd w tyle oddziału Hans, dotarł do przykucniętych Lucka i Mullera.
— Hans, spójrz na to? — kapitan pokazał mu, co działo się z kompasem. — Co to kurwa jest? — jego głos był ostry, ale wykazywał też nutkę niedowierzania.
Steiner przez dłuższą chwilę patrzył zdębiałym wzrokiem na urządzenie.
— To dziwne, ale albo tu są pod ziemią jakieś rudy żelaza, albo coś innego, co powoduje, że kompas wariuje. Nie wiem, co o tym myśleć. — Miał wyraźnie zdziwioną minę.
— To widzę sam, ale co mamy robić? — Kapitan spojrzał na sierżanta.
— Proponuję iść dalej, tak jak teraz. Może w końcu kompas przestanie wariować.
Von Luck pokiwał głową.
— Muller prowadź, ale uważaj na wszystko. Idź powoli, bo chuj wie, co nas tu czeka.
Oddział ruszył, ale teraz posuwał się zdecydowanie wolniej.
Nagle zaczął padać deszcz, a do tego słychać było odległe grzmoty, zwiastujące zbliżającą się nawałnicę.
W pewnym momencie usłyszeli potężne uderzenie, a po nim drugie. Niebo rozświetlały zygzaki błysków, a deszcz przeszedł w ulewę.
Po tak, mniej więcej, pół godzinie marszu, Muller znowu zatrzymał oddział.
Kiedy Luck do niego dotarł, sierżant wskazał ręką na rozległą polanę, na której widać było kilka osobliwych budowli. Przez chwilę stali jak wryci i nie dowierzali.
— Jasna kurwa! Co to jest?
— Nie wiem. Nie było tego na mapie.
Rzeczywiście, widok był dość zaskakujący. Obok siebie stały dość dziwne obiekty w kształcie kul, między którymi były jakby szklane przejścia. A co najdziwniejsze, nie było widać żadnej ochrony. Nic. Pusto.
Von Luck, idąc na przodzie, prowadził swoich dwudziestu żołnierzy. Szedł tak cicho, jak tylko potrafił. Po kilku minutach wkroczył z oddziałem na obszar między dziwnymi budowlami.
Nadal otaczała ich martwa cisza, przetykana jedynie odgłosami wyładowań. Kroczyli ostrożnie pomiędzy konstrukcjami, uważnie je obserwując.
Przy jednej z nich Steiner przystanął.
— Panie kapitanie, tu chyba uderzył piorun — zagaił i wskazał palcem na częściowo przetopioną powierzchnię jednego z obiektów. Kapitan, który tymczasem się z nim zrównał, pokiwał głową.
— Nikogo nie widać. — Von Luck zbliżył się do budowli i dostrzegł niewielką wyrwę.
— Może to jakieś opuszczone bunkry, po tajnej bazie ruskich, albo co? — Steiner kroczył tuż za nim.
— Cholera wie. — Kapitan uważnie przyglądał się uszkodzonej powierzchni.
Co by nie powiedzieć, von Luck nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. W ślad za dowódcą, do ściany podeszło też kilku żołnierzy, którzy rozważali, z czym mają do czynienia.
Von Luck szybko uciął dyskusję.
— Rozdzielamy się. Muller, Schneider, weźmiecie po czterech ludzi i sprawdzicie okolicę, a ja z resztą postaram się wejść do środka. Spotkamy się przy tym budynku za pół godziny. Oczy szeroko otwarte, w razie czego strzelać bez rozkazu. Nie podoba mi się to wszystko, jest tu za cicho. Za spokojnie.
Dwie grupy żołnierzy rozproszyły się pomiędzy zabudowaniami, a kapitan ze swoim oddziałem zagłębił się w szczelinie.
***
Smród spalenizny cicho sunął wzdłuż kanałów wentylacyjnych. Przenikał w przestrzenie ciemnych tuneli i posępnych komnat. Zabójczy w swej naturze, był neutralizowany na poziomie biogenicznych zabezpieczeń uśpionego i zagrzebanego pod powierzchnią terenu, Statku–Matki.
Zagrożenie związane z pojawieniem się gazów spalinowych zostało szybko dostrzeżone i już kilka chwil po uderzeniu pioruna w osłonę, wzbudziło alarm sygnalizacji fonicznej. Ta, w ułamkach sekund, zalała pomieszczenia kaskadami fal akustycznych, docierając w każdy zakątek, każdą dziurę, i każdą szczelinę.
Ultradźwięki, uruchomione w odpowiedzi na naruszenie powłoki zewnętrznej jednej z czasz wystających poza poziom terenu, skutecznie odstraszyły wszelką zwierzynę, która opuszczała strefę rażenia ogłuszającą fonią.
Upływały minuty.
Teren wokół wierzchołków kopuł, wystających ponad poziom terenu, z wolna pustoszał. Polanę wypełniał jedynie głuchy szmer roztrzepotanego na wietrze mokrego listowia oraz odgłosy oddalającej się burzy.
Natężenie bariery ultradźwięków również straciło połowę swej mocy, pozostając aktywne jedynie w zakresie przewidzianym procedurami profilaktycznej ochrony.
Wszystko uległo gwałtownej zmianie kilkanaście minut później, gdy detektory zarejestrowały ruch w okolicach uszkodzonej czaszy, sygnalizujący wtargnięcie, uzbrojonych po zęby, intruzów.
System skotłował się. Iskrząc na zwojach, błyskawicznie zidentyfikował zagrożenie i uruchomił procedurę obezwładniającą uderzeniami dźwięków, o natężeniu przekraczającym ludzką granicę bólu.
Intruzi wpierw zamarli, niedowierzająco rozglądając się w półmroku wąskiego korytarza. Kilka sekund później poczęli padać na ziemię, wijąc się jak w agonii. W końcu, po straszliwych męczarniach, jeden po drugim zapadali w błotnistą, znaczoną krwistymi wybroczynami z uszu i nozdrzy, kojącą nieświadomość.
Bombardowanie obezwładniającymi falami elektromagnetycznymi ustało dopiero, gdy detektor przestał rejestrować ruch w skotłowanej ludzkiej masie.
Wnętrze zagrzebanego pojazdu ponownie wypełnił spokój i bezruch.
Pozorny.
W wyniku nieoczekiwanych zajść w zewnętrznej strefie Statku-Matki, oraz uszkodzeń wywołanych wyładowaniami atmosferycznymi, biogeniczny system ostrzegawczy rozpoczął wdrażanie procedury, która już wielokrotnie w przeszłości planety, odmieniała losy żyjących nań cywilizacji ludzkich.
Naelektryzowana atmosfera przesuwała się do, ulokowanego głęboko pod ziemią, Rdzenia Statku-Matki, i uruchomiła sekwencje zdarzeń, od których nie było już odwrotu.
W wypełnionych dotąd głębokim mrokiem i przesyconych martwą ciszą komnatach, wśród ułożonych w kilkudziesięciu szeregach sarkofagów, poczęła dryfować wibracyjna energia.
Gwałtownie pobudzona nagłym impulsem systemów bezpieczeństwa, z zatrważającą prędkością zainicjowała proces rozbudzenia straży, kapłanów, a potem osobistej świty faraona. Nieruchome od trzynastu tysiącleci cokoły sarkofagów poczęły drgać pod naporem ciśnienia wygenerowanego z termicznej instalacji głębinowej.
Wybudzał się też sam Faraon, zwiastując kolejny, na przestrzeni kilkunastu tysięcy lat, cywilizacyjny przełom…
Komentarze (20)
W sumie za jedynki też trzeba podziękować - zawsze to "jakaś ocena" - zatem... dziękujemy ;)))
Pozdrowionka :))
„— Rozdzielamy się. Muller, Schneider, weźmiecie po czterech ludzi i sprawdzicie okolicę, a ja z resztą postaram się wejść do środka. Spotkamy się przy tym budynku za pół godziny. Oczy szeroko otwarte, w razie czego strzelać bez rozkazu. Nie podoba mi się to wszystko, jest tu za cicho. Za spokojnie” – dobra wypowiedź, podsyca atmosferę niepewności, ogólnie zaczytałam się, jest git
„Smród spalenizny cicho sunął wzdłuż kanałów wentylacyjnych. Przenikał w przestrzenie ciemnych tuneli i posępnych komnat. Zabójczy w swej naturze, był neutralizowany na poziomie biogenicznych zabezpieczeń uśpionego i zagrzebanego pod powierzchnią terenu, Statku–Matki” – ha, Aga, cudny opis
Dalej też zacnie. Np. tutaj:
„W końcu, po straszliwych męczarniach, jeden po drugim zapadali w błotnistą, znaczoną krwistymi wybroczynami z uszu i nozdrzy, kojącą nieświadomość”
„Wnętrze zagrzebanego pojazdu ponownie wypełnił spokój i bezruch.
Pozorny” – wyodrębnione „Pozorny” robi tu świetną robotę
„W wypełnionych dotąd głębokim mrokiem i przesyconych martwą ciszą komnatach, wśród ułożonych w kilkudziesięciu szeregach sarkofagów, poczęła dryfować wibracyjna energia” – i to mi się widzi
Oceny to kpina, więc sobie nimi nie zawracajcie głowy. Tekst jest świetny. Połączenie histoyczno-wojennych wątków i sf bardzo udane. Końcówka zaciekawia. Opisy przednie, dialogi naturalne. Komplet gwiazd ode mnie. Dobra robota.
Pozdrawiam :)
Taaa babska ręka i długie kreski — jest tu pewna korelacja ;))
Dzięki, że się zakręciłaś tutaj.
Pozdrowionka :)
No nic.
Tekst naprawdę świetny. Bardzo dobrze się czyta i piszą dalej. Jest very git.
Cóż, popełniliśmy z Ozarem "szaleństwo" piśmiennicze, to i może inkwizycja się zakręcić.
Ale odkąd nie idzie w ślad za tym palenie na stosie, czy tam nabijanie na pal - reaguję stoickim spokojem ;))
Pozdrowionka i dzięki za odwiedziny :)
Na spokojnie, zapraszamy :))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania