Między nami - Rozdział 1: "Jak niezapisane kartki"

Chcę cię tylko poinformować - mówiła, idąc przed nim dobre dwa metry, wyprzedzając go jak zawsze, kiedy miała dobry nastrój - że aktualnie nie jesteś moim chłopakiem. I z góry mówię, że jeśli zapytasz mnie za pięć minut, to nadal nim nie będziesz. Za siedem mogę się zastanowić, jeśli w ciągu dziesięciu sekund zaczniesz błagać o wybaczenie.

Spojrzała przez ramię, żeby upewnić się, że słuchał. On tylko uśmiechnął się głupio i pociągnął ją w tył za rękę.

 - A muszę błagać na kolanach czy wystarczy, że grzecznie przeproszę? - Przytulił ją mocno, ale zaczęła wyplątywać się ze śmiechem. 

 - Skoro już podsunąłeś te kolana, to zwykłe przeprosiny nie wystarczą - stwierdziła, odbiegając kilka kroków, żeby znów był między nimi dystans.

 - No to koniec, nie będę klękać - stwierdził z rozbawieniem w głosie.

 - No to koniec - parsknęła i odwróciła się od niego zamaszyście. Jej aktualnie malinowe włosy powiewały za nią jak peleryna, a cichy chichot dał się ponieść przez wiatr. 

Taką ją poznał, więc taka była. Ale on chyba znowu nie zrozumiał, że złą udawała dla żartu, ale zranił ją ponownie naprawdę.

Oczy Rosalie były błękitne, a jej włosy już chyba same nie pamiętały swojego koloru. Śmiech niósł się z naprawdę małej wysokości, a niezdarności dodawały jej te "dodatkowe" kilogramy. Mówiła cicho, myślała głośno, docinała wszystkim i wszystkiemu, ale jak na razie odcinał jej się tylko Matt.

A on? Niemniej złośliwy, ale zdecydowanie mniej gadatliwy. Z oczami ni to zielonymi, ni to niebieskimi, o kolorze włosów też niepewnie oscylującym między blondem a brązem. Biegał od niej dużo szybciej na swoich długich nogach, ale i tak nigdy nie mógł nadążyć. 

Żartowała, że ma ją przeprosić, ale za co? Ostatnio ogólnie była jakaś nieswoja, ale czemu? 

Zrzucił winę na płeć piękną i wygłupiał się z nią dalej.

Pierwsza miłość jest podobno najprzyjemniejsza. Żadne z nich tak nie uważało. Bo chyba żadne do końca nie było pewne na czym to polega i czy chociaż dobrze im to idzie.

Gdy tak szli, oboje zamyśleni i pełni wątpliwości, nagle w twarz uderzyło ich cieplejsze powietrze, jakby przerywając ich pędzącym myślom w pół słowa. Kiedy przekroczyli próg zamilkły całkiem. 

Rutyna dała im po twarzach. Szkoła to miejsce, gdzie prześcigają się w ocenach, a nie myślą o miłości. Więc znowu odłożyli na bok wszystkie żale i niedopowiedzenia, zamietli je pod dywan i zakopali cały dom.

To tutaj zaczyna się właściwa historia, to wszystko co chcę wam opowiedzieć. Historia o przemilczeniach, frustracji, rozmijaniu się. Może i trochę o miłości. 

Zaczyna się w szkole, między drugą a trzecią lekcją. Kiedy automat powoli wypluwał herbatę, a połowa stojącej przy nim kolejki cicho chichotała z pierwszoklasistki, która wydawała się jakby za mała do tej wielkiej szkoły, zbyt delikatna do zdecydowanie dominujących tam liczebnością chłopaków i zbyt kolorowa do panujących wokół szarości, czerni i brązów. Przydałaby jej się trzecia ręka, kiedy jednocześnie próbowała nie upuścić torby, schować portfel, nie zgubić bluzy i wyjąć wreszcie gotową herbatę. Trzecia ręka albo chociaż chłopak, który chyba nie miał za specjalnej ochoty zejść z nią to piętro niżej. Chyba, bo już nawet nie miała ochoty się prosić.

Wydęła usta w złości i odwróciła na pięcie, żeby odejść. Szybko się zorientowała, że gwałtowne ruchy z kubkiem gorącego napoju w ręce nie są najlepszym pomysłem, ale nie dość szybko, żeby nie zdążyć się oparzyć. Zaklęła cicho, ale nie dość cicho, żeby przechodzący obok nauczyciel nie spojrzał na nią ze zgorszeniem. Nie dość. Zawsze nie dość. 

Podmuchała oparzone palce, wzięła głębszy wdech i zaczęła powoli iść w stronę klasy. Oczywiście dzwonek zadzwonił, kiedy nie była jeszcze nawet w połowie drogi. Czy mogła chociaż liczyć na to, że Matt zajmie jej miejsce? 

Kiedy tak szła, naprawdę szczerze się nad tym zastanawiając, dwa piętra wyżej i korytarz dalej Matt też poważnie rozmyślał: zaprosić kogoś nieśmierdzącego tytoniem do ławki? Była długa przerwa, Rose nie było. Na pewno poszła zapalić. Na pewno.

Wciąż nie wiedział, czy papieros w jej drobnych ustach i dym zasłaniający jej wielkie dziecięce oczy bardziej śmieszył go, czy przerażał. Jednak ten zapach... Smród zdecydowanie go denerwował. 

Chociaż jeszcze pół roku temu uważał, że nic nie wywoła u niego nawet irytacji. 

Westchnął cicho i stwierdził, że może wypadałoby zostawić jej to miejsce. Nawet jeśli miał dostać raka płuc od samego siedzenia obok niej. 

Wpadła do klasy parę minut po dzwonku, nauczycielka nawet jej nie zauważyła, a wstrzeliła się w odpowiednim momencie, żeby powiedzieć "obecna", siedząc już grzecznie w ławce i wyjmując zeszyt. Sam nie wiedział, czy uśmiechnął się czy tylko skrzywił. Zawsze miała tyle szczęścia.

Ona też nie musiała wiedzieć, żeby odpowiedzieć na to szerokim uśmiechem, pokazującym wszystkie jej zęby. Nie mógł powstrzymać swoich kącików ust przed uniesieniem się do góry. Zresztą, nawet nie chciał. Rose cudem uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pochyliła, żeby pocałować go w policzek. Nigdy jakoś nie przejmowała się tym, że są przy ludziach. Szczególnie na lekcji. Co ją obchodził nauczyciel, kiedy miała swoje kochanie? 

Do Matta dotarło, że pachniała zaskakująco normalnie. Prawie zrobiło mu się głupio. 

 - Mówiła już oceny ze sprawdzianu? - odezwała się nagle.

 - Nie, dopiero podyktowała temat i sprawdziła obecność. - Podsunął jej zeszyt. 

Energicznie kiwnęła głową i zaczęła przepisywać. 

 - Numer jeden... - zaczęła nauczycielka, głosem kompletnie wypranym z emocji i chęci do dalszego wykonywania zawodu. - Dwa.

 - Nic się na to nie uczyłam - szepnęła Rose, czyli numer trzynasty, kiedy pani profesor Parks czytała oceny. - Otwarte jedno nawet wiedziałam, drugiego nie jestem pewna, a w zamkniętych strzelałam totalnie. 

 - Nie wiem, wydaje mi się, że u mnie powinno być raczej w porządku. Tak może na cztery - odpowiedział jej numer czternasty. 

 - Maksymalnie trzy.  

 - Że ty?

 - No.

 - Numer dwunasty - mówiła profesorka dalej. Rose kopnęła Matta pod biurkiem. - Pięć. Trzynaście - cztery. 

Rosie wydawała się wręcz unosić na podmuchach nagłego zadowolenia. Spojrzała na niego z góry, choć znajdowała się zdecydowanie niżej. "Patrz, jaka jestem dobra."

 - Czternastka - trzy.

Dziewczyna przestała się uśmiechać, ale na pewno nie unosić.

 - Też nieźle - powiedziała i przytuliła się ramieniem do jego boku.

 - Nawet. 

"Wiem, że jesteś" - pomyślał, choć zdecydowanie bardziej przemawiało do niego: "Po prostu masz szczęście". 

Ale byli w szkole. W szkole nie mają problemów, żalów, sporów między sobą. Może tylko jakieś drobne sprzeczki na żarty. W szkole są zakochani do szaleństwa i cały czas chodzą za rękę. Są jedyną parą w klasie. Na długiej przerwie zawsze siadają tam, gdzie Rosie ma najlepszy widok na drzewa i mruczą sobie słodkie słówka. Matt czasem daje się namówić na kupienie jej słodyczy, w zamian mogąc co najwyżej spróbować tego co zostało na jej ustach. Docinają sobie i cały czas rywalizują, ale w szkole, tam, gdzie powietrze jest nasączone rutyną, oni też powoli nią przesiąkają, nie pozwalając sobie na nowe problemy, zostawiając wszystkie niewypowiedziane żale w gardle lub wciągając je do płuc, żeby tak na pewno nie wydostały się na zewnątrz. Ale Rosie nie zaciąga się paląc, a Matt nigdy tego nie robił, więc nie wiedzą, że jeśli będą robić to tak mocno, w końcu zaczną się krztusić. Nie wiedzą, że nie wypuszczając dymu, powoli zabijają wszystkie swoje organy, siebie. 

Ale w szkole to bez znaczenia. W szkole są dwójką pierwszaków, których jeszcze praktycznie nikt nie zna, są zbyt anonimowi, żeby mieć jakiekolwiek problemy. Może tylko Rosie czasem zdarzyło się usłyszeć jakiś komentarz na temat jej włosów, bo już zaczynali ją kojarzyć, ale w szkole byli tacy... Jak niezapisane kartki. Mogli być kim chcieli. Mogli być sobą i wcale sobą nie być. Być prawdziwi tylko na tyle, na ile tego chcieli.

I nie myśleć nic o wnętrzu. Byli wśród obcych ludzi. Choć wciąż siedzieli w swoim małym dwuosobowym światku, to to jak wyglądali z zewnątrz, wciąż wydawało się najważniejsze.

A przynajmniej było dobrym pretekstem, żeby nie mówić na głos tego, co oboje myśleli:

"Jak to właściwie jest między nami?"

***

Notka: No to jedziemy z tym. Pierwszy rozdział i zasadnicze pytanie: czy Ichi bardzo smęci? XD Bo takie odnosi wrażenie XD

Ach i przypomniało mi się o dywizach. Poprawię jak tylko będę miała możliwość (tel.)

Dziękuję za przeczytanie ♥

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • NataliaO 05.11.2016
    Smęcisz, czasem wprowadza się taki nastrój, ale najważniejsze by nie przedobrzyć, a u Ciebie jak na razie jest oki :) Dobre pytanie na koniec jak to jest miedzy nimi... 5
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Dziękuję, będę się starać nie przedobrzyć ♥
  • Numizmat 05.11.2016
    "ale zranił ją ponownie naprawdę". - Mistrz Yoda?
    ""Wiem, że jesteś" - pomyślał, choć zdecydowanie bardziej przemawiało do niego: "Po prostu masz szczęście"." - odnosi się do tego: "patrz, jaka jestem dobra" nie? Trochę za daleko. Może warto by było dodać to 'wiem, że jesteś dobra', bo ja przez krótką chwilę starałem się rozkminić o co c'mon.
    O, jaka tu jest zasadniczo narracja? Oni oboje przewodzą, nie? Przyznam, że czasem przyszło mi się zgubić.

    I tak, Ichi bardzo smęci XD no offence :P Dosyć dziwnie się to czyta, bo jak na razie mieliśmy dwa rozdziały samego prawie tylko opisu związku między dwojgiem nastolatków, dosyć zaplątanego w czasie i przestrzeni, jeśli mogę rzec :D Poza tym, nic się tak naprawdę nie dzieje. Nie widać niczego specjalnie wyróżniającego na tle innych tego typu historii. Styl jak zwykle bez zarzutu, ale nie pochłonął mnie. Miałem wrażenie, że niektóre metafory i porównania upychałaś po prostu na siłę, bo tak naprawdę nie wnoszą nic szczególnego. Gdyby te informacje o związku bohaterów i w ogóle ich relacjach wkładać od czasu do czasu w tle do jakichś konkretnych wydarzeń, rozłożyć je po prostu na większej powierzchni, tak żeby nie przytłaczały za jednym zamachem, myślę że mogło by to wyglądać dużo lepiej.

    #TakIchiPotrafięCięteżKrytykować XDDD

    Podsumowując, jak na razie wciąż jestm #teamszklanki ;) Naciąganą czwóreczkę dam ;)
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Numi, to nie naciągaj i daj trzy :')
    " dwa rozdziały samego prawie tylko opisu związku między dwojgiem nastolatków, dosyć zaplątanego w czasie i przestrzen" Właściwie to taki jest zamysł. Serio, dlatego się pytam czy smęcę. Potem robi się chyba trochę bardziej "fabularnie" (mam prawie skończony drugi rozdział, jest dobrze, zawrotne tempo w porównaniu do szklanek, nie XDD)
    Nwm czy tam jest co rozkładać w czasie XD Jest tak, że się niby się kochają ale się nie dogadują i tyle.
    Pierwszy rozdział czy dwa to właśnie zwykły opis. Taka rutyna.
    O dobra, chyba prawie ubrałam to w słowa - ogólny zamysł na opko jest taki, że opowiada o rutynie pełnej niezadowolenia, która w końcu zostaje przerwana, bo z obojga w końcu się wylewa.
    Stąd ta "upchnięta na siłę" metafora na końcu. Bo w końcu zaczną się krztusić i o tym jest historia
    UF NAPISAŁAM TO NUMI WEŹ TO CHOCIAŻ PRZECZYTAJ BO SIĘ NAPRODUKOWAŁAM XDDDDDDDDD
    #BardzoSięCieszęŻe(N)Umiesz #DziękujęMocno
    Serio, kc, Numi, bo mam wrażenie że zabrzmiałam ofensywnie XDD
  • Numizmat 05.11.2016
    Ichigo-chan, przeczytałem ;) Nie zabrzmiałaś ofensywnie, raczej defensywnie :D
  • Antypody 05.11.2016
    Nie mam już zbyt duzo wspólnego ze szkoła, ale podobało mi się. Może rzeczywiście ciut smętnie, ale zobaczymy co będzie dalej. Jesli mam punktować to 4,5.
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Dziękuję ❤
  • AndreaR 05.11.2016
    Chętnie przeczytam więcej:)
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Cieszę się ❤ dziękuję za kom
  • Dimitria 05.11.2016
    Historia bardzo mnie wciągnęła zostawiam 5 ;)
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Dziękuję ❤
  • Rasia 05.11.2016
    "bardziej śmieszył go, czy przerażał." - bez przecinka
    "czy uśmiechnął się czy tylko skrzywił" - tu z kolei przecinek będzie po "się", bo "czy" pełni funkcję powtórzenia
    "szerokim uśmiechem, pokazującym wszystkie jej zęby." - bez przecinka
    "Zresztą, nawet nie chciał." - tu też
    "Rose cudem uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pochyliła" - tutaj próbowałaś uniknąć "się", ale "pochyliła" brzmi dosyć niezgrabnie :)
    "najwyżej spróbować tego co zostało na jej ustach" - przecinek po "tego"
    Nie wiem, czy to dobrze, ale trochę za bardzo uderzyła mnie specyfika tej pary i to, czy ta dwójka w ogóle chce być ze sobą, czy nie. Czy jedno chce się poświęcać dla drugiego i czy jakiekolwiek zasady sobie wyjaśnili. Oczywiście, że nie, ale przez to przypominali mi troszkę taką... parę z domu dla wariatów? Taką oderwaną od rzeczywistości, w tym sensie, żeby Ci się bez potrzeby smutno nie zrobiło :D Trochę tak oboje funkcjonują. No nic, na razie 4,5 czyli ostatecznie 5, bo tak poza jakimiś moimi "ale", to nie ma co się czepiać. Czekam na ciąg dalszy :)
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Nwm, w sumie to mam takie wrażenie (bo oni sie bardziej sami wymyslili niż ja ich) że bardzo są w sobie zakochani ale to taka pierwsza miłość, gdzie nie wiedza czego nawzajem od siebie oczekiwac.
  • Ichigo-chan 05.11.2016
    Dziękuję za komentarz, nie zrobiło by mi się smutno, bo cieszy mnie sam fakt że do mnie zajrzalas ❤

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania