Nie ma takich grzechów, za które nie można odpokutować - rozdział. 1

- 1. Piętro. Oratio Nocturna. -

 

Ona była modlitwą. Wschodzącą gwiazdą, która spadła z uśmiechem, na mokre ulice Salem.

 

Była wzorem dla każdej młodej dziewczyny. Przynajmniej do dnia, w którym jej długie loki, zamieniły się w krwawą papkę, a ciało wykręciło się w ekstrawaganckiej pozie na chodniku. W ten biały dzień, w uszach przechodniów odbił się, gromki śmiech poprzedzający głuchy grzechot kości.

 

- Proszę się zatrzymać, zakażona damo.

 

- Zakażona? - uśmiechnęła się, ukazując krwawiące dziąsła i popękane zęby — Pewnie ma pan trochę racji.

 

Była naprawdę ekscentryczną kobietą. Jej puste spojrzenie spoglądało z niemą ekscytacją na ironicznie klaustrofobiczne ściany biura, wypełnionego tysiącami kwiatów. Bujała się delikatnie, na wdzięcznie złamanych nogach, bez grama zmartwienia tym, że właśnie znajduje się w Piekle.

 

W końcu Abigail Williams popełniła samobójstwo.

 

Żniwiarza, którego od kobiety oddzielało zaledwie biurko, obrośnięte stokrotnością stokrotek, nawiedził pewien niepokój. Ta kobieta wydawała się mu w każdym calu dziwna, nawet jak na pośmiertne standardy.

 

- Młoda damo, poprzez twoje teatralne talenty, zyskałaś prawo wyboru.

 

Wpatrywała się z niezgłębioną ciekawością, przekrwionych ślepi w mężczyznę, schowanym za ptasią karnawałową maską. Ten zaś kontynuował recytowanie tekstu wyuczonego na pamięć, kompletnie niezrażony kawałkami mięśni, które oderwane od pękniętej czaszki Abigail, powoli wpadały w ramiona kwiatów na podłodze.

 

Mógł tylko odetchnąć, że nie musi sprzątać, tego skażonego bałaganu. W końcu jego ukochane rośliny wchłaniały każdą kroplę krwi i każdy kawałek mięsa, jakie dostawały w swoje płatki. Chociaż nie wzgardził by całymi zwłokami.

 

- Wolisz umrzeć, jak zrobiłaś to pół minuty temu i złączyć się z prochem, wypełniającym Piekło...

 

Obserwował jej reakcje, lecz nie zauważył niczego, oprócz czerwonych polików i oczu, które coraz bardziej wierciły dziurę w jego masce.

 

- Czy pragniesz cierpieć, żyjąc groteskowym życiem, jako jedna ze sług Cienistego Zakonu, by w końcu umrzeć pewnie brutalną śmiercią?

 

Abigail, która posiadała o wiele za dużo energii, jak na osobę, która właśnie skoczyła z czwartego piętra, roześmiała się. Skręciła się w pół, zarzucając gromkim śmiechem i krwią. Nigdy nie słyszała czegoś bardziej absurdalnego. W końcu młoda tancerka pragnęła, jak nigdy wcześniej poczuć czym jest życie.

 

A oczywistym przecież było, że prawdziwe życie zaczyna się po śmierci.

 

- Czyż to nie oczywiste, drogi Arlekinie, że wolałabym zyskać drugą szansę? - zatoczyła się między kwiatami, by na końcu ukłonić się teatralnie, jak na gwiazdę Salem przystało.

 

”Arlekin” w rzeczywistości Abraham, mógł tylko pokręcić głową, czym zawtórowały dzwoneczki jego maski, które brzmiały równie dźwięcznie, co Abigail. Uznał, że Piekło tym razem, wybrało naprawdę ekstrawagancką personę, która zapewne zabłyśnie na każdym jego piętrze.

 

W końcu Prawo Piekielne nigdy się nie myli.

 

Mimo to niepokój, jaki poczuł, gdy to gorzejące spojrzenie, skrzyżowało się z jego skrytymi odpowiedniczkami, wyprowadził go kompletnie z równowagi. Złapał go za gardło, niczym czarna śmierć, powodując bolesny napad kaszlu. Kwiecistego wodospadu.

 

Był oczywiście przyzwyczajony do uczucia gęstej juchy powoli wypływającej z jego gardła razem z gorzkimi płatkami.

 

Abigail, uśmiechnęła się, wpatrując się w zamaskowanego z nieukrywanym zadowoleniem. Jego szara, wręcz chora skóra, fascynowała kobietę. Tak samo jak dłonie, schowane za ciemnymi rękawiczkami, przed jej ciekawskim wzrokiem. Do tego loki wychodzące spod zielonej, karnawałowej maski, która wpijała się w tę szarawą otoczkę niczym pasożyt. Pannica pragnęła zerwać z niego to okrycie i złączyć się w tańcu, z tym chorobliwie zabawnym mężczyzną.

 

W końcu wystarczyło jedno spojrzenie, a z jego gardła, wypłynęły czerwone kwiaty. Zapewne na jej cześć. Brakowało tylko oklasków, lecz mimo to ukłoniła się i skocznym krokiem ruszyła ku rzężącemu osobnikowi.

 

- Nie podchodź bliżej — zarzucił dłonią, zatrzymując ją w pół kroku.

 

Jego nagły agresywny ton, wzbudził do lotu motyle, które wyleciały z brzucha Abigail, delikatnym chichotem. Jednak miał w sobie coś stanowczego, pomyślała, gdy wyobraziła sobie, tę dłoń zaciskającą się na jej drobniutkiej szyi.

 

- Jeśli zbliżysz się do mnie o krok, będę zmuszony wyważyć w tobie humory. Jest w tobie o wiele za dużo sangwiniku, młoda damo — rzekł, oddychając ciężko — trzydzieści tysięcy kwiatów na podłodze, dwieście dwadzieścia pięć kwiatów, zaplamionych krwią. Jedna zakażona w przeciągu siedmiu metrów — mamrotał pod nosem, dopóty się nie uspokoił.

 

Na koniec, jakby właśnie nie przeżył ataku paniki, nonszalancko wyciągnął z kieszeni płaszcza chusteczkę i wytarł resztki krwi z szarych ust.

 

- Kontynuując — odchrząknął i odsunął się dwa kroki do tyłu — zasiądź-

 

- Jak się nazywasz Arlekinie? – rzekła, przerywając mu bez grama wstydu.

 

Abraham mógł tylko ze zdziwieniem zamrugać, gdy dotarło do niego pytanie Abigail.

 

Pytała go o imię?

 

To było dla niego tak niedorzeczne, jak to, że ta kobieta, dalej przebywała z nim na 1. piętrze Piekła, a nie wenturowala na dalszych.

 

- Czy to ważne?

 

- Nie uważasz siebie za ważną personę?

 

- Jestem tylko Biurowcem, nikim więcej.

 

- Z tą maską i siedemnastowiecznym odzieniem, nie przypominasz zwykłego korposzczura – przekręciła głowę na bok, uśmiechając się tajemniczo – cóż, to że dla siebie jesteś nikim, nie zmienia faktu, że pragnę wiedzieć.

 

- Abraham Paulitious – rzekł, zrezygnowany – zadowolona?

 

Było w niej coś hipnotyzującego. Nie mógł oderwać wzroku, gdy jej oczy zabłysły radośnie, a twarz pokryła się wypiekami. Przytknęła zniszczone paznokcie do ust, chichocząc w zadowoleniu. Wtem zauważył jej kolczyk, pojedynczy, ukryty pomiędzy krwawymi lokami. Przedstawiał... Krzyż.

 

- Och jakże wielce zadowolona drogi Abrahamie — powiedziała z nutą oczarowania — powiedz mi, zanim mnie odeślesz w dalszą drogę... będę mogła cię jeszcze zobaczyć?

 

- Jeśli Piekło tego zapragnie nie będziesz miała innego wyboru — pokręcił głową, a brzęk dzwoneczków odbił się głucho od ścian — chociaż nie jesteś tu mile widziana.

 

- Naprawdę?

 

- Tak.

 

- Naprawdę, naprawdę? - przeciągała, nie zdejmując wzroku z wysokiego mężczyzny.

 

- Czego ode mnie potrzebujesz grzesznico? Nie ma tutaj nic, co mogłoby gwiazdę Salem interesować.

 

- Jesteś ty. Chorobliwy, interesujący. Chciałabym zaprosić cię do tańca — odsunął się krok dalej, słysząc tę niedorzeczną prośbę.

 

Abigail mówiła zawsze prawdę i świętą prawdę. Nie żartowała z myślą o tańcu w tych klaustrofobicznych czterech ścianach, z mężczyzną, który wygląda, jakby miał zemdleć przy bliższym kontakcie. Wiedziała, że w końcu i tak postawiłaby na swoim i złączyła z nim dłonie. Jednak czemu akurat z nim?

 

To proste, ponieważ Abigail go pragnęła. Jego i wielu następnych.

 

W końcu kierował nią Grzech pożądania.

 

- Gdybyśmy się spotkali wcześniej, może bym przyjął twoją prośbę, Abigail — uśmiechnął się, pierwszy raz od kiedy postawiła tu swoją stopę — lecz muszę grzecznie odmówić.

 

Był to uśmiech pełen melancholii i wspomnień dawnych dni, gdy nawet mężczyzna skryty za maską i grubymi rękawiczkami, mógł dotknąć czyjejś skóry. Lecz teraz zaplamiony szarą chorobą i kwiecistymi cierniami na płucach, nie mógł sobie pozwolić na taką przyjemność.

 

Przyjemność? Abraham uważał, że nie zasługiwał sobie na nią w żadnym stopniu.

 

Służba na 1. Piętrze Piekła była jego pokutą za grzech, za który nie można odpokutować.

 

- Nie zgadzam się, Abrahamie!

 

He?

 

- Nie masz wyboru, mój drogi — uśmiechnęła się, a niepokój w sercu mężczyzny powrócił — będziesz błagał o ten taniec.

 

TIK. TAK. TIK. TAK. TIK. TAK. TIK. TAK. TIK. TAK. TIK. TAK.

 

Nagle w Biurze, rozbrzmiał dźwięk zegara. Dźwięk głośny i budujący w żołądku słuchającego, silną chęć ucieczki. Był to odgłos samego Piekła. Czas się skończył.

 

- Zasiądź na biurku Abigail Williams - powiedział odchodząc kilka metrów do tyłu, gdy ta się zbliżyła.

 

Więc tak zrobiła. A wtedy poczuła ból.

 

Ból upadku z czwartego piętra. Ból rozbitej czaszki i połamanych nóg. Wchłonął się w to drobne ciało jak kwas, rozpuścił nerwy na kawałki. Krzyknęła w nagłym cierpieniu, a w jej oczach, zabłysły diamentowe łzy. Jednak uśmiechnęła się, jej serce przyspieszyło, a policzki wyczarowały nowy odcień czerwieni.

 

Ekstaza – wieloznaczne pojęcie, najczęściej odnoszące się do stanu człowieka, w którym działania i władze psychiki są zwrócone ku przedmiotowi poznania i pragnień.

 

To właśnie poczuła Abigail Williams, każdym kawałkiem swej potłuczonej duszy. Zrobiło jej się gorąco. Jęknęła w zachwycie, a jucha wypłynęła z w pełni czerwonego nosa. Była zakochana w bólu, gdyż czym jest ból jak nie, prymitywnym uczuciem. Drugą stroną przyjemności, którą tak wielbiła.

 

Pokłoniła się więc w konwulsjach bólu i rozkoszy, gdy jej rany zaczęły się zasklepiać. Kości nastawiać. Mięśnie łączyć. Wszystko wracało na swoje miejsce, z bolesnym wdziękiem w rytm krzyków i jęków grzesznicy. W końcu tym była, niczym innym.

 

Abraham mógł tylko obserwować z niewinną obojętnością i okiem lekarza, jak Abigail zostaję składana przez Piekło w całość. Jest to ostatnie takie błogosławieństwo. Piekło w końcu nie daje drugich szans. Następne rany staną się bliznami na duszy i na sercu. Jednak malutka myśl przemknęła, gdy tak na nią spoglądał. Na drobnej Abigail, blizny mogły wyglądać jak biżuteria, ozdoby, wyglądała tak... niewinnie, nawet pogrążona we własnej chorej przyjemności, jaką był ból.

 

Ten jeden raz pragnął jej dotknąć. Jako lekarz oczywiście, chciał ją zbadać, poczuć. Jednak tego nie zrobił, przeczekał, aż puzzle wróciły na swe miejsca. Wszystkie oprócz loków, które zostały ucięte i delikatnie wtopiły się w krajobraz 1. Piętra.

 

Wróciła. Jej złote loki, teraz krótko przycięte, niczym młodemu chłopcu. Nie było jej ich szkoda. W końcu nie były potrzebne do tańca i zabawy.

 

Uśmiechnęła się, pokazując białe zęby. A Abraham był gotowy zostawić ją jeszcze na sekundę, by przynajmniej policzyć liczne pieprzyki na jej urodziwej twarzy. Jednak Piekło zawtórowało mu głośno, a on wrócił do swojego statusu quo.

 

- Abigail Williams, zostałaś sługą Zakonu Cieni, z tym tytułem liczy się nadanie ci Pana. Zostaniesz zesłana na Piętro 222. - do Gehenny, tam zostaniesz poddana licytacji. Żegnam, Abigail. Mam nadzieję, że się nie zobaczymy i Don’t Stop Dancing.

 

Ciemność, to właśnie wypełniło spostrzegawcze oczy młodej damy. Gdy pozostało jej wędrować w labiryncie swojej pasji.

 

Och jakże uroczy on był — pomyślała — uroczo zamknięty w czterech ścianach. Skryty za ekstrawagancką maską i grubymi szatami. Chorobliwie niedostępny i zawiły w swoich deluzjach.

 

Tym był dla niej Abraham Paulitious. Który, miał zaszczyt spotkać Gwiazdę Salem.

 

Gwiazdę, która nigdy się nie wypali.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 7 miesięcy temu
    " Jej złote loki, teraz krótko przycięte, niczym młodemu chłopcu." - coś tu nie gra... przycięto?

    Bardzo fajne.
    Jestem mile zaskoczony. Opis jak uderza ja ból i piekło składa ciało jest kozacki - masz talent do makabry.
    To jest komplement😉

    Widzę, że wpadło 5 części
    Na głównej tablicy opowi widać tylko dwie dziennie i do takiej liczby bym się ograniczył
  • Szczelajo 7 miesięcy temu
    dziękuję za opinie! Bardzo mi na nich zależy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania