Między nami - Rozdział 2: "Chłodniejszy wiatr"

Wyjął talerz świeżo odgrzanej zupy, przy akompaniamencie dwudziestego już chyba powiadomienia. Rose ciągle pisała. Krótko i często. O niczym i o wszystkim. To, że ją kochał, nie znaczyło, że nie przemknęło mu czasem przez myśl "co znowu?". Nawet jeśli sam się przez to sobą brzydził.  Ale co miał odpisywać na codzienny raport o jej idolu? Na litanię o wciąż nieukładających się włosach czy nierówno pomalowanych paznokciach? Nie rozumiał ludzi, którzy pisali po prostu, żeby pisać czy mówili, żeby tylko mówić. 

Mentalnie wzruszył ramionami i poszedł do swojego pokoju starając się niczego nie rozlać. 

Każda łyżka wydawała się być wypełniona nudą i codziennością. Jak prawie wszystko w jego życiu. Prawie.

W końcu podniósł telefon i przejrzał wiadomości. Zignorował pierwszy milion i zerknął na tę ostatnią. "Wychodzimy na dwór z dziewczynami, idziesz?"

Uśmiechnął się lekko.

 

Wrześniowe powietrze wciąż było ciepłe, jednak wiatr był już trochę bardziej przeszywający. Matt schował twarz głębiej w kołnierzu kurtki i zaczął wypatrywać Rose i jej przyjaciółek. Oczywiście najpierw gdzieś przy huśtawkach mignęły mu włosy jego dziewczyny. Dopiero potem dostrzegł pozostałe trzy postacie. 

Chodzili z całą trójką do klasy, ale tylko jedną z nich znał na tyle, żeby móc coś o niej powiedzieć. Paige była mu tak obojętna, że równie dobrze, mogłaby nie istnieć, Anę nawet lubił, ale Ellie prawie mógł nazwać przyjaciółką. Ale tylko prawie. I to kiedyś.

Rose podbiegła do niego, kiedy tylko go zauważyła. Entuzjazm z jakim zawsze reagowała na jego widok, wydawał mu się niemożliwy do uzyskania bez zażycia środków psychotropowych, a jednak jej to przychodziło z taką łatwością. Co z nią było nie tak?

Miał ochotę sam siebie zwyzywać za takie myślenie. Ale już nie zdążył, bo mała istotka, ta kula miłości, rzuciła mu się na szyję. 

 - Weź ją ode mnie zabierz! - piszczała roześmiana. - Ona chce się we mnie wysmarkać!

Uśmiechnął się z politowaniem. 

 - Pierwsza klasa liceum - przypomniał jej.

Ona tylko upewniła go o swojej niedojrzałości, wystawiając język. Pokręcił głową z uśmiechem. Co jak co, ale kochana była.

Miał paskudne wrażenie, że sam się w tym upewniał, kiedy przyciągnął ją do siebioe i mocno przytulił.

 - Aw - usłyszeli z ust Any. 

Odwrócili się do idących w ich stronę dziewczynom.

 - Hej - rzucił Matt krótko. - Co tam?

Rose czasem było za niego wstyd. Nawet koledzy z jej nowej klasy witali z nią radośniej, pomimo że jeszcze się właściwie nie znali. Matt który znał dziewczyny już co najmniej trzy lata, nawet nie zrobił kroku w ich stronę. 

 - Jeszcze z nią wytrzymujesz - rzuciła Ellie wyszczerzona w tym swoim najcieplejszym na świecie uśmiechu. 

 - Widujemy się prawie codziennie i prawie codziennie to mówisz - mruknęła Rose, zanim Matt zdążył odpowiedzieć. - Boli cię moje szczęście?

Ellie pokazała jej środkowy palec, śmiejąc się cicho. Rose też się uśmiechnęła.

Matt jednocześnie wiedział, że obie żartowały i wcale nie był tego taki pewien. 

Nigdy nie wiedział o co chodzi z nimi dwiema. Tylko Rose kiedyś przyznała, że parę lat wcześniej była trochę o Ellie zazdrosna. O jej wygląd, oceny, popularność. Potem po prostu o to ciepło, które od niej emanowało. To samo ciepło, które Rose do niej w końcu przekonało.

Kilka sekund później dziewczyny już przy nim nie było, bo zaczęły się z Ellie ganiać. 

 - Słyszałeś już o Nicku? - odezwała się Ana. 

 - No coś tam mi ktoś wspominał, ale nie wiem do końca, o co chodzi. A nie widziałem się z nim tak z tydzień.

Paige już zaczęła się dusić ze śmiechu, jakby sama myśl o tym, co się stało, tak skrajnie ją bawiła. Ana tylko na nią spojrzała i też zaczęła chichotać.

 - Upił się tak, że w trójkę go koledzy musieli prowadzić do domu, a jak już dotarli do jego domu, to jego mama im podziękowała, że go odprowadzili. 

 - No to pełna kulturka – parsknął.

 - Ale jak tylko zamknęły się za nimi drzwi - mówiła dalej - to tak go zaczęła wyzywać, że chłopaki słyszeli każde słowo. A najlepsze jest to, że ma szlaban i aktualnie jego główne zajęcie to obmyślanie planu, jak wydostać się po cichu z domu na imprezę w sobotę. W sumie to może dobrze mu zrobi parę dni w domu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio go trzeźwego widziałam.

Matt wzruszył ramionami. Też nie pamiętał, kiedy ostatnio widział Alexa trzeźwego. Nie pamiętał też kiedy stał się takim... plotkarą. 

Ale co innego miał robić z tymi dziewczynami, skoro jego najlepszy przyjaciel właśnie zostawał szesnastoletnim alkoholikiem? 

Dla zasady zażartował z niego raz czy dwa. W końcu od tematu uwolnił go pisk od strony ulicy. Rose i Ellie siedziały na przeciwko siebie, masując czoła. Najpierw tylko parsknął. Potem parsknął głośniej. W końcu po prostu zaczął się śmiać. Szczególnie kiedy Rose - nadal trzymając rękę na czole - podbiegła do niego, a właściwie wbiegła w niego i zaczęła wyzywać Ellie tak nieparlamentarnie, że szczerze się dziwił, że nie wypaliło jej ust. 

Kiedy szli w stronę ławki, żeby usiąść - i przede wszystkim uniknąć kolejnych ofiar, choć jeszcze nikt nie zrozumiał na czym wypadek właściwie polegał - w końcu odpędził od siebie te okropne myśli, do których sam się do końca przed sobą nie przyznawał. Przecież doskonale wiedział...

Spojrzał na nią i jak zawsze zobaczył wpatrujące się w niego wielkie oczy.

...dlaczego ją kochał.

Ale dlaczego nie zauważył, że to pełne miłości spojrzenie wciąż uciekało?

 

  - W sumie to już praktycznie jesień - odezwała się cicho Rose.

  - W sumie to niby jeszcze nie - odpowiedział Matt równie cicho.

Podniosła na niego wzrok. Też na nią spojrzał.

 - Jest mi zimno. Więc to już jesień.

Powiedziała to z tak śmiertelną powagą, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.

 - To jak na przykład jutro znowu się zrobi ciepło, to już będzie lato? - zapytał rozbawiony.

 - Nie. - Spojrzała na niego jak na skończonego idiotę. - To będzie po prostu ciepły dzień jesieni.

Pocałował ją krótko, ale tak naprawdę. Rose uśmiechnęła się, po czym znów opuściła wzrok na ziemię. 

Siedzieli na ławce w parku. Na tej samej, na której spędzili co najmniej połowę wakacji. To wydawało się takie oczywiste, że jutro znów tam i siądą i pojutrze i za trzy dni. 

Bo to, że jesień naprawdę nadchodzi było przecież tak absurdalne i abstrakcyjne, że zasadniczo nie miało prawa się stać. 

Powinni tam siedzieć nadal i dalej ze sobą rozmawiać. A nie oddalać się coraz bardziej od tej ławki i siebie nawzajem. 

 

***

Notka: Cofam to, że to opowiadanie na poważnie. Idzie tak źle. Tak źle mi się to pisze. Tak źle wychodzi. Nawet nie wiem co piszę. Jestem kompletnie niezadowolona. Nie polecam. Kontynuuję tylko dlatego, że wiem, że jeśli w tej chwili to rzucę, to w ogóle rzucę pisanie w cholerę. Tego nie polecam również.

Tym bardziej: dziękuję za przeczytanie ♥

Wasza kompletnieniezadowolonazsiebie Ichi

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Adam T 24.11.2016
    Myślę, że kokietujesz:) Tekst niesamowicie mi się podoba, jest lekki, zabawny, ciekawy. Niw czytałem poprzednich ale nadrobię bo mnie zaciekawiłaś. Fajnie opisujesz to co dzieje się "w środku" bohatera, bardzo prawdziwie. Daję 5:)
  • Ichigo-chan 24.11.2016
    Dziękuję serdecznie za tak miły komentarz ♥
  • Rasia 02.12.2016
    "Na litanię o wciąż nieukładających się włosach czy nierówno pomalowanych paznokciach?" - Damski Werter, a kysz :(
    "poszedł do swojego pokoju starając się" - przecinek po "pokoju"
    "Każda łyżka wydawała się być" - albo się wydawała, albo była
    "było ciepłe, jednak wiatr był" - być x2
    "że równie dobrze, mogłaby nie istnieć" - bez przecinka
    "Entuzjazm z jakim zawsze reagowała" - przecinek po "entuzjazm"
    "przyciągnął ją do siebioe" - siebie*
    "Odwrócili się do idących w ich stronę dziewczynom." - dziewczyn*
    "Matt który znał dziewczyny" - przecinek po "Matt"
    "Nigdy nie wiedział o co chodzi" - po "wiedział"
    Relacja bohaterów to z jednej strony takie panta rhei, a z drugiej jednak nie za bardzo. Nawet nie wiem, jak to określić, to takie specyficzne odczucie, że niby wszystko jest w porządku, niby wszystko z biegiem czasu jest takie samo, ale jednak nie. Brakuje mi trochę zróżnicowania między bohaterami, łatwo się w nich pogubić. Doskonale rozumiem Cię z tym dylematem pisania, mnie też teraz tak strasznie ciężko zabrać się za coś konkretnego, kiedy nie mam czasu, ach... Ale jakoś to przetrwamy, najważniejsze jest to, że się nie poddajesz. Może to opowiadanie będzie taką drogą do odrodzenia Ichi :) Nie jest złe, poprawne, powiedziałabym, ale też nie porywa mnie i nie wciąga tak jak np. Szklane deszcze. Nie umiem się momentami połapać w nastroju tego opowiadania, bo raz mamy pół-zabawną wstawkę, potem pół-poważne wydarzenie i dylematy. Ale trzymam za Ciebie kciuki i przesyłam motywację do dalszego pisania :) Tutaj czwóreczka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania