Poprzednie częściMilionerzy

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Milionerzy cz.2

Wolfgang z trudem otworzył oczy. Na samym początku nic nie zobaczył, jasne promienie słoneczne kompletnie go oślepiły. Po chwili zaczął dostrzegać coraz więcej i wyraźniej.

- Co tu się dzieje? - spytał. Nagle ktoś zasłonił mu ręką usta.

- Cicho! - syknął. Wolfgang rozpoznał głos Friedricha. - Bo nas usłyszą!

- Kto? - spytał szeptem milioner.

- Clara i Dorothea. Czyhają na nas!

Wolfgang podniósł się i usiadł na podłodze.

- Nie rozumiem.

- One chcą za nas wyjść!

- Co?!

- Cicho!

Friedrich obejrzał się i sprawdził, czy kobiet nie ma w pobliżu. Pomógł koledze wstać i pociągnął go za sobą.

- Chodź. Musimy stąd wyjść, zanim się zorientują, że nie śpimy.

Milionerzy na palcach wyszli z salonu. Panie krzątały się w kuchni. Wolfgang zerknął na zegar w przedpokoju. Była ósma rano.

Friedrich pociągnął go za rękę. Cicho jak myszy pod miotłą prześlizgnęli się obok kuchni i wpadli do sieni. Shwan ostrożnie otworzył drzwi wejściowe i wyciągnął kolegę na zewnątrz.

Biegiem wrócili na posesję milionera. Friedrich szybko otworzył drzwi. Czekał już na nich jego lokaj.

- Gdzie wy byliście? - pytał zdenerwowany. - Martwiłem się.

- Nie teraz! Natychmiast odwieź naszego gościa do jego domu! Piranie zaraz mogą tu być!

- Kto?

- Nieważne! Ubieraj się, już!

Lokaj posłusznie podszedł włożyć coś cieplejszego. Wolfgang przyciągnął Friedricha.

- O czym ty do cholery mówisz? - spytał. - Nic nie rozumiem.

- Obudziłem się wcześniej od ciebie. Clara i Dorothea już czekały. Powiedziały, że do tej pory chodziłem do nich tylko ja, a teraz jesteś też ty. Widzą w tym okazję. Jeszcze wczoraj nas poniosło po tym winie.

- Pamiętam... Koszmar! Ale jaką okazję?

- Jak to jaką? Posłuchaj. One są samotne, mieszkają w odziedziczonym po swoim nieprzyzwoicie bogatym ojcu, jak my, domu, żyją z tego, co zarabiają na czymś w rodzaju prostytucji, nie mają poza tą willą żadnego bogactwa, a domu za żadne skarby świata nie sprzedadzą, mimo, że jest wiele wart. A my? Jesteśmy samotnymi milionerami, mamy wszystko i w każdej chwili możemy mieć wszystko, na co nam tylko przyjdzie ochota. Przecież to jest dla nich doskonała okazja! Gdyby za nas wyszły, miałyby życie jak w raju. Myślą, że możemy być w nich zakochani i dlatego chcą to wykorzystać.

- Co ty mówisz? To straszne! Ale przecież nie mogą nas zmusić do małżeństwa.

- Oczywiście, że nie. O ile naturalnie nie mają na nas żadnego haka. Znam je trochę i wiem, że mogą być zdolne do wszystkiego. Dlatego ja się tu ukryję, dla ciebie natomiast najbezpieczniej będzie schować się w domu. Twoim.

- Dlaczego? Pomijając fakt, że nie wybaczyłbym sobie, gdyby mojemu lokajowi coś się przeze mnie stało?

- Bo jeśli mnie tu dopadną, chociaż ty zostaniesz.

- No tak… Co?!

- Nieważne! Szybko, uciekaj! Śmierć albo życie!

Milionerzy się pożegnali. Lokaj Friedricha już czekał na Wolfganga.

- Uważaj na siebie - przestrzegł Shwan.

- Ty też. Do zobaczenia.

- Miejmy nadzieję.

Wolfgang i lokaj wyszli pośpiesznie z domu i wsiedli do czerwonego audi. Natychmiast ruszyli w kierunku posesji milionera.

 

- Dziękuję. Wracaj do domu.

- Do widzenia.

Lokaj Friedricha wyjechał. Wolfgang szybko pobiegł do siebie, jakby się bał, że szalone kobiety gdzieś na niego czekają.

- Carlo! - wrzasnął Niemiec, dokładnie zaryglowując drzwi. - Carlo!

Nikt nie odpowiadał. Wolfgang wiedział, że to niemożliwe, ale oczami wyobraźni widział, jak Clara i Dorothea rozrywają jego biednego lokaja na strzępy.

- Carlo!

Milioner wszedł do jego sypialni. Owszem, był tam. Ale nie sam.

Leżał w łóżku, w swoim satynowym, fioletowym szlafroku i czyichś objęciach.

- Carlo! - zawołał Wolfgang, nim zdążył się opamiętać.

- Tak?

Lokaj uśmiechnął się, zapewne myśląc, że to ktoś inny go wita o poranku. Otworzył oczy i pisnął.

- Ależ, Wolfgang... Już wróciłeś? Zaraz ci to wszystko wytłumaczę...

- Nie, nie, strasznie przepraszam, nie chciałem tak wchodzić... Nie wiedziałem... Już wychodzę!

Wolfgang pośpiesznie wypadł z pokoju lokaja i zamknął drzwi. Był w szoku. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się zobaczyć.

Po dłuższej chwili, zdającej się trwać kilka godzin, z sypialni Carla wyszedł podobnie jak on niski, niezwykle przystojny mężczyzna. Miał dziwnie delikatne rysy twarzy, trochę jak u dziewczyny.

- Najmocniej przepraszam… Do widzenia!

Speszony szybko wyszedł. Nie potrafił się jednak powstrzymać i na odchodnym pocałował stojącego w drzwiach pokoju Carla.

- Do widzenia - uśmiechnął się zażenowany Wolfgang.

Po wyjściu niespodziewanego gościa spojrzał na wystraszonego lokaja.

- Bardzo przepraszam… Nie wiedziałem, że tak wcześnie wrócisz. Zaprosiłem... Kolegę. Trochę długo został. Wiem, że nie powinienem był go tak tutaj sprowadzać bez twojej wiedzy, ale…

- Nie tłumacz mi się - uciszył go Wolfgang. - Nie musisz. Jesteś moim lokajem, ale masz swoje życie i tym bardziej masz prawo, żeby robić z nim, co ci się podoba.

- Dziękuję... Zaraz wezmę się do roboty!

- Nie spiesz się. Na razie dam radę.

Carlo skinął głową i z powrotem zamknął się w sypialni.

Oparł się o drzwi plecami i odetchnął.

- Chryste… - westchnął. Nagle zobaczył w oknie znajomą twarz.

- Camillo! - podbiegł i otworzył okno. - Co robisz? Powinieneś teraz wracać do domu!

- Przepraszam, nie chciałem, żebyś miał przeze mnie kłopoty - szepnął Camillo, całując lokaja w usta. - Powiedz, czy masz poważne problemy?

- Nie, nie. Wolfgang powiedział, że nic się nie stało i mam swoje życie i tak dalej...

- Mogę wejść? Na chwileczkę.

- Tak.

Camillo sprawnie przeszedł przez okno i mocno przytulił Carla.

- Wybacz, strasznie mi przykro.

- Nic się nie stało, misiu. To przeze mnie. Nie nastawiłem zegarka…

Obaj ponownie mocno się przytulili. Wreszcie Camillo z trudem oderwał się od lokaja.

- Pójdę już. Dość masz na dzisiaj problemów. Przyjdę wieczorem, jeśli się zgodzisz.

- Wiesz, że tak.

Pocałowali się i Camillo przeszedł przez okno. Jeszcze raz cmoknął ukochanego i wyszedł.

Carlo westchnął, a potem zaczął się ubierać.

 

Wolfgang szczelnie zasłonił okna w całym domu. Usiadł w salonie. Nie miał ochoty na alkohol, ale czuł, że chyba tylko to może mu pomóc się uspokoić. Mimo to siedział na sofie i się nie ruszał.

Zamyślił się. Carlo? Naprawdę byłby zdolny do czegoś takiego? Właściwie to miał prawo do miłości i mógł się zakochać. Ale to było dziwne. Wolfgang nigdy by nie pomyślał, że lokaj… Niby każdy człowiek ma uczucia i może się kochać, ale nie potrafił sobie wyobrazić w tej roli Carla. To było naprawdę dziwne.

- Napijesz się czegoś?

Wolfgang spojrzał na lokaja i uśmiechnął się. Biedny człowiek musiał być przerażony.

- Tak, zrób mi herbaty, proszę.

- Dobrze.

Zwykle Carlo przychodził po nastawieniu wody i na przykład sprzątał, a gdy woda się zagotowała, szedł zrobić coś do picia. Tym jednak razem nie przyszedł. W salonie pojawił się dopiero po zrobieniu herbaty.

- Proszę.

- Dziękuję. Zrób też sobie i usiądź. Chcę z tobą porozmawiać. Ale nie bój się.

- Eee, w porządku...

Lokaj zrobił swoją ulubioną herbatę i przysiadł się do Wolfganga.

- O czym chcesz rozmawiać? - nerwowo spytał Carlo.

- Powiedz mi, jeśli masz ochotę naturalnie, czy w związku z posiadaniem... chłopaka, zamierzasz może rzucić pracę?

- No nie, nie chcę tracić roboty. Na razie nic nie planuję, to znaczy... Nieważne.

- Rozumiem. Czyli zostajesz?

- Jeśli nadal mogę tu pracować, to oczywiście.

- Ależ naturalnie, że możesz. Pytałem, bo wolałem wiedzieć, na czym stoję. Ciężko byłoby znaleźć drugiego tak dobrego lokaja i przyjaciela.

- Dziękuję.

Nastała niezręczna cisza. Carlo błyskawicznie znalazł sobie zajęcie.

- Wybacz, mój drogi, ale muszę iść do pracy. Miałem odkurzyć książki w twojej bibliotece.

- Oczywiście, skoro musisz już iść.

Lokaj szybko się ulotnił, pozostawiając Wolfganga samego z myślami.

 

W tym czasie lokaj Friedricha próbował odstraszyć dwie siostry, mieszkające po sąsiedzku. Stały pod domem milionera, waliły w drzwi wejściowe i krzyczały.

- Co się dzieje? - do przedpokoju wpadł gospodarz w szlafroku i ręczniku na głowie.

- Koniec świata, panie Friedrich! Te dwa piękne potwory w kobiecych ciałach nas dopadły!

Friedrich szybko podbiegł do okna i lekko odsunął zasłony.

- Matko kochana... Spokojnie! Chodźmy stąd! Na górę, szybko!

Pobiegli do sypialni milionera i zatrzasnęli się w środku.

- Co teraz będzie? - panikował lokaj.

- Spokojnie, Amadeusu. Będzie dobrze. Jeśli zaraz nie odejdą, po prostu zadzwonię na policję.

- To nie jest dobry pomysł - mężczyzna pokręcił głową. - A jeśli wmówią policjantom, że coś im pan zrobił?

- Niczego mi nie udowodnią. Ani Wolfgangowi. Nie panikuj.

- Ja nie…

Kobiety wybiły szybę w oknie w którymś z pokoi. Przerażony Amadeus złapał swojego pana za szlafrok, niemal go z niego zrywając.

- I co teraz?! Jak nas tu znajdą, to nawet wojsko nam nie pomoże!

- Uspokój się!

- Friedrich, gdzie jesteś? - to głos Clary.

- Szybko! Wyskakujemy!

- Co?!

Milioner otworzył okno i usiadł na parapecie.

- Co pan wyprawia?!

- Masz lepszy pomysł?!

Kobiety były coraz bliżej sypialni. Po kolei sprawdzały każdy pokój.

Friedrich z impetem runął w dół. Na całe szczęście wylądował w krzakach.

- Skacz! - zawołał z dołu do lokaja.

- Ale ja...

Dorothea kopnęła drzwi sypialni. Amadeus wziął rozpęd i przeskoczył przez okno. Wylądował w ramionach Friedricha. Razem stoczyli się z niewielkiego wzgórza. Milioner w porę złapał się drzewa, lokaj poturlał się jeszcze kawałek i wpadł w pokrzywy.

Friedrich z trudem wyciągnął go z gąszczu parzących roślin. Wsadził jęczącego Amadeusa do samochodu, a właściwie wrzucił go do środka jak lalkę. Sam usiadł za kierownicą. Odpalił silnik, z całej siły wcisnął pedał gazu i wyjechał ze swojej posesji. W ostatniej chwili, bowiem do auta dobiegały rozjuszone siostry Vogel.

 

Carlo podlewał kwiaty obok domu, gdy na podwórko wjechało audi. Wyszedł z niego spocony Friedrich.

- Dzień dobry! - zawołał do lokaja.

- Witam. To pan?

- Tak.

- Co się dzieje?

- Potrzebuję pomocy.

- Co się stało?

W odpowiedzi milioner otworzył tylne drzwiczki samochodu.

- Boże... Co mu jest?! - zapytał zszokowany Carlo.

- Wpadł w pokrzywy, gdy… później panu opowiem.

- Dobrze. Niech go pan jakoś przeniesie do domu, opatrzę to.

Carlo pobiegł do rezydencji. Po drodze spotkał Wolfganga.

- Co tam się dzieje? - spytał zaniepokojony milioner.

- Przyjechał pan Friedrich. Muszę iść po apteczkę.

Rozeszli się. Wolfgang wybiegł na zewnątrz. Kolega próbował pomoc swemu lokajowi dojść do domu.

- Co mu się stało?

- Wolfgang! Jak ja się cieszę, że cię widzę! Pomóż mi.

Razem przytrzymali poparzonego Amadeusa. Kunststaff od razu go rozpoznał.

- Co mu jest?

- Wpadł w pokrzywy, jak uciekaliśmy przed Vogel - wydyszał Friedrich.

- Dopadły was?!

- Zdemolowały mi dom podczas swoich poszukiwań. Wyskoczyliśmy przez okno sypialni.

- Zanieśmy go do domu, Carlo się nim zajmie.

Wspólnie udało im się doprowadzić biednego Amadeusa do salonu. Lokaj Wolfganga już na nich czekał z całym niezbędnym sprzętem.

- Zajmie się nim - gospodarz poklepał kolegę po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.

- Dziękuję.

- Zamknę bramę, tak na wszelki wypadek - stwierdził Wolfgang. - Widzę, że się kąpałeś.

- Tak, ale te potworne kobiety mi przeszkodziły.

- Możesz dokończyć w mojej łazience. Weź, co potrzebujesz.

- Nie powinienem…

- Przestań, oczywiście, że powinieneś.

- Będę bardzo wdzięczny.

W końcu Friedrich zgodził się skończyć kąpiel w domu kolegi. Wolfgang wyszedł zamknąć bramę. Był szczęśliwy, że żadna z sióstr Vogel nie wiedziała, gdzie mieszka.

Friedrich nadal się kąpał, Carlo zaś opatrywał rany Amadeusa.

- Co z nim? - spytał Wolfgang.

- To nic poważnego, zaraz to opatrzymy i będzie dobrze. Ale może jeszcze boleć - przestrzegł lokaj, przyjacielsko uśmiechając się do kolegi po fachu.

- Na to też coś zaradzimy - zapewnił gospodarz.

Amadeus słabo się uśmiechnął i syknął, gdy Carlo przemywał oparzenie na lewym policzku. Czuł się nieco lepiej, ale nadal wszystko go paliło, jakby dopiero co wynieśli go z płonącego domu, w którym omal nie zginął.

Friedrich wszedł do salonu. Wyraźnie mu ulżyło, oddychał już spokojniej i nawet się uśmiechał.

- Co z Amadeusem? - zwrócił się do Carla.

- W porządku. Rany po oparzeniach nie są poważne, już prawie wszystkie opatrzyłem. Niedługo poczuje się znacznie lepiej.

- Nie wiem, jak mam ci dziękować!

- Nie trzeba.

Friedrich przysiadł się do swojego kolegi.

- Powinieneś zadzwonić na policję - powiedział Wolfgang. - Przecież te kobiety wtargnęły do twojego domu.

- Wiem, wiem…

- Ale?

- Ale boję się, że mogą coś na nas mieć - szepnął Friedrich. - Nie wiem, co by to mogło być. Od rana się nad tym zastanawiałem. Raczej nie oskarżą nas o gwałt. Ale o coś innego? Kto wie.

- Nie możesz tak tego zostawić - pokręcił głową Wolfgang.

- Wiem. Ale muszę pomyśleć. Niebezpiecznie jest teraz powiadamiać policję. To by się mogło nieciekawie skończyć. Musimy zaczekać, aż Clara i Dorothea ochłoną. Choć nie wiem, dlaczego.

Gospodarz zaproponował koledze coś mocniejszego. Potem nalał im po kieliszku wódki. Jednym poczęstowali również poparzonego Amadeusa, na prośbę Carla.

- To mu nie zaszkodzi? - zaniepokoił się Friedrich.

- Nie, spokojnie. Dzięki temu nie będzie go tak bolało - odpowiedział lokaj.

Sam nie pił. Zamiast tego przeprosił na chwilę towarzystwo i poszedł do swojej sypialni.

- Halo? Camillo?

- Cześć, kochanie! Coś się stało?

- Tak. Możesz przyjechać?

Zaniepokojony mężczyzna prawie upuścił telefon.

- Masz jakieś problemy? - spytał nerwowo.

- Nie ja. Choć właściwie to może ja też… Przyjedziesz?

- Oczywiście. Zaraz będę.

- Dziękuję.

Carlo odłożył telefon i wyszedł z pokoju.

W salonie toczyła się ciekawa konwersacja. Lokaj stanął pod drzwiami i przysłuchiwał się przez chwilę.

- Co teraz zrobimy? - pytał Friedrich.

- Nie wiem, ale coś musimy. Wiesz, jakie możemy mieć kłopoty? - to był Wolfgang.

O dziwo, odezwał się też Amadeus.

- Nie wiem, co zrobiliście tym kobietom, ale jestem pod wrażeniem. Po raz pierwszy w życiu widziałem tak rozwścieczone damy. A miałem ich sporo.

- Cholera! Przecież tam była też służąca tych sióstr! - przypomniał sobie Friedrich. - Szlag by to trafił...

Ktoś zapukał do drzwi.

- Ja otworzę! - zawołał Carlo.

Za drzwiami stał Camillo. Pocałował lokaja na powitanie.

- Co się stało? - spytał szeptem.

Carlo cichutko powiedział mu coś na ucho. Gość słuchał uważnie i co jakiś czas kiwał głową.

- Rozumiem - powiedział wreszcie. - Co tak cicho?

Jak się można było domyśleć, wszyscy się pochowali. Zapewne sądzili, że to siostry Vogel ich znalazły. Co ciekawe, tak się spieszyli, że nie zdążyli ukryć Amadeusa. Zamiast tego całkowicie przykryli go czarnym kocem.

- Hej, to ja - odezwał się Carlo. - Kogoś zaprosiłem.

Friedrich wyszedł zza szafki z alkoholem, Wolfgang wyczołgał się spod stołu, a Amadeus wysunął się spod koca.

- Udawał martwego - powiedział gospodarz w odpowiedzi na pytające spojrzenia lokaja i gościa.

- Dzień dobry - nieśmiało przywitał się Camillo.

- Witam - uśmiechnął się Wolfgang.

- To jest Camillo. Myślę, że może wam pomóc.

- Niby jak? - zainteresował się Friedrich.

- Zajmie się tymi siostrami, nie będą wam zagrażały.

- A skąd wiesz o tym wszystkim? - podejrzliwie spytał Wolfgang.

- Amadeus mi powiedział. Właściwie wyjęczał. Nie martwcie się, Camillo da sobie z tym radę.

- W porządku. Niech spróbuje, ale ostrożnie! Te kobiety są rozwścieczone, chyba nie muszę mówić, co się wtedy może stać.

- Spokojnie - odezwał się gość. - Poradzę sobie. Tylko jakby ktoś mógł mi wskazać ich miejsce zamieszkania, to byłbym bardzo wdzięczny.

Mimo protestów Wolfganga Carlo osobiście podwiózł ukochanego pod dom sióstr Vogel.

- Bądź ostrożny - poprosił lokaj.

- Obiecuję. Już niedługo nic nie będzie wam zagrażać.

Następne częściMilionerzy cz.3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dekaos Dondi 19.04.2020
    Beatko→Jestem pozytywnie zaskoczony. Akcja wartka, wciąż coś nowego się dzieje, dialogi jak trzeba,
    i w ogóle coraz ciekawiej. Siostry też... pełne tajemnic:)
    Mogłabyś jedynie podzielić na kilka akapitów, w odpowiednich miejscach. Lepiej się czyta.
    Ale to szczegół mój subiektywny.
    Pozdrawiam:)↔5
  • Beatka 19.04.2020
    Bardzo dziękuję :)
  • Bajkopisarz 19.04.2020
    „wstać i pociągnął go za”
    Pociągając go (unikasz ciągłej konstrukcji zdań z i)
    „gdyby mojemu lokajowi coś się”
    Tu mi bardziej pasuje: twojemu lokajowi, ale nie jestem pewien jaki był zamysł.
    „bardziej masz prawo,”
    Masz – zbędne
    „Oparł się o drzwi plecami i odetchnął.”
    Dopisz kto się oparł.
    „Co tak cicho?”
    Co tu tak cicho – bez tu cicho nawiązuje do mówienia na ucho sprzed chwili

    Nie myślałem, że pociągniesz tą historię, ale na szczęście tak się stało. Bardzo dobre, na luzie i z dużą dozą absurdu, takiego jak lubię, bez skrętu w bezsens.
  • Beatka 19.04.2020
    Dziękuję za rady i spostrzeżenia, i oczywiście za przeczytanie :)
  • cos_ci_opowiem 25.04.2020
    Jeden drobiazg, jeśli dobrze pamiętam, w części 1. jeden z milionerów nazywał się Schwan, tu Shwan - drobiazg, ale trochę kłuje w oczy. Poza tym akcja się coraz ciekawiej rozkręca, czekam na 3. część, pozdrawiam. :)
  • Beatka 02.05.2020
    Bardzo mi miło, dziękuję :)
    Faktycznie. Uczę się niemieckiego i powiem, że naprawdę ciężko zapamiętać te litery, dzięki za uwagę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania