Myślobójcy #666 - Poradnik Pozytywistycznego Myślenia, kto by chciał to czytać?
Za leniwy na tytuł
czyli poradnik pozytywistycznego myślenia
Studia rzuciłem pod koniec drugiego roku, stwierdziwszy, że raczej nie mam dla nich czasu – ale jak się okazało, studia dalej miały czas dla mnie, bo kiedy w środku sesji zadzwonił do mnie stary kumpel Krytyk (ale jeden z tych krytych – znaczy, po prostu tak się krył, że nikt go nie znał i nie kojarzył nawet), nie potrafiłem odmówić wyjścia na piwo. Zazwyczaj wyglądało to tak, że piłem napoje bezalkoholowe, bo zwyczajnie nie potrafiłem wlewać w siebie tych popłuczyn typu Lech, Warka, Żywiec czy inny Żubr, zaś Krytyk marynował swoje wnętrze w byle czym, byle z procentem, a po pewnej ilości - byleby było płynne.
A w miarę upływających trunków przybywało tematów.
Więc tego wieczora weszliśmy do studenckiego baru, Pisarz i Krytyk, przepełnionego ludźmi, oblanego tanim piwem, tańszym lakierem do paznokci i bezcennym potem, przesączonego zapachami, którym nazwy mogłyby nadać tylko kobiety w zaawansowanej ciąży. Melina naszego typu, siedlisko filozofii, emocjonalnych zwierzeń, upojnych nocy z ciężkim kacem moralnym oraz siedziba wszelkich rewolucyjnych idei politycznych, ekonomicznych i kulturowych, zależy kto co studiował. A jeśli, jak ja, nie studiował, to w sumie mógł się wypowiadać na tematy dowolne, o których czasem wiedział więcej niż niejeden „specjalista” po pierwszym roku licencjatu.
Nasiadówka zaczęła się jednak od znacznie ważniejszych spraw.
- Czemu nie możesz normalnie wypić piwa? Takiego gorzkiego, zimnego piwka, jak każdy normalny człowiek? - zapytał Krytyk, patrząc ze zdegustowaniem na zawartość mojej szklanki. Powąchał i skrzywił się w paskudnym uśmiechu, jaki się ma, kiedy zaraz wyleci z ust naprawdę stary, obrzydliwy żart. - Sok żurawinowy. Co ty, okres masz?
- Dla twojej informacji – tak, facet ma okres, raz na miesiąc przez tydzień ma obniżony poziom testosteronu w krwi. Można powiedzieć, że jest wtedy bardziej fochliwy, wrażliwy i nawet niektórzy mogliby sobie popłakać do poduszki. Poza tym nie cierpię piwa. Jeśli jest coś, co smakuje jak język niemiecki to tanie piwo. W miarę używania można się przyzwyczaić, ale dyskomfort zawsze pozostaje.
- Płaczesz do poduszki?
- Pewnie. Co noc, przed laptopem, kiedy ktoś nazywa „Pięćdziesiąt twarzy Greya” swoją ulubioną książką.
- Wiesz, jako krytyk uważam, że jest w pewnym sensie przełomowa.
Przez chwilę mordowałem go wzrokiem.
- Pewnie, przełamała wszystkie bariery dna i otworzyła bramy piekieł, które obecnie przyjęło postać fanek spedalonych, bezzębnych wampirów i fanek pejczowania swojej dupy w imię wyzwolenia. No, kurwa, krytyk pełną gębą. Powiedz mi jeszcze jak to jest być krytykiem.
- Musisz użerać się z ambitnymi, filozoficznymi pisarzami, którzy narzekają na sukcesy komercyjnych, społecznie wyzwolonych książek. Poza tym – spoko. A co, masz własne przemyślenia na temat bycia krytykiem?
- Krytyk to nieumiejętność pisania, nie ukrywajmy tego. Podobnie dziennikarz. Możesz nauczyć się pisać, pewnie, spoko, rzemiosło czasem bywa przebłyskiem geniuszu, ale nigdy nie dorównasz artyście. Talent zawsze będzie znaczył więcej niż wyszkolenie. Dlatego to pisarze i poeci kształtują ludzi, idee, sposoby myślenia, uderzają w serca, porywają do walki, tańca, miłości. Dziennikarz przedstawi ci fakty, pisarz sprawi, że je pokochasz i zaczniesz nimi oddychać. Pisarz potrafi pisać od urodzenia. Krytyk próbował i zawiódł. A dziennikarz nauczył się w międzyczasie.
- Wzniosłe pieprzenie. Sorry, to nie romantyzm, by kultywować pisarzy. Jesteście zawodem. Pogódź się z tym wreszcie, romantyku, człowieku renesansu. I skończ filozofować, bo ludzie jeszcze pomyślą, że jesteś inteligentny.
- Od kiedy inteligencja to choroba umysłowa?
- Od kiedy okazało się, że świat jest zbudowany na kotach i cyckach, a ludzie robią zdjęcie własnemu żarciu w restauracji przez zjedzeniem go. Nie martw się, obaj jesteśmy chorzy.
- A co jest złego w cyckach?
- Nic. Po prostu wolałbym, by świat miał solidniejsze fundamenty niż coś, czego właścicielem jest osobnik, który zmienia decyzję co pięć sekund, o ile w ogóle potrafi takową podjąć.
- Ileż krytyki w krytyku! Iście jadowity. - Przerwa na degustację. Sok żurawinowy rzeczywiście miał w sobie coś z okresu i nie chodziło kolor. - A ty tak właściwie to co krytykujesz? - zapytałem nieszczerze ciekawy.
- Ja? A, po prostu rzeczywistość.
- Rzeczywistość? Inni krytycy zajmują się literaturą, muzyką, malarstwem, pierdoleniem o ubożejącym stanie umysłowym następnych pokoleń, a ty krytykujesz rzeczywistość. No dobrze. Skrytykuj dla mnie rzeczywistość.
Rozejrzał się po pubie uważnie, udając, że coś przechodzi przez te obwody nerwowe, neurony, mózg, topiący się w oparach alkoholu. Myślał, że myślał i całkiem sprawnie mu to udawanie wychodziło.
- Więc siedzimy sobie w tym oto tanim barze, pijąc piwo pauperum i soczek, rozprawiając o tym, że życie jest złe, systemy niedoskonałe, a idee zszargane i zmieszane z rynsztokiem codzienności.
- Cóż za poetycki język! Nie spodziewałem się, kogo cytujesz?
- Moje narcystyczne ego. Idąc dalej: otaczają nas ćwierćinteligenty wykształcenia wyższego, gdzie większość to ludzie, którzy prawdopodobnie nie potrafią obliczyć podatku VAT ani promienia koła, więc poszli na kierunki, z którymi kompletnie nie potrafią nic zrobić, a ci, którzy potrafią coś policzyć myślą, że samo bycie na jakimś kierunku ustawia ich lepiej niż bogaty ojciec. No cóż, guano prawda, bo znam ludzi po kulturoznawstwie, którzy zarabiają kokosy w muzeach i ludzi po polibudzie, którzy liczą sobie biznesplan pensji minimalnej do następnego miesiąca. Prawda taka, że jak jesteś na studiach po to, by czegoś się nauczyć i wiesz jak obrócić te narzędzia w rękach, to coś zdziałasz. A jeśli idziesz gdzieś tylko po to, by studiować dla samego faktu studiowania, to kończysz jak reszta bobków – z głową w dupie, dyplomem na ścianie i przy kolejnej butelce piwa w klubie, byleby wyruchać z siebie wyrzuty sumienia, strach przed przyszłością i gównianą wizję, gdzie masz papier, którym możesz się podetrzeć, bo w czasie studiów wolałeś jebać sesję, niż ją zdać. I jeszcze coś z niej wynieść.
- Krytyk, jezu, jesteś Mesjaszem Aksjomatów! Kapitan Nieoczywistość! Ucz mnie, mistrzu, ujeżdżaj jak Małgorzatę!
- Słowem zakończenia, panie kpiący, ludziom zwyczajnie pojebało się w głowie i narzekają na system, który chcą zniszczyć jednocześnie mając nadzieję, że ten system zapewni im pracę, kiedy oni sami będą robić minimum tego, co powinni. Więc za te minimum dostają też minimalną płacę, a że używają minimum myślenia to i mają bardzo minimalistyczne wnioski.
- Minimalizm jest teraz w modzie. Na przykład faceci – tak minimalistyczni, że aż kobiecy.
- Szkoda, że ze sztuki przeszedł też na myślenie. Koniec końców – pewnie część dziewczyn po studiach będzie pokazywać cycki do internetowych kamerek za drobne, a faceci będą zapierdalać gdziekolwiek, by mogli sobie zwalić do tego konia.
- I wszystko znów sprowadziło się do poziomu seksu, masturbacji i cycków. Świat jest serio złożony z cycków. Cycki odpowiedzią na fraktale Wszechświata!
- Chryste, Pisarz, ja się tutaj produkuję dla ciebie, a ty kpisz. Kpisz, kurwa, zero szacunku do instytucji krytyka!
- Bo ty nie jesteś instytucją, Krytyk, ty jesteś po prostu pierdolącym, wyjątkowo do rzeczy, facetem, który ma gadane i próbuje coś z tym zdziałać. Nie winię cię, sam przecież próbuję. A tak w ogóle to poszło ci dobrze, gratuluję.
- Dziękuję. Wiesz, tak sobie myślę, że chyba poradnik powinienem napisać. Skoro nawet ty mi myślenia gratulujesz.
- Ślepej kurze też się trafia ziarno... jaki poradnik?
- Pozytywistycznego myślenia.
- Pozytywnego, głąbie. I to już było.
- Pisarz, kurna, ja wiem co mówię. Pozytywistycznego. Bo pozytywnego to już za późno. Tutaj się nie da myśleć pozytywnie, ten naród nie pozwala ci być optymistą.
- Wiesz, optymiści wierzą, że to najlepszy świat, najlepszy naród i najlepszy czas jaki możesz mieć.
- Ta, boję się, że mogą mieć rację.
- Czemu pozytywistycznego? Tytuł porywający jak reklamy na Spotify.
- Kupisz sobie wersję premium to dostaniesz bez tytułu. I pozytywistycznego. Czemu? Powiem ci czemu, pisarz. Bo ludzie mają za dużo własnego zdania, a za mało wiedzy.
- Technokraci skaczą z radości, widząc swojego Mesjasza w akcji. No dalej. No proszę, kontynuuj, ciekaw jestem, co się tak gapisz.
- Wyobraź sobie, że byłem wczoraj na uczelni. I jakaś, rwa jej mać, wykładowczyni stwierdziła, że jej zdaniem teoria darwinizmu to bzdura. Jej zdaniem. Bo to tylko teoria. Teoria, kurwa, głupia niczym sam pieprzony Cejrowski. Teoria rozumiesz? Słońce krąży dookoła Ziemi, bo przecież heliocentryzm to też teoria. Teoria! Babsko powinno mieć wypłatę w teorii, może by się nauczyło myśleć.
- No dobra, babka nie rozróżnia teorii od teorii naukowej, jak większość plebsu. Co z tego?
- No kurwa, to, że jest moją wykładowczynią! Jest osobą z dyplomem! Dyplomem! I ona ma własne zdanie tam, gdzie przemówiła nauka? Pewnie, po chuj mieć wiedzę, po co w ogóle się uczyć, jak można mieć własne zdanie. Zaprzestańmy edukacji na własnym zdaniu. Nie wiesz czegoś? Wymyśl sobie. Grekom wyszło zajebiście, nawet sobie dorobili do teorii Panteon. Tylko Grecy potrafili myśleć, bo nie mieli czasu gapić się na bzdury w internecie.
- Nie piekl się tak, ludzie zaczynają się gapić. I wierz mi, zgadzam się, ludzie mają dzisiaj za dużo własnego zdania, a za mało wiedzy. Własne zdanie też musi mieć podstawy. Własne zdanie mieć trzeba umieć!
- Też nie o to chodzi, pisarz, rusz łbem. Chodzi o to, że ludzie nie muszą mieć własnego zdania na wszystko. Po co faceci mają mieć zdanie na aborcję, kiedy ich nie dotyczy? Czemu księża pchają się w in vitro i związki, kiedy sami nie mają żadnego doświadczenia? Czemu ludzie muszą w ogóle mieć zdanie? Po prostu niech ktoś powie – nie wiem. Nie znam się. Nie znam się i się nie wypowiem. Tyle.
- No nie wiem, Krytyk. Nie za dużo krytykujesz? Tylko krytykujesz i krytykujesz.
- Jestem Krytykiem. Takim Krytym. Znaczy nikt mnie nie kojarzy.
- Tak, znam ten żart, nie powtarzaj się. I wypijmy.
Zamówiłem piwo z sokiem, niech stracę. Skoro Krytyk zaczyna lecieć takimi tekstami po dwóch piwach, to boję się pomyśleć jaki pseudointelektualny potwór wyjdzie ze mnie, by postraszyć ludzi.
No i wyszedł, już po paru łykach.
- W sumie znam ten typ, który komentujesz. Blogerzy, vlogerzy, jutuberzy.
- Cebula ci zaraz włoski na głowie puści, youtuberzy się mówi, pisarz. You!
- W dupie to mam, wszyscy i tak mówią jutuberzy. Głos ludu przemówił, słucham się zdania najmniej zdolnych.
- No i co z tymi blogerami?
- No oni są w sumie dilerami tego wieku. Dilerami, kontrahentami i dostawcami własnego zdania, opinii, rekomendacji. Tak nad tym myślę i stwierdzam, że jednak się mylisz – ludzie mają zdanie blogerów, blogerzy mają własne. Nawet jak go nie mają, to po prostu podbierają innym blogerom. Uprawiają najczęstszy zawód świata.
- Jaki?
- Doradca do spraw ogólnych i niczego. Specjaliści i eksperci, wszędzie. Ten kraj ma trzydzieści osiem miliona specjalistów i wszyscy mają kurwa rację. W medycynie, sporcie, kulturze, a po co, a na co, a komu, a po chuj i kiedy, ja bym zrobił lepiej, ja wiem lepiej, co się będę słuchał. Szkoda, że jak za granicę wyjadą, to tracą ekspertyzę na gumowe rękawiczki i zaczyna się służba dla wyższej racji stanu. Taki piękny narodowy Wallenrodyzm, domestos narodów. I zaczyna się blogowanie, by czasem nikt nie pomyślał, że jesteś kolejnym zerem na zmywaku.
- Ależ spina dupy! Ależ agresja! A cóż za gracja! Słowem wojujesz niczym wiedźmin mieczem. I jeszcze brzmi szlachetnie. Chyba założę bloga.
- Prędzej popełnię fanfiction do Pisiont Twarzy Greya niż założę bloga. Ale serio, nie wkurwia cię to?
- Ale co dokładnie?
- No ludzie właściwie nie mają własnego zdania. Powtarzają za kimś. Cwańsi się zorientowali i odkryli, że jest popyt na neokonformizm i to wykorzystują. Zakładają blogi, błagają o lajki, lajki rosną, znaczy, że mają rację, bo miliony much się nigdy nie mylą, prawda? Lajk towarzyszem życia, lajk zbawcą narodów, lajk uratuje świat od głodu i bezrobocia, lajk ci powie, że masz raka i jeszcze go wyleczy, lajk specjalistą od wszystkiego. Całą rolę społeczną przejął Facebook – lajk załatwi wszystko. Szkoda tylko, że lajka zeżreć się nie da, nie da się ubrać, domu też się z lajków nie zbuduje. Na lajkach zarabia tylko jebany Zuckenberg.
- Przesadzasz. Lajki to wyraz poparcia. Im więcej lajków, tym większe poparcie. To po prostu ukazanie społecznego przyzwolenia, akceptacji, trendów. Pamiętaj, że trendy zawsze były lekkie i nieskomplikowane. To nie Marks lajkuje, nie Nietzsche, czy Schopenhauer. Ludzie. Prości. Specjaliści do wszystkiego, jak mówiłeś.
- W takim razie zajebiście – idźmy za głosem lajków. Słuchajmy Biebera, światem niech rządzą koty, w polityce niech siedzą cycki, od głodu świat uratuje kwejk i wiedza bezużyteczna.
- To są po prostu rozpraszacze.
- No właśnie. Ludzie się rozpraszają od życia. Nie żyją, ciągle rozproszeni. Nie potrafią się skupić, a potem nagle budzą się w okolicach trzydziestki i odkrywają, że właściwie nic nie zrobili. Egzystowali, dając lajki. A lajki im nie dały nic.
- Nie zgodzę się. Ludzie zwyczajnie są leniwi. Zawsze byli. Dzisiaj mają po prostu większe pole do bycia leniwym. Kreatywnie leniwym. Ciekawie leniwym. Leniwym bardziej. Neoleniwym.
- Krytyk, odstaw to piwo, bo zaczynasz pieprzyć od rzeczy. Kreatywnie leniwy to oksymoron. Oksymoron to zabieg artystyczny, nie zabieg życiowy.
- Oj tam, oj tam. Wypijmy.
- Wypijmy.
Oboje spoglądaliśmy leniwie na napływających do baru studentów, ludzi, którzy studia rzucili, ale dalej czuli się studentami i ogólnie tych, którzy lubili sobie chlupnąć. Niektórzy, jak zauważyłem, mieli wymalowane na twarzach kolory tęczy. Mniej lub bardziej subtelnie.
- Wiesz co jest zabawne? - zacząłem kolejny wywód, smakując tanie piwo. Rzeczywiście, jakbym mówił po niemiecku. - Cieszą się z czyichś sukcesów. Celebrują gejów w USA. Kibicują obcym zespołom. Nie znoszą rodzimych pisarzy i poezji. Wolą czytać o czyichś cyckach i czyichś dupach niż swoich własnych. A kiedy przypadkiem ktoś tutaj odniesie sukces wzruszają ramionami i mówią „mogło być lepiej”. Oczywiście, że mogło być lepiej i byłoby, gdyby na drodze nie stała banda Januszów i innych Janów K., gotowych zabić sukces jednostki, by sprowadzić wszystkich do swojego poziomu.
- A czemu niby nie potrafią celebrować gejów tutaj?
- Bo tutaj celebracja gejów skończyłaby się trupami, zwolnieniami, masową histerią i wojną religijną. Wystarczy wspomnieć o tęczy, by ktoś podpalił pochodnie i chwycił za widły.
- Kraj dalej zacofany.
- To nie kraj zacofany, tylko ludzie. Jan K. musi umrzeć. Jan Komunistyczny musi w końcu zdechnąć i oddać sierp i młot do muzeum.
- Po co? Przecież można pokolorować ich na tęczowo i patrzeć jak płoną. Gawiedź nie widzi racji. Gawiedź widzi jedynie igrzyska. Juchę. Chuć. Zarąbali by swojego, gdyby ktoś z tłumu krzyknął, że jest przeciwko. Przeciwko czemu? Nikt nie zapyta. Wystarczy, że jest przeciwko. Jak widzisz, większość ma rację wideł i pochodni, jak wspomniałeś.
- Nie zapominaj, że zdanie większości, to zdanie najmniej uzdolnionych. Wykształconych kretynów, dziennikarzy bez pomysłu na życie i inżynierów obliczających kąt spadania burgera w McDonald’s.
- Nie pierdol znów o tym zdaniu najmniej uzdolnionych i dziennikarzach bez polotu. I nie mówi się McDonald’s. Mówi się Mac. Mak. W Maku. Idziemy do Maka.
- Żałuję, że nikt nie podejdzie do Windowsa i nie zdefenestruje.
- Daruj sobie wyrafinowane żarty. I tak nikt ich nie załapie. Poza tym jest takie słowo jak zdefenestruje?
- Już jest, właśnie je stworzyłem. Prawo pisarza.
- Każdy może być pisarzem. Więc każdy może tworzyć słowa? Być Szekspirem swojego języka?
- Nie każdy, kto wydał książkę, jest pisarzem. Meyer nie jest pisarzem. E.L James nie jest pisarzem.
- A nie pisarką?
- Błagam, nie wyjeżdżaj mi tutaj z genderem. Pisarka brzmi jak jakiś typ maszyny do pisania. Takiej kiepskiej i taniej. „Dzień dobry, poproszę pisarkę! Nie, nie tę. Tę różową, by moje opka i blogaski były jeszcze bardziej słitaśne, kawaaaaii”!
- Czemu nie? - Wywróciłem oczami, więc wrócił do meritum. - Czego więc potrzeba do bycia pisarzem? Stylu życia? Myślenia? Ubóstwa? Kontrowersji? Niezrozumienia? Propagowania niepewnych trendów i standardów? Liberacji? Libacji? Co ty w ogóle masz z tym gloryfikowaniem pisarzy? Mówiłem ci już, pogódź się z tym, że to zawód.
- Nie. Pisarz to wizja. Koncepcja. Tytuł. W sumie ciężko do zdefiniowania, ale to jak z miłością – rozpoznasz, kiedy zobaczysz.
- A i tak są tacy, który mają wątpliwości, nawet jeśli miłość trzaśnie ich w twarz. Ludzie wątpliwi. Jak ja, na przykład. Nie wierzę ci. Wątpię. Chyba nie jestem zakochany.
- Ludzie, którzy wątpią w rzeczy, które widzą to ludzie albo zbyt inteligentni na decyzję, albo zbyt głupi. A ty jesteś krytykiem. Skrytykuj sobie swój punkt widzenia.
- Daruj sobie wyrafinowane żarty. I tak nikt nie załapie pseudointelektualnego pierdolenia.
- Na szczęście nie gadam z nikim, prawda?
- Wypijmy. Za filozoficznie się tu robi, za inteligencko. Wracajmy między żywych.
- Chyba ty. Ja już czuję oddech kata mordercy na karku.
- Chyba kaca.
- Mówię przecież! Kata.
Przez drzwi przechodziło wiele zjawisk – ale w pewnym momencie o pokryty piwem, rzygami, popiołem z papierosów i poziomem dzisiejszych studentów parkiet zastukały szpilki niosące szkaradę jakiej jeszcze nikt na oczy nie widział. Istny Moby Dick wśród paszczurów, Złoty (choć bardziej różowawy) Graal rzymskich orgii brzydoty, damska wersja Quasimodo.
- O boże, jaka paskudna. Istna Cruella de Mon wizualnej estetyki.
- E? Pisarz, ja myślałem, że ty jesteś sapio-hetero, a nie tylko hetero. Wiesz, kobieta bez mózgu to tylko ozdoba, inteligencja to nowe sexy i tak dalej.
- Ta mogłaby co najwyżej zdobić strach na wróble, spójrz na nią.
Krytyk spojrzał i zachłysnął się piwem, opluwając całą długość stołu.
- O kurwa, rzeczywiście, jezu, jaki paszczur. W klubach tanecznych miałaby ksywę Dance Macabre. Pewnie wnętrze ma piękne.
- To chyba już stwierdzi tylko patomorfolog. Post-mortem.
- Oby, bo inaczej się chłop przerazi.
- Ja jestem przerażony, weź wezwij wiedźmina na tę poczwarę.
- Jak poczwarka, to jeszcze nadzieja. A nuż się motyl wykluje.
- Z tego kokonu? Krytyk, nie żartuj, najwyżej ćma.
- A jak pomalowana. Mokry sen impresjonisty.
- Chyba mokry horror. Na miejscu malarza obserwowałbym z daleka. Najlepiej teleskopem. Jak ciało niebieskie.
- Chyba wszystkim wyszłoby na zdrowie, gdyby ta pani znalazła się w panteonie gwiazd.
- Tych odległych. Może nawet zjawiskowych. Idealnie czarnych.
- Ty, Pisarz, taki cięty, a może ona nosi w sobie światłość. Patrz, siada tu blisko. O nawet koleżankę ma. Posłuchamy o czym gadają panie intelektualistki.
Koleżanka wygląda przy niej jakby dopiero co zrodziła się z bryzy gdzieś u wybrzeży Cypru. Chociaż jak zasłoniłem jedno oko, to przypominała raczej młodocianą gwiazdę porno.
- Weź mi tę wódkę i sok, Krytyk, bo ja nie zdzierżę patrzeć, dusza mi krzyczy, adrenalinę czuję, nogi do ucieczki się rwą.
- Przesadzasz, Pisarz, to tylko brzydka baba. Bardzo brzydka. Tak w chuj brzydka. Naturalnie brzydka.
- Krytyk, wódka. Już. Teraz.
Jak się okazało Miss Potworności jest światła niczym latarka na tle słońca. Zobaczysz, jeśli pierdolnie cię mocno w głowę albo przypadkowo nań wpadniesz. Z kolei temat przeprowadzanej w wielkiej gorączce i z emfazą dyskusji sprawnie odwrócił naszą uwagę od Monstrum i zaczęliśmy się przysłuchiwać.
Nie omieszkałem skomentować. A Krytyk, oczywiście, nie omieszkał skrytykować.
- Znowu gadka o tym, że liczby to tylko cyferki. - Wydąłem wargi w pogardliwym tonie.
- A co, pisarz, nie zgadzasz się?
- A tam. Kiedyś sam myślałem – tylko cyferka, nic nie odzwierciedla, ani poziomu umiejętności ani wiedzy, tylko tego jak ci poszło na testach. Trójkowicze lepiej sobie radzą w życiu, bo muszą kombinować, piątkowicze to dobrzy pracownicy, bla bla bla bla. Guano prawda. Wiesz czemu ludzie nie lubią ocen?
- Ba, jestem ciekaw! Powiedz mi, mości Pisarzu, wejdź do mej głowy i powiedz czemu nie lubię ocen.
- Bo nie są osobiste. Bo nie mówią nic o tobie, twoim hobby, nie ujmują istoty twojej osobowości i charakteru, ani słowa o tobie – jedynie ocena twojej wiedzy i tego jak ją wykorzystałeś. Jesteś cyferką. Jesteś tylko cyferką. Dlatego ludzie nie lubią ocen. A szczerze mówiąc sądzę, że ludzie zasługują na te cyferki. Bo co byś wolał? No, a co byś wolał, Krytyk?
- Pisemną ewaluację moich zdolności, predyspozycji, potencjału i charakteru napisaną przez szkolnego psychologa – czy o to tak trudno? Zatrudnić psychologa. Kurwa, większość szkół w Stanach ma psychologa.
- Ale, Krytyk, o czym ty pierdolisz? Jaka ewaluacja? Niby czemu? Bo uważasz, że się tobie należy? Bo myślisz, że to jest ważne dla pracodawcy, że co sobotę oglądasz stare, ambitne filmy kina rumuńskiego, a co niedzielę dla odmóżdżenia oglądasz Avengersów? Myślisz, że kogokolwiek obchodzi, że masz talent literacki? A nie możesz sam tego udowodnić światu? Świat, nauczyciel, szkoła, psycholog mają to zrobić za ciebie? Niby czemu ktoś ma o tobie pisać pochwalne peany, skoro ty sam o sobie nic nie potrafisz ciekawego napisać? Czemu ludzie oczekują, że ktoś się nimi zainteresuje, skoro sami nie potrafią sobą kogoś zainteresować? Ludzie szukają ludzi podobnie nudnych do siebie.
- Dobrze wiedzieć, że jestem nudny, pisarz, wielkie, kurwa, dzięki.
- Nie strzelaj fochów, wiesz o co mi chodzi. O ludzi. Nie o ciebie. Chociaż ty też bywasz dziwnie człowieczy czasami. I jakbyś słuchał dwoma półkulami to byś wiedział, że skoro ty jesteś nudny, to i ja.
- Mniejsza. No, i jak to się ma do ocen?
- Oceny są wymierne. Pozwalają na szybką ewaluację, są obcięte do niezbędnego minimum, bez zbędnego „dobrze rysuję” albo „jak się postaram, to potrafię myśleć abstrakcyjnie”. Szef widzi, co wiesz, co być może będziesz robił dobrze i ma jakiś obraz twojej osoby pod względem tego, jak możesz pracować. A chcesz napisać coś o sobie? To napisz list motywacyjny, dodaj coś od siebie w CV. Masz prawo, nikt nie broni. A to, że jesteś zbyt, kurwa, leniwy, by to zrobić to już twoja wina. To, że uważasz siebie za żałosnego, nudnego człowieczka to też twoja wina. Twoja. Twoja, a nie tego, że w szkołach nie ma psychologa, który mógłby ewaluować jak bardzo potencjalnego kretyna wypluła z siebie oświata. Z tym, że oczywiście nikt się do tego nie przyzna – bo lepiej pisać bajki niż spojrzeć w lustro i pomyśleć „jestem leniwym kretynem, który nie potrafi nic napisać o sobie, więc zwalam winę na innych, że nic o mnie ciekawego nie napisali, ergo – oceny są fe, be i kuku, bo oceny nic o mnie nie mówią”.
- Coś w tym jest, Pisarz, coś w tym jest, dobrze prawisz po tych piwach. Szczerze to zaczynam myśleć, że nawet te ewaluacje byłyby podobne do tego pieprzenia w listach motywacyjnych.
- A myślisz, że nie? Myślisz, że szkoły chciałyby wypuścić na świat bezrobotnych przygłupów, rujnując sobie statystyki? Oczywiście, że byłoby to bajdurzenie. „Leniwy” byłby „potrafi zmotywować się do pracy”, a „idiotę” ujęto by w słowach „mimo pewnych ograniczeń umysłowych potrafi sobie radzić”. Nie muszę chyba mówić o „pokładanych ambicjach”, „umiejętności pracy w zespole” cokolwiek to kiedykolwiek znaczyło, „komunikatywności i otwarciu na ludzi”. Jakieś jeszcze frazesy przychodzą ci do głowy, Krytyk?
- Ja już, Pisarz, nie mam dla ciebie słów, chyba wyczerpałeś temat.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. I tak nie mogę myśleć, przez tę cholerną muzykę. Kto dał radio głośniej? Ej? Barman! Ścisz to łupanie trochę, to nie kamieniołom! A mnie to gówno obchodzi, że jakiś albatros, kamieniołom mówię, nie morze!
Krytyk znów zaczął krytykować. Rzeczywistość, jakżeby inaczej.
- Czemu artyści tworzą dzisiaj takie gówno?
- Nie tak brzmi pytanie, Krytyk.
- Oświeć mnie.
- Czemu ludzie tego chcą?
- Ja tego nie chcę.
- Ty nie podpadasz pod definicję człowieka. Ja tym bardziej.
- Ty to wiesz jak pocieszyć człowieka.
- Prawda?
- No dobra, ale myśl to jednak mógłbyś, wiesz, wyjaśnić. Poszerzyć. Elaborować, o.
- No to, hm, po pierwsze, rzemieślnik niekoniecznie artysta, a artysta niekoniecznie rzemieślnik. Muzycy tworzą gówniane kawałki z minimalnym nakładem, bo to się sprzedaje. A skoro się sprzedaje, to większość tego chce. Złota myśl demokracji – większość tego chce. Ludzie najwyraźniej pragną kiepskich, gównianych kawałków, w których większość przypomina zmiksowane napierdalania śmietnikiem z rżnącymi się piłami motorowymi. Skoro się sprzedaje – to inni robią to samo. Dopóki trend się nie zmieni. A trend się nie zmieni, bo gówno pozostanie gównem. Zmienią się tylko opakowania.
- No, a co ma zrobić mniejszość?
- Która mniejszość?
- No ta, w podziemiu muzycznym, artystycznym, literackim. Gdzie są czasy Queen? Gdzie są czasy Metalliki? Gdzie są czasy Nirvany? Lema? Pratchetta? Gaimana?
- Toś dojebał, Krytyk. Myślisz, że czemu ludzie tego słuchali wtedy? Kiedy stoły jeszcze były kwadratowe, przed 89? Bo nie mieli wyboru. Nie było niczego innego. Ludzie czytali to, co było, to co można było przeczytać, posłuchać, wziąć, albo nawet czasem usłyszeć w radiu. Ludzie nie mieli wyboru, to kochali to, co było. A dzisiaj? A dzisiaj masz przesyt. Dzisiaj masz Spotify, masz pierdylion zespołów, od jakiegoś techno porno przez ni to rocka ni to popa ni to ballady po piszczenie odbytem w mikrofon w rytm czaczy. Owszem, ludzie wybór lubią mieć – ale niezbyt duży, bo się gubią. A jak się gubią, to idą jak barany, za głosem większości, utartym szlakiem, byleby odnaleźć bezpieczną drogę. I biorą to, co wszyscy. Dlatego gówniane, prostackie, jednolinijkowe, na siłę rytmiczne i „lekkie” kawałki mają branie. Bo wiadomo, co brać. Bo muchy lubią kupę, Krytyk. Gdyby Queen nadawał dzisiaj, to owszem, wyróżniałby się, byłby nieco ambitniejszy niż reszta, niż jakieś Westy, Minaj i Bimbery . Ale nie zapominaj, że w tamtych czasach to on był popkulturą, której obecnie nienawidzisz. Zestarzałeś się. I wspominasz rzewnie lata młodości twojego ojca.
- Cóż za wykład. Trochę racji masz, ale nie zgodzę się, że Mercury królem nie był.
- Był księżniczką, Krytyk. Księżną.
- No ale gdzie w takim razie ci ambitni artyści? Ambicja? Przesłanie?
- Tworzą. Ale to nie jest kupa. Nie spodziewaj się tego na pierwszym stronach. Nie spodziewaj się muzyki pięknej, muzyki z przesłaniem, ciężkich książek i trudnych wierszy na pierwszych stronach blogów, gazet, czasopism, VIVA-ie, MTV, czy gdzie tam dzisiaj chłam nadają. Sztuka była zawsze awangardowa. Zawsze. Nigdy nie pływała na powierzchni, zawsze badała głębiny i meandry, zbaczała ze ścieżki, niknęła w gąszczu myśli i idei. To nie dziwota, że jej czasem nie widać. Nie, sztukę trzeba odkryć. Albo sama do ciebie przyjdzie – jeśli masz farta. Tylko wtedy trzeba umieć ją zobaczyć.
- Mimo wszystko byłoby miło zobaczyć coś lepszego i popularnego.
- Są wyjątki. Zawsze są wyjątki. Są ludzie, którzy dokonali cudu i pogodzili ambicję z popularnością. Ale ich różniła jedna rzecz.
- Tyś dzisiaj latarnią wiedzy, mądrości i życiowych porad, Pisarz, co te piwsko z tobą zrobiło.
- Sam się zastanawiam. Weź to gówno ode mnie, nie piję już, bo siebie nie poznaję. Jakiś inteligentny się zrobiłem.
- Ależ nie, nie, skądże, mów dalej, panie Myśl i Pióro, mów dalej! Co z tą różnicą?
- A no, nie marnowali czasu. Nie oglądali durnot na fejsie. Nie tweetowali postów w stylu „jem zupę i jest za słona”. Nie mieli czasu, by twierdzić, że wszystko winą kaczora Donalda. Nie hejtowali bezsensownie, tylko zajmowali się krytyką w ich stronę. Nie dzielili się cyckami na Instagramie, nie udostępniali zdjęć swojego obiadu. Zajmowali się tworzeniem, próbowaniem, porażkami i krytyką. Starali się być artystami popkultury, a nie jedynie cieślami w jej imię. I udało się. Niektórym. Inni zginęli w dżungli prób.
- A to prawdę rzeczesz, Pisarz. Sam z tym problem miałem. Ludzie mają podobno ambicję, mają marzenia, chcą być piosenkarzami, inżynierami, naukowcami, kosmonautami, pisarzami, kurwa, czymkolwiek. A czym zostają? Zombie. Ambicja ginie na Facebooku, serio, ginie tam, stoi w korku scrollowania tego w nieskończoność i lajkowania ludzi, którzy potrafili wykorzystać mass media prawidłowo i coś zdziałać. Ginie na tumblerze, marzenia tkwią w korku lajków, serio, to wszystko zwyczajnie wyżera z ciebie ochotę na wszystko, bo łączysz się z innymi fanami nic nie robienia. Tu masz rację, Pisarz.
- A no, wiem, krytyku mój kryty.
- Ale co więcej!
- O kurwa, rozkręcasz się. Zapierdalasz jak dyliżans, Krytyk. Aż cały drżę, emocje wielkie mną targają. - Papę stul, blondynką nie jesteś. Ludzie nie robią nic, bo stwierdzają, że jest sporo ludzi, którzy są wielkimi fanami nic nie robienia. Po co wystawiać się na krytykę, kiedy można napisać gówno, wrzucić na tablicę i patrzeć, jak lajki rosną. Po co rozwijać się, kiedy można stać w miejscu i łapać ludzi za wyciągnięte w górę kciuki? Po co słyszeć jak ktoś daje ci rady i konstruktywnie chce ci pomóc, skoro lajki mówią, że to ty masz rację? Po chuj się kogoś słuchać, kiedy możesz babrać się w swoim małym, narcystycznym gówienku i czuć się z tym dobrze, niczym sam prosiak? Niczym prosiak.
- Podsumowując cały ten niepotrzebny i nic nieznaczący wywód – ludzie zadowalają się iluzją sukcesu. Iluzją sławy. Iluzją popularności. Ambicje, rozwój, marzenia utykają w korku lajków, Facebooka, Twittera, syndromu „jeszcze jednej godzinki”, „zacznę w poniedziałek”, „zrobię to jutro”. Ludzie nie chcą żyć dzisiaj. Ludzie zawsze żyją jutro. Jutro to najbardziej zajebany dzień tygodnia. Strach pomyśleć, ile rzeczy będzie do zrobienia jutro.
- Prawda. Ale o tym pomyślimy później. Najlepiej jutro. To co, jeszcze jedno piwo?
- Chyba skurwiałeś do reszty, Krytyk, spić mnie chcesz. Nie, biorę wodę.
- Wodę?! Chrzcił się będziesz? Tutaj?
- Nie, kurwa, topił myśli. Krytyk, kretynie. Pił ją będę! Pił!
- Weź nie bądź głupi. No piwo, jeszcze jedno.
- Sok. Sok może być.
- Z wódką?
Świat się nagle zmienił. Każdy ruch głowy przypominał puszczenie filmu na przyspieszeniu, mniej więcej o pięćset procent. W tunelu aerodynamicznym. Ustawionym na tornado. Albo nawet bez tunelu. W tornado.
- Krytyk, chyba będę rzygał.
Krytyk godnie opierał głowę na butelce piwa i burknął coś w odpowiedzi, choć równie dobrze to mógł być odgłos między beknięciem a sennym mlaśnięciem. Albo preludium do bełta.
Rozejrzałem się powoli, mając wrażenie, że operuję w slow-motion, a świat pędzi jak jeszcze nigdy dotąd. Głowa taka ciężka, oczy takie zmęczone. Ze zdumieniem ujrzałem, że bar był w połowie... zaludniony. Albo w połowie wyludniony. Zależy od punktu widzenia.
- Krytyk, kurwa, wstawaj!
Podniósł głowę i spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Ty, Pisarz, kończmy imprezę, bo nam tematy na kolejną nasiadówę nie zostaną – powiedział całkiem przytomnie, składnie i ładnie, mówca chędożony. - I co będzie, jak nie zostaną? Nie będzie nasiadówy. Choć, zwijamy się stąd.
Wstał i z miejsca spierdolił się z krzesła na podłogę. Pijany tak, że nawet z Monstrum podzieliłby geny. Ale mówił dalej bezbłędnie.
- Ty wiesz, Pisarz, ja lubię tak patrzeć na świat z pozycji horyzontalnej. No z podłogi. Horyzont wtedy wygląda zajebiście. Całkiem nowa perspektywa, mówię ci.
- Krytyk, ale tu nie ma horyzontu.
- To se wyobrażam.
Podniosłem go, prawie sam upadając gdzieś pomiędzy jakąś śpiącą studentkę, która o dziwo wyglądała całkiem porządnie, a stos kurtek, w sumie chuj wie czyich.
- No i o czym byśmy gadali na kolejnej nasiadówce, Krytyk? - zapytałem, kiedy tak opieraliśmy się o siebie i spoglądaliśmy na drzwi wyjściowe jak na wrota Tartaru, niepewni czy ruszyć. Obróciłem się, chciałem jedną ręką wyciągnąć stówę z kieszeni. Nie mogłem. Ostatecznie zostawiłem kieszeń ze stówą na stole, za to zyskałem dziurę na dupie. Po amerykańsku, niech sobie barman sam zabierze i odliczy napiwek. Albo z napiwku, jak zabraknie.
- Może o muslimach, kurwa, o tych dziadach jednych.
Pierwszy krok. Ustaliśmy, sapiąc jak zranione nosorożce.
- Ale co ty masz do tych muslimów? Tu ich nie ma.
Drugi. Tortury jakbyśmy szli po rozżarzonych węglach, ratunku, pomocy!
- Wbijają ci na chatę, gwałcą żonę, odetną łeb, potem wyruchają twoje kozy, ukamieniują dzieci i jeszcze powiedzą, że to w imię Allaha, Kebaba, czy jakiegokolwiek boga tam wyznają.
Trzeci, czwarty, piąty krok poszedł tak, że wywaliliśmy się o czyjeś grube cielsko i wylądowaliśmy dwa metry dalej. Nie pamiętam, czy bolało.
- No, właśnie. To jak Jehowi – wybełkotałem, wstając ostrożnie i sprawdzając, czy każda kość jest cała. - Prawie jak Jehowi, po prostu mniej uprzejmi i bardziej bezpośredni. Zabójczo skuteczni, bym powiedział. Ale zostaw temat, obgadamy go następnym razem.
Wyszliśmy na zewnątrz. Nocne, zimne powietrze zgwałciło nasze pijackie wyrazy twarzy i zaczęło szybką akcję usta-usta-nos-pijacki oddech, by wywiać z nas wszelkie alkoholowe majaki.
- Zacny wieczór. Iście epicki dialog – rzekł Krytyk, siadając na krawężniku. Stwierdziłem, że postoje – jeden z nas musi być półprzytomny, by dotargać drugiego do domu.
- A prawda. Udało się nam. Nawet rzygać mi się odechciało.
- Ty, Pisarz, pamiętasz o czym my w ogóle gadaliśmy? Mi jakoś wszystko pouciekało. Serio. A były to... w sumie niegłupie rzeczy, nie? Taki poradnik pozytywistycznego myślenia.
- Ja pieprzyłem do rzeczy, czasem od rzeczy, czasem mądrości, a ty krytykowałeś. Jak nie mnie, to rzeczywistość i to całkiem poetycko. Ale fakt, coś z tego pieprzenia można wynieść.
- Weź ty może to wszystko spisz, co?
Patrzę wprost w czytelnika oczy.
- A kto by chciał to czytać?
Komentarze (47)
I tak właśnie myśli człowiek. Każdy. A przynajmniej większość. Chociaż myślenie jest tu pojęciem szczególnie wątpliwie zastanawiającym.
Z jednej strony wyciągam spomiędzy myśli, że czasy, w których żyjemy nas definiują i bierzemy to, co daje nam otoczenie, bo zdaje nam się, że nic innego nie ma, że to, co jest - jest najlepsze, i co najgorsze - nie chce nam się szukać. Lenistwo to jedna z najgorszych wad, jakie mogę sobie wyobrazić, sama skalana nim jestem od stóp do głów, bo zadowalać się namiastkami jedynie jest łatwo i tak, jak powyżej - często zdaje nam się, że wystarczają, że jest dobrze jak jest, bo przecież może być gorzej. A lepiej jak jest lepiej niż gorzej, więc nie ryzykujmy, coby tego lepiej nie stracić.
I tak przez całe życie, aż się obudzisz któregoś dnia i dociera do ciebie, że spierdoliłeś wszystko swoją wszechobecną aprobatą dla istniejącego porządku, a że powrotu nie ma, to wtedy się dopiero zaczyna użalanie - że jak to tak, że nikt nie powiedział, że nikt nie ostrzegł, że jak tak można do życia kogoś rzucić na głęboką wodę i nie dać instrukcji obsługi. Ano nie ma, a że łatwo nie jest i raczej nie będzie, to i poradnik by się przydał. Taki z krwi i kości. I ciężki niech będzie, w formie książki. I najlepiej niech spadnie z góry, niech pierdolnie mocno w głowę, najlepiej dwa razy, coby się człowiek wziął za siebie, ogarnął i zaczął życie żyć, a nie przeżywać jedynie.
Powiedziałabym nieśmiało "oświeć mi rzeczywistość", ale nie powiem, bo czekam na poradnik, coby spadł i zmusił do ogarnięcia się. Więc patrząc w moje oczy, jedna odpowiedź się wyświetli - ja bym chciała poczytać. Ale chcieć to jedno, a robić to drugie. A przecież tak się nie chce.
To zdecydowanie nie koniec, przynajmniej nie w dłuższej perspektywie, jeszcze tyle pominięte, ale trzeba dopomyśleć, bo myśleć czasem jest zdrowo. Tak dla odmiany.
Ale tego, tego - taki z krwi i kości ten komentarz. Lubię to.
Daj znać, jak dojdziesz do jeszcze inszych wniosków, bo umysłu twego ciekaw jestem ;)
ludzie zbyt głupi, by dostrzec, że są głupi są najgłupsi i lubią pały :)
Ale chętnie poznam Twoją teorię ;)
Ci, którzy zostawiali mi "peany", jak zauważyłaś (chociaż ja osobiście ich za peanów nie uważam - skoro się podoba, to czemu się czepiać dla czepiania, a markę, wybacz, już mam wyrobioną i dobrą), raczej szmat nie zostawili ;) Ufam im .
Czemu nie Tobie? Każdy ma opinię.
Pozdrawiam :)
Arysto: Ludzie są różni, różnie reagują, a pewność anonimowości w sieci, pozwala na ujawnianie wielu twarzy, niekoniecznie tych fajnych. Kto za kogo poręczy, będąc pewnym na 100%? Nie mam nic do Twojej twórczości, absolutnie nic, o gustach się nie dyskutuje i to co piszemy wystawiamy do oceny czytelników na większym lub mniejszym forum i trzeba się liczyć ze skrajnymi opiniami, co sądzę doskonale wiesz. Czemu nie mnie? Myślę, że po komentarzu wyżej, chyba wiesz. Zadałam pytanie, bo mnie nurtowało. Odpowiedziałeś, spytałeś o moją teorię,odpowiedziałam, zgodnie z moimi przemyśleniami, nikogo nie atakując, bo nie o to chodziło, żeby kogoś sprowokować tylko wymienić poglądy. Pozdrawiam.
Nikomu nie zabraniałem wypowiadac się swobodnie - czytaj krytycznie, skąd taki wniosek? Ani ja, ani tym bardziej Arysto, który na pewno byłby może nawet bardziej zadowolony ze słów sensownie krytycznych - krytyka jest ciekawsza od pochlebstw. Czego się mianowicie boją? Że nie będą miec argumentów w ewentualnej dyskusji?
Co Cię tak bardzo zastanawia w mojej reakcji? Uważasz , że jestem winny bo się tłumaczę?
http://s1.fotowrzut.pl/0BJRYP689N/1.jpg
Z Nuncjusza wypowiedzi wynika, że poniżsi i powyższy przedstawieni to jego przyjaciele, a nie całe opowi. Nie róbmy dramy.
Proszę. Udowodnij sobie sama - a konto widzę, że założone, byleby włączyć się anonimowo do tej dyskusji. Zdejmij maskę, pokaż się, o intrygancie ;)
W tym żartobliwym tekście ukazałeś sporo prawdy o nas samych, bo my tacy jesteśmy, łasi na pochlebstwa, nie do końca
przyjmujący to, co pochwałami nie jest. Wielkie 5 : )
A no jesteśmy, ja też jestem, bo lubię komentarze, jak to na Artystę przystało - uwielbiam rozkochiwać publiczność ;D Dzięki, Angela, do następnego! :)
P.S. Słowo "defenestracja" jak najbardziej istnieje. Specjalistami w tej dziedzinie są nasi braci Czesi - to u nich tradycja jakaś, chyba, czy coś ;)
A no też wyjmowałem fragmenty z rozmów - a to z dziewczyną, a to z kumplami ;) A co do różnic - a no różnice są, ale żadnych spin, z tego co pamiętam, między nami nie było! Gentlemańsko.
A defenestracja to taki piękny punkt wyjścia do żartów o Windowsie... :D
A żart z Windowsem bardzo trafiony: śmiechłem. Byłem również mile zakoczony właśnie słowem "defenestracja" nie widzi się go codziennie a jest na mojej liście ulubionych słów. (Tak, Nazareth ma listę ulubionych słów. Uprzedzię pytanie: 1.Dewocjonalia 2. Degrengolada 3. Szufla/Inkaust - ex aequo. Tak wygląda pierwsza trójka XD)
Niemniej cieszę się, że tekst przypadł do gustu i do następnego, miss Freya! Miłego!
Cieszę się, że się podobało i mam nadzieję, że jeszcze do mnie wrócisz. I do polskiej, pięknej, bogatej w bigos i kopytka oraz pierogi, kultury! :)
Miłego!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania