Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Koszmar Lincolna – Rozdział 1
„Dom podzielony niezgodą ostać się nie może.”
Abraham Lincoln, szesnasty prezydent USA.
Przedmieścia Kansas City, Missouri, rok 1937
Zaczynał się powoli kwiecień. Do Ameryki wracała wiosna, a wraz z nią przyroda zaczęła zmartwychwstawać. Słońce świeciło jasno, ptaki śpiewały przyjemne dla uszu melodie, trawa ponownie stawała się zielona, na łąkach zaczęły kwitnąć kwiaty, a drzewa na nowo pokrywały się zielonymi listeczkami. Wiosna wkraczała pełną parą do Kraju Czterdziestu Ośmiu Gwiazd.
Właśnie w taką pogodę jechała drogą pewna amerykańska ciężarówka. Choć była modelem cywilnym, jej pasażerowie byli uzbrojeni w broń krótką oraz długą, a niektórzy nawet nosili mundury. Nie było to jednak umundurowanie typowe dla wojska amerykańskiego lecz separatystów z Połączonych Syndykatów Ameryki (CSA) – popierających syndykalizm stanów USA, które odłączyły się od Unii w wyniku kryzysu gospodarczo-politycznego. Żołnierzy łatwo było rozpoznać po czerwonych gwiazdach na ramionach. Flagi tejże frakcji umiejscowione były na bokach ciężarówki, więc wszyscy wiedzieli, że ludzie w pojeździe należą do CSA.
Wśród pasażerów znajdowała się młoda, bo dziewiętnastoletnia dziewczyna, która siedziała w ciężarówce zamyślona i obserwowała jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Była to piękna brunetka o błękitnych oczach i anielskim wyrazie twarzy. Gdyby nie jej ciemnozielony mundur zdobiony czerwonymi gwiazdkami i opaska na ramię o tym samym kolorze, nikt nie powiedziałby, że jest ona żołnierzem.
— Laura! Zbliżamy się do twojego domu. – odezwał się do dziewczyny wysoki czarnoskóry mężczyzna w mundurze z identycznymi insygniami, choć naszywki na ramieniu wskazywały na bycie wyższym rangą.
— Rozumiem, towarzyszu sierżancie… – odparła Laura, uśmiechając się do niego i zaczęła obserwować drogę. Kiedy miesiąc temu CSA - część kraju popierająca syndykalizm, stany należące do dawnej Konfederacji , Zachodnie Wybrzeże i region Nowej Anglii ogłosiły odłączenie się od Unii, dziewczyna studiowała na Iowa State. Wieść o tym spowodowała, że natychmiast zrezygnowała z dalszej nauki i wstąpiła do Czerwonej Gwardii – bojówki CSA, która pilnowała porządku w stanach podporządkowanych syndykalistom oraz miała wkrótce stać się oficjalną armią i brać udział w działaniach bojowych przeciwko wrogom rewolucji. Gdy rozmyślała o końcu ostatecznego terminu na złożenie broni nałożonego przez rząd federalny i o wojnie, która miała wkrótce wybuchnąć, miała nadzieję, że jej rodzina ma chociaż trochę oleju w głowie i posłucha jej w kwestii opuszczenia domu. Szanse na to były jednak bardzo niskie ze względu na ich poglądy, a zwłaszcza jej braci i ojca.
W końcu ciężarówka zatrzymała się w jakimś małym miasteczku na zachód od Kansas City. Właśnie tutaj mieszkała Laura. Od razu rozpoznała swój dom. Prawie nic się nie zmienił odkąd opuściła go rok temu, żeby studiować w Iowa State. Ot typowy amerykański dom z kominkiem, białymi murami i ciemnobrązowym dachem, w którym mieszka typowa amerykańska rodzina.
— No dobrze. Laura, wiesz co masz robić. Pozostali niech również nawiążą kontakt z cywilami i przeszukają ich domy! Jeśli ktoś będzie posiadał broń, macie ją skonfiskować. Jeśli będzie protestował lub okaże się, że udziela schronienia przeciwnikom rewolucji, wiecie co robić. No, ruchy! – rozkazał czarnoskóry sierżant.
Laura razem z pozostałymi pasażerami wysiadła i skierowała się w stronę domu. Zapukała do drzwi z przyklejoną plakietką „Taylorowie” i zastanawiała się kto otworzy jej drzwi. Na odpowiedź nie musiała długo czekać, ponieważ gdy tylko drzwi uchyliły się, po drugiej stronie framugi stała jej matka. Była to starsza kobieta o włosach tak samo brunatnych jak jej córka, zielonych oczach i ubrana w zieloną sukienkę. Na widok swojej córki natychmiast się uśmiechnęła i przytuliła ją mocno.
— Laura! Córeczko, tak bardzo za tobą tęskniłam i martwiłam się o ciebie! Odkąd tylko stany ogłosiły secesję, każdego dnia bałam się, że cię stracę na zawsze! – powiedziała głosem, w którym można było wyczuć nie tylko radość, ale też lekką rozpacz.
— Wiem, mamo… wiem. – odpowiedziała również uśmiechnięta dziewczyna i spojrzała na swoją rodzicielkę. — Ja też się cieszę, że cię widzę, ale radość musi poczekać. Musimy opuścić dom, zanim trzydziestodniowy termin generała MacArthura się skończy. Czy ojciec i Jimmy są w domu? – zapytała i wtedy pojawił się mężczyzna o krępej budowie ciała, który odepchnął jej mamę i stanął przed nią w sposób zastraszający. Mężczyzna ten ubrany był w białą koszulę codzienną i szare spodnie. Był już w podeszłym wieku, na co wskazywał fakt, że nie tylko osiwiał, ale także zaczął łysieć. Jego rysy twarzy były dość groźne, a widok córki z mundurze z syndykalistycznymi insygniami tylko pogorszył sprawę.
— Laura… co ty masz na sobie, do cholery? – spytał oburzony mężczyzna, patrząc na nią swoimi niebieskimi oczyma.
— Howard, proszę cię, nie denerwuj się… – próbowała go uspokoić matka dziewczyny.
— Jak mam się uspokoić, Grace?! – warknął mężczyzna. — Nasza córeczka wygląda jak cholerny syndykalista! Co to wszystko ma znaczyć?!
— Tato, proszę… daj mi wejść, wszystko wam wytłumaczę! – powiedziała w końcu Laura. Howard westchnął i wpuścił dziewczynę do środka. Wnętrze domu również się nie zmieniło. Te same kolory ścian, te same stare meble… te same rodzinne zdjęcia, na których wszyscy są szczęśliwi. To było jednak na długo przed rozpadem Stanów Zjednoczonych. Dziewczyna podeszła do zdjęcia i wzięła je do rąk. Patrząc na nie, zrobiło jej się naprawdę smutno, że jej rodzina ma tak zróżnicowane poglądy. Łudziła się jednak, że uda jej się chociaż przekonać wszystkich do opuszczenia domu.
Uzbrojona w tą nadzieję poszła do jadalni, gdzie jej matka i ojciec siedzieli przy stole. Nie byli jednak jedynymi, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Obok nich stał młody chłopak z brunatnymi włosami i gniewnym spojrzeniu. Patrzył na Laurę z lekką odrazą w oczach jakby coś mu w niej przeszkadzało. Ona zaś doskonale wiedziała na czym polega jego problem. W końcu to był jej młodszy brat. On również nie pochwalał jej syndykalistycznych poglądów, a nawet był w tej kwestii całkowitym przeciwieństwem.
— Więc… wytłumacz się z tego niedorzecznego ubioru. – zaczął ojciec, patrząc na Laurę niezadowolony jakby spodziewał się usłyszeć najgorszych rzeczy.
— Mamo… tato … – zaczęła dziewczyna po odchrząknięciu. — Muszę się wam pochwalić, że… dołączyłam do Drugiej Zmechanizowanej Dywizji Czerwonej Gwardii jako snajper! – oznajmiła z lekką dumą w głosie i uśmiechem na twarzy. — Razem z innymi ludźmi wyzwalamy tych, którzy są krzywdzeni i uciskani przez kapitalizm i popierających go wyzyskiwaczy.
— Cóż… to… szlachetne z twojej strony… – powiedziała niepewnie jej matka.
— SZLACHETNE?! Jak możesz pochwalać takie zachowanie, Grace?! – spytał jej oburzony mąż, waląc pięścią w stół. — Nasza córka zdradza własny kraj dla idei, która bardziej szkodzi niż pomaga! Słyszałaś co się dzieje we Francji i na Wyspach Brytyjskich?! Słyszałaś co syndykaliści robią z tymi, którzy nie zgadzają się z ich chorą ideologią?!
— To tylko kłamstwa i propaganda rozsiewane przez kapitalistów, Longistów i innych ignorantów, którzy nie chcą otworzyć oczu! – broniła swojej racji Laura. — Słuchajcie, musimy się stąd ewakuować. Prędzej czy później Longiści pojawią się tu i wywiąże się krwawa walka. Czerwona Gwardia tworzy obozy dla cywili i uchodźców. Możecie żyć z dala od tego wszystkiego! Żadnych walk, żadnych horrorów wojny…
— Żadnej przyszłości… – przerwał surowo jej ojciec. — Nie zamierzam opuścić naszego domu i żyć jak jakiś uchodźca wojenny! Jeśli nie będziemy się wychylać, nic nam nie będzie…
— Tato, o czym ty mówisz! – spytała jego oburzona córka. — Dobrze wiesz co Longiści robią z cywilami, a zwłaszcza z tymi, którzy nie uznają ich autorytetu! Słyszałeś o mordzie w Denver?! – zapytała, przez co James tylko prychnął i obrócił głowę w bok, a Grace schowała twarz w dłoniach.
— Nawet jeśli będzie walka, żołnierze federalni przyjdą tu i odepchną tych zdrajców! Ci żałośni separatyści uciekną w popłochu jak tylko zobaczą prawdziwe wojsko! Tak jak to miało miejsce w Nowym Jorku i w Karolinie Południowej! – odparł pewny siebie Howard.
— Skarbie, nie widzisz zagrożenia? – wtrąciła się Grace. — Nasz dom jest prawie że pomiędzy granicą Kansas i Missouri! Najbliższy teren rządu federalnego jest w Kentucky! Tu nie jest bezpiecznie, zrozum to! Pojedźmy do tego ich obozu! Będziemy bezpieczni przynajmniej! – próbowała wytłumaczyć mężowi ich beznadziejne położenie, ale on był głuchy na wszystko. Już sam fakt, że mieszkał w stanie zaanektowanym przez syndykalistów był dla niego ujmą na patriotycznym ego.
— Chociaż pozwólcie mi zabrać ze sobą Jamesa! Jest za młody, żeby być wplątany w tą wojnę! – poprosiła Laura.
— Młodsi ode mnie są na froncie… – odezwał się chłodno młody chłopak i popatrzył na siostrę. — Jedźcie sobie do tej syndykalistycznej dziury. Ja nie zamierzam. – dodał stanowczo.
— Ja jadę z naszą córką! – oznajmiła matka. — Chcę tylko, żeby moja rodzina była bezpieczna. Proszę, pojedźmy razem! Żyjmy z dala od tej wojny! Poza tym, kogo to obchodzi czyja flaga będzie powiewała nad Białym Domem! Wszyscy jesteśmy Amerykanami! Proszę… – błagała wręcz ze łzami w oczach. Na samą myśl, że jej mąż i dzieci mieliby być wplątani w wojnę i to w dodatku domową była kompletnie załamana.
— Mamo, syndykaliści to nie są Amerykanie! – powiedział James, patrząc na Grace. — To antyamerykańskie i anarchistyczne zwierzęta, które nie spoczną, dopóki nie zniszczą doszczętnie naszego kraju i wartości, w jakie wierzymy! Tylko Huey Long może przywrócić ten kraj do stanu dawnej świetności…
Słysząc te słowa, Laura ledwie powstrzymała śmiech i spojrzała na swojego młodszego brata z uśmiechem politowania.
— Nie bądź żałosny, młody… – powiedziała tylko.
— Kogo nazywasz żałosnym?! – nagle podniósł głos chłopak. — Patrzyłaś może ostatnio w lustro?! Mówisz, że jesteś żołnierzem! No błagam… taki z ciebie żołnierz, a nawet nie masz broni!
Faktycznie, Laura nie miała przy sobie nawet pistoletu. Jej dowódca uznał, że nie będzie go potrzebowała na chwilę obecną.
— Przynajmniej ja stoję po słusznej sprawie, która ma szansę powodzenia! – zaprotestowała Laura. — Ten twój Long i jego wyborcy są jeszcze bardziej zgubieni niż Federaliści i Pacyfiści! Pewnie spałeś na lekcji historii, więc wiedz, że południowe stany już raz odłączyły się od kraju w imię swoich zacofanych idei i nie skończyło się to dla nich zbyt dobrze. Teraz ci ignoranci robią to samo i oczekują, że tym razem wygrają? Historia kołem się toczy. Znasz takie powiedzenie?
— Pewnie tego nie wiesz, ale Longiści dostają pomoc od Cesarstwa Niemieckiego! Przypominam ci, że ten kraj nigdy nie przegrał wojny. Cholera, oni wygrali nawet Wielką Wojnę! – wyjawił jej młodszy brat, po czym wziął głęboki wdech. — Wyjeżdżam na południe. Będę walczył za nową Amerykę! – oznajmił pewnie. Laura miała już znów coś powiedzieć, kiedy nagle cała rodzina usłyszała coraz głośniejsze i cięższe kroki, a potem głos, który znała aż za dobrze.
— Nie będzie żadnej nowej Ameryki, młody… – powiedział młody człowiek, stojący w drzwiach do jadalni. Był to wysoki i w miarę dobrze zbudowany mężczyzna z krótkimi brunatnymi włosami i zielonymi oczami. Wyglądał na starszego od Laury i Jamesa, a jego widok bardzo zaskoczył ich rodziców.
— Billy? Synku, co ty tu robisz? Nie powinieneś być w pracy? – spytała zdziwiona Grace.
— W jakiej pracy, mamo? Cała fabryka strajkuje przez tą cholerną secesję… Przyszedłem, bo chciałem z wami o czymś porozmawiać, ale kiedy zobaczyłem syndykalistyczną ciężarówkę stojącą przy domu, bałem się, że coś wam się stało. – wyjaśnił młodzieniec i zwrócił się do swojego rodzeństwa z obrzydzeniem. — To wprost nie do wiary… naprawdę chcecie stawać po stronie tych zdrajców? I jeszcze myślicie, że Long i Reed mają szansę wygrać tą wojnę? To urocze…
— A co? Może rząd zaprowadzi porządek w kraju? – prychnął James.
— To naprawdę takie dziwne? Federalni mają po swojej stronie prawdziwe wojsko! Longiści i syndycy to po prostu banda wieśniaków i niedowartościowanych roboli z nielicznymi dezerterami! … Ta… wojna… skończy się zanim w ogóle wybuchnie tak samo jak zamieszki w Nowym Jorku, a wtedy prezydent MacArthur zrobi w tym kraju porządek z wszelkimi radykałami. – odparł Billy, wchodząc do jadalni powoli.
— No, przynajmniej z jednego dziecka w tej rodzinie mogę być dumny! Przynajmniej Billy'ego wychowałem na ludzi! – powiedział z satysfakcją Howard, chociaż Laura nie widziała w jego nastawieniu nic godnego pochwały.
— Ale z ciebie kretyn, Billy… Po pierwsze, nie wszyscy żołnierze stanęli po stronie rządu tak jak myślisz. Po drugie, jak ty możesz popierać tego człowieka?! Ty z nas wszystkich powinieneś być najbardziej przeciwko niemu! To właśnie ten cholerny uzurpator z fajką doprowadził do upadku naszego kraju! To on usunął prezydenta siłą! To on zabił demokrację w Ameryce! – podniosła na niego głos.
— To są myśli twoje… czy syndykalistycznej propagandy? Przypuszczam, że Reed nie mówi, że prezydent był tak niekompetentny, że trzeba go było usunąć, bo przez niego secesjoniści urośli w siłę? – zapytał złośliwie pierworodny, po czym zwrócił się do Howarda i Grace. — Mamo, tato… Ja… też podjąłem decyzję. Jeszcze dziś wyjeżdżam do Baltimore. Zamierzam wstąpić do lojalistycznej milicji i walczyć z separatystami. – oznajmił. Jego ojciec wyglądał na przepełnionego dumą, reszta rodziny, jednak miała inne odczucia.
— Jak mówiłam, jesteś kretynem, Billy! Kretynem i hipokrytą! – stwierdziła Laura, ignorując uwagi ojca, żeby liczyła się ze słowami. — Taki z ciebie amerykański patriota… a popierasz uśmiercanie demokracji i wolności w Ameryce! Ale pewnie, spróbuj usprawiedliwić to, co zrobił ten cholerny „Amerykański Cezar”. Na pewno Ojcowie Założyciele byliby wniebowzięci, gdyby usłyszeli, że ich rodacy w imię większego dobra zabijają demokrację i wolność słowa w ich kraju, o który walczyli!
— Co ty wiesz o demokracji i wolności słowa, syndykalistyczna idiotko?! – odwarknął Billy. — Nie widzę, żeby coś takiego było obecne we Francji i w Anglii! Syndykaliści nie dają ludziom wyboru, a wiesz dlaczego? Bo mogliby nie wybrać syndykalizmu!
— Nie mogę uwierzyć, że jestem z wami spokrewniony. – westchnął James. — Brat popierający korupcję oraz siostra, która wierzy w syndykalistyczne kłamstwa… Long miał rację. Ten kraj JEST martwy.
— Jak śmiesz powtarzać słowa tego zdrajcy w naszym domu?! – zwrócił mu uwagę pierworodny w tej chwili już prawie czerwony z wściekłości. — Jesteś aż tak naiwny, że łyknąłeś bajeczki tego populistycznego demagoga? Gdybyś był odrobinę mądrzejszy, wiedziałbyś, że te jego obietnice są tak samo niemożliwe do spełnienia jak uzyskanie stabilności i dobrobytu w kraju syndykalistycznym! Słowo daję, czasem mam wrażenie, że ty i Laura byliście adoptowani…
— Proszę, PRZESTAŃCIE! – krzyknęła zrozpaczona Grace, podczas gdy Howard po prostu siedział i patrzył jak jego rodzina się rozpada. Awantura pomiędzy członkami rodziny była nie do opisania. Bardzo przypominała zeszłoroczną debatę prezydencką, gdzie kandydaci podobnie skakali sobie do gardeł. Każdy z Taylorów zaczął zdawać sobie sprawę, że ich familia upadła. Już nie ma tej samej kochającej się rodziny. A wszystko przez takie różnice poglądów…
Kłótnię rodzinną przerwał czarnoskóry sierżant Czerwonej Gwardii, który pojawił się przy wejściu do jadalni.
— Laura. Musimy już się zbierać… – powiedział cicho, choć stanowczo, po czym opuścił dom i wrócił do ciężarówki.
— Róbcie, co chcecie. Ja się stąd nie ruszę… Jestem patriotycznym Amerykaninem i będę nim po kres swoich dni. – oznajmił Howard i siedział na swoim miejscu. — Będę się za ciebie modlił, Billy… – dodał do najstarszego syna i popatrzył w jego stronę z nadzieją w oczach.
— Dziękuję, tato. Nie zawiodę ciebie ani tego kraju… – odparł pierworodny i skierował się do wyjścia. — Za miastem czekają na mnie przyjaciele z dawnych lat. Razem pojedziemy do Baltimore i wygramy tą wojnę! – oznajmił, po czym zwrócił się do Jamesa i Laury. — I żeby było jasne: jak zobaczę was na froncie po zakończeniu terminu MacArthura, NIE ZAWAHAM SIĘ otworzyć ognia. W tym momencie przestaliście być moim rodzeństwem. – zakończył groźnie, przez co Grace zaczęła płakać. Nie zważając na to w końcu zaczął wychodzić z domu. Wziął wielką płócienną torbę, którą zostawił na korytarzu i opuścił miejsce, w którym się wychował. Spojrzał zdegustowany na ciężarówkę z syndykalistyczną flagą, na której byli umundurowani i nieumundurowani członkowie Czerwonej Gwardii i kierował się na miejsce spotkania zdeterminowany, aby wyeliminować zagrożenie dla amerykańskiego stylu życia.
Pozostali członkowie rodziny również się rozeszli w depresyjnej ciszy. Howard poszedł do sypialni i schylił się patrząc pod łóżko. Jego wierna strzelba Winchestera wciąż tam się znajdowała. Wiedział, że syndykaliści będą mu ją chcieli odebrać i był gotowy na ewentualną konfrontację. Miał też nadzieję, że już nie spotka swojej córki. Sztylet, który wbiła mu w serce razem z młodszym bratem ugodził go zbyt dotkliwie.
James poszedł do swojego pokoju, schylił się i wyjął niewielką skrzynię spod łóżka na której był napis „LONG”, po czym otworzył ją. W środku znajdowała się szara kurtka, którą chował na specjalną okazję. Na jej ramionach były wszyte symbole i flaga AUS. Spojrzał na nią z poczuciem obowiązku w oczach i założył ją na siebie. Gdy już to zrobił i upewnił się, że ma przy sobie wszystko, opuścił pokój, a następnie dom i spojrzał jak jego starsza siostra razem z matką wsiadają na ciężarówkę z flagą CSA. Zmierzył Laurę ostatnim spojrzeniem, w którym była tylko pogarda, odwrócił się i próbując nie uronić łzy szedł w stronę południowej granicy stanu Missouri, skąd trafiłby do Arkansas – stanu kontrolowanego przez Longistów, w którym mógłby przyłączyć się do wojsk AUS. Wiedział, że choć jest najmłodszym z rodzeństwa i nawet nie ukończył liceum, potrafił o siebie zadbać i nie bał się walki. Nawet, jeśli miałby walczyć z własną rodziną.
Ciężarówka z Laurą, jej matką oraz jej jednostką ruszyła z miejsca w stronę Illinois, skąd Grace mogła pojechać do Pensylwanii, gdzie znajdowały się obozy dla uchodźców. Syndykaliści wybrali to miejsce z dwóch powodów: nie wierzyli, że siły federalne zdołają odbić odłączone stany oraz fakt, że Pensylwania znajdowała się na granicy z neutralną Nową Anglią, więc miejsce nie było jakoś specjalnie zagrożone. Choć dziewczyna upewniła się, że jej rodzicielka będzie bezpieczna daleko od linii frontu, nie była usatysfakcjonowana tą konfrontacją. Wręcz przeciwnie, rozpad jej rodziny niemalże ją załamał. Razem z matką robiły wszystko, żeby się nie rozpłakać, jednak ich oczy mimowolnie szkliły się.
— Hej… wszystko będzie dobrze, Laura… – odezwał się nagle czarnoskóry sierżant i spojrzał na nią opiekuńczo. — Wiem, że nie do końca o to ci chodziło, ale nierzadko życie jest jak baseball: nie zawsze uda ci się uderzyć home run. Czasem trzeba się cieszyć ze zdobycia tej pierwszej bazy. Poza tym, jestem pewien, że twojej rodzinie nic nie będzie.
Laura bez słów kiwnęła głową i spojrzała zamyślona na krajobraz, który mijali. Ten kraj był taki piękny, a już niedługo miał ponownie poznać na własnej skórze okrucieństwo, jakie niesie za sobą wojna. Miała tylko nadzieję, że nie spotka Billy’ego i Jamesa. Choć według niej byli ślepi, to wciąż są jej bracia i nie wyobrażała sobie ich utraty. Gdy tak o nich myślała, zrobiła się zmęczona i usnęła, podczas gdy ciężarówka wkraczała do Illinois – stanu uważanego za twierdzę amerykańskich syndykalistów.
Komentarze (12)
Pozdroo
Pozdrawiam ciepło! :)
„ Wśród pasażerów znajdowała się pewna młoda, bo dziewiętnastoletnia dziewczyna…” słowo „pewna” przynajmniej w pierwszym wypadku jest zbędne jeśli nie w obydwu przypadkach. Wychodzi to na taką dziwną manierę, której według mnie lepiej byłoby unikać.
Tekst napisany sprawnie, można się czepić tego i owego (podałem przykład) ale czyta się bardzo spoko.
Pozdrawiam
Mówisz, że lepiej nie pisać "pewna" w takich zdaniach? Okej, zaraz to poprawię. Dziękuję za radę. Cieszę sie, że tekst przypadł Ci do gustu. Zachęcam też do zagłębienia się w pozostałe.
Pozdrawiam ciepło :)
— Nie bądź śmieszny, młody"
Bardzo dużo tu śmiechu. Może dałaby się go jakoś ominąć żeby unikać powtórzeń.
Fajnie zbudowany świat. Muszę przyznać że widać u Ciebie znaczącą poprawę w pisaniu. Konflikt rodzeństwa na początku jest fajnym tłem do ewentualnych, przyszłych, emocjonalnych scen gdzie rodzeństwo - dawna rodzina - spotyka się na polu walki.
Z uwag jeszcze to odniosłem wrażenie że ten wybuch płaczu Laury był trochę niespodziewany. Po prostu miałem wrażenie że chciałeś z niej zrobić taką trochę twardzielkę a nagle przy kłótni rodzinnej zaczyna płakać. Może to tylko moja zła interpretacja?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania