Poprzednie częściKukułcza dusza - Rozdział I

Kukułcza Dusza - Rozdział VII

<sup>W świecie ludzi często mówi się, że „kobieta zdobi suknię”.</sup> Jeśli jednak miano by to odnieść do Huli to można by powiedzieć, że zdobi ona każde ubranie, które założy. Tak przynajmniej myślała pani Roeslin i coś podobnego powiedziała krawcowa, zachwycona egzotyczną, elfią urodą, tak odmienną od przeciętnych twarzy, do których nawykła. Mimo to, co dla Huli było dość dziwne, konieczne było by ubiór odpowiadał pięknu ciała. A po cichu miała nadzieję, że może uda jej się zachować pożyczone ciuchy, które były równie wygodne, co praktyczne, przynajmniej w jej odczuciu.

Zamiast tego przez bite dwie godziny ubierano ją w coraz to wymyślniejsze suknie. Ostatecznie jednak, nie chcąc wydać małej fortuny, pani Roeslin wybrała dla Huli prostą letnią sukienkę o delikatnym szaroniebieskim kolorze. Podkreślała kolor jej oczu i dobrze współgrała z naszyjnikiem. Pani Roeslin była zachwycona, a krawcowa, uradowana z obsługi takiego klienta, obniżyła cenę.

– Od dzisiaj zabieram cię na każde zakupy, dobrze? – powiedziała pani Roeslin.

Było jeszcze przed południem, gdy wyszły od krawcowej. Miasto tętniło życiem. Rynek przepełniony był ludźmi, straganami, handlarzami przekrzykującymi się nawzajem. Cały ten hałas, zgiełk był dla Huli dość kłopotliwy, lecz starała się to znosić, nie chcąc niepotrzebnie martwić pani Roeslin. Po drodze kupiły jeszcze trochę warzyw, mięsa, owoców, a Huli dostała darmowe jabłko. „Dla uroczej panienki”, powiedział sprzedawca. Huli jadła powoli, delektując się każdym kęsem. Jabłko było słodkie, soczyste, odpowiednio cierpkie. Przez to nie zauważyła nawet, jak wielu ludzi się za nią ogląda, jak wielu wskazuje palcem, jak wielu powtarza pod nosem te same słowo: „elf”.

Po powrocie do domu Huli wraz z Vilą pomagały przy przygotowaniu obiadu. Vila rozlała wodę, skaleczyła się w palec, ogólnie bardziej przeszkadzała swoją obecnością, lecz i tak chciała pomagać, a pani Roeslin na to przyzwalała. Huli trzymała się trochę na uboczu, zajmując się tylko krojeniem, co wychodziło jej naprawdę dobrze. W końcu obiad był już niemalże gotowy, a do domu wrócił Levi, cały umorusany i Jens, również w nienajlepszym stanie. „Pacyfikowaliśmy awanturników”, rzucił na odchodne, uchodząc szybko do drugiej izby, a Levi bez słowa udał się łazienki, wiedząc dobrze, że matka nie dopuści go w takim stanie do stołu. Huli obserwowała tę scenę z lekkim rozbawieniem.

Wkrótce podano do stołu.

– Kaczka z jabłkami – zaanonsowała pani Roeslin, a w tonie jej głosu słychać było wielką dumę.

– To popisowe danie mamy – dodała po chwili Vila, zwracając się do Huli.

Po zakończonym posiłku wszyscy rozeszli się w swoje strony, co oznaczało, że Huli została przekazana pod opiekę Jensa.

– Tylko dopilnuj, by ten mag nic jej nie zrobił – pouczała Jensa żona.

– Nie martw się.

– Ależ się nie martwię – powiedziała nieco obruszona. – Upewniam się tylko, że pamiętasz do jakiego człowieka zabierasz bogom ducha winną dziewczynkę.

– Wiem, co o nim mówią, ale…

Jens jednak nie dokończył, widząc, że żona i tak go już nie słucha. Przyklękła bowiem przed Huli i powiedziała do niej cichym głosem:

– Bądź grzeczna i nie bój się. Wilhelm na pewno ci pomoże, choć i tak z niego łachudra.

– Łachudra? – powtórzyła z ciekawością Huli.

– Nie musisz zapamiętywać takich słów. Jak go spotkasz z pewnością będziesz wiedzieć jak go nazwać.

Pani Roeslin pogłaskała Huli po główce, a po chwili wstała i pożegnała się z mężem. Jens wyszedł z domu razem z Huli, trzymając ją za rękę. Jego ciężka, twarda dłoń dodawała jej otuchy, a zarazem umacniała w przekonaniu, że nie ważne, co się stanie, ta dłoń, ta ręka stanie w jej obronie.

Minęli rynek, przechodzili obok wysokich kamienic, wędrując wąskimi, pogrążonymi w cieniu uliczkami. Ludzie mijali ich, zatrzymując wzrok tylko na chwilę. Huli domyślała, że to ona przyciąga ich uwagę, a obecność Jensa, kapitana straży, automatycznie nakazuje im poprzestanie tylko na ciekawskim spojrzeniu. Wielu ludzi ich pozdrawiało, niektórzy chylili z szacunkiem głowy, a przebiegające dzieci zatrzymywały, by życzyć kapitanowi straży „miłego dnia”. Huli szybko zrozumiała, jak ważną osobistością musi być w tych stronach Jens. Widać to było nawet po nerwowych zerknięciach, ruchach co niektórych ludzi. Oni, jak domyślała się Huli, musieli mieć coś na sumieniu, co oznaczało tyle, że pozycja kapitana przynosi zarówno szacunek, jak i strach.

Szli dosyć długo aż w końcu miasto zaczęło się przerzedzać. Kamienice ustępowały niższym, piętrowym budynkom, z brukowych uliczek przeszli na ubitą, brudną ziemię, a mur ciągle się przybliżał. W końcu dotarli do bramy, gdzie dwóch strażników stojących po obu jej stronach zasalutowało, gdy przez nią przechodzili. Po drugiej stronie muru rozciągała się równina, którą wypełniały pola oraz sady przecinane skupiskami chat. Kilkadziesiąt metrów dalej zeszli z głównego traktu, skręcając na wąską ścieżkę przy skraju pola pszenicy. Dróżka prowadziła do samotnej chaty, przy której rósł wielki, stary dąb. Z daleka wyglądała niechlujnie, lecz już po samym obejściu widać było, że nie mieszka tu byle chłop.

Jens zapukał ostrożnie, jakby bojąc się że stare dębowe drzwi lada chwila się rozpadną.

– Wejdźcie – dobiegł ponury głos z wnętrza.

W środku panował mrok, a w powietrzu unosił się gęsty, siwy dym o ostrym, nieprzyjemnym zapachu. Jens zasłonił usta oraz nos i Huli uczyniła tak samo, choć nie wyczuwała niczego groźnego. Okna były zamknięte, zasłonięte ciężkimi, brunatnymi zasłonami. Trudno było uwierzyć, że w tej ciemnocie i zaduchu faktycznie ktoś mieszkał.

– Wilhelm!? – zawołał Jens, cofając się wraz z Huli bliżej wejścia, gdzie łatwiej było oddychać. – Co to ma być? Chcesz nas pozabijać?

– Mały eksperyment… Nie sądziłem, że będzie groźny dla gości… – Nagle z cienia wyłonił się postawny mężczyzna o groźnym, nieprzyjaznym spojrzeniu i surowej twarzy naznaczonej licznymi bliznami. Jego długie, brązowe włosy swobodnie opadały na barki, a równie brązowa broda okalała kwadratową szczękę. Wyglądał jak ktoś zły i Huli wyczuwała od niego właśnie zło.

– Mam do ciebie sprawę – powiedział Jens, przechodząc do sedna.

– Widzę. – Mag spojrzał w stronę dziewczynki. – I jest to, jeśli oczy mnie nie mylą, sprawa nie cierpiąca zwłoki.

– Cieszę się, że rozumiesz. Porozmawiajmy. Na zewnątrz.

– Ach, oczywiście – odpowiedział Wilhelm z udawaną troską. – Pozwólcie za mną. Mam w ogrodzie specjalny stół na takie okazje.

Huli nie spuszczała wzroku z maga, a ten zdawał się tego nie zauważać albo po prostu ją ignorował. Czuła od niego coś dziwnego, niepokojącego, coś czego nie mogła nazwać słowami, które znała. Za każdym razem, gdy przebiegł po niej jego wzrok czuła ciarki, przeszywające ciało zimno. Umysł jednak nakazywał zachować spokój, nie panikować. To jest droga, dzięki niemu odkryje prawdę o sobie, powtarzała sobie w myślach.

Ogród Wilhelma był skromny i na tyle dziki, że żył raczej własnym życiem. W samym centrum, wśród wysokich traw i kwiatów, kilka metrów od wielkiego dębu znajdował się stary, nieco już zmurszały drewniany stół i parę krzeseł rozstawionych nieskładnie. Mag usiadł jako pierwszy, a Huli i Jens zajęli miejsca naprzeciw niego. Tym razem Huli spuściła wzrok, nie chcąc obserwować Wilhelma otwarcie.

– Elfka, moc wręcz z niej wycieka i te oczy… Gdzieś ty znalazł taki cudowny okaz? – zaczął Wilhelm tonem pełnym zarówno fascynacji, jak i ledwie wyczuwalnego znudzenia.

– To nie żaden okaz, tylko Huli. Traktuj ją z szacunkiem, bowiem jest pod moją opieką.

– Dobrze, dobrze, nie unoś się… – Wilhelm teatralnie machnął rękoma. – To tylko moje niefortunne nawyki. Nie zajmujmy się jednak bzdetami i przejdźmy do konkretów. Skąd przybyłaś, o tajemnicza Huli?

Dziewczynka zupełnie niespodziewana się, że Wihelm się do niej zwróci. Głos ugrzązł jej w gardle, lecz po chwili zdołała wydusić z siebie parę słów.

– Wielki las… Z-za miastem…

– Strażnicy mówili to samo – potwierdził Jens.

– To dopiero zagadka… Masz jakąś hipotezę, kapitanie?

– Osady elfów są dopiero nad Wielką Wodą. Mogli ją stamtąd wyrzucić, lecz żeby dotarła aż tutaj i to przez Porzucone Ziemie? Nie chce mi się w to wierzyć…

– A jednak to jedyne logiczne rozwiązanie… – odpowiedział Wilhelm, pogrążając się w myślach. – A powiedz dziewczynko, czy wiesz jak się znalazłaś w tym „Wielkim Lesie”?

– Nie pamiętam. Byłam w łóżku, w podziemiach…

Huli przez chwilę miała wątpliwości, czy powinna to mówić temu strasznemu człowiekowi, ale dalsze ukrywanie czegokolwiek i tak nie miałoby sensu. Chciała bowiem, przynajmniej w głębi duszy, by ten człowiek jej pomógł.

– Wcześniej o tym nie słyszałem – przyznał Jens.

– No widzisz, tak to jest z dziećmi. Zawsze pomijają istotne informacje…

Wilhelm wstał, przeszedł parę kroków, łapiąc się za głowę. Huli nerwowo wierciła się w krześle, a Jens patrzył na maga z rosnącą konsternacją.

– I co? Coś wymyśliłeś?

– Nie, to znaczy… – Wilhelm bardziej mówił do siebie. – Nie, to bez sensu, zupełna głupota… Ktoś wiedział o ruinach, umieścił tam elfie dziecko – i to o ogromnej, niebezpiecznej mocy! – i zostawił je same sobie, pozbawiając je przy tym pamięci. Absurd! Niemożność! Czy ona na pewno nie bredzi? Może potraktuję ją jakimś zaklęciem, które wyciągnie z niej prawdę?

– Wilhelm!

– Ach, no jasne, wy i ta wasza moralność… – Wilhelm ponownie usiadł przy stole. – No dobrze, zostawmy to na razie. I tak wszystko się wyjaśni jak odzyska pamięć, a raczej „jeśli” odzyska pamięć.

– Jeśli? – powtórzyła Huli.

– Wiesz, pamięć to nie jest jakaś książka, która się gdzieś gubi i można ją po prostu odnaleźć. Tobie raczej wyrwano wiele kartek, przeklejone je w inne miejsce, a wiele z nich podarto i wyrzucono. Nawet najbardziej zaawansowana magia nie potrafi ot tak odwrócić tak niszczycielskiego procesu.

– Musimy być jednak dobrej myśli – Jens starał się pocieszyć Huli. – Jesteś bardzo wprawnym magiem, Wilhelm. Z pewnością jej pomożesz.

– No cóż, nie mam wyboru, prawda? Skoro nawet kapłanka jej nie chciała…

– Skąd wiesz?

– Domyśliłem się, nie jestem w końcu głupcem – Wilhelm wydawał się być urażony, lecz była to bardziej teatralna gra.

– Tak wielka moc, tak niestabilna… – kontynuował mag. – Dobrze że z nią przyszedłeś. Jeszcze trochę i groziłaby nam katastrofa…

– Nie jestem… – zaczęła Huli, lecz szybko jej przerwano.

– A skąd wiesz, dziecko? Skoro tak nonszalancko tryskasz mocą na prawo i lewo, to nie masz pojęcia do czego jesteś zdolna.

– Zajmiesz się nią, Wilhelm?

– Pod względem magii, treningu tak, ale jeśli chcesz mi ją wcisnąć, to nie ma opcji, że się zgodzę.

– Chcę… – wtrąciła się cichym głosem Huli. – Chcę mieszkać z Jensem…

Na twarzy kapitana straży pojawił się ledwie widoczny uśmiech.

– W takim razie ustalone – powiedział z dumą Jens. – Pozwól zatem, że wrócimy do miasta.

– Nie tak prędko. Mała zostaje ze mną. Muszę ją dobrze obejrzeć i trochę przyhamować jej moc. Wrócisz po nią wieczorem.

– Niech będzie – odparł Jens. – Huli, zostaniesz z Wilhelmem?

– Tak – odparła z ledwie wyczuwalną niechęcią.

– Dobrze. Wilhelm nie jest taki zły, jak się wydaje. Nie musisz się go bać.

– Póki co nie… – odparł zadziornie mag.

– Wilhelm! Po co ją straszysz?

– Ot tak, dla zabawy. I tak już o mnie gadają różne rzeczy…

– Nie bez powodu, należy zauważyć. – Głos Jensa przybrał poważny ton.

– Oczywiście, oczywiście, nic nie dzieje się przypadkowo i inne takie… Możesz już iść, kapitanie. Małej włos z głowy nie spadnie.

– Wiem, nie musisz mnie zapewniać.

– Cieszę się, że się rozumiemy.

– Do zobaczenia, Huli – powiedział Jens, idąc w stronę miasta.

Wilhelm i Huli zostali sami w ogrodzie. Zapanowała niezręczna cisza. Huli skupiła wzrok na ziemi, starając się nie wyobrażać sobie, co właściwie zrobi z nią Wilhelm. Przez jej głowę przelatywały czarne myśli, a każda z nich była fałszywa, tak przynajmniej nakazywała jej sądzić wiara, którą pokładał w Wilhelmie zarówno Jens, jak i ona.

– Ech, nie lubię słońca… – powiedział po chwili Wilhelm. – Wejdźmy do środka, dym powinien już się przerzedzić.

Huli posłusznie poszła za mężczyzną.

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    O, już się obawiałam, że ta seria nie wróci
    Ok, mamy tu naukowca o podejrzanej reputacji
    Urwane w takim momencie i po podaniu tylu informacji, że czytelnik na pewno będzie ciekawy co dalej. Dobrze.

    "może uda jej się zachować pożyczone ciuchy" słowo "ciuchy" niezbyt pasuje do konwencji
    "nie ważne, co się stanie" - nieważne

    Pozdrawiam
  • zsrrknight 2 miesiące temu
    ciuchy zmienię. A seria, cóż, wróciła. Ten rozdział napisałem... cztery miesiące temu? Przynajmniej początek - potem dopisałem resztę i zapomniałem zmienić datę... A ogólnie to teraz piszę jeszcze co innego, a to opublikowałem, bo tak jakoś leżało i czekało. Jak się wezmę to następne części będą w miarę regularnie.
    Pozdrawiam również
  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    zsrrknight I m. in. dlatego jakoś "boję się" (jako pisarka) dłuższych serii, chociaż mam na nie pomysły... bo co jak nie uda mi się dociągnąć do końca? To, że udało mi się dokończyć tę serię z samych początków mojej bytności tutaj, choć pisałam na bieżąco, do tej pory uznaję za mały cud
  • zsrrknight 2 miesiące temu
    droga_we_mgle
    "plan i regularność receptą na pisarski sukces", czy jakoś tak...
  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    👍
  • ireneo 2 miesiące temu
    Zaciekawiło mnie, jak się mówi o zdobieniu kiecek kobietą w świecie nieludzi...
  • andrew24 miesiąc temu
    Pozdrawiam serdecznie 5*
    Miłego dnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania