LBnP nr 57 Syndrom baranka

Kolejna noc spędzona na wyczekiwniu świtu. Jak okiem sięgnąć ktoś rozlał smołę i prędzej się obudzisz niż zaśniesz w tej lepkiej, czarnej mgle rozmywającej krawędzie i krzyki, motywy i ich skutki. Brzask wszystko to wydobędzie. Ale do brzasku jeszcze daleko. Mógłbym wstać i pójść. Tylko dokąd? Może za tą muchą, która lata tu od wczoraj. Próbuje przebić się przez ścianę, wybić okno. Mucha. Nawet niejedna. Jakby policzyć te z kuchni i innych pomieszczeń zebrałby się prawie rój. Ale prawie robi różnicę. I to sporą.

 

Nie od wczoraj wiadomo, że rój much zaprowadzi cię albo do śmieci albo do gówna. Najczęściej są to jednak zwłoki. Takie już zdrowo nadpsute. Przeważnie jakiegoś psa czy sarny, ale trafi się i perełka. Co prawda rzadko, ale nie tracę nadziei. Nie dalej jak miesiąc temu napotkałem taki rój na skraju leśnej polany. Podchodzę, opędzając się od tych zmyślnych owadów, patrzę... a tu ciało. Ludzkie. Nie jakiś zwierz tylko człowiek. Kobieta. Na wpół rozebrana, na wpół... gotowa do drogi. Pozycja w jakiej zastygła świadczy o tym, że próbowała jeszcze wstać. Wstać i szukać dla siebie pomocy. Niestety śmierć miała inne plany i tak została. Na wpół w zaprzeczeniu, na wpół pogodzona z losem. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym najpierw nie obfotografował denatki. Z lewej strony. Z prawej strony. Na ile się dało na tyle z góry. Nie jestem przecież idiotą i nie chciałem zadeptać ewentualnych śladów, choć ciało trochę już tam leżało. I raczej wszystko rozmyły ostatnie deszcze. No ale. No więc najpierw sesja, dopiero później zawiadomiłem odpowiednie służby. Aparatu im oczywiście nie pokazałem. Nie lubię dzielić się swoją kolekcją. Tak, kolekcją. Jedni zbierają znaczki, inni bibeloty. Jeszcze inni noże, książki albo dzieła sztuki. Ja zbieram zdjęcia. Takie dość nietypowe. Jestem kolekcjonerem śmierci. Próbuję ją poznać i zrozumieć, oswoić swój strach. Dojść do tego co nią kieruje.

 

Zaczęło się jeszcze w dzieciństwie. Jakoś w niewielkim odstępie czasu straciłem ojca, babcię, młodszą siostrę i psa. Miałem sześć lat i za cholerę nie potrafiłem zrozumieć powodu ich zniknięcia z naszego życia. Tego że babcia nie bierze mnie już na kolana, że tata nie wraca z pracy i nie woła od progu, że jest głodny jak wilk. Że Alusia nie płacze, że Azor nie szczeka. Że zniknęli cicho, bez ostrzeżenia. Że została po nich tylko pustka, kilka rzeczy i lament mamy. Ten zresztą też w końcu ucichł. Któregoś ranka po prostu nie wstała, a ja nie umiałem jej dobudzić. Zostałem sam.

 

W Domu dziecka było dużo dzieci. One też nie miały rodziców. Choć do niektórych czasem przychodzili. Łudziłem się więc, że i do mnie wreszcie przyjdą. Na próżno. Zresztą... wszystko jasno i dobitnie roztłumaczył mi starszy o dwa lata Radek:

- Ale ty głupi jesteś. Oni zamykają oczy i już ich nie ma. Wrzucają ich ciała do ziemi i oni się tam rozpuszczają. Tak do kości. A kości zostają. Jak u dinozaurów. I jak ich kiedyś odkopią, to ich tak poustawiają w muzeach i będzie ich każdy oglądał i fotografował. A oni już nic nie powiedzą. Rozumiesz?

Nie rozumiałem. Ale coś we mnie zostało z tego wywodu. I siedzi gdzieś w głowie do dzisiaj. To fascynacja niepojętym? Chęć utrwalenia, zatrzymania powłoki cielesnej, nim się rozpuści i w ziemi i w mojej pamięci? Jak twarze rodziców, siostry i babci? Jak pyszczek Azora, jego ciepły i mokry język na mojej buzi? Nie wiem na pewno. Ale skądś to mam. I za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem właśnie aparat. Od tamtego czasu fotografuję śmierć. Ją i jej skutki. Ciała, szkielety, ruiny i zgliszcza. Nie jestem dziwakiem, psychopatą ani zboczeńcem. Nie uważam się za chorego psychicznie. Żyję jak każdy inny człowiek. Rano wstaję i jem śniadanie, później wychodzę do pracy. Po pracy zakupy, czasem kino albo piwo z kolegami. Wieczorem wracam, włączam telewizor, jem kolację, biorę prysznic i kładę się spać. I tu pojawia się problem. Bezsenność. I lęki. Nieprzerobiony z rodzicami temat potwora z szafy, musiał nawarstwiać się przez lata i oto jest. Jeszcze większy i groźniejszy. Nie do pokonania bez garści psychotropów, albo butelki, która utuli albo zatai. Grunt, że skutecznie. Jestem jaki jestem. Każdy z nas ma na swoim koncie jakieś sekrety, skrywane głęboko tajemnice i bolączki. Mamy swoje upodobania, mniejsze bądź większe dziwactwa. Ja... poluję na śmierć. Nie używam siły ani broni tylko obiektywu aparatu. Dokumentuję jej poczynania. Zbieram dowody. Tak żeby w dniu sądu nie mogła się wywinąć. Mam już kilka albumów. W nich martwe psy, koty, ptaki, sarny i zające. Noworodki, dzieci i młodzież. Ludzi dorosłych i tych w podeszłym wieku. Staram się być wszędzie tam, gdzie dojdzie do tragedii. To mój sposób na życie. Jakbym podświadomie chciał ukarać tę znienawidzoną śmierć za tych wszystkich ludzi których mi zabrała. Za utracony dom, za psa. Za wszystko co powinno przecież być inaczej. Nie potrafię się z tym pogodzić. Nie potrafię nie oglądać się wstecz. Matka czasami pojawia się w snach, macha do mnie i mówi: Jestem. A ja widzę ją wtedy oczami ośmioletniego Radka. Czaszka i szkielet ustawione na jednej z wystaw w jakimś muzeum. Czaszka i szkielet. Tylko tyle. To jakby stała naga, a oni, ci wszyscy ludzie stoją i się gapią. Robią zdjęcia. Uśmiechają się albo robią głupie miny. Jakby była tylko przedmiotem. Nie moją matką. Nie matką mojej siostry. Nie córką babci i nie żoną taty. Nie człowiekiem.

 

Mogłbym wstać i wypuścić te muchy. Ale wtedy zostałbym sam. Jeszcze do wczoraj miałem kota. Znalazłem je na śmietniku. Były dwa, ale jeden umarł kilka godzin po przyniesieniu do domu. Drugi wytrzymał prawie dwa tygodnie. Weterynarz był bezradny. Jakaś bakteria. Nie pamiętam nazwy. Coś im tam dał, ale nie pomogło. Mówił, że nie pomoże. Że są za małe i takie tam. Ja się pytam: Jak można wyrzucić zwierzę na śmietnik? Na pewną śmierć. Wiem o co wy chcielibyście zapytać? O to jak wyszły zdjęcia. Ile ich zrobiłem. Zaskoczę was. Nie zrobiłem zdjęć. Nie potrafiłem. Kiedy odchodzi ktoś bliski jest jakoś inaczej. A ja zżyłem się z tym kociakiem. Jego śmierć rozciągnięta w czasie była procesem w którym dojrzewałem do jej akceptacji. Choć to za małe słowo. Ja pragnąłem tej śmierci. Widziałem jak to maleństwo cierpi i z tej perspektywy jawiła mi się jako wybawienie. Pierwszy raz w życiu przyznałem jej rację. Nie twierdzę, że jest nieomylna. Czasami przychodzi przedwcześnie i zupełnie bezsensownie. Zabiera młodych i zdrowych. Pełnych planów i życia. Ale są sytuacje kiedy jej się wyczekuje, kiedy jest aktem miłosierdzia. Jakkolwiek to brzmi. Temu pierwszemu kociakowi zrobiłem kilka zdjęć, ale wczoraj je zniszczyłem. Siedziałem przy tym drugim i powtarzałem jak mantrę: No przyjdź, no przyjdź. Kociak miauczał rozdzierająco i nie ruszał się od kilku godzin. Strasznie śmierdział. Jakby się psuł, gnił od środka. W pewnym momencie przypomniał sobie chyba o pluszowym niedźwiadku, którego wsadziłem mu do pudełka kiedy został sam. Resztkami sił, niezgrabnie podczołgał się do maskotki i wtulił w nią pyszczek. Po chwili wciągnął resztę ciałka i tak zasnął. I już się nie obudził. Uderzyła mnie ta scena. Ta potrzeba bliskości. Maluch nie chciał odchodzić sam. Chciał wierzyć, że jest ktoś, kto nawet jeśli nie przytuli, nie odpowie to chociaż nie odtrąci. Pozwoli przejść tam skąd się nie wraca. Może to i dobrze, bo nie zawsze jest dokąd.

 

Wszystko co miałem i kochałem jest już tam. Nie wierzę w Boga. Wierzę jednak w to, że skoro skądś przyszliśmy, to musimy dokądś odejść. Może faktycznie, jak mówił Radek, rozpuścimy się, a nasze szkielety poustawiają w muzeach, żeby za x lat mały robot mógł pokazając nas swoim sztucznie inteligentnym palcem, powiedzieć matce: Patrz, mamo. To człowiek. Wiesz dlaczego wyginął? Bo był słaby. Kochał i tracił. Przemijał i nie potrafił się z tym rozminąć.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Brawo! Witamy kolejne opowiadanie w Bitwie. Powodzenia i dobrej zabawy życzę

    Literkowa
  • Jeszcze link na Forum i możemy czytać, czytać
  • Sufjen pół roku temu
    Problem z Twoją prozą jest taki, że w trakcie czytania, gubi się gdzieś rytm. Wkracza znużenie. Bo pomysły masz, warsztat masz, ale ulatuje sedno całości, czyli emocje.
    Niemniej, doceniam właśnie ów warsztat.
    Z serdecznością, Iga
  • IgaIga pół roku temu
    Kurczę, zawsze słyszę, że moje teksty są zbyt emocjonalne, a tu zupełnie inny odbiór 😃 No przyjmuję na klatę. I nic nie poradzę. Tak już piszę i raczej inaczej nie będę. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Dzięki za poczytania i komentarz. Pozdro!
  • Sufjen pół roku temu
    IgaIga I tak nie jest źle. Warsztat masz dobry :)
  • IgaIga pół roku temu
    Sufjen 🤷
  • Dekaos Dondi pół roku temu
    Igalga↔Lubię czytać takie... rozchwiane teksty, co obrazują czyiś umysł. Nasze życie, za życia, też takie bywa. Dobrze jest mieć jakąś pasję na tym padole. Martwe ma tę zaletę, że nie ucieknie sprzed obiektywu. I ten specyficzny styl tekstu, taki poszarpany. Fragment o kotkach, też znaczący. A w zakończeniu, trochę sprzeczności. Na miedzy jakby.
    Tylko forma mi przeszkadzała. Lubię teksy poszatkowane:)
    Pozdrawiam😃:)
  • IgaIga pół roku temu
    Dekaos Dondi - się poszatkuje 😂 Klient nasz pan! Dla każdego według potrzeb. Jednym we foliówce, drugim w papierze się poda. Jeszcze innym w pojemniczku z którym przyjdą 😂 Dzięki!
  • Pasja pół roku temu
    Smutna analiza pozostawienia, odejścia zbyt wcześnie, a może zbyt późno. Rozmyślanie nad przemijaniem z wątkiem światopoglądowym. Śmierć kojarzy nam się z kimś, z czymś złym. Z ukaraniem nas za coś. Nie wiemy, jak wygląda i kiedy przyjdzie?
    Może jak mucha... /Próbuje przebić się przez ścianę, wybić okno/... jest w każdym kadrze uchwyconym przez bohatera tej opowieści, przez człowieka... Każdy z nas jest takim odbiorcą śmierci.
    /Na wpół rozebrana, na wpół... gotowa do drogi/... Może jest też w tej kobiecie?
    /Na wpół w zaprzeczeniu, na wpół pogodzona z losem/... Bo jak wytłumaczyć fakt, że jesteśmy zbyt słabi, by móc z nią walczyć. Daje nam tylko chwilę na walkę, reszta należy do niej. Zawsze zwycięża nad życiem.
    Odchodzi z naszymi bliskimi i marzeniami o jutrze... /Że zniknęli cicho, bez ostrzeżenia. Że została po nich tylko pustka, kilka rzeczy i/... życie już bez nich i samotność.
    /A kości zostają/... może rzeczywiście trzeba spalić, by nic nie zostało. Jedynie zdjęcia jak w tym przypadku... /Ciała, szkielety, ruiny i zgliszcza/
    Żałoba jest potrzebna, ale nie na dłużej. Trzeba wyjść i żyć dalej, nawet kiedy się sięga po...
    /Nie do pokonania bez garści psychotropów albo butelki, która utuli albo zatai/... Lustro odbicia siebie.
    Polowanie na śmierć? Hobby jak każde inne i nawet można na tym zarobić. Jeśli ktoś chce. Tutaj zbieranie dowodów jest... /Tak, żeby w dniu sądu nie mogła się wywinąć/... Tylko czy ona stanie przed Wysokim Sadem? Czy zostanie ukarana w majestacie prawa?
    Nienawidzimy jej, ale też mamy dla niej współczucie. Bo nie jest tak łatwo zabijać dzieci, zwierzęta, ludzi bez przyczyny. Czasem oddaje tym istotom ukojenie...
    /Jego śmierć rozciągnięta w czasie była procesem, w którym dojrzewałem do jej akceptacji. Choć to za małe słowo. Ja pragnąłem tej śmierci. Widziałem, jak to maleństwo cierpi i z tej perspektywy jarzyła mi się jako wybawienie. Pierwszy raz w życiu przyznałem jej rację/... Patrzeć na cierpienie bliskich, jest chyba najokrutniejszą karą od śmierci.
    Gdzieś pewnie musimy iść... Tylko chciałabym wiedzieć, gdzie.
    Smutny, ale bardzo wartościowy tekst na zastanowienie się...

    Pozdrawiam
  • Literkowa Bitwa na Prozę 5 miesięcy temu
    Rozpoczynamy głosowanie. Zapraszamy na Forum:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Autorzy czytają i pozostawiają komentarze i nagradzają według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
    Głosowanie potrwa do 18 listopada /sobota/ do godz. 23:59

    Literkowa
  • Literkowa Bitwa na Prozę 5 miesięcy temu
    Zapraszamy!!! Jeszcze o dwa dni przedłużamy głosowanie. Autorko/Autorze zachęcamy i liczymy na Ciebie.
    /niedziela - poniedziałek/

    Literkowa
  • Sandra 5 miesięcy temu
    Przepiękny tekst, całkowicie moje klimaty
  • Maurycy Lesniewski 5 miesięcy temu
    Opowiadanie zabarwione ciemnymi kolorami, jednak wyczuwa się też ciemną nutę uśmiechu. Klimat kojarzy mi się z Wednesday Addams, gdyby bohater był dziewczyną, wiadomo kim by musiał być. Chłopak podchodzi do śmierci bardziej jak do zagadki, niż do tragedii, nie boi się jej a wręcz przeciwnie wyszukuje i wyczekuje.
    Moim zdaniem koleś to bardzo dobry materiał na seryjnego mordercę.
    Dobry tekst, napisany dość monotonnie, ale w tym wypadku, mam takie wrażenie, autorce chodziło właśnie o taki rytm.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania