Między nami - Prolog: "Przecież zawsze"
Cichy śmiech unosił się na wietrze i łaskotał go w uszach. Czasem delikatnie musnął jego usta, ale najczęściej po prostu kręcił się gdzieś w granicach słyszalności, żeby zaraz wybuchnąć jak supernowa, tak że prawie go to bolało, ale tylko prawie, bo bardziej grzał się, niż parzył.
Właścicielka chichotu, wciąż nie przestając się śmiać i patrząc na niego swoimi wielkimi oczami, wpełzła mu na kolana i zaczęła trącać go w rękę jak kot, żeby ją głaskał.
Chciał się cicho zapytać, czy jej nie za dobrze albo chociaż czy znowu nie zapomniała, że należy do ludzkiego gatunku, ale miał wrażenie, że jeśli przerwie wciąż rozchodzącą się dokoła nich melodię jej śmiechu, to byłoby jakby zniszczył jakieś dzieło sztuki. Więc po prostu dalej siedział w milczeniu, czasem tylko łaskocząc ją lekko lub robiąc śmieszne miny, żeby nie przestawała się śmiać.
I kiedy tak patrzył na nią z czułością, mierząc się z rosnącym, lekko przerażającym go przekonaniem, że to chyba jest ta osoba, kiedy tak cichutko siedział, powoli zakochując się już na poważnie, rozmijał się z nią coraz bardziej i bardziej.
Ona wciąż musiała walczyć z myślą, że milczał, bo nie chciał z nią rozmawiać, że patrzył na nią z uśmiechem, tylko dlatego, że nieustannie się popisywała i że może nawet ta czułość w jego oczach, to wcale nie czułość tylko politowanie czy nawet pogarda.
Chciała mu powiedzieć, że go kocha. Ale czemu on nie powie jej tego pierwszy?
Chciała go pocałować. Ale czy choć raz to on nie może tego zrobić?
Chciała po prostu zapewnienia, że ją kocha.
I rozmijali się coraz bardziej, bo przecież jak miał interpretować jej coraz bardziej nieobecne spojrzenie? Może wcale nie chciała tam teraz z nim być. Może zrozumiała, że on kocha ją i dotarło do niej, że ona tego nie odwzajemnia? A może myśli o kimś innym? A może, a może...?
- Kocham cię - odezwała się w końcu cicho, nienawidząc ich obojga za to, że ona nie potrafiła czekać, a on nie miał za grosz wyczucia.
- Też cię kocham - odpowiedział, mając wrażenie, że jej słowa były puste, a jego wcale niechciane.
Ale przecież się kochali. Przecież między nimi zawsze było okay.
***
Notka, którą w sumie możecie opluć: Wiem, trudno ocenić tak krótki fragment. Jednak jeśli ktoś by się podjął Ichi, byłaby niezmiernie wdzięczna. Po raz pierwszy od dawna próbuje pisać coś w miarę na poważnie, więc rady, uwagi i konstruktywna krytyka jak najbardziej mile widziane!
Dziękuję za przeczytanie ♥
Komentarze (8)
"trącać go w rękę, jak kot" - bez przecinka, porównanie proste. Raczej nie powinno wkładać się go we wtrącenie, bo to dwie różne rzeczy
"patrzył się na nią z uśmiechem, tylko dlatego" - bez "się", to nie czasownik zwrotny i bez przecinka
Tak jakoś nie jestem fanką romansów (opowiadań z kategorii "miłosne" czy jak to inaczej nazwać), ale skoro w notce napominasz, że starasz się teraz pisać "na poważnie", to dajesz mi nadzieję, że to będzie jednak ambitne czytadełko :) Rzeczywiście trudno troszkę ten krótki fragment ocenić, ale z chęcią zajrzę na następne części, może być intrygująco :) A no i wciąż czekam na Deszcze :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania