Moneta

Tylko ktoś przejęty własnymi troskami, zwracający uwagę na każdy detal otaczającego świata, mógł dostrzec w lichym świetle napływającego wieczoru monetę leżącą na poboczu. W połowie skrywała ją zieleń trawy, ale Jacek zobaczył znalezisko bez problemu.

Schylił się po monetę, kiedy za plecami po ulicy z hukiem przemknął ciężarowy Star. Chłopak zachwiał się na nogach, czując, jak powiew wiatru uderza, niczym fala powodziowa.

To była stara moneta, w dobrym stanie, co mogło oznaczać, że nie leżała tam zbyt długo. Była jedynie lekko przybrudzona. Na rewersie widniała liczba dwadzieścia, w prostej kompozycji bez żadnych udziwnień z podpisem między dwiema linia – złotych. Dwadzieścia złotych. Jacek odwrócił znalezisko na awers. Tam od razu rozpoznał, że pieniądz pochodzi z okresu PRL, na co wskazywał orzeł bez korony. Wokoło niego, tak jak chłopak przypuszczał, rozwlekał się niczym wąż napis – Polska Rzeczpospolita Ludowa. Rok wybicia – 1985, a więc okres ostatnich podrygów betonowego systemu, przynajmniej w teorii. Pamiętał, że u dziadków w małym słoiczku po koncentracie pomidorowym, widział kilka podobnych, może nie takich samych monet i trochę banknotów. Jeden zapamiętał bardzo dobrze – milion złotych, zmiętolone, podobne do bezużytecznego papierka po cukierku. Hiperinflacja na całego.

Włożył pieniądz do kieszeni i pomaszerował dalej. Musiał wrócić w wir, z którego nagle wyszedł, w inny świat, choć na moment zapominając o tym jak przerąbał sobie życie. Iluzja, która trwała wystarczająco długo, żeby tęsknić teraz za nią chorobliwie.

Chodnik biegł w świetle zapalających się powoli latarń. Jacek skręcił w wydeptaną ścieżkę na trawniku, prowadzącą do wąwozu, pozostałości po dawnej żwirowni. Lej był ogrodzony niewysokim płotem. Wielu z łatwością przeskakiwało i szukało szczęścia na dole, może najbliżej piekła w okolicy?

On nie chciał. Bywał tam wiele razy. Nic ciekawego. Trochę śmieci, różnych – telewizory kineskopowe, radia, plastik, stare łachy. Do tego kilka lisich nor, może już dawno pustych. Nie przeszedł przez płot od kilku ładnych lat. Ilu? Nie miał pojęcia. Od ośmiu? Możliwe. Blisko tego na pewno. I więcej niż pięć. Wtedy, czasami, spotykał tam kolegów jarających blanty. On nie chciał. Nigdy nie chciał. Kiedy życie podsuwało mu pomysły na siebie, też odmawiał. Nie chciał. Cały tam proces wyborów, a raczej ich unikania doprowadził go właśnie tutaj.

Szedł wzdłuż płotu, a kiedy murowane ogrodzenie obijało w lewo, nie podążył za nim. Przeszedł kawałek i usiadł pod starą wierzbą. Za kilkadziesiąt metrów zaczynał się osiedlowy park, ale tutaj nikt nie przychodził. Tutaj był bezpieczny i samotny, tak jak wybrał.

Wyjął z kieszeni monetę. Przyświecił latarką ze smartfona. Ściemniało się, a szczególnie tutaj, pośród drzew i bez obecności choćby jednej lampy. W zasadzie, po co ją wyjmował. Wiedział już o tym znalezisku wszystko. Gapił się znowu na awers i rewers, przekręcał, macał, podrzucał w dłoni. Rozmyślał, do kogo należała. Może do podróżnika w czasie? Wypadał kiedy tunel czasoprzestrzenny w pewnym momencie przestał być szczelny, podobnie jak kieszeń podróżnika, w której trzymał pieniądze. Rozsypały się po czasie, wylądowały kiedy dwie wieże nie kojarzyły się wyłącznie z pewnym cyklem fantasy, kiedy brzozy przypuściły atak nad wyraz skuteczny i wreszcie jakaś zagubiona wylądowała akurat przed tym jak jakiś samotny, pozbawiony perspektyw koleś szedł chodnikiem, ze wzrokiem wbitym w bruk i pobocze, z myślami postrzępionymi tak, że nie da się z nich ułożyć nowego życia. Już nie.

Miał wrażenie, silne, że ktoś do niego mówi. Słyszał jakby szept, niezrozumiały, pochodzący nie wiadomo skąd. Umierał? Wręcz przeciwnie. Wstał i otrzepał się. Potem uderzył dłonią w lewy policzek. Bolało jak cholera. Żył, na pewno. A jednak nadal coś słyszał. W drugiej dłoni ściskał monetę, coraz mocniej i mocniej, zupełnie nie będąc tego świadom. Nad głową niebo ciemniało coraz bardziej. To… lej. Tak. Był tego pewny. Podszedł do ogrodzenia i nasłuchiwał. Potem zauważył nikłe światło na dnie, pomiędzy krzakami. Miał nigdy tam nie schodzić, nigdy nie zapuszczać się, do jak to mawiali, najbliższego piekłu miejsca w okolicy. Ale ten głos…

Przeskoczył płot, tak jak kiedyś, ostrożnie zaczął schodzić, zahaczając nogami o wyrastające z pochylni drzewa i krzewy. Miały wystarczająco mocne korzenie, opierając się grawitacji tyle lat. W połowie drogi głos był już o wiele wyraźniejszy, a potem… ucichł. Ot tak. Jakby nigdy go nie było. Światło latarki też zniknęło. Tylko ciemność. Poczuł monetę w dłoni, zastanowił się chwilę i cisnął nią jak najmocniej. Wylądowała na dnie, na pewno. Ona, nie on. Po co tam właściwie schodził? Chciał zostać na zawsze? Pogrzebać ostatecznie wszelką nadzieję? Jeszcze jeden dzień, postanowił.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Akwadar 5 miesięcy temu
    "...uderza, niczym fala powodziowa..." - przecinek przed członem porównawczym to deko niefortunny zabieg ;)
    "...z podpisem między dwiema linia – złotych." - coś nie tak poszło, czy ja słabszy mocno jestem?
    Trzy powtórzenie "moneta" na samym początku deko irytuje, kilka innych powtórzeń trochę mniej, parę przecinków przyfiglowało, ale opko całkiem, całkiem.
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    Fajnie, że wpadłeś. Wdrożę sugestie, dzieki ;))
  • il cuore 5 miesięcy temu
    /Wypadał kiedy tunel czasoprzestrzenny w pewnym momencie przestał być szczelny,/ – chyba – Wypadła

    Myślałam, że to będą obrazy Moneta, łeee.
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    A jednak nie do końca
  • Narrator 5 miesięcy temu
    Historia samotności powodowanej brakiem akceptacji, prawdopodobnie samego siebie.

    Znaleziona moneta odgrywa rolę symbolicznej szansy: zagrać i wygrać, czy odrzucić i zapomnieć o wszystkim? Łatwiej zapomnieć i iść dalej, w nadziei na kolejne odkrycie. To ta nadzieja, nie żądza gry, nakręca naszego bohatera.

    Pamiętam czasy kiedy nie było jeszcze dwudziestozłotowych monet, tylko banknoty przedstawiające jakąś kobietę z owiniętą chustką głową na niebieskim tle. Rysowałem takie nominały na kratkowanym papierze, naiwnie wierząc, że będę nimi mógł zapłacić w kiosku Ruchu i sprzedawca nie zauważy.

    Niezły temat, przedstawiony w ciekawy sposób, za co daję pięć gwiazdek będących odpowiednikiem serducha❤️ lub polubienia.👍
  • Aleks99 5 miesięcy temu
    Narratorze, historia mi do głowy wpadła po tym jak dziadek dał mi monetę 20 złotych właśnie z tego roku co w opowiadaniu. Dziadkowie mają kilka słoików starych monet i banknotów, ale tę monetę znaleziono poza domem, więc taka wyjątkowo można rzec. Niestety ja już tych czasów nie pamiętam, kilka lat po denominacji urodzonym :)
    Dziękuję za ciepłe słowa :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania