Nadprzyrodzona - Rozdział 6
- Witaj, Greto — jedna z postaci zbliżyła się do krat celi, w której byłam więziona.
- Kim jesteście? - zapytałam pełna obaw, że moje życie dobiegnie końca w zakurzonym i brudnym lochu.
- Pamiętasz istotę, którą zasłoniłaś własnym ciałem?
- Pamiętam, ale co.. - zająkałam się, bo nagle przypomniałam sobie jedną, dużo znaczącą chwilę z mojego życia.
Dotyczyła ona wydarzenia, podczas którego uznano moje zachowanie za zdradę. W momencie, gdy pomogłam lwu w ucieczce, ujrzałam, jak przybrał on ludzką postać, a zaraz potem się rozpłynął. Człowiek ten miał na sobie czarną pelerynę.
- Jeden z was jest tym lwem? - zapytałam ciekawa odpowiedzi.
- Tak, to ja nim jestem — odparła postać stojąca, jak najbliżej mnie. - Pomogłaś mi, nie zważając na to, że nie jestem zwykłym człowiekiem, dlatego teraz ja pomogę tobie — odrzekł, sięgając po wiszące na ścianie klucze od celi.
- Nie chcecie mnie zabić?
- Nie. Broń potrzebna nam była do pozbycia się strażników, a logiczne jest to, że nie możemy zmieniać się, gdzie popadnie. Musimy uważać, ponieważ nie chcemy, aby któryś z nas został ranny lub nawet zginął.
- Rozumiem, ale ja nie mogę uciec.
- Dlaczego?
- Bo nie mam się dokąd udać. Nie mam domu ani rodziny. Jedyne, co mam to ludzi, którzy niesłusznie mnie posądzili.
- W takim razie zabierzemy cię ze sobą.
- Co? Nie możemy jej zabrać! - dwie stojące z tyłu osoby, zaczęły się wzajemnie przekrzykiwać.
- Możemy i to zrobimy. Jestem jej to winien.
"Nie wiem, czy powinnam im zaufać. Przecież od dziecka uczono mnie, że nadprzyrodzeni są zagrożeniem dla rasy ludzkiej. Zabijają i niszczą nasze miasta. Pozbawiają dzieci rodziców i nie przejmują się naszą krzywdą. Ale, czy pozostanie w więzieniu, będzie lepszym rozwiązaniem?".
- To, jak idziesz z nami? - człowiek lew zdjął kaptur, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak o czarnych włosach i dobrze zbudowanej sylwetce. Jego oczy były koloru brązowego, ale czasem można było zauważyć w nich żółte przebłyski. Nawet z dużej odległości można było ujrzeć, jak bardzo był przystojny.
- Idę, ale co z kajdankami? - zapytałam, przypominając sobie, że klucze od tych narzędzi ma Gerald.
- Hmm zaraz się tym zajmę — oznajmił Czarnowłosy i podciągnął rękawy peleryny.
- Co robisz? - zapytałam, patrząc na niego.
- Spokojnie. Nie skrzywdzę cię, a tak poza tym to nazywam się Thomas.
- Greta, ale to już chyba wiesz.
- No tak — zaśmiał się i nagle z jego ręki wyrosły wilcze pazury, którymi z łatwością rozerwał łańcuch i pozbył się wszystkiego, co trzymało mnie w tym miejscu. Byłam zdumiona jego umiejętnościami. W tak łatwy i szybki sposób poradził sobie z tym, z czym ja nie mogłam od dłuższego czasu.
"No to nadszedł czas, aby pożegnać się z tym miejscem. Może i nie było tu przytulnie i nazbyt przyjaźnie, ale są tu osoby, które naprawdę zdążyłam polubić. Będę tęsknić za swoim zniszczonym i nieuprzątniętym łóżkiem, za Joe i nawet za spóźnialskim Maxem. Nigdy nie zapomnę o spędzonym tutaj czasie."
Podniosłam się z twardej podłogi i jedyne, co poczułam to ból paraliżujący mnie od stóp do głów. Siedziałam tu tak długo, że zapomniałam o tym, jak to jest być wolnym i móc robić to, co się chce. Po chwili reszta nadprzyrodzonych poszła w ślady Thomasa i zdjęła swoje kaptury. Zobaczyłam ciemnowłosą dziewczynę o morderczym spojrzeniu i stojącego tuż obok niej chłopaka o brązowych włosach. Jego twarz była nieco łagodniejsza, ale nie dało się ukryć, że obojga nie darzyli mnie sympatią.
Komentarze (18)
Jestem jeszcze ciekawa kim dokładnie są dwie pozostałe postacie, więc zabieram się za kolejny rozdział, a tu zostawiam 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania