Maidu. Ucieczka Kojota - Runda 2: Kreator

Ludzi takich jak Anton, hołdujących sztuce i tradycji, było już niewielu. Fachu nauczył się od ojca i sam przekazał go wnukowi. Kreatorzy odchodzili w zapomnienie, a ich pracę zastępowały tańsze i wydajniejsze fabryki produkujące taśmowo piony do Maidu. Jednak w połowie osiemnastego wieku, kiedy powstała słynna gra planszowa to właśnie kreatorzy byli odpowiedzialni za tworzenie pionów. Nie każdy mógł zostać ich twórcą. Bezwzględnie potrzebne były talent oraz nazwisko.

Figury, których można było używać w oficjalnych turniejach musiały posiadać na swojej podstawie specjalne oznaczenie, które niczym podpis na dziele sztuki identyfikowało artystę. "Podpisy" najczęściej należały do całych familii i przechodziły z pokolenia na pokolenie. Zdarzało się jednak, że po śmierci artysty jego bliscy sprzedawali oznaczenie innej rodzinie. Anton był zbyt przywiązany do swojej pracy, aby móc ją oddać w obce ręce. Chociaż wiedział, że nie może konkurować z ogromnymi firmami produkującymi akcesoria do Maidu, dalej robił swoje z ogromnym zaangażowaniem i pasją.

- Gotowe - oznajmił Anton zręcznie przesuwając ukończoną figurkę między palcami.

- To chyba najlepsza z ostatnich.

- Poziom trzeci - oznajmił, podając ją wnukowi. - Nosi nazwę "Biały Rycerz".

Chłopak od razu zerknął na podstawę, gdzie Anton zamieścił podpis oraz informacje o działaniu piona.

- Naprawdę świetny... Wydaje mi się, że podchodzi nawet pod poziom czwarty.

Dziadek uśmiechnął się. Było w tym trochę racji.

Kreatorzy mieli większą swobodę w projektowaniu od fabryk, które narzucały pomysły i ograniczenia. Oczywiście nie oznaczało to, że Anton mógł tworzyć bez jakiejkolwiek kontroli. Siła piona zależała od "wiedzy" jego twórcy. Początkujący mogli tworzyć figury należące do kolekcji błękitnej, czyli potocznie nazywane "pakiety dla początkujących". Bardziej wykwalifikowani jak Anton kreowali piony z poziomów zielonych oraz czerwonych, którymi najczęściej posługiwali się zaawansowani gracze w turniejach Maidu. Jednak prawdziwą rzadkością były piony należące do kolekcji złotej. Niewielu kreatorów mogło pozwolić sobie na rzeźbienie takich pionów. Anton najbardziej lubił tworzyć do zielonej kolekcji. Biały Rycerz był pierwszym od dawna (i prawdopodobnie najsilniejszym) pionem z poziomu trzeciego jakiego stworzył.

- Jest twój.

- Jesteś pewien? - wolał się upewnić. - Jest naprawdę unikalny. Mógłbyś sprzedać go za wysoką cenę.

- A kto go kupi? - zaśmiał się Anton. - Ludzie chodzą po akcesoria Maidu do sklepów, a one zaopatrują się w hurtowni, a te z kolei u oficjalnych producentów - mówił z wyczuwalnym w głosie sentymentem.

- Na Amazonie ktoś by kupił... - mruknął pod nosem, ale widząc, że dziadka nie bawi jego poczucie humoru szybko spoważniał i podziękował za prezent.

Obaj zamilkli na moment.

- Obiecaj, że jak już mnie zabraknie to będziesz kontynuował naszą pracę.

- Przestań, dziadek, takie głupoty wygadywać!

- To nie są głupoty. Mam już swoje lata i kiedyś mnie zabraknie.

- Będziesz żył do setki najmniej - zapowiedział wnuk. - I nie martw się: będę projektował najlepsze figury Maidu na świecie - po tej deklaracji schował Białego Rycerza do kieszeni spodni.

W tym samym momencie do pracowni Antona wszedł elegancki mężczyzna. Miał na sobie jasną marynarkę, spodnie w kant oraz białą koszulę zawiązaną krawatem, zaś czarne włosy zaczesane do tyłu. Nie wyglądał na gracza ani nawet na kolekcjonera. Przez chwilę krążył po pomieszczeniu i od niechcenia przyglądał się ustawionym na pułkach figurkom.

- Mogę w czymś pomóc? - zapytał grzecznie właściciel.

- Mój klient, pan F., szuka pewnego pionka i zastanawiałem się, czy może on znajdować się w pańskim zbiorze?

- To moja cała aktualna kolekcja - przyznał kreator i wskazał na regały zapełnione figurkami.

- Nie - pokręcił głową elegant. - Chodzi mi o pion, który wiele lat temu został wykonany na zlecenie.

- Wykonuję specjalne zamówienia, ale one od razu trafiają do zamawiających - wyjaśnił. - Mam katalog z tymi pracami i jeśli sobie pan życzy to mógłbym wykonać podobny pion na zlecenie.

- Kojot.

- Słucham?

- Kojot - powtórzył, stając przy ladzie. - Pan F. szuka pionka przedstawiającego kojota.

- Niestety, ale nigdy nie wykonywałem takiej figurki.

- Może zwyczajnie pan nie pamięta?

Anton milczał, a elegant kontynuował:

- Pion Kojota powstał kilkanaście lat temu. Przynależał do kolekcji złotej i...

- Dziadek może kreować piony wyłącznie do kolekcji czerwonej.

- Doprawdy?

- Nigdy nie wykonywałem pionów na czwartym poziomie - w głosie Antona brakowało pewności.

Elegant uśmiechnął się szeroko, aby niemalże od razu spoważnieć:

- Szukam tego zasranego Kojota od dawna. Każdy z tropów urywał się w Arizonie, gdzie ponoć pewien utalentowany artysta stworzył takową figurę. Normalnie mógłbym mieć jakieś wątpliwości, ale okazuje się, że w Arizonie, a dokładniej w Nogales, żyje tylko jeden kreator i jest nim niejaki Gregory Anton.

Widząc blade oblicze rozmówcy dodał tryumfalnie:

- Może mi pan przypomnieć swoje nazwisko?

- Anton... - wyszeptał.

- Ja jestem J. - odpadł ze sztuczną grzecznością.

- Po co panu Kojot?

J. westchnął. Nie lubił tłumaczeń, ale liczył, że nakreślając sytuację kreatorowi ten będzie o wiele bardziej skory do współpracy.

- Pan F., o którym już z resztą wspominałem, organizuje turniej Maidu. Bardzo mu zależy, aby pion znalazł się w jego posiadaniu jeszcze przed rozpoczęciem eliminacji.

- Joey - Anton odruchowo zwrócił się do wnuka. - Idź po drewno do rzeźbienia.

- Ale...

- Proszę - dodał stanowczo. - Zostaw nas samych.

Chłopak niechętnie ruszył do drzwi. Raz jeszcze spojrzał na dziadka, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno ma zostawić go z tajemniczym gościem. Wyszedł. W pracowni pozostali Anton oraz J. Kreator w milczeniu spoglądał w ladę oddzielającą go od rozmówcy, zaś elegant wyjął z kieszeni marynarki długopis i niewielki notesik.

- Mogę prosić o dane zleceniodawcy?

- Jego nazwisko nic ci nie da - stwierdził Anton - podał fałszywe.

- Mimo wszystko poproszę.

- Dolly Parton.

Pan J. uniósł głowę znad notesu i spojrzał pytająco na staruszka. Kreator pozostał niewzruszony.

- Może pan powtórzyć?

- Dolly Parton. Tak się przedstawił tamten człowiek - wyjaśnił. - Nie chciał podać nazwiska, a ja nie nalegałem.

- I tak po prostu zdecydował się pan zaprojektować super potężny pion dla nieznajomego podającego się za piosenkarkę country z lat siedemdziesiątych? - elegant nie ustępował. Intuicja podpowiadała mu, że kreator wie więcej niż mówi.

- Otrzymałem gotowy projekt. Miałem jedynie wystrugać figurę kojota i oznaczyć ją swoim podpisem - wyjaśnił, dodając od niechcenia: - Niestety nie potrafię panu pomóc.

- Zaczynam się irytować.

 

***

 

Za domem znajdował się niewielki zagajnik, z którego wycinali drewno do rzeźbienia. Joey wdrapał się na drzewo. Oparłszy się o rozłożystą gałąź odpiłował fragment konara, który miał mu posłużyć za materiał do stworzenia pionka. Z zadaniem uwinął się szybko. Chciał wrócić do domu i przysłuchać się rozmowie z panem J. Sam chciał wypytać dziadka o jego powiązanie z tajemniczym pionem. Kojot? Co to za pion? Pan F.? Kto taki? Turniej Maidu? Gdzie i kiedy? Śpiesząc z powrotem stanął jak wryty, gdy ujrzał chmurę czarnego dymu kłębiącą się nad jego domem. Drewniany parkan, dach oraz ściany znikały w płomieniach.

Joey szedł poboczem szosy. Nie oglądał się za siebie. Widok zgliszczy domu napawał go strachem. Straż pożarna ugasiła płomienie, ale co z tego, jeśli całe jego dotychczasowe życie skończyło się? Gdzie podział się dziadek? Uciekł? Porwał go pan J.? Było wiele tajemnic, które należało wyjaśnić. Tego dnia Joey postanowił wziąć udział w turnieju Maidu organizowanym przez pana F.

 

***

 

- I wtedy zmienił się w to! - swoje sprawozdanie z wyprawy zakończyła przedstawieniem dowodu w postaci znalezionego piona.

Zgromadzeni w sklepie Vincenta spoglądali na Jenny z niedowierzaniem. Historia o spotkaniu na Skid Row z kojotem, który zmienił się w figurkę, nawet jak na pokręconego fana Maidu, wydawała się nieprawdopodobna.

- Czyli... Pojawił się duch z legendy i ofiarował ci pionka do Maidu? - Haley streściła historię przyjaciółki w jednym zdaniu.

- Tak!

Gdy dziewczęta dyskutowały, Vincent oraz Maks oglądali figurkę przedstawiającą kojota. Wyglądała całkiem przeciętnie, chociaż musieli przyznać, że nigdy wcześniej nie spotkali się z takim wzorem piona. Na podstawie zamieszczono następujące informacje:

Kojot. Demon oszustwa. Kolekcja złota. A.

- Te informacje nie mówią w zasadzie niczego - stwierdził sklepikarz.

- Co oznacza "A"? - spytała Haley, dla której zasady gry nadal były niejasne.

- "A" to inicjał kreatora - odparł Maks. - To znaczy, że figurka nie powstała w fabryce, a została przygotowana na specjalne zamówienie - poprawił okulary i mówił dalej:

- Dam sobie rękę uciąć, że jest warta kilka tysięcy.

- Sprzedasz ją? - rzucił niewinnie Vincent.

- Nigdy w życiu! Ten "duchojot" - nazwała w ten sposób spotkane w Skide Row stworzenie - wybrał właśnie mnie.

W odpowiedzi sklepikarz uśmiechnął się szeroko. Czuł, że kocha Jenny coraz bardziej. Nie tylko była żywiołowa, zabawna, piękna i mądra, ale i miała ogromną wyobraźnię. Korzystając z chwili objął ją w pasie. Zbyt zajęta analizowaniem swojej przygody nawet nie protestowała.

- Na moje to jedna wielka ściema - stwierdził Maks kolejny raz poprawiając okulary.

- To jak to wyjaśnisz?! - warknęła, wyrywając się z uścisku Vincenta.

- Nabierasz nas...

- Odszczekaj to!

- Albo... - dokończył. - Dzisiaj jest bardzo gorąco i mogło ci się coś przewidzieć przez ten upał.

- Kretyn! Nic mi się nie przewidziało! - broniła swego. - Haley, ale ty mi wierzysz? - zwróciła się do przyjaciółki.

- Sama nie wiem... To brzmi dość słabo.

- Dość słabo to będzie wam po pojedynku ze mną! - rozległo się.

W progu sklepu stała kobieta. Jej gniewne spojrzenie lustrowało czwórkę znajdującą się przy sklepowej ladzie.

- Nazywam się Sun i sprowadza mnie Kojot - oznajmiła, zbliżając się do grupki.

- Chwila... Skąd wiesz o Kojocie? - spytała Haley, ale długo nie musiała czekać za wyjaśnieniem. Jenny lubiła się przechwalać i nic dziwnego, że zanim dotarła do sklepu Vincenta opowiedziała o dziwnym zdarzeniu każdemu znajomemu napotkanemu po drodze.

- Jestem elitą graczy Maidu i tak niezwykła figura powinna należeć do mnie! - grzmiała Sun. - Wyzywam posiadaczkę niezwykłego piona na pojedynek! Wygrany otrzyma Kojota!

Jenny przyjęła wyzwanie bez namysłu. Sama nie brała udziału w turniejach, a więc nowi przeciwnicy byli dla niej rzadkością. Pojawienie się tajemniczej Sun nie mogło jej bardziej uradować. Raz, że mogła zagrać z wymagającym oponentem, a dwa miała okazję sprawdzić siłę Kojota.

- To będzie walka! - podekscytował się Vincent. - Na takie okazje mam przygotowaną planszę wirtualną.

Plansza wirtualna różniła się od kartonowej, na której Jenny zwykła grać. Pole było nieco większe od klasycznego. Dzieliły je podświetlane diodami linie, zaś obok zawodniczek znajdowały się panele za pomocą, których dokonywało się posunięć po planszy.

Gra mogła się rozpocząć. Oponentki rozpoczęły od ukrycia swoich punktów na planszy, po czym wyrzuciły pierwszy raz kośćmi. Dla Jenny wypadły: trzy, dwa, dwa, zaś dla Sun: sześć, jeden, jeden.

- Wystawiam Latarnika - oznajmiła Jenny przyciskając odpowiedni klawisz na polu.

Dziewczyna pierwszy raz miała okazję zobaczyć swojego ulubionego pionka w wirtualnej postaci: opięty czerwoną peleryną, w lewej dłoni trzymający latarnię dającą blade światło.

- Słabo... - skomentowała Sun. - Na samo otwarcie stawiasz swojego najlepszego pionka i tym pokazujesz wszystkie swoje możliwości. Ja rozpocznę od... - zamyśliła się. - Pion artefakt: Mistrz Kłamstwa.

Na środku pola pojawił się skrzat o rozbieganych oczkach. Popatrzył na Sun, potem na jej przeciwniczkę, a na końcu zaśmiał się na widok Latarnika. W kolejnym rzucie Sun postawiła na polu Gargulca, zaś Latarnik ruszył o dwa pola do przodu.

Latarnik wszedł na pole, które zdawało się iskrzyć, co oznaczało, że natrafiła na obszar z ukrytym życiem przeciwnika.

- Nie wierzę... - mruknęła Jenny. - Latarnik, niszcz!

Pion uderzył w kwadrat swoją latarnią, które niczym mina wystrzeliło w powietrze niszcząc przy tym Latarnika.

- Co?! Jak to możliwe? - zawołała zdezorientowana dziewczyna. - Przecież powinnaś stracić życie... Dlaczego mój wojownik został wyeliminowany?

Sun zaśmiała się nerwowo.

- To zasługa Mistrza Kłamstwa. Ten pion ustawił na polu kilka pułapek do złudzenia przypominających punkty życia.

W tym samym momencie Gargulec należący do Sun zniszczył pole-punkt należący do Jenny.

- Niedobrze... - skomentował Maks. - Jeżeli nawet Jenny odkryje pole z życiem Sun to nie wiadomo, czy jest ono prawdziwe, czy fałszywe.

- Jeden - Jenny ustawiła na polu Pustułkę.

Niestety tym razem próba znalezienia pola należącego do Sun zakończyła się potyczką z Gargulcem oraz eliminacją drugiej figurki, a w następnym posunięciu zniszczeniem punktu życia.

- Wygrywam! Ha! - zawołała zadowolona przeciwniczka. - Zniszczyłam już dwa punkty należące do ciebie. Jeszcze jeden i żegnaj, dziewczynko!

- Nie mam wiele do stracenia... - stwierdziła Jenny. - Pole jest tak zaminowane, że nie mogę przez nie się przedostać. Wystawiam Kojota.

Nie znała jego możliwości, ani siły. Pion znaleziony wczoraj na Skid Row mógł być przeklętym pionem (w co wierzyła), ale równie dobrze nic nieznaczącą figurką zgubioną przez jakiegoś dzieciaka. Na planszy wirtualnej prezentował się niezwykle dobrze: miał prawie złotą sierść, spiczaste uszy oraz oczy w kolorze sadzy. Przez moment wydawało jej się, że Kojot żyje własnym życiem. Po wyrzuceniu sześciu oczek zaatakował, czego nikt ze zgromadzonych się nie spodziewał. Jego niewyobrażalna siła zmiotła z planszy wszystkie przedmioty należące do Sun. Trwało to zaledwie kilka sekund. Pierwszy zareagował Vincent:

- Stosunkiem jeden do zera zwycięża moja ukochana Jenny!

- To niemożliwe... - próbowała pojąć Sun. - Przecież jestem lepsza...

Jenny nic nie odpowiedziała. Spoglądała na planszę, na której nie pozostało nic poza Kojotem i jej ostatnim punktem życia.

- Kojot należy do złotej kolekcji - oznajmił Maks. - Takimi figurami wygrywa się najważniejsze turnieje w kraju. Nie wiem, czy legenda o przeklętym pionie mówi prawdę, ale jedno jest pewne ten pion jest bardzo silny.

To był pierwszy pojedynek, który Jenny zwyciężyła dzięki Kojotowi. Otwierał on nowe możliwości i być może był właśnie tym brakującym elementem drużyny, którego szukała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Anonim 03.12.2015
    "Ludzi takich jak Anton, hołdujących sztuce i tradycji, " - hołdujących we
    Jenny rozjaśniła nam ponurą aurę z poprzedniej części tekstu, swoją osobowością i żywiołowością, w stu procentach zgadzam się ze sklepikarzem, także polubiłam tę postać już w pierwszym rozdziale. Jednak wracając do początku - stworzyłeś nam taki tajemniczy, magiczny obraz niemalże miałam skojarzenia z średniowieczem i "domem magów", w którym we wszystkich baśniach i legendach, rozmyślał nad zaklęciami dobry czarodziej. Ujęłam mnie ta historia, a jednocześnie zaniepokoiła, patrząc głównie na to, co stało się z wnukiem dziadka. W każdym razie, gdy opisywałeś jak wnuk wspiął się na drewno i wpatrywał się w płonący budynek - czegoś mi tutaj zabrakło, ta część była najmniej zrozumiała (nie chodzi tutaj o to, dlaczego dziadek zginął lub co się z nim stało). Brakowało mi rozwinięcia i jakiegoś dreszczyku strachu i pobudzenia większej ciekawości.
    Przepraszam jeszcze za opóźnienie w komentowaniu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania