LBnP -1 - „Czerwone buty i skarpetki”
Było już ciemno. Nad boiskiem wisiała gęsta, prawie nocna szarość, a jedyne światło dawały wysokie lampy przy murawie. Gabriel wbiegł na boisko jak zawsze. Miał grać na środku pomocy. Trener krzyknął:
— Gramy! Szybkie podania!
Gabriel pokazał się do gry.
— Podaj! — zawołał do kolegi.
Nikt nie spojrzał. Po chwili Mikołaj dostał piłkę i ruszył środkiem. Normalnie podałby do Gabriela, ale tym razem nawet na niego nie zerknął. Zagrał w drugą stronę. Gabriel zmarszczył brwi.
— Halo, jestem tu! — powtórzył.
Nikt nie reagował. Po chwili piłka poleciała w jego kierunku. Ustawił się do przyjęcia. Dotknął ją. Poczuł kontakt — lekki, dziwny, nie taki jak zwykle. Piłka nie zatrzymała się przy nodze — po prostu prześlizgnęła się po jego stopie, jakby była pokryta lodem.
Gabriel aż spojrzał na ziemię, zdziwiony.
— Co jest…? — mruknął.
Próbował dogonić piłkę, ale koledzy już dawno ruszyli dalej. Trener zatrzymał akcję gwizdkiem.
— Czy wy macie oczy, czy zgubiliście je w szatni?! — wrzasnął tak głośno, że echo odbiło się od trybun.
— Jeszcze się nie otrząsnęliście?! Co jest z wami?!
Po tym, jak piłka uciekła mu spod nogi, Gabriel spojrzał jeszcze raz na swoje stopy. I dopiero wtedy dotarło do niego coś ważnego. Miał czerwone skarpetki i czerwone buty.
Zrobiło mu się gorąco. Gabriel wiedział jedno: w ich klubie obowiązywała żelazna zasada.
Tylko biało-zielone barwy. Tak było odkąd pamiętał. Wszyscy nosili to samo: biało-zielone koszulki, spodenki, skarpetki i buty. Trener powtarzał to tak często, że te słowa brzmiały Gabrielowi w głowie jak nagrana taśma. Każdy wiedział, że złamanie tej zasady kończyło się ostrą rozmową, a czasem nawet odsunięciem od gry. Gabriel wpatrywał się w swoje czerwone skarpetki i buty. Nie pasowało mu to od samego początku, ale dopiero teraz uderzyło go to naprawdę mocno.
— Jak to się… w ogóle stało…? — powiedział półgłosem.
— Rano się nie pomyliłem… chyba…
Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć poranek. Obraz rozmazywał się jak mokra kartka, która zaczyna się rozpływać. Im bardziej próbował coś złapać, tym szybciej to uciekało. Nagle trener wrzasnął:
— Kończymy na dziś! Bo szkoda na was patrzeć!
Nikt nie dyskutował. Drużyna odwróciła się i ruszyła w stronę szatni — wyraźnie spięta, milcząca, gotowa na burę, którą trener z pewnością zamierzał im zaraz urządzić.
Zawodnicy siedzieli spięci, wiedząc, że zaraz spadnie na nich złość trenera. Ten wszedł szybkim krokiem — było po nim widać, że kipiał ze złości. Jego spojrzenie przesuwało się po drużynie ostro i surowo. Każdy czuł się winny. Gabriel siedział nieruchomo, pewny, że zaraz usłyszy swoje nazwisko i oberwie za ubiór. Ale trener nawet na niego nie spojrzał. Patrzył na wszystkich — tylko nie na niego. Przeszedł obok całkowicie obojętnie. Po chwili skończył swój krótki, gniewny monolog i wyszedł do biura, trzaskając drzwiami. Zostawił drużynę z jedną myślą: jutro czeka ich ostry trening, bez żadnych wymówek. Gabriel został na ławce, dziwnie wyciszony i zdezorientowany. To, że trener go zignorował… było gorsze niż krzyk. Gabriel wyszedł z szatni jako ostatni. Czuł się pusty i zmęczony. Nie miał już siły niczego tłumaczyć ani z nikim rozmawiać. Po prostu ruszył w stronę domu, mijając ogrodzenie boiska. Na murawie świeciły się już tylko pojedyncze lampy — mdłe, zimne, rozlane na mokrej trawie. Trening dawno się skończył, wszyscy rozeszli się do domów.
Tylko jedna rzecz wciąż pracowała. Kosiarka. Duża, mechaniczna, prowadzona przez pracownika klubu. Sunęła powoli po boisku, zbierając mokrą trawę. Silnik warczał jednostajnie, a ostrza obracały się groźnie tuż nad ziemią. Gabriel szedł wzdłuż linii bocznej, nie zwracając na nią większej uwagi… aż nagle coś przykuło jego wzrok.
Obok kosiarki stała postać. Bardzo blisko. Zbyt blisko. Tak blisko, że wystarczyłby jeden niekontrolowany skręt maszyny, a osoba zostałaby natychmiast wciągnięta pod ostrza. Gabriel zatrzymał się gwałtownie. Postać stała bokiem, nieruchomo, jakby zupełnie nie słyszała warczącego silnika tuż obok.
— Przesuń się… — krzyknął. — Jesteś za blisko!
Pracownik prowadzący kosiarkę patrzył przed siebie, nie dostrzegając niczego. Maszyna jechała prosto, centymetry od sylwetki, która dalej nie wykonywała najmniejszego ruchu.
Gabriel poczuł gwałtowne uderzenie strachu. Rzucił się bliżej ogrodzenia, próbując dojrzeć twarz nieznajomego. Kosiarka zbliżała się coraz bardziej. Ostrza obracały się tuż obok jego nóg.
— Hej! Odejdź! Przesuń się! Ona cię rozjedzie!
Nic. Postać nie drgnęła. Nie odwróciła głowy. Nie zareagowała na jego głos.
I wtedy stało się coś, czego Gabriel nie potrafił pojąć.
Nieruchoma, milcząca sylwetka zrobiła krok naprzód. Jeden. Drugi. A potem weszła prosto pod ostrza. Pracownik dostrzegł ruch kątem oka i w panice szarpnął za hamulec. Kosiarka zapiszczała, zgrzytnęła metalem i zatrzymała się gwałtownie. Gabriel zamarł. Stał jak wmurowany, nie mogąc złapać tchu. Po ułamku sekundy ruszył biegiem przez ogrodzenie i dalej, na murawę. Biegiem szybko. Serce waliło mu jak młot.
— Nie… nie… nie… — powtarzał drżącym szeptem.
Kierowca kosiarki również wyskoczył z fotela, blady, zdezorientowany, rozglądając się dookoła. Gabriel dopadł do miejsca, gdzie przed chwilą stała postać. I wtedy zamurowało go po raz drugi. Na trawie leżała sylwetka, a jej nogi znikały pod kosiarką od kolan w dół. Trawa wokół miejsca, w którym dotykała maszyny, zaczynała przybierać ciemnoczerwony odcień. Gabriel przykucnął, wstrzymał oddech i powoli uniósł wzrok na twarz leżącej osoby. I wtedy jego ciało zesztywniało. Zamarł. Patrzył prosto w swoją własną twarz.
Widok jego ciała w tym miejscu nie był tylko wspomnieniem. Był jak rozerwana strona z życia, która nigdy nie powinna wrócić — a jednak wróciła. Był symbolem chwili, w której sam odebrał sobie wszystko, co kochał. Nie przez brutalny gest ani nagłe działanie, ale przez decyzję, która złamała go od środka. Odebrał sobie marzenia w najokrutniejszy sposób, jaki może spotkać piłkarza: stracił swoje nogi, swoje tempo, swoją przyszłość. Zniszczył to, co stanowiło o jego tożsamości — najważniejszą część siebie.
To właśnie tu, na tej murawie, wydarzył się moment, którego nie potrafił sobie przebaczyć. A teraz patrzył na jego echo. Na samego siebie, którego zostawił w tamtej chwili.

Komentarze (10)
https://www.opowi.pl/profil/adam1999/
❓️❓️❓️
No, bardzo dziwne.
Jak wszędzie :)
Czasem, najbardziej przerażającym horrorem potrafi być coś, co niszczy. Nie daje spać po nocach. Co wraca z traumą.
Tym demonem jest przeszłość.
Wow.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania