Misza jest DOBRYM psem! Od dzikusa do mądrali - historia porzuconego psa 5. 4. Poskramianie złośnika czyli jak pracowaliśmy

Zabiegi pielęgnacyjne

 

„Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga”, czyli zaglądajmy do duszy, nie zaniedbując ciała

 

Zabiegi pielęgnacyjne to nieodzowny element dobrostanu zwierzęcia. Ileż to psów - również tych kochanych i przytulanych - cierpi z powodu zaniedbań człowieka, których ten nawet nie jest niekiedy świadom. Niewyczesany podszerstek zbija się i filcuje ciągnąc skórę - w skrajnych przypadkach powstaje spilśniony pancerz, z powodu którego pies bardzo cierpi - napięty włos, brak dostępu powietrza, pasożyty skórne, owrzodzenia, rany... Długi włos wśród paluszków, między poduszkami łapek - w połączeniu z piaskiem i drobnymi kamyczkami tworzy raniące, sfilcowane kulki; poklejona odchodami sierść pod ogonem - nierzadko tworząca aż skorupę - to kolejne źródło odparzeń, ran i bólu. A jeśli psina - karmiona jakimiś „cudami” powodującymi rozwolnienia - w dodatku jest otyła (niestety częste zjawisko), to nawet nie może sama sobie zrobić porządku. Tragedia! Dlatego skóra powinna być regularnie kontrolowana, a sierść czesana - im dłuższy włos, tym skrupulatniej - od samej skóry, nie tylko po wierzchu. I nie tylko obszary „do głaskania” - cały pies jest nasz. Czesać należy również psy krótkowłose - oczyszcza się je z brudu i kurzu, usuwa martwy włos i naskórek a dodatkowo fundujemy zwierzęciu masaż i poprawiamy ukrwienie; jest to zarazem okazja do przeglądu pod kątem pasożytów. Dzięki regularnej pielęgnacji pies ma włos elastyczny i jedwabisty; jeśli pozwala na to rodzaj okrywy - pięknie się błyszczy (pod warunkiem, że jest należycie karmiony), a kąpieli wymaga tylko (pomijając kwestie groomerskie), gdy się „wyperfumuje”, lub zażyje kąpieli błotnych.

 

Pazury - kolejny równie ważny, co bagatelizowany element psiej pielęgnacji. Byłoby dobrze, gdyby mógł je przycinać sam opiekun, jednak nie jest tu tak, jak w przypadku czesania, że wystarczy „tylko” nie pociągnąć, żeby nie bolało; tu potrzebna jest wiedza: jak zbudowany jest pazur oraz kiedy i w jaki sposób ciąć. Pies skaleczony raz - może nam wybaczy, ale kolejny błąd poskutkuje panicznym strachem i odmową współpracy.

 

Zęby - jeszcze łatwiejsze do zaniedbania, bo mało widoczne - a przynajmniej te ich partie, na których gromadzi się osad. Jeśli nie widać - to problemu nie ma... A jest i to bardzo poważny, bo kamień nazębny powstaje już we wczesnej młodości psa i bardzo szybko się nawarstwia, rujnując szkliwo, dziąsła i cały organizm, przysparzając zwierzęciu wielkiego bólu. Zaniedbania stomatologiczne nie zawsze są wynikiem braku zainteresowania i dobrej woli opiekuna, lecz faktu, że nie wdrożył pupila w porę oraz w odpowiedni sposób do przeglądu i czyszczenia zębów. Gdy dziąsła już krwawią, a pies jest cierpiący, tym bardziej nie pozwoli, aby szczoteczka dotknęła zranionych miejsc.

 

Pies śmierdzi - słychać pogardliwe i niesprawiedliwe oskarżenia, wobec których zwierzę jest absolutnie bezradne i niewinne. Doglądnięte i wypielęgnowane nie wydziela zapachów. Jeśli jednak – oznacza to alarm ze strony chorych uszu, oczu, zębów czy odbytu; a może to skołtuniona, wiecznie wilgotna, pełna mikrobów sierść (łapki żądzą się własnym prawami – fizjologii).

 

Dzięki regularnym kontrolom można uniknąć wielu zdrowotnych oraz wychowawczych problemów. „Wystarczy” oswoić z zabiegami – są wówczas traktowane jako coś naturalnego; jeśli pies jest cierpliwie wdrażany od szczeniaczka - nie zaznaje przy tym bólu i strachu - nie zna szarpania futra, krwawiących pazurów; szarpaniny, wrzasków i bicia - pozwala na wszystko. A jeśli tym procedurom towarzyszą smakołyki, to na widok grzebienia, szczotki (również do zębów), obcinaczy do pazurów i wszelkich innych akcesoriów sam będzie się ustawiał; nawet przyniesie je z własnej inicjatywy. Natomiast „ubocznym efektem” takiej współpracy jest jeszcze silniejsza więź i porozumienie.


 

Z powyższych względów Misza nie miał wyjścia - musiał nadrobić zaległości w higienicznej edukacji. Jako że pies „nietykalny” - bez smakołyków nie podchodź! Mimo, że miał pod nosem aromatyczną parówkę, kładł się, wymykał, łapał za ręce, wił się i skręcał - piszcząc przy tym i powarkując; próbował ugryźć i uciec. Najważniejsze w tym chaosie było to, aby strach i panika ustąpiły miejsca myśleniu - że warto się skupić i popracować nad zdobyciem nagrody. Ale to trwało i trwało - jak długo? - wiele miesięcy upłynęło, zanim biedak przekonał się, że nic mu nie grozi.

 

Gdy już zapach nagrody zdołał na kilka sekund przekierować uwagę Miszy (słowo: skupienie byłoby nadużyciem) - dotknęłam go grzebieniem. Za to, że pozwolił się dotknąć, dostał smakołyk i pochwałę. Największa trudność polegała na tym, aby wstrzelić się w sekundę spokoju tego spanikowanego piskorza, żeby pojął, za co jest nagradzany; żeby powstał w jego umyśle schemat: pozwoliłem się dotknąć, uczesać - dostałem nagrodę; czyli czesanie = przyjemność. Kiedy zdołałam wreszcie wyczesać całego psa - nie pamiętam; długo byliśmy na etapie pojedynczych muśnięć. Próbowałam też użyć szczotek, ale skutek był ten sam, a nawet w przypadku drucianej - jeszcze bardziej opłakany; skoro jednak okazało się, że psisko ma śrut pod skórą od co najmniej szyi po zad - protesty stały się tym bardziej uzasadnione.

 

Analogicznie zdobywaliśmy kolejne bastiony. Aby obejrzeć zęby, najpierw dotykałam pyszczka i nagradzałam, w kolejnym kroku - uchylałam fafle i nagradzałam. W następnym etapie udawało mi się ujrzeć co nieco wyłącznie przy uchylonych faflach, ale były to „pozwolenia” na ułamki sekund - i już Misza rzucał głową, drapał i starał się uciec. Po wielu tygodniach obraz trzonowca błysnął mi zaledwie; nie szkodzi - z dwóch uparciuchów któryś zawsze okaże się w końcu wytrwalszy. I to musiałam być ja. Powoli ośmielałam się otwierać pyszczek - znów na ułamki chwil, a psisko niezmordowanie usiłowało pozbyć się mnie, drapiąc, piszcząc i wijąc się. Nic to - pracowaliśmy do znoju, posiłkując się - każde z nas - swoimi sztuczkami.

 

Pazury - zanim skróciłam pierwszy, zaczęłam od komendy: połóż się. Gdy już jako tako „opanował” - w przypadku Miszy łatwo pogubić się w znaczeniach czasowników: opanować i oponować - przeszłam do łapek. Gdybym chciała czekać, aż wyszlifujemy cierpliwe leżenie (bo tak by najpierw należało), pazury zawinęłyby się w baranie rogi, więc przy okazji „uspokajania” łapek utrwalałam polecenia: połóż się, zostań, które trzeba było egzekwować milion razy. Oczywiście raptusiewicz znów rozwinął cały wachlarz zachowań ni to kontestujących, ni aprobujących - myślę, że miks sugerujący jednak gotowość do współpracy, która wyglądała tak: to wstawał, to kładł się, to przysiadał „udając", że leży, to odbiegł, to przyleciał z powrotem, to położył się i w okamgnieniu wstał, to dał łapkę, ale zaraz wyrwał, już stoi, już siedzi, już leży; zaczepia mnie łapką - no masz, przecież ci daję! Nie chcesz? - to wstaję i lecę! (żebym to ja w połowie była taka szybka!.. na przykład w posługiwaniu się klawiaturą komputera). Ponieważ Misza był już na etapie świadomości wymiernych korzyści kulinarnych, jakie niesie ze sobą czynienie zadość wymysłom (!) człowieka (nie mylić z posłuszeństwem), oczekiwał nagrody za każde wierzgnięcie. Wielokrotnie mnie to wkurzało - zwłaszcza, że moje morale było już mocno sponiewierane i nadwyrężone - ale jednocześnie bawiło nieraz do łez, uświadamiając jaka ja jestem ułomna wobec tego bystrzachy.

 

Śmiech śmiechem, ale wtajemniczeni wiedzą, że punktem wyjścia w szkoleniu psa jest opanowanie jego ekscytacji - wyciszenie ciała i umysłu. Zwłaszcza, gdy idzie o bezpieczne przycięcie czarnych, jak smoła pazurów. Tymczasem trzymam łapkę, łapka wierzga, ale ja nie puszczam - raz rowerek, raz hulajnoga, a raczej hulajłapa. Połóż się, leż, pozwól - padają prośby. W końcu pośród tej ekwilibrystyki udaje się przyciąć na odpowiednią długość jeden pazur. Nagroda! I pochwała: dobry pies. Na początku smakołyk wpadał do pyszczka po każdej pojedynczej korekcie. Później po dwóch, trzech, ale Misza długo jeszcze wierzgał już po pierwszej, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że wymuszam na nim cierpliwą współpracę, i docelowo nagradzanie ma następować po wykonaniu całego pedicure. W którymś momencie zdałam sobie sprawę, że mądraliński przeszedł od łaskawego - kilkusekundowego - przyzwolenia do… wymuszania. Skoro więc po drugim pazurze pedałował, wyrywał łapkę domagając się kąska - puszczałam uparciucha – no to leć! Z rozpędu odbiegał triumfatorsko na niewielką odległość, ale - stanął i patrzy zdziwiony - ani nagradzania, ani błagania psa - co jest? A ja odkładałam cążki i udawałam, że mnie to wszystko nie obchodzi. Zignorowanie wariatuńcia jest najbardziej skutecznym sposobem postępowania z psem: nie? - to nie; jego efektywność polega na tym, że pies zaczyna sięgać po cały repertuar zachowań testując, czym mógłby znów pozyskać uwagę człowieka - jakby świszczypała pożałował nagle swojej lekkomyślności. Teraz to on zabiegał o moje względy i w lansadach wypróbowywał, co zadziała, a ja tłumiąc śmiech odwracałam głowę i nie podejmowałam dialogu. W końcu sam się położył i zaczął mnie zaczepiać łapką.

 

Każdy jest w stanie dopracować się takich relacji z psem, warunek: serdeczność, wyrozumiałość i cierpliwość. Jeśli jeszcze podarujemy zwierzęciu czas na samodzielne myślenie - nastąpi eksplozja pomysłowości. Niejeden powie: po co tyle ceregieli - przytrzymuje ci ktoś psa i załatwiasz temat. Owszem, ale to jest droga na skróty. Pieski tak traktowane wpadają w panikę; są znerwicowane, mają paskudne skojarzenia z miejscem i osobami stosującymi przymus. Czują się osaczone, stłamszone - dosłownie i w przenośni; trzymane w kleszczowym uścisku - nawet nie mają złudzenia co do jakiejkolwiek formy obrony. W dodatku - gdy się wiją i usilnie wyrywają - zwiększają prawdopodobieństwo skaleczenia, urazu fizycznego i tym samym bólu; powstaje błędne koło.

 

Oczywiście, że przytrzymanie - np. w gabinecie weterynaryjnym - bywa konieczne, ale dla pieska, oswojonego z różnymi zabiegami - w dodatku przy wsparciu pysznych smakołyków - to fraszka. A jeśli poprosimy, żeby - zamiast nas - pan(i) doktor dał(a) nagródkę, to i on(a) zacznie się dobrze kojarzyć mimo igły i strzykawki. Poza tym, jeśli zwierzątko dostanie możliwość życzliwej współpracy - chętnie ją podejmie mając poczucie swobody i wpływu na sytuację. Oczywiście, to my dzierżymy ster i zawsze wyegzekwujemy, co zamierzyliśmy, jednakże traktując psa po partnersku dajemy mu wolność myślenia. Skutkiem tego zwierzę rośnie - rozwija się, mając możliwość uporządkowania sobie wszystkiego, co dzieje się wokół i w jego umyśle. Dzięki temu lepiej odnajduje się w ludzkim świecie i przystaje na obowiązujące zasady - choć nigdy nie zrozumie ich celowości; zyskuje spokój, równowagę i poczucie bezpieczeństwa, a człowiek – wspaniałego towarzysza życia.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Cain 2 miesiące temu
    Super. Czekamy na dalsze części z cyklu, choć sugerowałbym lekką zmianę tematu, np Przygody Miszy w Kosmosie lub Misza wśród Buddyjskich mnichów.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Misza'story 2 miesiące temu
    Hmm, dalsze części - wobec zaistniałej sytuacji... bardzo nie wiem; coś tu kogoś wyraźnie kłuje...
    Gdyby jednak, dzięki, ale nie przychylę się do Twoich sugestii, bo w opowieści nie chodzi o mnie - moje ewentualne talenty szkoleniowe, pisarskie... (czy też ich brak), o zabawianie czytelnika. Chodzi o prawdziwe ŻYCIE, o to, do czego można doprowadzić psychikę psa. W sensie jak najgorszym (bieżący rozdz.) i jak najlepszym; co (jeśli w ogóle) da się zrobić z efektami znęcania się nad zwierzęciem.

    Misza przeszedł nieprawdopodobną metamorfozę; będąc pod wrażeniem tego zjawiska, postanowiłam opisać w nadziei, że przyniesie wiele pożytku - nie tylko psiarzom (a może i pisarzom-psiarzom :)... Dlaczego tak drobiazgowo? - powodów jest co najmniej kilka, a stają się oczywiste, dla tych, którzy przeczytali całość. Ci również twierdzą, że poznawszy naszą historię, długo nie mogą się otrząsnąć.

    Dla niejednego moja relacja będzie nudna - cóż, wiele zależy od naszych życiowych doświadczeń, oczekiwań i wyobrażeń; jeszcze się taki nie narodził... Tym bardziej dziękuję za uwagę.
    Pozdrawiam serdecznie.
  • Florian Konrad 2 miesiące temu
    Aż nie wierzę, że ktoś wpadł na pomysł publikowania tego na Opowi. O ile ta historia w ogóle jest prawdziwa, ale pewnie tak... walnijcie to na fejsa, ludzie, załóżcie Miszy stronę na Fejsbuniu. To nie literatura piękna. Publikowanie tego pośród opowiadań i wierszy - no sorry, ale uważam za mega pomyłkę i wtopę.
  • Misza'story 2 miesiące temu
    JA JESTEM Misza'story!!! KTOŚ SIĘ PODE MNIE PODSZYWA!!! BEZPRAWNIE KOMENTUJE W MOIM IMIENIU I UŻYWA ZDJĘCIA MISZY!!! ŻADEN Z KOMENTARZY TU, ANI POD UTWOREM na koncie Florian Konrad nie jest mojego autorstwa!!! PROSZĘ ADMINISTRATORA O POMOC!!!
  • c'Ant 2 miesiące temu
    Spokojnie. Już będziemy banować użytkownika.
    Dodatkowo zgłosiłem też tą osobę na policję. Niech to będzie ostrzeżenie dla wszystkich użytkowników tego portalu. Skończyły się gierki.
  • pitolik 2 miesiące temu
    997 - natychmiastowa pomoc.
  • zsrrknight 2 miesiące temu
    na dole strony jest przycisk "kontakt". Tam można pisać
  • Misza'story 2 miesiące temu
    c'Ant
    Bardzo dziękuję, jestem wstrząśnięta tą sytuacją!
  • Misza'story 2 miesiące temu
    zsrrknight
    Dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania