Morgan Black 1492 "Kolonia" 1/2
22 lipca 1492
Zostałem zawleczony przez żołnierzy armii hiszpańskiej z lochu, prosto przed oblicze Jego Wysokości króla Ferdynanda Aragońskiego. Władca siedział wygodnie na swym tronie, ubrany w złoto i srebro, przyodziany szkarłatnym płaszczem. Nie miałem ochoty zachowywać się jak na rycerza przystało więc niekłaniałem się. Król mówił długo i niedorzeczy. Gadał o Kolumbie, któremu udało się dotrzeć do Nowego Świata i o Sahinie, osmańskim generale, mówił o koloniach potrzebujących pomocy. W końcu przeszedł do rzeczy. Chciał abym wyruszył do koloni, by zatrzymać ekspancje turków. Nie dano mi czasu na zastanowienie, wpakowali mnie na okręt i wysłali w świat. Na pokładzie starego brygu o słynnej nazwie "Aragon" nie przyjęto mnie serdecznie, tak jakbym sobie tego życzył. Okręt należał do samego króla więc pełen był jego zwolenników. Postanowiłem nie mieszać się w sprawy załogi więc zamknąłem się w swojej kajucie, oczekując nadejścia nocy. (~Olecki)
23 lipca 1492
Nastał chłodny, pochmurny dzień. Od rana załoga wyglądała lądu, nikt nie chciał znaleźć się na oceanie podczas sztormu. Postanowiłem przejść się po pokładzie, zajrzałem do kuchni, ładowni aż w końcu na górny pokład. Grupa marynarzy grała w kości lecz na zasadach jakich jeszcze nie znałem. Pomyślałem, że dołącze. Podano mi butelke rumu i kości. Gra polegała na obstawieniu sumy oczek jakie wyrzuci przeciwnik, pomyłka dozwolona tylko o dwie cyfry. Zasady proste. Przegrany oddaje wygranemu jeden procent swojej wypłaty po dotarciu na miejsce. Zabawę nadzorował pierwszy oficer, który zapisywał straty i zyski poszczególnych osób. Wszedłem i ja, z początku było ciekawie. Wygrałem pare rund, pare przegrałem. Po podsumowaniu wyników okazało się, że powinienem dostać o trzy procent większą ilość złota. Opóściłem graczy i powędrowałem na mostek. Rozmowa z kapitanem była dość nieprzyjemna. Kazał mi się schować pod pokład i czekać na jego polecebia. Cóż, tak zrobiłem. Do następnego dnia nieopóściłem kajuty. (~Limak)
25 lipca 1492
Czwarty dzień żeglugi. Może było spokojne a niebo bezchmurne, towarzyszył na lekki wiatr ze wschodu. Nagle na horyzoncie pojawił się nieznany okręt. Białe żagle i czerwona bandera wskazywały na to, że nie są to piraci, ani wojsko brytyjskie. Wspiąłem się na bocianie gniazdo i przechwyciłem lunetę. Obserwowałem fregatę, która dość szybko zbliżała się w naszą stronę. W końcu zobaczyłem symbole na banderze. Biały księżyc i czerwone tło. Turcy, krzyknąłem w dół ku kapitanowi. Nastąpił zwrot. Bryg był szybszy ale niezdolny do walki z fregatą. Kapitan przejął ster i ustawił łódź na wschód tak by wiatr pomógł nam uciec. Obejrzałem się. Turecki okręt wysunął wiosła i schował żagle. Wiedzieli coś, czego my nie. Nagle wiatr zmienił kierunek, wiał z północy co obróciło nas o dziewiędziesiąt stopni, staliśmy bokiem do wroga. Padł rozkaz ładowania armat. Załoga biegała po pokładzie jak mrówki, w końcu działa były gotowe do użycia. Czekano aż turcy zbliżą się, niedoczekanie. Zrobili zwrot ku zachodowi i minęli nas. Patrzyliśmy na nich tępym zwrokiem, za sterem stał Sahin. Prowadził okręt ku nowemu światu a ta pogoń była po to by nas zmylić i spowolnić, straciliśmy nasz kurs a płynąć za nimi nie było mowy. Kapitan radził się z oficerem. Jak na dziś miałem dość wrażeń. (~Radziwil)
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania