Maidu. Ucieczka Kojota - Runda 3: Przygotowania

Było coś po jedenastej, gdy wymknęła się z salonu. Kilka sztucznych uśmiechów, uroczych słówek i była już na schodach prowadzących na piętro. Wcześniej zrobiła rozeznanie. Nigdy nie wyruszała na akcję bez wcześniejszego przygotowania. Tam znajdowały się cztery sypialnie, gabinet, pokój dzienny, jedna łazienka, druga łazienka, sala konferencyjna. Po jakiego chuja sala konferencyjna? Bogacze mieli dziwne pomysły, ale nie krytykowała ich. Dzięki takim jak on, którzy w swojej zarozumiałości spraszali do ogromnych salonów przyjaciół, krewnych, współpracowników, znajomych znajomych (czyt. obcych ludzi), aby tylko pochwalić się swoim majątkiem, miała ułatwioną pracę. Służba zmieniała się bardzo często. Zdarzało się, że w miesiącu zatrudniano i zwalniano kilkanaście osób.

- W marcu, jak pamiętam - przy papierosie zwierzał jej się ogrodnik. - Cztery razy wymieniali ekipę sprzątającą.

Wystarczyło przekupić lokaja, albo pokojówkę i miało się zatrudnienie w służbie na jeden dzień, a za miesiąc mogła wrócić tu jako ktoś zupełnie inny bez obawy, że ktokolwiek z nowego personelu rozpozna ją.

Karierę włamywaczki rozpoczęła w wieku siedemnastu, a może osiemnastu lat. Z głębokim westchnieniem stwierdziła, że niedługo będzie obchodziła dziesięciolecie swojej działalności przestępczej.

Przeszła do gabinetu. Sejf znajdował się w nieoświetlonej części pomieszczenia, tuż za bordową kotarą.

- Wygląda pani olśniewająco - rozległo się.

W jednej chwili poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Bardzo szybko (zapominając o profesjonalizmie) odwróciła się w stronę mężczyzny stojącego w progu. To był pan J. Rozpoznałaby go od razu, gdyby zwrócił się do niej: "pani N". Nigdy nie rozumiała, dlaczego mężczyzna nie używa pełnych imion i nazwisk.

- Co pan tu robi? - odpowiedziała pytaniem zadanym w tonie oskarżycielskim.

- Przepraszam, ale widziałem panią wcześniej na przyjęciu. Chciałem podejść, ale nie śmiałem przebijać się przez ten mur adoratorów.

Szybko opuściła gabinet. Zaraz za nią ruszył J. Po chwili marszu korytarzem usiedli przy stoliku obok wejścia do sali konferencyjnej. Pal licho cały jej wysiłek. Nie miała zamiaru majstrować przy sejfie na jego oczach. Nawet jeśli J. wiedział, czym się zajmowała i sam kilka razy korzystał z jej złodziejskich umiejętności. Wiedziała, że ich spotkanie nie jest przypadkowe.

- Dalej jest pani rozczarowana zerwaniem współpracy?

- Chyba sobie żartujesz, J. Gdyby wtedy ktoś mnie złapał trafiłabym do więzienia - mówiła głosem ściszonym starając się, aby nikt nie słyszał ich rozmowy.

- Nie moja wina, że policja szykowała zasadzkę na ciebie - wyjaśnił. - Nieważne - machnął ręką. - Nadal grasz w Maidu? - szybko zmienił temat.

- Może.

- W takim razie chciałem pogratulować znalezienia się w najlepszej piątce graczy na zachodnim wybrzeżu.

- Cały czas byłam szósta.

- Pan B. - westchnął ze sztucznym smutkiem - miał przykry wypadek.

- Co mu się stało?

- Ktoś go postrzelił w głowę - odparł nie tracąc fasonu.

Wolała nie wnikać w szczegóły śmierci Benry'ego.

- Dzięki temu będzie pani mogła połączyć swoje dwa talenty: do gry i kradzieży.

W tym momencie Nevada zaczęła słuchać uważniej.

- Za niecały miesiąc korporacja TECH zorganizuje turniej Różnych Światów. Chciałbym, abyś wzięła w nim udział - oświadczył, podając jej plastikową kartę będącą czymś w rodzaju wejściówki dla uczestnika.

- Chcesz ustawić wynik? Jeśli to jakiś turniej amatorów to... - nawet nie zauważyła kiedy przestali sobie "panować".

- Nie, nie - zaśmiał się. - Konkursem nie musisz się przejmować. Ważniejsze jest, abyś znalazła zawodnika, który posiada pewien pionek, a potem zwyczajnie go zwinęła.

Po tych słowach podał jej szarą kopertę z zaliczką oraz dokładnymi informacjami o poszukiwanej figurce. Nevada nie wyglądała na specjalnie podekscytowaną. Martwiła się, że cały miesiąc przygotowań poszedł na marne. Teraz było to bez znaczenia. J. wyznaczył jej nowe zadanie - nieco inne.

 

***

 

Sun wyglądała potwornie. Usta miała ułożone w podkówkę. Włosy potargane, a wokół oczu rozmazany tusz do rzęs.

- Kochana S. - zaczął troskliwie pan J. - Co się stało?

Kobieta podciągnęła nosem. Nie odpowiedziała. Przetarła oczy rękawem szarej marynarki i ryknęła:

- Zostałam upokorzona!

Po tym stwierdzeniu dostała ataku spazmów. Pan J. czuł się nieco skrępowany, bo scenka miała miejsce w hotelowym holu i niepotrzebnie ściągali na siebie uwagę gości i personelu. Mężczyzna niemalże siłą zaprowadził rozhisteryzowaną Azjatkę do hotelowego baru. Tam zamówił dziewczynie koktajl, przy którym zdołała się uspokoić.

- Kto cię upokorzył?

Za nim odpowiedziała ponownie dostała ataku spazmów, aby na koniec wykrzyczeć:

- Gówniara z pionem Kojota!

- Kochana S.! - uradował się. - Znalazłaś! Pamiętasz dane osobowe tej dziewczyny?

- Gówniary - poprawiła go. - Pamiętam.

- Ile miała lat?

- Około dwudziestu.

- To już nie taka "gówniara" - stwierdził obiektywnie J. - Z resztą nie ma znaczenia! Trzeba posłać do niej zaproszenie na turniej.

- Po... Powiadomisz o tym pana Freicha?

- Jeszcze nie, droga S. Otóż pojawił się jeszcze jeden klient, który prawdopodobnie zapłaci więcej za pionek - wyjaśnił.

- A co ja mam dalej robić? - spytała szybko dopijając koktajl.

Pan J. uśmiechnął się życzliwie.

- Szukaj silnych zawodników na turniej.

 

***

 

- Jest afera! - ogłosił Maks i nic więcej nie chciał powiedzieć przez telefon dopóki Haley i Jenny nie pojawią się w sklepie Vincenta.

- Przysięgam! Jeśli to jest jakiś głupi plan zaciągnięcia mnie przed ołtarz... - odgrażała się dziewczyna.

- Jesteś przewrażliwiona - uspokoiła ją przyjaciółka. Samo słowo "afera", tajemniczy Kojot oraz walka z Sun sprzed kilku dni zainteresowały ją do tego stopnia, że automatycznie powiązała je ze sobą.

- Nie, nie jestem! Maks dostanie rabat na pionki, a ja obrączkę - powiedziała śmiertelnie poważnie.

Ostatecznie zabrała ze sobą pudełko z pionami, planszę i najgorsze przeczucia. W sklepie żadnej afery nie było. Co więcej - było spokojniej niż zwykle. Obok lady znajdowali się jedynie Maks i Vincent. Dziewczyny nie zdążyły do nich podejść, gdy sklepikarz zaczął swoje obwieszczenie:

- Pamiętasz kobietę, z którą walczyłaś?

- Tak... - odparła ostrożnie.

- Dostałaś od niej list! - dodał podekscytowany okularnik.

Dziewczyna wzięła do ręki szarą kopertę z adresem sklepu. Na kopercie napisane było:

Od Sun dla gówniary z pionem Kojota.

- Nie jestem żadną gówniarą! - rozzłościła się Jenny.

- Wiadomo, że chodzi o ciebie. Nikt inny nie posiada takiego pionka.

Jenny otworzyła kopertę przy świadkach. Wewnątrz znajdowały się trzy rzeczy: plastikowa karta, ulotka dotycząca turnieju Różnych Światów, list oraz bilet. Dziewczyna wczytała się w list, który zawierał najwięcej informacji.

- Co to takiego? - zapytała po chwili Haley.

- Zapraszają mnie na turniej Maidu - odparła.

- Szczęściara! - wybuchnął Maks. - Imienne zaproszenia od organizatorów dostają tylko najlepsi. Pozostali muszą do nich aplikować, a i tak nie wiadomo, czy się dostaną.

- Chyba spasuję - stwierdziła, upychając list do koperty.

- Żartujesz sobie?! - tym razem głos podniósł Vincent. - To okazja jedna na milion! Z resztą milion za zajęcie pierwszego miejsca!

- Myślicie, że mam szanse?

- Gdybyś nie miała to nie otrzymałabyś tego zaproszenia - stwierdziła Haley, która jako jedyna niespecjalnie ekscytowała się turniejem. - Ta cała Sun musiała być jakimś łowcą zawodników i jeśli dostrzegła w tobie potencjał, prawda?

- Z pewnością dostrzegła w niej gówniarę i... - stwierdził Maks, ale szybko zamknął się po otrzymaniu kuksańca od Vincenta.

- Może macie rację - zawahała się. - Nigdy nie brałam udziału w żadnym oficjalnym turnieju Maidu. Jak zacząć to od skoku na głęboką wodę - stwierdziła z większym przekonaniem. - Mam niecałe cztery tygodnie na przygotowania! Zabieram się od razu!

 

***

 

Ze zmiany schodził o szesnastej trzydzieści. Ściągnął robocze obuwie, szarą kurtkę umorusaną smarem rzucił niedbale na krzesło i przeszedł do szatni. Na stole znajdowała się dzisiejsza poczta. Mechanicznie rozdzielił ulotki i rachunki na dwa stosy. Ulotki od razu trafiły do kosza, a rachunki odłożył na biurko szefa. Zatrzymał się na ostatniej kopercie oznaczonej symbolem kojota i nieco zachrypniętym głosem odczytał:

 

Sz.P. Michael Levenworth

Fischer, Teksas

Nadawca: Korporacja TECH

Nowy Jork, Nowy Jork

 

Serce zabiło mu szybciej. Długo czekał na odpowiedź i już zaczął godzić się z faktem niezakwalifikowania się do turnieju. Prościej mieli gracze, którzy albo byli młodzi, albo wygrywali turnieje i tym zdobywali sobie nazwisko w świecie Maidu, albo pokonywali selektorów szukających nowych talentów. Michael miał trzydzieści osiem lat. Nigdy nie brał udziału w żadnym poważnym turnieju poza mistrzostwami hrabstw, które z resztą wygrał. Mieszkał w małym Fischer od urodzenia i to tu prowadził stację benzynową stryja, czyli w miejscu, do którego z pewnością nie zawita żaden selekcjoner.

Niemal od razu rozerwał kopertę. Z wnętrza na stół wypadło kilka kartek. Pierwszą rzeczą jaką obejrzał była reklama turnieju. Widział podobne porozklejane po całym San Antonio. Nieważne.

- Bilet na samolot z Nowego Jorku - wyszeptał. - Mam nadzieję, że nie mam lęku wysokości. I zaproszenie - stwierdził, oglądając plastikową kartę z dwóch stron.

Na samym końcu zabrał się za czytanie listu:

 

Pragniemy pogratulować panu zakwalifikowania się do Turnieju gry planszowej Maidu "Różne Światy" organizowanego przez korporację TECH będącą jednym z głównych producentów pionków do gry. Do listu załączamy bilet lotniczy na datę 4 sierpnia br. oraz kartę wstępu na imprezę. UWAGA! Załączona karta jest niezbędną legitymacją potrzebną do rozpoczęcia rozgrywek turniejowych. Powodzenia.

 

Poniżej znajdował się podpis jakiegoś zastępcy dyrektora od czegoś tam, ale Michael już tego nie doczytał. Był zbyt podekscytowany udziałem w turnieju.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Anonim 03.12.2015
    Czuję rosnące podekscytowanie, gdy dodajesz coraz to nowsze postacie do turnieju, tutaj najbardziej przypadła mi do gustu włamywaczka - nietuzinkowy obraz, a jednocześnie coś mnie w niej urzekło i mam wrażenie, że prędzej stanie po stronie Jenny, niż J.
    Gratuluję głównej bohaterce dostania się do turnieju, skoro już tak długo czekała na udział w jakimkolwiek, to sądzę, że bez przeszkód zgodzi się i na ten. Fascynuje mnie jeszcze osoba z inicjałem, Kojot wydaje mu się bardzo ważny, a dokładnie dlaczego - nie wiem, jeszcze *Szeroki uśmiech*. Mam nadzieję, że nie zrezygnowałeś z serii i dalej będziesz ją prowadzić :) Czekam na więcej!
  • Szczur 04.12.2015
    Cieszę się, że ci się podoba. Nie zrezygnowałem (zawsze staram się kończyć to, co zaczynam), ale potrzebuję trochę czasu na zebranie się z tekstem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania