Poprzednie częściListy zmarnowanego poety - Prolog

Listy zmarnowanego poety - List pierwszy

Droga Margot,

Minęło tyle dni, a ja wciąż doskonale potrafię odwzorować w wyobraźni każdy detal tamtego dnia – dnia, w którym się poznaliśmy. Zapewne zdziwi Cię to niebywale, bo nigdy nie posiadałem pamięci doskonałej, jednak jeśli chodzi o kwestie związane z Tobą – zawsze dbałem o każde, nawet najbardziej błahe wspomnienie.

Była zima, prawda? To nie mogła być inna pora roku, bo przecież uwielbiałaś mróz, a wszystko wtedy było idealne – nawet pogoda. Zimne płatki śniegu spadały obficie z nieba, mocząc mi szary szalik, którego potem tak bardzo nie lubiłaś. Gnałem do domu, przemarznięty do szpiku kości. Nigdy przecież nie przepadałem za temperaturami poniżej zera. Chciałem po prostu dostać się jak najszybciej do domu, okryć ciepłym kocem i wypić jakiś gorący napój, który poparzyłby mi język przy pierwszym zetknięciu. Nie miałem zamiaru łamać sobie serca, a już na pewno nie w takim momencie.

Ale skręciłem w tą cholerną uliczkę, zamiast wrócić zwyczajową drogą. Stwierdziłem, że skrótem będzie szybciej, że zminimalizuję ilość czasu spędzonego na tym okropnym mrozie. Ominąłem przepełniony śmietnik i szybkim krokiem podążyłem prosto w łapy potwora, zupełnie nieświadomy późniejszych konsekwencji swoich lekkomyślnych czynów.

Stałaś skryta pod jednym z szyldów tamtejszych spelunek. Od razu zwróciłem na Ciebie uwagę – niecodziennie przecież widuje się dziewczynę ubraną w letnią sukienkę na kilkustopniowym mrozie. Trzęsłaś się jak galareta, a papieros trzymany w Twoich kościstych palcach lawirował na krawędzi roztrzaskania się o bruk pokryty iskrzącym się śniegiem. Piękna – to było pierwsze, co pomyślałem, kiedy tylko spojrzałaś w moją stronę. Nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło – zawsze starałem się dostrzegać w kobietach coś więcej niżeli ich wygląd, ale Ty byłaś po prostu piękna. Najpiękniejsza. Piorunująca. I, jak się potem okazało, równie trująca.

Niemniej, cieszyłem się jak idiota, że jakimś cudem, jako niepalący palacz, miałem ze sobą zapalniczkę – nie jakąś drogą, kolekcjonerską, z grawerem, ale z kiosku z wizerunkiem delfinów. Błagałem Boga, choć w niego nie wierzę, żeby nikt nie podłożył Ci ognia, zanim do Ciebie nie podejdę. Ale Ty miałaś już plan – za tymi długimi rzęsami kryło się coś bardzo chytrego.

Pierwsza wykonałaś ruch, a ja niemal podskoczyłem z radości, która mnie po tym ogarnęła. Czułem się jak najlepszy mężczyzna na świecie, jak pieprzony James Dean, albo Marlon Brando. Wierzyłem, że los się do mnie uśmiechnął. I… chyba już w tamtym momencie Ciebie kochałem. Tak, na pewno już Cię kochałem.

Miałem ledwie dwadzieścia cztery lata. Kto by Cię nie kochał w takim wieku? Ciebie. Kompletnej wariatki. Doskonałej manipulantki. Świetniej kochanki. No kto?

Uśmiechnęłaś się szeroko na widok delfinów, a potem odpaliłaś tego biednego papierosa i wyciągnęłaś z biustonosza kawałek kartki ubrudzonej czerwoną szminką. I jak gdyby nic się nie stało, weszłaś do środka, buchając dymem w szklane drzwi. Skąd mogłaś wiedzieć, że akurat wtedy będę potrzebował Twojego numeru? Skąd wiedziałaś, Margot?

Już nigdy nie odzyskałem delfinów. Zniknęły tamtego dnia bezpowrotnie. Zupełnie jak moje szczęśliwe życie.

A czy Ty pamiętasz ten dzień? Czy jesteś z siebie zadowolona?

Z wyrazem bólu,

Twój Charles

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Kasumi Mai 12.09.2016
    Ciekawe, miłość od pierwszego wejrzenia, jednostronna, wydaje mi się ze dość często spotykany wątek, a jednak bardzo mi do spodobało :) daję 5
  • Ruthie 13.09.2016
    Dziękuję serdecznie za wyrażenie opinii :)
  • ollesia 13.09.2016
    Prozaicznie banalne.
  • Ruthie 13.09.2016
    Masz całkowicie rację. Ale ja lubię tę banalność :)
  • Iskierka 05.10.2016
    Też lubię, Ruthie. Bardzo przyjemnie mi się czytało. Masz taki styl, że aż chcę kliknąć w następną część, żeby przeczytać coś jeszcze. No i sama historia jest ciekawa, choć nie należy do tych, na których dalszy ciąg czeka się z zapartym tchem. I nie jest to obraźliwe. Twoje listy są ciekawe, ale najbardziej podoba mi się styl. :)

    "jednak jeśli chodzi o kwestie związane z Tobą(,) – zawsze dbałem o każde,"
    No, to chyba tyle jeśli chodzi o przecinki. I teraz nie wiem czy ja sama powinnam wstawić przecinek w poprzednim zdaniu. Ech, trudno, zdarza się. :D Najwyżej ktoś zhejtuje, że "się wypowiada, a sama błędy robi". :D

    Wydaje mi się, że trochę za często używałaś słowa "dzień" w pierwszych zdaniach i nie wiem czy papieros może roztrzaskać się na bruku, w sensie czy to dobre porównanie jest. I już chyba nie mam się czego czepiać, więc lecę czytać dalej. :)
  • Prawda to, co Ci tam opowiada Iskierka nade mną!
    Styl bardzo ciekawy, podobają mi się te rzeczy o których piszesz.
    Być może faktycznie zbyt często ów "dzień" powtarzasz.
    Co do samej poetyki - popracowałbym trochę nad adresatem ów listów. jest świetny i kupuje go takim, jakim jest, ALE czegoś mi w nim brakuje. Sam do końca nie potrafię tego zdefiniować, może to kwestia tej ekspresji, tego że jest stosunkowo mało widoczna, kto wie(?)
    Co by nie było, podoba mi się. Położyłbym tylko większy nacisk na odczucia tego poety, na jego stan emocjonalny w chwili pisania tego tekstu, ale też w opisywanych wydarzeniach. Obecnie brakuje mi ich, brakuje pewnego rozwinięcia, dopełnienia.
    Mam wrażenie, że wątek zaczynasz, ale urywasz go w najlepsze. Trudna sztuka, zwłaszcza na tak małym formacie, jakim się posługujesz, ale biorąc pod uwagę twoje pióro warto spróbować. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania