Nazwy - cz. 1/3
Opowiadanie pisane dawno temu na LBnP, jednak dokończone bardzo po terminie i dlatego nieopublikowane. (Z października 2020 roku?) Ówczesne tematy zabawy: ,,ptak w przestworzach” i ,,anioły”.
*
– Mam ochotę się zgubić.
Spojrzał na nią, zaskoczony. Siedziała oparta o fragment muru, pod którym zatrzymali się na noc, gapiąc się na płynące po niebie chmury. Beztroska poza, kontrastująca z powagą słów przed chwilą wypowiedzianych.
– Chodźmy tam, gdzie jeszcze nie byliśmy, i zgubmy się.
– Pogięło cię, mała. – Westchnął ciężko; ta to zawsze sobie wybierze idealną porę na swoje dziwne fazy. – Daj mi spokój.
– Proszę cię, Aniołku…
– Nie nazywaj mnie tak.
Gdy tylko skierował na nią groźne spojrzenie, już wiedział, że przegrał. Osiągnęła zamierzony efekt, jak zwykle, gdy sięgała po sposób, w jaki zwracała się do niego jego babcia (od dawna świętej pamięci). Po głowie obijały mu się właśnie wyrażenia zdecydowanie nieanielskie.
Całe szczęście, że mała nigdy nie wyciągnęła tego określenia przy pozostałych, kiedy jeszcze z nimi byli. Pewnie wiedziała, że po czymś takim rozejmu nie będzie. Nie w tej dekadzie.
– Naprawdę coś musi być z tobą nie halo, jeśli masz ochotę się zgubić. Nie ma w tym nic fajnego, uwierz mi. – Jego wzrok na chwilę umknął w bok. Nie uszło to uwadze milczącego obserwatora tej dwójki.
– A jednak jest w tym jedna dobra rzecz… to uczucie, kiedy mnie znajdujesz.
Obserwowanie tych dwojga, ich rozmów, sprzeczek, reakcji, dostarczało mu sporo zabawy. Spotkali się przez przypadek, wędrowali razem od kilku dni, a już dostrzegał całkiem sporo i mógł z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, jak się zachowają. Nigdy nie nudziło mu się obserwowanie ludzi.
Teraz wpatrywał się uważnie w zmiany na twarzy chłopaka. Cała seria emocji w jednej krótkiej chwili. Czy ta mała jest tak sprytna, czy rzeczywiście zupełnie nieświadomie uderzyła w jakiś czuły punkt? Naprawdę ciężko było czasem rozeznać.
– Idź już spać. Jutro będzie ciężki dzień. Kto wie, może nawet uda nam się ,,zgubić” – dodał z przekąsem. Wrócił do zgrywania cynicznego nastolatka, chociaż takiej sytuacji właśnie najbardziej się obawiał.
Nawet nie próbowała negocjować. Chyba jednak jest sprytna, przemknęło mu przez głowę.
– Dobranoc, Aniołku.
– Mała…!
– …starszy bracie. – Przymknęła oczy, nie powiedziawszy ani słowa więcej. On zaczął nucić pod nosem jakąś melodię, muskając palcami jej jasne, choć obecnie niezbyt czyste włosy. Fałszował, ale siedzący obok rozpoznał nutę. Pochodziła z jakiegoś starego filmu, który teraz tym bardziej wydawał się odległy o całe lata świetlne. Dołączył się. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, ale nie przerwał i obaj donucili do końca.
Po paru minutach dziewczynka spała. Zastanawiał się przez chwilę, jak mogłaby mieć na imię. Brat nie mówił do niej inaczej niż ,,Mała’’. Jak to jest, że w tych wszystkich historiach postaci nigdy nie mają imion? Albo mają, ale te dawno przestały się liczyć. To dlatego sam zaczął nadawać wszystkiemu nazwy. Nie wiedział, czemu to jest dla niego aż tak ważne, ale nie mógłby przestać, nawet, gdyby chciał. Z irytacją stwierdził, że w tym przypadku nie wie. Znów ten sam dylemat…
Upewniwszy się, że śpi, chłopak zwrócił się do niego.
– Też to znasz… nieźle.
Wzruszył ramionami.
– Miło czasem przypomnieć sobie takie rzeczy. Może to nie chóry anielskie, ale…
Na dźwięk słowa ,,anielskie” spojrzenie chłopaka znowu stało się cięższe. Mógłby to zignorować, ale spontanicznie podjął rękawicę. To się zbyt często powtarzało. Kiedy ,,Mała” (z brakiem imienia będzie musiał rozprawić się później) tak go nazywała, ukrywał to pod maską zirytowanego nastolatka, ale to określenie zdawało się sprawiać mu prawdziwy ból.
– Czemu ci to przeszkadza?
– Niby co?
– ,,Aniołek”. I nie mów, że to idiotyczne, bo nie może chodzić tylko o to. W pobliżu nie ma nikogo, przed kim mógłbyś się ośmieszyć.
– Bo… bo nim nie jestem! – Wybuchnął. – Nie chcę, żeby mnie tak nazywała, bo to nie ma nic wspólnego z prawdą.
Przez lata robił wszystko, żeby przypominać go jak najmniej. Dlatego tak to się skończyło. Nie, nie świat, chodziło mu o siebie samego. Świat to swoją drogą.
*
Oficjalna nazwa brzmiała: Kryzys Rzeczywistości. Ale ludzie woleli to żartobliwie nazywać błędem Matrixa. A właściwie jego krachem. A potem nikt się już nie przejmował nazwami. To błąd. Przecież one są ważne.
Winą obarczano, kogo tylko się dało. Siły nadprzyrodzone. Rządy. Korporacje. Naukowców. Obce cywilizacje. Przekonanie, że jesteśmy obiektem testowym dla kosmitów, zyskało całkiem spore grono zwolenników. Choć ,,najpoważniejsza” hipoteza głosiła, że to jakiś wynalazek czy eksperyment (ludzki, nie obcych) wymknął się spod kontroli. Ale znowu – kto tak naprawdę wierzy w wyjaśnienia, kiedy nie może być pewny tego, co widzi przed sobą? Iluzje zmieszały się ze światem rzeczywistym, wrosły w niego i zadomowiły się na dobre. Osobiście podejrzewał, że winni są wszyscy po trochu. Zwykli ludzie też. Każdy zniekształca rzeczywistość na swój własny użytek. Może tak właśnie wygląda Ziemia, gdy światy w naszych głowach wymkną się nam spod kontroli? Gdy staną się widoczne? Jeśli tak właśnie było, to naprawdę ponosił częściową odpowiedzialność za to wszystko.
Najgorzej było z tymi, którzy nabierali przekonania, że nikomu nie można już ufać. Pogrążeni w paranoi, tracili zupełnie kontakt z rzeczywistością. I stawali się równie niebezpieczni, jak to, przed czym chcieli się chronić.
Dlatego ludzie za wszelką cenę starali się trzymać razem. Choćby we dwójkę, byle nie sami. Tak trudniej dać się zwieść. Łatwiej żyć. Łatwiej dążyć do… czegokolwiek, co uznawali za warte dążenia. Bo większość dotychczasowych struktur się rozsypała, gdy ich twórcy zaczęli żyć we własnym świecie.
A gdzieś pomiędzy tym wszystkim on i grupa jemu podobnych. Mający wszystko za nic, lawirujący przez miejscami rozrzedzoną, a gdzie indziej aż zbyt gęstą rzeczywistość, szukając tego, co mogłoby ich rozerwać, nie przejmując się tym, czy się w końcu odnajdą, czy zabłądzą jeszcze bardziej. Liczyła się przygoda, ryzyko i dobra zabawa, póki można. Póki ta mozaika jeszcze się całkiem nie rozsypała. To jak bycie na haju bez brania czegokolwiek. Naćpany świat kuszący wizjami do wyboru, do koloru.
*
Przez chwilę milczał, zanim zaczął mówić dalej.
– Nie jestem nawet jej bratem. Nie mam pojęcia, kim był ten gość… i czy w ogóle był. Kiedy na nią natrafiliśmy, samą na tylnym siedzeniu jakiegoś auta, po prostu od początku tak się do mnie zwracała. Akurat do mnie. Jak gdyby nigdy nic. Może ktoś chciał się jej pozbyć i sprzedał historyjkę, że brat po nią przyjdzie, czy co. Może sama sobie wmówiła. A teraz ja już nie potrafię nim być. Ani jednym, ani drugim.
Komentarze (12)
Pozdrawiam
Trochę się obawiałam odbioru tego ,,zawieszenia w próżni", ale wygląda na to, że niepotrzebnie😌
Dziękuję za komentarz i też pozdrawiam :)
Tutaj przypominają mi się historie porwanych, wykorzystywanych dzieci. W wielu miejscach, gdzie były przetrzymywane, znajdowano narysowane albo wycięte z papieru anioły.
Ładnie poprowadzona opowieść
Dzięki za wpadnięcie. I
Jednak mówiąc szczerze, nieco trudno mnie-się-czytało:))↔Pozdrawiam😁:)
Pozostaje mi mieć nadzieję, że kolejne części trochę rozjaśnią :)
Pozdrowienia ~
"– Mała…!" - nie wiem, dlaczego to jest kursywą w tekscie
Bardzo intrygujący i tajemniczy wariant końca świata - podoba mi się 👍👍
Dzięki za wpadnięcie pod mój tekst :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania