Miłość, morze i plaża
"Mamy morze, plażę, zachód Słońca, panienkę słodką i niewinną plus młodzieńca starającego się ;) Tera trza by to ubrać w słowa, kwiatki, okrasić promiennie itd."
Ja, jako starodawny młodzieniec, czyli stary, ale jary i rzutki młodzian z siwą brodą, postanowiłem wykazać się i przepłynąć Ocean Niespokojny wpław.
Ubrałem zatem kąpielówki w kwiatki, założyłem na łeb srogi, gumowy czepiec w barwach zachodzącego słońca i rzuciłem żywiołowi wyzwanie! Wskoczyłem w toń i zacząłem płynąć: najpierw, dla rozgrzewki płynąłem kraulem, następnie końskim cwałem, ale chybko opadłem z sił, więc uskuteczniłem styl klasyczny i na nim poprzestałem. Prądy oceaniczne miotały mną z kąta w kąt, od jednego archipelagu do drugiego, a na koniec mojej odysei dopadł mnie orkan i rzucił na atol Bikini. Jakież było moje zdziwienie, gdy na tymże atolu zoczyłem dziewczę w bikini. Od razu poweselałem mimo srogiej porażki, zaplotłem warkoczyki na brodzie, pośliniwszy je wcześniej; wyczesałem małże z miejsc intymnych i ruszyłem w kolejny bój.
Dziewczę zobaczywszy groźnego wilka morskiego, wyszedłem bowiem z morza niczym Afrodyta z morskiej piany, nagi, jak i ona, (kąpielówki gdzieś mi przepadły po drodze, podejrzewam o to pewnego, namolnego rekina, który widać romantyk, pasjami dobierał się do moich kwiatków) spłonęła rumieńcem dziewiczym, opuściła oczęta, wierciła piętą stópki dołek w piaszczystej, pełnej skorpionów plaży — płocha widać z niej istota. Ja niezrażony, wręcz podniecony, zdjąłem gumowany, czerwi czepiec, zamiotłem skorpiony, kraby i inne żaby, i padłem przede nią na jedno kolano, bo drugie, schorowane, postanowiłem oszczędzić na czarną godzinę, i wyznałem miłość płomienną, jako że nie lubiłem zasypiać gruszek w popiele i chwytałem zawsze byka za rogi. Dziewczyna dalej wierciła stópką, wwierciła się już prawie do pasa, myślę, coś nie tak, trzeba zatrzymać ten proces. Okazało się, że miejsce to było felerne i znane jako kurzawka, albo lotne piaski i pochłania niewiniątka. Zakasałem zatem nieistniejące rękawy i dalejże kopać, a ratować nieszczęsną. Cudem prawie, przy pomocy armii krabów i rozgwiazd, wydobyłem ukochaną z otchłani piaszczystej.
Wdzięczna wielce nieznajomemu, postanowiła przyjąć jego końskie zaloty i rozmnożyć się, składając jaja na Atolu. Była to bowiem groźna i podstępna Wenera z Wenus, która tu, na Ziemię przybyła chyżym korabiem, by podbić głupich Ziemian.
Koniec i bajka, kura zniosła jajka.
Komentarze (15)
chłe chłe, ale widok.
PS.
Szybkoś się uwinął. Przykro mi, aleś wg mła nie podołał jednak, choć opowiadanko, samo w sobie, całkiem kozacko-luzerskie ci wyszło ;)) Czyli dokładnie w twoim stylu ;)) Ale zamysł był inny. Miały być wzniosłe uczucia, ochy achy, po cichu naiwnie liczyłam na jakieś sentymentalne opisy przyrody ehhh. Gdyby nie to, nawet bym pochwaliła i w ogóle te sprawy ;))
Miało być słodko i niewinnie a nie szczubacko ;) Widać wykolejenie się czy nawet przeskok na inny tor to trudna sprawa ;)
Niemniej uśmiałam się okrutnie czytając tę twoją "romantyczną jak diabli" historię ;))
Pazdrawlijaju Obywatelu ;))
http://www.opowi.pl/milosc-morze-i-plaza-v2-a40330/
„spłonęła rumieńcem dziewiczym, opuściła oczęta, wierciła piętą stópki dołek w piaszczystej, pełnej skorpionów plaży — płocha widać z niej istota” – jak słodziasznie
„Dziewczyna dalej wierciła stópką, wwierciła się już prawie do pasa, myślę, coś nie tak, trzeba zatrzymać ten proces” :DD
Hm, spoko opko, nie rozumiem wymiany zdań z Agą, jaki temat? Że to miało być bardziej sentymentalnie? To jakaś bitwa, tw, czy co? Ogólnie tekst git, w |Twoim lekkim tonie i nie mam się czego czepić :)
Oki, tera ide pogrzebać w swoim tw i wrócę do czytusiania niebawem :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania