Niepełnosprawni - ludzie bez barier - część 1

Nazywam się Łucja Grey. Mam piętnaście lat i obecnie mieszkam w Londynie. Moja mama jest Polką, a ojciec Anglikiem. Poznali się oni przy brzegu Tamizy. Trzy lata temu przeprowadziliśmy się do Anglii i tam już zostaliśmy. Może to i lepiej… Hmm… Pewnie dziwicie się, czemu tak myślę. Otóż Polska nie kojarzy mi się dobrze. Właśnie tam miałam poważny wypadek. Naprawdę trudno przypomnieć sobie teraz wszystkie szczegóły. Pamiętam tylko…, że kierowca czarnego mercedesa tak szybko… skręcił w boczną uliczkę… Nie zauważył, jak weszłam na jezdnię… i… potrącił mnie. Potem obudziłam się już w szpitalu. Doktor, który mnie operował, stwierdził ze smutkiem, że nie udało się „uratować” impulsów czuciowych w obydwu nogach. Wiecie, co to znaczy… Od tamtej godziny czy chwili wszystko się zmieniło. Jestem sparaliżowana. Wydawało mi się, że wszystko stracone, że nie mam, po co żyć. Często zadawałam sobie takie właśnie pytania. Myślałam: nigdy już nie będę w pełni szczęśliwa.

 

Jednakże pewien dzień odmienił moje życie jeszcze bardziej. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że ktoś mnie docenił. I to, nie byle kto…

 

***

 

Była środa - 15 lipca. Pozornie zwykły, słoneczny poranek. Jak każdego dnia mama pomogła mi wstać i usiąść na wózku. Kiedy zjadłam śniadanie (dwie smakowite kanapki z białym serkiem i ogórkiem oraz szklanka herbaty), rozpoczęłam ćwiczenia. Były one naprawdę trudne, choć dla zdrowego człowieka wręcz przeciwnie. Jednak nie poddawałam się. Całą swoją energię w nie wkładałam. Mama przytrzymywała moje nogi i kręciła nimi do przodu i do tyłu. Tata pracował, dlatego nie mógł mi pomagać. Jednak rozumiałam go… W końcu musimy za coś żyć. Po skończeniu gimnastyki (jeśli można to tak nazwać) chciałam się wybrać na spacer. Zwykle towarzyszyła mi mama, jednakże od dzisiaj zamierzałam zwyczaj ten zmienić.

 

- Mamo? Czy mogłabym wyjść z domu? – zapytałam.

 

- Owszem, Łucjo. Daj mi tylko pięć minut – oznajmiła, wciąż siedząca na moim łóżku.

 

- Przepraszam, ale miałam na myśli, czy mogłabym „pójść” sama?

 

Nastąpiła chwila błogiej ciszy. Mama otworzyła usta i już miała odpowiedzieć…, ale powstrzymała się. Zamiast tego, wstając z gracją, podeszła do mnie i wzięła mnie za ręce. Dopiero wtedy oznajmiła:

 

- Łucjo, rozumiem twoje potrzeby, lecz w twoim obecnym stanie… - urwała.

 

- Znam swój stan, jednak nie musisz się martwić. Poradzę sobie. Przecież… potrafię poruszać się samodzielnie na wózku.

 

Mama powiodła mnie wzrokiem. Zauważyłam, że rysy jej twarzy złagodniały.

 

- Dobrze… Idź...

 

***

 

Na dworze było naprawdę pięknie. Popołudniowe słońce tak mocno mnie ogrzewało. Skowronki wykonały już swoją dzisiejszą piosnkę; tylko jaskółki przelatywały jeszcze z jednego konara na drugie. Widziałam jak lecą, trzymając w dzióbkach odrobinę świeżego błota z pobliskiej kałuży. Reszta ptaków wychylała swe główki z gniazd, gdzie mogły schronić się przed upałem. Przecudny widok. Gdy znajdowałam się przy jeziorze, dokładniej przyjrzałam się swojemu odbiciu. Moje kasztanowe włosy sięgały trochę ponad ramiona i delikatnie opadały falami; oczy miały barwę błękitu; policzki zaś były lekko zaróżowione. Nos i usta wyglądały w porządku. Jednak, kiedy utkwiłam wzrok w moich nogach, uśmiech zniknął. Może i nie byłam najgorsza (patrząc na wygląd), ale poruszałam się na wózku. Kto by mnie zechciał? W dzisiejszych czasach nie ma porządnych chłopaków. Dla nich liczy się tylko to, aby zaliczyć kolejną „laskę”. Poza tym nigdy nie mogłabym urodzić dziecka. Ta myśl wciąż do mnie powracała i tak bardzo zasmucała.

 

-Excuse me![1] – usłyszałam za plecami męski głos.

 

Odwróciłam się...i… dosłownie zamarłam. Przede mną stał nieziemsko przystojny młodzieniec. Wyglądał na jakieś szesnaście lat i przypominał modela: gładka twarz, szmaragdowe oczy, orzechowe włosy z długą, opadającą na czoło grzywką. Oprócz tego miał niesamowicie wysportowaną sylwetkę. Nigdy go tu wcześniej nie spotkałam.

 

- Tak? – odparłam, kompletnie zapominając, że zwrócił się do mnie w języku angielskim.

 

- Are you Polish?[2] – wydawał się zaskoczony – Trzeba było tak od razu powiedzieć.

 

- Ach, owszem – delikatnie się uśmiechnęłam. No więc, co ode mnie chciałeś?

 

- Hmm… Zamierzałem zapytać, czy może mógłbym zrobić Ci zdjęcie – wskazał na zawieszoną u swej szyi czarną lustrzankę.

 

Utkwiłam przez chwilę wzrok w jego zmysłowych oczach. Wydawał się szczery w tym, co mówił.

 

- Och… Myślę, że to nie jest dobry pomysł – stwierdziłam przygnębiona – Ale spójrz na ludzi wokół nas. Jacy niektórzy z nich są piękni. Nadawaliby się do twojej galerii.

 

Rozejrzał się.

 

- Możliwe. Jednak ty też jesteś… piękna. Jestem pewien, że nie tylko zewnętrznie, ale i wewnątrz.

 

- Proszę, nie słódź już – zarumieniłam się – Skoro mnie nie znasz, nie możesz ocenić.

 

Podszedł bliżej jeziora – tam, gdzie siedziałam w wózku.

 

- No to pozwól mi się poznać – przykucnął i dotknął mojej ręki.

 

Nie wiem, dlaczego tak bardzo się wzruszyłam. Przeczuwałam, że zaraz popłyną mi łzy. I stało się tak. Pojawiały się one jakby znikąd. Czy to źle, że płaczę? – pomyślałam. Chyba nie… Dla „normalnego” człowieka (bo tak nazywałam zdrową osobę) pewnie było to powszechne zjawisko. Dla mnie natomiast miało ogromną wartość.

 

- Wierzę, że któregoś dnia nastąpi taka chwila… Chociaż nie dzisiaj. Teraz muszę już wracać. Mama się niepokoi – wyjaśniłam.

 

- Rozumiem, ale błagam… powiedz mi tylko: czy spotkasz się jeszcze ze mną – z Alanem… w tymże parku?...

 

Ścisnęłam jego dłoń.

 

- Ja, Łucja Grey – obiecuję Ci to…- uśmiechnęłam się.

 

To był pierwszy raz podczas naszej krótkiej rozmowy, kiedy zrobiliśmy to równocześnie.

 

***

 

Po powrocie do domu myślałam dużo o Alanie. Przypomniałam sobie to jego niewinne „Excuse me”. Potem naszą konwersację na temat zdjęcia i … dwa słowa, które nigdy od nikogo wcześniej nie usłyszałam: „Jesteś piękna”. A przecież to on był taki uroczy. Postać jak z bajki. Dobrze, że nie w niej tkwiłam, ale w rzeczywistości. Już nie mogłam doczekać się następnego, niezwyczajnego dnia.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Drassen Prime 16.08.2014
    Czy to opowiadanie ma jakiś morał czy coś?:P
  • Monia999 17.08.2014
    Biedna dziewczyna! Ja rozumiem że jest na wózku i wgl ale na spacery mogłaby przecież sama jeździć.
  • Łowczyni 17.08.2014
    Sama nie wiem. To jest dopiero pierwsza część. Zobaczymy, co wyjdzie dalej. ;d
  • Łowczyni 17.08.2014
    Monia999 - Wiesz, jej matka jest strasznie nadopiekuńcza. ;)
  • Monia999 17.08.2014
    Widać ;)
  • Faustyna 12.04.2016
    Bardzo piękne opowiadanie. Masz bardzo bogaty zasób słownictwa. Cenię to u ludzi, choć sama tak nie potrafię. Umiesz logicznie układać zdania. Widzę, że szykuje nam się sławna pisarka. Powodzenia.
  • Łowczyni 13.04.2016
    Och, nie spodziewałam się takiego pozytywnego komentarza! Bardzo Ci dziękuję, Faustyno. Miło, że do mnie zaglądasz. Cieszę się, że Ci się podoba. Nawet nie wiesz, jakie to miłe uczucie. ;) Sławna to pewnie nie będę, ale może zgromadzę jakieś grono oddanych czytelników. :) To mi w zupełności wystarczy. A jeśli chodzi o Ciebie, nigdy w siebie nie wątp. W sumie nawet teraz często mam wrażenie, że moje teksty są naprawdę kiepskie i wielu rzeczy jeszcze nie potrafię. Tak czy inaczej, trzeba w siebie wierzyć i pisać jak najwięcej. Z czasem "wyrobi" się ta umiejętność poprawnego i przychodzącego z łatwością pisania. Tego również i Tobie życzę! :)
  • Faustyna 17.04.2016
    To co napisałam, to sama prawda :).
  • Łowczyni 17.04.2016
    Jeszcze raz dziękuję! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania