Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Milionerzy

Ile można leżeć w łóżku, w troszeczkę za krótkich, jasnofioletowych spodniach od piżamy i pastelowo różowej koszuli? Ile można oglądać opery mydlane i w kółko odtwarzać ten sam ulubiony film? Ile można czytać te książki o miłości i innych pierdołach? Ile można rozmyślać nad tym, co sensownego zrobić ze swoim życiem?

 

Do takich wniosków doszedł pewnego poranka pan Wolfgang. Leżał wówczas w łóżku, w jasnofioletowych spodniach od piżamy i różowej koszuli, oglądał film ,,Wielki Liberace", a obok niego leżała jeszcze zamknięta książka o tytule ,,50 twarzy Greya". Jeszcze, bo właśnie miał zamiar ją otworzyć i rozpocząć lekturę, gdy doszło do niego, jak bezsensownie spędza czas, marnując cenne godziny swojego życia na powtarzanie w kółko tych samych czynności, nie wnoszących nic specjalnie ciekawego do jego nudnego i przewidywalnego żywota.

Pan Wolfgang nie pamiętał już czasu, w którym chodził do pracy. Obecnie, jako multimilioner, nie musiał się martwić robotą. Nic nie musiał. W każdej chwili mógł sobie załatwić kogoś, kto zrobi coś za niego. Teraz jednak żałował, że nie ma jakiegoś zajęcia. Ile można było siedzieć na dupie i zastanawiać się, co zjeść na kolację? Nie miał żadnych poważnych, prawdziwych problemów. Jego jedynym zmartwieniem był wybór alkoholu na samotny, romantyczny wieczór z Greyem i Liberace.

- Carlos!

Lokaj jak zawsze zostawił uchylone drzwi, żeby słyszeć wołanie swojego pracodawcy. Po chwili dostojnie wszedł do pokoju. Wolfganga zawsze bawił ten jego sztywny sposób chodzenia. Wyglądał jak ożywiony kij albo kukła.

- Słucham pana.

Jeszcze ten poważny głos! Boże... Jak on ma się do czegokolwiek ruszyć, skoro we własnym domu nikt nie może mu dostarczyć wrażeń? Ta monotonia jednak bardzo go bawiła. Czuł się tak, jakby mieszkał na jednej stronie z jakiejś książki - w kółko czytał to samo.

- Mam dość - oznajmił.

- Zrobiłem coś niewłaściwego? - lekko zaniepokoił się Carlo. Wolfgang widział, że lokaj aż się pali ze strachu, ale starał się nad sobą panować. To też śmiesznie wyglądało, zwłaszcza na tej poważnej, niemal sztucznej twarzy żywej lalki do załatwiania spraw milionera.

- Nie. Ty w kółko robisz to samo i zawsze tak, jak trzeba - uśmiechnął się Wolfgang. Carlo nie podzielał jego entuzjazmu. - Mam dość siedzenia tutaj i powtarzania identycznych czynności. Chcę coś zrobić. Coś pożytecznego. Potrzebuję zajęcia. Czy mógłbym ci w czymś pomóc? Ty codziennie robisz mnóstwo rzeczy, na pewno jest coś, co mogę zrobić za ciebie.

Zdziwienie na twarzy lokaja rozbawiło Wolfganga. Carlo pomyślał, a wreszcie poważnym, ale trochę dziwnym głosem powiedzial:

- Wybaczy mi pan, ale to niemożliwe. Moim zadaniem jest spełniać pańskie życzenia i wyręczać pana w zwykłych obowiązkach domowych. Nie mogę pozwolić, aby pan odwrócił role. Praca to moje zadanie, pan ma się relaksować.

- Relaksuję się od lat i jeśli to potrwa jeszcze jakiś czas, to oszaleję. Muszę coś robić. Rozumiesz?

- Nie. Ja zawsze miałem pełne ręce roboty, chciałbym być na pańskim miejscu. Siedzieć i martwić się brakiem zajęcia.

Wolfgang westchnął. Typowy człowiek, który ma mały portfel i pragnie więcej zarabiać. Carlo nie był milionerem i kompletnie go nie rozumiał. Chciał być jak on, a nie miał zielonego pojęcia o życiu mężczyzny, który ma wszystko, czego tylko zapragnie. Biedni ludzie... Nieświadomość może drogo kosztować.

- Uwierz mi, nie chciałbyś być na moim miejscu - Wolfgang pogroził lokajowi palcem, wstając z łóżka. - Nie wiesz, co to znaczy.

- To znaczy, że jest pan bardzo szczęśliwym człowiekiem, moim skromnym zdaniem.

- Szczęśliwym?! Ha! Nie rozśmieszaj mnie, błagam! Jeszcze to twoje skromne zdanie! Posłuchaj, mówię poważnie. Jeśli nie chcesz służyć choremu psychicznie i mającemu opinię dziwaka milionerowi, znajdź mi zajęcie. I radzę ci zrobić to jak najszybciej. Idę się umyć, a jak wyjdę z łazienki, chcę usłyszeć jakieś propozycje.

- Ale...

- Żadnych ale! Myśl. Od tego jesteś.

Wolfgang z satysfakcją przyjrzał się czerwonemu jak burak lokajowi. Carlo stał nieruchomo, widocznie obrażony, podczas gdy jego pracodawca zbierał rzeczy potrzebne do kąpieli. Wyglądał komicznie.

Wolfgang wziął kąpiel i ubrał się w coś bardziej eleganckiego. Według niego za eleganckie można było uważać również za krótkie, ale tym razem intensywnie niebieskie spodnie od piżamy i błękitną koszulę.

Milioner nie lubił się kąpać. Nienawidził siedzenia w wannie, gdzie robiło mu się strasznie gorąco od pary. Czuł się tam jak w saunie. Raz nawet przez to zasłabł. Po wyjściu z wanny nie dość, ze było mu zimno, to musiał się jeszcze dokładnie wycierać, co było nudne i czasem nieskuteczne, bo po kąpieli przez długi czas miał bardzo nieprzyjemne wrażenie, że dopiero co wyszedł z jakiejś rzeki i się nie wytarł.

To, że nie lubił się kąpać nie oznaczało jednak, że tego nie robił. Myślał nawet o załatwieniu sobie prysznica, żeby to znienawidzone zajęcie trwało krócej. Po namyśle doszedł do wniosku, że kąpiel na stojąco to zły pomysł. Carlo również mu to odradzał, wymieniając mnóstwo powodów. Zapewne jednak jego prawdziwą intencją było to, żeby nie musieć za każdym razem ratować swojego milionera, kiedy mdlał od gorącej pary, będąc nagim.

Wolfgang wyszedł z łazienki, oddychając z ulgą normalnym powietrzem we właściwej temperaturze. Przy drzwiach czekał Carlo.

- Co tu robisz? - podejrzliwie spytał milioner.

- Nic.

Wolfgang doskonale wiedział, że lokaj celowo stoi pod łazienką i nasłuchuje, czy w środku nic się nie dzieje.

- Nic. Bez powodu stoisz tu, gdy się kąpię, faktycznie.

- Pilnuję pana - przyznał w końcu Carlo.

- Dziękuję, jestem ci bardzo wdzięczny za twoją pomoc i oddanie, ale nieswojo się czuję, gdy wiem, że tu jesteś, a ja siedzę w łazience, w dodatku bez ubrania.

- Wybaczy mi pan, ale nie pozwolę, żeby znowu pan zemdlał. Moim zadaniem jest...

- Podglądać pana podczas kąpieli - triumfalnie dokończył Wolfgang.

- Wypraszam sobie!

- To ja sobie wypraszam! I chcę usłyszeć jakieś propozycje. Muszę się czymś zająć. Proszę, słucham.

- Pomyślałem, że może chciałby pan przejść się na jakieś przyjęcie.

Wolfgang od razu się rozpromienił. Lokaj nie wyglądał na zadowolonego.

- Fantastycznie! O jakim przyjęciu mówisz?

- No, takim dla bogatych osób.

Milionerowi zrzedła mina.

- Chryste... Czy wszystko, co robię, musi mieć związek z pieniędzmi? Czy nie mogę pójść na normalne przyjęcie dla normalnych ludzi?

- Wykluczone! - Carlo uniósł ręce. - Jest pan wielką osobistością, słynnym milionerem. Nie ma takiej opcji, żeby poszedł pan na prostacką imprezę dla nastolatków i innych ludzi niedojrzałych umysłowo.

- Matko kochana! Dobrze, poddaję się! Gdzie według ciebie powinienem zatem pójść?

- Wyjaśnię. Niech pan pójdzie za mną, bardzo proszę.

Lokaj poprowadził milionera do salonu. Wolfgang oparł ręce na biodrach i uważnie przyjrzał się swojej prywatnej pomocy do wszystkiego.

- Tak się akurat składa, że osobiście znam innego bogacza, który bardzo chętnie przyjmuje gości. Może zechce pan go odwiedzić? Byłby zachwycony - powiedział Carlo.

- Na początek może być - zgodził się Wolfgang. - Dobrze! To doskonały pomysł. Jednak potrafisz myśleć kreatywnie, moja zapracowana marionetko - roześmiał się milioner. Lokajowi nie było tak do śmiechu. Jak nigdy zresztą. - Musisz mi pomóc. Potrzebuję jakiegoś prezentu dla tego człowieka. Wybierz coś, a ja pójdę poszukać czegoś eleganckiego do ubrania.

- Tylko niech pan nie wyjdzie z domu w piżamie.

- Haha, bardzo śmieszne.

Lokaj poszedł po podarunek dla znajomego milionera, a jego pan szybko pobiegł do sypialni.

Otworzył szafę. Aż w głowie mu się zakręciło. Jak ma wybrać coś spośród tej góry ubrań? Po namyśle wyrzucił cała zawartość szafy na podłogę i zaczął po kolei przeglądać każdą rzecz.

- Proszę pana, mam odpowiedni prezent dla... Co się tutaj dzieje?!

Carlo z niedowierzaniem patrzył na stosy ubrań, piętrzące się na podłodze. Nagle spod góry fioletowych rzeczy wyłonił się Wolfgang.

- Nic nie mów! Muszę się dobrze zastanowić, zanim coś na siebie włożę.

- Faktycznie.

- Co tam masz?

- Prezent dla pana Friedricha.

Wolfgang przyjrzał się podarkowi.

- A to co? Antyczna waza?

- To jest bardzo elegancki wazon na kwiaty - obruszył się Carlo.

- Błagam... Jaki milioner chciałby dostać w prezencie wazon? Znajdź coś lepszego.

- Co? Nie mam pomysłu na lepszy podarunek...

- Wymyśl coś. O, wiem! Przewiąż mi wstążką butelkę dobrego wina!

- Co za prymitywność... Proszę pana, takie coś daje się wieśniakom.

- Nie dyskutuj, tylko zapakuj mi wino tak, jak mówię - powiedział Wolfgang, wskazując na stosy ubrań. - Muszę się ubrać.

- Jak pan sobie życzy...

Lokaj wyszedł, kręcąc głową. Wino? Przewiązane wstążką? Już lepszej głupoty nie mógł wymyślić...

- To będzie odpowiednie!

Milioner w końcu wygrzebał ze sterty ubrań szkarłatny garnitur. Położył go na łóżku i ponownie zanurkował w kolorowych rzeczach. Po ponad dziesięciu minutach wyszedł na powierzchnię z elegancką, żółtą koszulą i czerwono-złotą muchą.

Ubrał się w wybrany zestaw. Znalazł w szufladzie długie, białe coś, nie wiedział, jak to opisać. Pończochy? Jak by się to nie zwało, wyglądało całkiem elegancko.

Wolfgang skończył się ubierać i wypadł z sypialni. Koniecznie chciał poznać opinię swojego wiernego lokaja. Znalazł go w salonie. Próbował obwiązać wstążką wino. Nie szło mu zbyt dobrze, butelka wciąż mu się wymykała.

- I jak wyglądam? - spytał dumny Wolfgang.

- Jak Joker.

- Ej! Pytam poważnie.

- A ja mówię poważnie. Brakuje tylko zielonych włosów i pomalowanego ryja.

- Haha. Jak ci idzie?

- Świetnie. Jakby był pan tak miły i potrzymał butelkę, to już niczego by mi nie brakowało.

- Dobrze.

Wspólnie udało im się obwiązać wino i zawiązać piękną kokardę z czerwonej wstążki ze złotymi paskami. Wolfgang był zachwycony efektem.

- Wygląda cudownie! Nie powiesz, to eleganckie.

- Niezwykle.

Lokaj pomógł swemu panu uczesać puszyste, zwłaszcza po kąpieli, złote włosy, i wbrew woli Wolfganga zrobił dla niego kokardę z tej samej wstążki, której użyli do udekorowania butelki wina, a następnie zawiązał na jego niesfornych lokach.

- Pięknie. Bardzo panu pasuje.

- Wyglądam idiotycznie - oświadczył milioner. - Naprawdę muszę to mieć?

- Zrobiłem to tak, że dzięki kokardzie włosy trochę się ułożą. Jak pan to zdejmie, fryzura się zepsuje.

- Jesteś wredny, ale i chytry niczym lis - uśmiechnął się Wolfgang.

- Dziękuję.

- To nie był komplement.

- A propos ubioru. Czy pan naprawdę uważa, że białe, koronkowe pończochy dopełniają elegancji i klasy?

- A dlaczego nie?

Lokaj westchnął i pokręcił głową.

- Dobrze, niech już tak zostanie. Jest dobrze, choć nie idealnie.

- Przestań drzeć ryja! Wyglądam dobrze. Dam sobie radę, nie idę na audiencję do papieża. To tylko towarzyskie spotkanie.

- Jakie? To...

- Błagam, oszczędź mi swoich mądrości. Muszę iść! Ale właśnie, gdzie mieszka ten poczciwy człowiek?

- Zawiozę pana do jego posiadłości.

Lokaj odwiózł Wolfganga do wielkiej, pięknej willi niejakiego Friedricha. Nie było to może specjalnie zapierające dech w piersiach lokum, ale i tak robiło wrażenie. Tylko nie dla Wolfganga.

- O której mam po pana wrócić? - spytał Carlo, podając mu wino.

- Nie wracaj, poradzę sobie. Zaproś sobie kogoś do domu, zabaw się, jeśli potrafisz - dodał Wolfgang ze śmiechem. - Wrócę sam, dam radę.

- Jest pan pewien?

- Tak.

Pożegnali się. Carlo odjechał, a jego milioner zaczął nieco bezradnie się rozglądać po wielkim ogrodzie.

- Dzień dobry! Jak miło mi pana widzieć!

- Mi też.

Wolfgang zobaczył człowieka, którego poniekąd spodziewał się ujrzeć. Był to wysoki, smukły mężczyzna, oczywiście ubrany w czarny, trzyczęściowy garnitur i błyszczące buty. Miał czarne, gładko uczesane włosy i brązowe oczy.

- Bardzo lubię przyjmować gości! Jest pan milionerem, prawda? Zupełnie jak ja! To sobie porozmawiamy, a wie pan, że lubię gadać z ludźmi podobnymi do mnie? Ale się cieszę z pańskiej wizyty! Zostanie pan na trochę dłużej, co? Mam dobre wino. A jak się pan miewa w ogóle? Gdzie moje maniery! Nie przedstawiłem się. Jestem Friedrich Schwan. A pan?

- Wolfgang Kunststaff. Bardzo mi miło.

- Cieszę się! Ale niech pan powie, czy nie gadam za dużo? Niektórzy mówią, że jestem jak papuga. To prawda?

- Mnie też tak mówili! - zaśmiał się Wolfgang. - Jesteśmy do siebie bardzo podobni.

- To świetnie! Uwielbiam takich ludzi. Ale zapraszam do domu!

- Coś przyniosłem dla pana.

- O, wino! Bardzo dziękuję, czuję się zaszczycony. Takie piękne, przewiązane wino z rąk tak sławnego milionera?

- Miło mi. Ale szczerze mówiąc, nie lubię tego określenia.

- Ja też!

Panowie zgodnie wybuchnęli śmiechem. Weszli do bogato ozdobionego salonu. Friedrich przygotował dwa kieliszki i nalał wina, przyniesionego przez Wolfganga.

- Milionerzy to ludzie żyjący w zamkniętej dla zwykłych ludzi, własnej metropolii. Nikt nas tak naprawdę nie rozumie - powiedział Schwan. - Każdy myśli, że mamy rajskie, usłane różami życie. Każdy chce być na naszym miejscu.

- Dokładnie. Czy ktoś wie, jak nudne i przewidywalne życie prowadzimy?

- Właśnie! Cały czas mamy siedzieć na dupie i nic nie robić, bo jesteśmy bogaci! I dźwigamy na ramionach ciężar własnych pieniędzy...

- Dokładnie tak. Męczennicy.

- A każdy chce się z nami zamienić miejscami! Po co człowiek dąży do niemoralnego bogactwa?

- Chyba tylko po to, żeby potem cierpieć z powodu nudy i monotonii.

Panowie skinęli głowami i uśmiechnęli się do siebie.

- Wiesz co? - zagadnął Friedrich. - Może byśmy tak zrobili razem coś ciekawego?

- Z największą przyjemnością. Ale co?

- Hm. Może... zrobimy polowanie na kobiety?

- Na co? To znaczy, co?

- No wiesz... - milioner szeroko się uśmiechnął. - Mam pomysł.

- Dawaj.

- Za moim domem jest taka willa. Mieszkają w niej bardzo sympatyczne siostry. Może je odwiedzimy, co?

Wolfgang jednym haustem opróżnił kieliszek i wstał.

- Bardzo chętnie. A powiedz, masz lokaja?

- Oczywiście! Każdy szanujący się milioner ma swoją pomocną kukłę. Matko, jaki on jest sztywny! Jakby zjadł kij.

- To tak, jak mój.

- A czemu pytasz, czy mam lokaja? - Friedrich z chytrym uśmieszkiem trącił kolegę łokciem. - Czyżbyś gustował w dżentelmenach?

- I w tych, i w tych.

- Rozumiem! A kto bardziej?

- W zasadzie nie jestem pewien. Ostatnio wyjątkowo dużo czasu spędzam przed telewizorem.

- Ja tak samo!

Koledzy milionerzy ponownie wybuchnęli śmiechem.

- A ja jestem dla ciebie atrakcyjny? - pytał rozbawiony Friedrich.

- Ależ oczywiście! Wyglądasz wspaniale!

Znów się roześmiali. Do salonu wszedł wysoki, elegancki lokaj gospodarza.

- Może nie pijcie więcej tego wina - powiedział, z niepokojem patrząc na rozbawionych, obejmujących się milionerów.

- Dobrze już, dobrze - Friedrich machnął ręką. - Idziemy do pań Vogel. Pilnuj domu, niedługo wrócimy. Chyba.

Wyszli z domu, ale po tym, jak Wolfgang wyściskał lokaja swego kolegi na powitanie, a potem pożegnanie.

- Dlaczego te siostry mieszkają razem? - spytał Kunststaff.

- Odziedziczyły dom po bogatym ojcu. To właściwie ich jedyne bogactwo. A są tu razem, bo żadnej nie stać na zakup innego domu, a nie chcą opuścić tego.

- Jak to kobiety.

- Dokładnie.

- Chodzisz do którejś?

- Chodzę do obu.

Wolfgang gwizdnął.

- Uuu! Bawi się szlachta! Co, miłosny trójkącik?

- Hehe, żebyś wiedział. Nie no, żartuję! Mam w tym swój interes. Te głupie baby lecą na mnie jak muchy do miodu.

- Tak?

- Żebyś wiedział! Cholery jedne, przyczepiły się jak rzepy. Ale mogę to doskonale wykorzystać! Więc tam łażę.

- A jak chcesz to wykorzystać?

- Zobaczysz.

Friedrich uśmiechnął się tajemniczo.

- Rozumiem... - Wolfgang trącił go łokciem. - Poczekam cierpliwie.

- Czekaj, czekaj. A jak ci się uda, to też skorzystasz.

Doszli do domu sióstr Vogel. Schwan zapukał do drzwi.

- Myślę, że wpadniesz paniom w oko - zaśmiał się Friedrich.

- Tak? Już się boję!

Zdążyli się roześmiać. Drzwi otworzyła im piękna, wysoka kobieta. Miała czarne, faliste włosy i ciemne oczy. Bardzo się ucieszyła na widok gości.

- Mój drogi Friedrich! Jak miło! Kogo ze sobą przyprowadziłeś?

- Mój nowy kolega, pan milioner, jak ja! Przedstawiam Wolfganga.

- Jaki cudowny widok!

Doszła do nich druga siostra Vogel. Wyglądała zupełnie inaczej. Również była wysoka, ale miała kręcone blond włosy. I ciemne oczy.

- Jestem Dorothea, a to Clara - powiedziała czarnowłosa kobieta. - Bardzo nam miło, panie Wolfgang. Przystojny z pana mężczyzna.

Obie siostry Vogel kokieteryjnie uśmiechnęły się do nowego znajomego. Wolfgang musiał przyznać, że panie są faktycznie nawet ładne, ale nieco... odpychające? Nie, to coś innego. Przez chwilę milioner miał dziwne wrażenie, że właśnie kogoś zdradza. Po chwili to uczucie minęło.

Na nieszczęście Wolfgang i Friedrich przed wyprawą napili się mocnego wina. Widok pięknych kobiet niestety budził w nich pijacką moc.

- Chodźmy do środka - Dorothea zaprosiła panów.

Siostry przygotowały gorącą herbatę dla gości. Milionerzy na momencik zostali sami i wykorzystali to.

- Ale co się dzieje! - powiedział zszokowany Wolfgang. - Czuję się wspaniale!

- Ja też! To co, bierzemy się za nie?

- Pytanie!

- Herbata! Zaraz będzie ciasto - uśmiechnęła się Clara. - Lubicie czekoladowe, słonka?

- Tak, uwielbiamy - wyprężył się Wolfgang, ku uciesze kolegi przyciągając do siebie panią Vogel. - Zwłaszcza z rąk takiej kobiety.

- Ależ proszę pana!

Zachwycona Clara odrzuciła do tyłu długie, jasne włosy. W tym czasie weszła jej siostra. Została natychmiast porwana w objęcia Friedricha.

- Kochamy ciasto czekoladowe i takie piękne siostrzyczki! - zaśmiał się.

Obie panie spojrzały na siebie i skinęły głowami.

Rzuciły gości na sofę. Następnie kokieteryjnie zdjęły z siebie szlafroki, Dorothea czerwony, a Clara różowy.

Oczom pijanych milionerów ukazały się piękne, niezbyt smukłe, ale seksowne ciała dojrzałych pań. Mogły pochwalić się cudownymi nogami i pełnymi piersiami. Niekoniecznie wcięte talie nie psuły widoku.

Dorothea usiadła na kolanach Friedricha, a Clara zajęła się Wolfgangiem. Panowie z zachwytem podziwiali dojrzałe ciała, zapominając, że nie po to przyszli.

 

Po pięciu minutach Wolfgang powoli rozbierał Clarę, co jakiś czas przeczesując palcami jej piękne włosy. Nieoczekiwanie stwierdził, że chyba jeszcze w życiu nie widział tak pięknej kobiety. Była wspaniała. Miała na ustach ciemnoróżową szminkę, jej barwa dziwnie działała na Wolfganga. Czuł się jak byk, widzący czerwoną płachtę. Nagle dostał szału. Porwał nagą Clarę w ramiona i przycisnął do siebie jak lalkę. Zaczął ją całować, ale nie było w tym finezji, pani Vogel z radością jednak przyciskała do siebie milionera, pragnąc być jeszcze bliżej niego. Całowali się tak namiętnie, że w końcu zsunęli się z sofy i wylądowali na podłodze. Nie puścili się ani na sekundę.

Dorothea i Friedrich nie okazali się gorsi. Kobieta prawie udusiła swojego milionera pocałunkami. Wreszcie i oni spadli na puszysty, biały dywan.

Panie zatrzymały gości dłużej, niż się spodziewali. Wolfgang kochał się z Clarą, a Friedrich z Dorotheą. Potem kompletnie im odwaliło. Najpierw panowie zamienili się partnerkami, potem, w przypływie namiętności, obie siostry rzuciły się na siebie jak sępy na padlinę, kochając się tak intensywnie, że aż wydawało się to niemożliwe. Na koniec milionerzy zastygli w miłosnym pocałunku, aby po chwili pieścić się nawzajem. Seks całkowicie ich otrzeźwił. Sytuacja trochę się uspokoiła, ale gdy do pokoju weszła służąca sióstr Vogel, namiętność znowu się obudziła.

Następne częściMilionerzy cz.2 Milionerzy cz.3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Bajkopisarz 11.04.2020
    „godziny swojego życia na”
    Swojego – zbędne
    „Jak on ma się do”
    On – zbędne
    „zwłaszcza na tej poważnej, niemal sztucznej twarzy żywej lalki”
    Tej w złym miejscu: zwłaszcza na poważnej, niemal sztucznej twarzy tej żywej lalki
    „nie dość, ze było mu”
    Że
    „żeby to znienawidzone zajęcie trwało krócej”
    To – zbędne
    „intencją było to, żeby nie musieć”
    Było, aby (i znika to)
    „a jego pan szybko”
    A Wolfgang szybko – i już nie ma kolejnego zaimka
    „z rąk tak sławnego milionera?”
    Sławnego nie pasuje, bo jeszcze przed chwilą się nie znali i musieli sobie przedstawić.
    „zupełnie inaczej. Również była wysoka, ale miała kręcone blond włosy. I ciemne oczy.”
    Jeśli zupełnie inaczej, to powinna być niska i mieć jasne oczy, w przeciwieństwie do siostry.
    „Wolfgang powoli rozbierał Clarę,”
    Z czego rozbierał, jak się przed chwila same rozebrały?

    Absurd czy nie? Może się wydawać, że tak, ale kto wie, co tym milionerowm, którzy uznali, ze nie muszą już pracować, bo nadszedł czas wydawania, odwala. Pewnie znacznie głupsze rzeczy, niż tu opisane, więc może to nie jest aż tak groteskowe ?
    Ale fajnie napisane, dobry tekst dla rozrywki.
  • Beatka 11.04.2020
    Dziękuję :)
  • Bajkopisarz 11.04.2020
    Beatka - zapraszam też do zostawienia komentarza u mnie ;)
  • Beatka 11.04.2020
    Bajkopisarz ;)
  • Dekaos Dondi 11.04.2020
    Beatko→Przeczytałem już wczoraj. I znowu bardzo ciekawie opisałaś, i dialogi też. I sam pomysł.
    Też by można napisać dalszy ciąg. Np→kim naprawdę są owe.. panie, a kim... milionerzy.
    A może to jakiś eksperyment... osób trzecich... sorry... tak mnie naszło.
    P.S→Oczywiście "Przyjaciół" to nie koniec?
    Pozdrawiam:)→5
  • Beatka 11.04.2020
    Przyjaciele już się szykują :)
    Dziękuję bardzo
  • Dekaos Dondi 11.04.2020
    Beatko→No to czekam cierpliwie:)
  • cos_ci_opowiem 11.04.2020
    Ciekawe, będzie ciąg dalszy? Wejście służącej sugeruje kontynuację orgietki. Ciekawa relacja milionera z lokajem. Są jakieś tam drobne błędy, trudno się ich ustrzec. Daję 5, pozdrawiam. :)
  • Beatka 11.04.2020
    Dziękuję :)
    Będzie ciąg dalszy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania