Na ziemi niczyjej cz.1
Tekst powstał parę lat temu, kiedy zaczynałem się bawić w pisanie. Argument o braku tekstu już będzie nieważny, więc mogę krytykować dalej :D
– Niech się pan częstuje.
Pod moją zwieszoną głowę ktoś podsunął pomiętą paczkę z narysowanym hełmem i podpisem: „Cigarettes de Troupe”. Ze środka wystawał pojedynczy papieros – mały kawałek nieba na ziemi. Samo opakowanie czekało między delikatnymi palcami wyciągniętej dłoni. Popatrzyłem jeszcze raz na papierosa, a potem na szczodrego nieznajomego. Nie potrafiłem powiedzieć, który z nich był chudszy. Chłopak nie wyglądał na więcej niż osiemnaście lat. Stalowy hełm typu Adrian z wypukłym grzebieniem leżał na nim jak źle dopasowany garnek, kosmyki żółtych włosów wystawały spod krawędzi, a smukła twarz promieniowała niewinnością. Pasował bardziej do kościelnego chóru niż na pierwszą linię frontu. Od szyi w dół nosił to, co reszta – szaro-niebieski mundur oraz czarne buty, ale jego odzieży nie znaczyły prowizoryczne łaty, ciemne błoto i zastygła krew. Z pewnością w tym nieskazitelnym mundurze nie znalazłbym również wszy. Dzieciak nie doceniał jeszcze ubrania pozbawionego tych przeklętych małych drani, zmieniających każdy dzień w nieskończoną walkę o odrobinę spokoju.
Wyjąłem ofiarowanego papierosa i wsadziłem w usta. Zacząłem pospiesznie przeszukiwać kieszenie. Gdzieś w nich trzymałem zapałki. Może nawet nie zamokły, choć w wypełnionym stojącą cuchnącą wodą okopie, ze ścianami spływającymi błotem, zdawało się niemożliwe, aby cokolwiek przetrwało suche.
– Proszę – Chłopak podsunął zapałkę z tańczącym płomykiem. – Nazywam się Jean.
Dzieciak musiały zesłać anioły.
Skinąłem głowa w podzięce i, uważając na swoje czarne wąsiska, odpaliłem papierosa. Gęsty dym wypełnił płuca jak najsłodsza ambrozja. Kiedy ostatni raz paliłem? Wczoraj? Tak, przed bezsensownym atakiem na niemieckie pozycje. Wczoraj, a miałem wrażenie, jakby upłynęły całe wieki. W mojej papierośnicy, zrobionej z puszki po kawie, nic nie zostało. Za dużo palę. Nękane ostrzałem dostawy z zaopatrzeniem przybywały rzadko i nieregularnie. A gdy już docierały, przynosiły niewiele: zawilgocony chleb, pełen ziemi i wiórów; zimną, stęchłą kawę; puszki pełne gotowanej wołowiny, niejadalnej bez podgrzania…
A papierosy? Tylko czasem. Priorytet to dostarczyć żarcie. Trudno walczyć, gdy żołnierz nie ma siły biec.
– Gaspard – przedstawiłem się, siadając wygodniej na drewnianej skrzyni obłożonej workami z piaskiem. Moje prywatne królestwo brudu. Wskazałem na leżącego obok żołnierza z twarzą przykrytą opuszczonym hełmem.
– A to Luis, ale każdy zwie go „Śpiochem”.
– Nie śpię. – Dobiegł głos spod hełmu.
– Jasne. Nie śpisz, nie chrapiesz… ten tam to Maurice. – Pokazałem Jeanowi szczupłego mężczyznę odgarniającego błoto z niskiego oszalowania okopu, aby przygotować je do naprawy. Maurice, nie odwracając się, podniósł rękę i wrócił do pracy.
Uważając na wielkie szczury przemykające między nogami, rekruci zajmowali wolne miejsca. Gładko ogolone, czyste twarze rzucały wystraszone, przepełnione wstrętem spojrzenia.
Dobry Boże, przywożą coraz młodszych. Z każdym dniem Francja się wykrwawia i rzuca do walki nieliczne zastępy, które jeszcze pozostały.
Tłum gęstniał. Gdzieniegdzie zdało się słyszeć nagabywania weteranów.
– Daj papierosa. Choć jednego.
– Masz wodę?
Rekruci chętnie obdarowywali starszych kompanów swoimi zapasami. Kawałki twardych sucharów znikały w zabrudzonych mordach, papierosy zmieniały właścicieli, świeża woda chlupotała w podstawionych manierkach.
Jeszcze się nauczą. O ile dożyją. Poznają głód, zimno i pragnienie. Będą pilnować żarcia jak wygłodzony kundel ostatniej kości. Jesienne chłody nadciągały nieubłaganie. Zadrżałem na samą myśl o zimie w wilgotnych okopach.
Gdzieś z północy dobiegło głuche echo artyleryjskiego ostrzału. Nie sposób było stwierdzić, która ze stron prowadzi ostrzał. Młodziaki skuliły się instynktownie, mimo że pociski spadały daleko stąd.
Jean stał zagubiony.
– Siadaj – rzekłem do niego, klepiąc obok siebie skrawek miejsca na skrzyni. – To miejsce Alberta, ale on już go nie będzie potrzebował.
– Przeniesiony? – spytał Jean.
– Przeniesiony do nieba. – Wydmuchałem kłąb dymu. – Granat. Nie przyzwyczajaj się do ludzi. Przed Albertem siedział tu gruby Jean-Pierre, ale on padł w pierwszym ataku. Był z niego za duży cel. – Zaśmiałem się na wspomnienie jego masywnej sylwetki w źle dopasowanym mundurze, po czym zakaszlałem, parskając resztkami dymu. Szlag, chłopak zaraz mnie weźmie za nieczułego drania.
Jean ostrożnie przetarł skrzynię dłonią, jakby chciał odpędzić zły los i usiadł.
– Ale pan tu od dawna? – powiedział do mnie, gdy już odzyskałem oddech.
– Z miesiąc będzie prawda, Luis? – zapytałem.
– Dokładnie dwadzieścia dziewięć dni – odpowiedział „Śpioch”.
Wyrzuciłem peta. Niedopałek poturlał się wzdłuż nadgniłych desek ułożonych na podłożu, wpadł w szczelinę i zniknął w czarnej cuchnącej wodzie.
Jean zmrużył oczy.
– Zawsze tu tak…?
– Śmierdzi? – dokończyłem. – Zawsze. Przyzwyczaisz się. Albo i nie. Myślisz, że czemu palę? Przy latrynach jest gorzej.
– O wiele gorzej – wtrącił Luis spod hełmu.
Spojrzałem w niebo. Szare chmury roztaczały swój brud jak okiem sięgnąć, kłębiły się niesione wschodnim wiatrem. Tęskniłem za latem. Mimo duszącego, przytłaczającego fetoru spuchniętych trupów, odoru wapna, środków do uzdatniania wody oraz pragnienia, które sprawiało, że człowiek zaczynał pić zielonkawe wody z kałuż. Niebo, czyste niebo wciąż było tego warte. Jak umierać, to w słońcu, z oczami uwięzionymi w wielkim błękicie. Człowiek może w ostatnich chwilach poczuć, że zostało jeszcze coś pięknego na tym świecie. Chmury to deszcz: zimny, gęsty i ohydny. Wciągani przez błoto ludzie toną w zalanych lejach po pociskach, a kto żyw, ten siedzi w okopie – przemoknięty, drżąc z zimna dniami i nocami.
Pozwólcie mi umrzeć w słońcu.
– Módl się, aby nie padało za bardzo. Ostatnim razem, gdy zalało latryny, brodziliśmy po pas w gównie. Aż dziw, że Niemcy używają gazu. Niedługo wytrujemy się sami. – Umilkłem na chwilę i spojrzałem na chłopaka. – Wielu was przyszło?
– Czterystu.
– Niedobrze – skwitował Luis.
– Bardzo niedobrze – zgodziłem się. – Komuś może przyjść do głowy, aby zaatakować.
– Nie zaatakują – wtrącił Maurice, odrywając się od roboty. Ogolony na gładko stanowił wśród nas swego rodzaju wyjątek – brodatych i wąsatych towarzyszy. Wyglądał prawie jak jeden z rekrutów. Nie wiem, jak on to robił. Skąd miał wodę, czas i chęć, aby jeszcze dbać o swoją twarz. – Muszą nas odesłać na tyły. Muszą, prawda? Przecież odbiliśmy się wczoraj. Znów mielibyśmy uderzać?
– Pewnie, że nas odeślą – odpowiedziałem zupełnie przekonany o swej racji. – Teraz ich kolej. – Wskazałem na Jeana, który patrzył ponuro w ziemię.
Komentarze (229)
Mam pytanie do ciebie. Chciałeś napisać opowiadanie na podstawie gry „Manhunt”. Dlaczego zrezygnowałeś z tego pomysłu i napisałeś takiego gniota?
Utwór jest grafomański i głupi. Daję ci soczystą pałę i mam nadzieję, że inni też będą sprawiedliwi. Tak szczerze to pała to o wiele za dużo. Powinno być zero, bo twój marny utwór to dowód twojego beztalencia.
Mimo wszystko pozdrawiam ciebie i życzę sukcesów w rozwoju twojego grafomańskiego i słabego warsztatu literackiego.
Dobre. Brud, smród, szarość i okrucieństwo wojny, a jednak nadal człowieczeństwo, proste pragnienia i marzenia, by choćby zginąć pod pięknym, błękitnym niebem. No, a jeśli faktycznie tak "zaczynałeś bawić się z pisaniem", to szacunek, bo jest to jednak poziom tekstu, nad którym wielu musi bardzo długo pracować...
Np. tu wystarczy samo zrzucenie ostatniej części do kolejnego akapitu:
– Przeniesiony do nieba. – Wydmuchałem kłąb dymu. – Granat. Nie przyzwyczajaj się do ludzi. Przed Albertem siedział tu gruby Jean-Pierre, ale on padł w pierwszym ataku. Był z niego za duży cel. – Zaśmiałem się na wspomnienie jego masywnej sylwetki w źle dopasowanym mundurze, po czym zakaszlałem, parskając resztkami dymu. Szlag, chłopak zaraz mnie weźmie za nieczułego drania.
– Przeniesiony do nieba. – Wydmuchałem kłąb dymu. – Granat. Nie przyzwyczajaj się do ludzi. Przed Albertem siedział tu gruby Jean-Pierre, ale on padł w pierwszym ataku. Był z niego za duży cel.
Zaśmiałem się na wspomnienie jego masywnej sylwetki w źle dopasowanym mundurze, po czym zakaszlałem, parskając resztkami dymu. Szlag, chłopak zaraz mnie weźmie za nieczułego drania.
Po prostu rzadko, o ile w ogóle, trafiam tutaj na tego typu krytykę struktury, a że mnie nie rzuciło się w oczy, to chciałem określić skalę problemu w oczach kogoś, kto jednak zwrócił uwagę. Dzięki.
Moja rada: ucz się od lepszych, nawet tutaj dużo takich znajdziesz, a jak już liźniesz trochę wiedzy, wtedy oceniaj innych... Powodzenia
I co tu chcesz tu tłumaczyć? Wiadomo, że chodzi o antypatię do SwanSonga i nic więcej...
Twój jest mocno średni, jak pisałam na 3
Próbuje się z Tobą normalnie rozmawiać, a Ty znowu wyskakujesz z jakimś porównywaniem statusów, jakby wieśniak śmiał księżniczkę o coś prosić. Jesteś człowiekiem, zwykłym.
Jeśli dla Ciebie myśl, że ktoś może być szczerze zainteresowany Twoją opinią, jest tak przerażająca, że musisz stawać w gotowości do jakiejś wojny, to wybacz. Już nigdy nie popełnię błędu traktowania Twoich opinii na poważnie.
Nie zrobiłem tutaj nic, co mogłoby o jakiejkolwiek śliskości świadczyć i wdzięczny bym był, gdybyś przestała mnie o takie idiotyzmy oskarżać.
Chyba jasno się wyrażam, prawda?
"tutaj każdy ma prawo wyrażać własne opinie, bez tłumaczenia się komuś" - ale po kiego diabła Ty to traktujesz, jakby Cię ktoś na matmie do tablicy zawołał? Nikt Cię nie wzywa do "tłumaczenia się", zapytałem, bo byłem ciekaw, co mi wolno, i nijak nie jesteś zmuszana do odpowiedzi, a tym bardziej wywyższania się jako ktoś, kto takowej nie musi "byle komu" udzielać.
Jeśli nie widzi się z tekstem problemu, a ktoś problem widzi, to czy w idei portalu literackiego jest ignorowanie sytuacji? Czy może o to chodzi, żeby dowiedzieć się, co gra, co nie gra i dlaczego? Jeśli Ci się nie chce wdawać w merytoryczne dyskusje, to po prostu powiedz. Acz na powtarzanie Łabądkowi po trzykroć, że tekst jest słaby i jak można krytykować czyjeś utwory, jak się samemu nie potrafi pisać, to masz czas i energię.
Jak to jest, że szlag Cię trafia, kiedy tylko ktoś, choćby niewinnie, poprosi Cię o uzasadnienie własnej opinii?
Niczego nie pisałaś "sto razy". I ponownie powtarzam, że nikt nie każe Ci się z niczego "tłumaczyć", a jedynie pytam o możliwe uzasadnienie, żeby spojrzeć na tekst z innej perspektywy.
"jakbyś był ograniczony umysłowo" - najpierw insynuujesz swoją wyższość, teraz sugerujesz komuś ułomności. Naucz się oddzielać osobiste problemy od dyskusji publicznych.
Pytam i pytać będę, bo kiedy widzę coś, czego nie rozumiem, to pytam. W odróżnieniu od Ciebie, która wolisz zarzucać ludziom niekompetencję, glupotę, lizodupstwo czy jakieś internetowe wendety, brocząc w kałuży własnych ograniczeń warsztatowych (no bo po cóż pytać i, z nadzieją na rozwój, na odpowiedź liczyć?).
Jesteś o krok od przekroczenia granicy z tymi personalnymi wycieczkami. Jak Ci brakuje kłótni i wyzwisk, to chętnie zapełnię w serduszku dziurę po pseudzie.
Nie obrażę się. A tłumaczyć niczego nie będę, bo nie muszę...
Wygłaszasz opinię bez konkretów. Ktoś jest ciekaw konkretów. Przyjmujesz pozycję bojową, krzyczysz "RATUNKU!" i rozpoczynasz ostrzał inwektywami. Tak się zachowują dzieci, które nie rozumieją, jak działa dojrzałość emocjonalna.
Może Ci maila napisać, żebyś zaczęła być normalna? Nie chcesz sobie psuć reputacji pyskującej siksy przy ludziach? Serio bym kasę oddał za normalną rozmowę z Tobą, ale nie jestem fanem prostytucji.
Tak gwoli przypomnienia, bo wygodnie Ci się zapomina niewygodne szczegóły.
A wdzięczna nie będziesz. Wymyśliłaś sobie, że jestem zły i nie mógłbym chyba niżej upaść w Twojej piramidzie wartości. Daruj sobie udawaną uprzejmość, bo bardziej przekonujące oferty widziałem na AliExpress.
A ja ci tłumaczę, żebyś obiekt zmienił, może nawet ktoś będzie szczęśliwy z tego powodu, ja nie jestem.
Nie lubię takich typów jak ty. Sorry, ale taka prawda, więc bądź tak uprzejmy, nie odzywać się już do mnie. Z góry dziękuję.
"Nie lubię takich typów jak ty." - ja też bym nie lubił ludzi, którzy mi na każdym kroku wytykają hipokryzję, kiedy zachowuję się jak hipokryta. Pojebane to.
"Sorry, ale taka prawda, więc bądź tak uprzejmy, nie odzywać się już do mnie. Z góry dziękuję." - również przepraszam, ale czas na uprzejmości minął po n-tym wyzwisku z Twojej strony. Postaram się pozostać rzeczowy w swojej krytyce Twojego kunsztu, bo te animozje personalne niczemu nie służą, ale na tym etapie sama sobie łóżko pościeliłaś i współczuję, że wydajesz się nieświadoma własnego udziału.
Dlaczego mnie to spotyka, że ciągle jakiś przychlast ma jakieś 'ale'
Grzecznie nie idzie odgonić... ja pitolę
Byłem pod iloma, dwoma Twoimi tekstami? I chciałem rozwiać swoje, amatorskie wątpliwości poprzez zapytanie nie tylko ekspertki (choć samozwańczej), ale i samej autorki. I co? I oberwało mi się po pysku za to, że jestem "za głupi by zrozumieć".
I nikt się tu nie robi nieszczęśliwy. Ot dyskutuję ze ścianą i na kretyna wychodzę, bo po iluśtam próbach wytłumaczenia Ci tego samego, można swobodnie rzucać tekstem "powtarzasz się". No jasne, że się człowiek powtarza, jeśli ktoś prostych konceptów i słów nie pojmuje... 🙄
Sorry, ale temat uważam za wyczerpany i idę...
prędzej dogadasz się z kamieniem... Tyle lat wielu próbowało i nikt nie dał rady. Dużo lepiej się tu egzystuje, gdy unika się pewnych zjawisk, na które nie ma wpływu żaden śmiertelny człowiek
Grafi sprawia wrażenie osoby, którą rozdzierają konfliktujące potrzeby. Chce być chwalona, ale i wredna. Odpycha ludzi, ale ciągnie do nich. Pisze, jakby wyzywanie innych sprawiało jej jakąś radość, ale momentami napisze też coś, co sugeruje istnienie jakichś głębszych uczuć czy wręcz ran.
Nie chcę za bardzo kopać w czyimś życiu, ale nie zgadzam się z opinią, że własne cierpienie daje komukolwiek prawo do zadawania cierpienia innym, toteż wdaję się w niepotrzebne dyskusje. Nawet, jeśli Grafi to nie nawróci, to chociaż nie wygląda dla osób postronnych, jakby się tutaj tolerowało znęcanie nad innymi.
Poza lekkim niedociągnięciem interpunkcyjnym i bijącymi po oczach dużymi literami w narratorskich porcjach dialogów, to nie mam za bardzo po czym pluć.
Aż się w sumie zdziwiłem, że zaczytałem się w czymś historycznym, bo normalnie kijem bym nie tknął. Będę to sobie tłumaczył moim genetycznie zmodyfikowanym noskiem, który wyczuł klimat fantastyki.
No i komentarze mnie rozkładają, niczym płytki grób owczarka niemieckiego.
Komentarze są świetne - tak się rozpala opowi ;)
Gdy napiszemy, że tekst jest słaby, wypadałoby dodać, z jakiego powodu tak myślimy. Dlatego wnioskuję, aby ci, którzy nie potrafią uargumentować swoich wpisów, ograniczyli się do komentarzy typu "podoba mi się" bądź "nie podoba", gdyż wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje.
Słowem, można poczytać. Czy jakkolwiek to coś zmieni w moim życiu? Nie.
Czy miało zmienić? Nie.
Z drugiej strony... wreszcie pierwsza publikacja 😂
Ja myśle, ze to komfortowe, ze mamy dostẹp do twojego tekstu.
2. Czy to co było kiedyś, jakkolwiek się broni po latach?
Staram się tu publikować swoje rzeczy, pomysły, choć też jestem "na innym etapie" - jakkolwiek to brzmi.
Powiem Ci, warto. Nie mam pojęcia, jaki masz do tego stosunek, ale zawsze skonfrontujesz swoją twórczość (niezależnie od etapu na którym powstała) z innymi literatami. A tu, na Opowi, jest kilka osób na naprawdę wysokim poziomie.
Nie o to chodzi, żeby nie popełniać błędów. Jak widać w tym tekście, da się czytać mimo rzeczy do poprawy. To najważniejsze. A że staramy się wysyłać teksty w jak najlepszej kondycji, to oczywiste.
Tutaj jest parę osób na wysokim poziomie, owszem. Pytanie, czy będzie im się chciało robić łapankę. No i tekst opublikowany tutaj ma 90% naborów z głowy - co było w sieci, jest niechętnie przyjmowane przez większość wydawnictw. Niestety, wiem to z doświadczenia :P
No nic, we wszystkich zamierzeniach życzę Ci wszystkiego dobrego.
No i zapraszam też zawsze do siebie, jeśli masz czas, może ta część przeznaczona na Opowi cosik się spodoba.
Co do "grafomanii"... no, nie jest grafomanem. Nie byłeś nim już na etapie, kiedy to napisałeś.
Nie obrażę się"
?
Dosyć długo bez rodziny. Czemu tak?
Za bardzo, za dużo gadają, głowa mi pęka od tego, ale udaję
Nie prawda...
Udało Ci się wciągnąć mnie w rozmowę nie na temat, ale tylko dlatego że jestem po piwie.
E, Graf czemu nie napisałaś Labedziowi, dlaczego jego tekst jest słaby?
A muszę pisać, jest jakiś przymus?
https://www.opowi.pl/do-lepszego-jutra-a98208/#comment-888146
Na dodatek te wpisy ciebie nie dotyczą...
Idę spać...
obchodzą cię nawet moje rozmowy z innymi użytkownikami. I niby z jakiej racji?
Grafomanka wczoraj o 13:25
RXA, ty lepiej pseuda pokochaj i z nim prowadź 'rozmowy'
Nie obrażę się. A tłumaczyć niczego nie będę, bo nie muszę...
Chora?
Na szczęście jest wpis, ale czemu RXA nie cytujesz, tylko mnie, przecież on też na twój temat się wypowiadał, stąd moja odp. w tym sensie...
Skończ już z tym, bo to trochę żałosne... lepiej na księżyc popatrz.
Dobranoc
No więc tak, technicznych uwag raczej nie wniosę, bo się gucio znam, wyrażę tylko opinię, jako zwykły czytelnik. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że przez tekst tak fajnie się przepłynie. Lekko napisane i dające odczuć klimat. Ciekawie wplecione opisy, dzięki czemu tekst nie jest męczący. To chyba na tyle, pod tą częścią.
Każda szczera opinia, nie wyłączając zwykłego czytelnika, bardzo cenna. Dzięki za wizytę i lekturę.
gdy wyciągnąłem dłoń po pewien przedmiot
Usłyszałem takie właśnie słowa.
Co jeśli? Jeśli weźmiesz zaczniesz cierpieć. Przecież już cierpię. Zaczniesz bardziej i bardziej i mocniej z każdym dniem. Pieprzysz. Jak wzięcie czegoś takiego może mieć wpływ mój stan.? Otóż ten z pozoru zwykły przedmiot jest przeklęty. Klątwa? Co to za bajka co to za bujda? Weź a zobaczysz. Dla mnie klątwa kojarzy się z piratami z karaibów ale oni chyba byli nieśmiertelni więc raczej pozytywnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania