Niepełnosprawni - ludzie bez barier - część 2

***

Wstałam dziś naprawdę wcześnie. Siódma - to chyba mój rekord! Jakoś przedtem nie zwracałam uwagi na porę, o której się budzę, jednak wczorajsze niezwykłe przeżycia całkowicie to odmieniły. Postanowiłam, że nie będę tracić czasu na sen. Choćby nawet te trzy godziny. Już coś się pożytecznego zrobi.

Och Alan... Na samą myśl o nim, zrobiło mi się ciepło. Czy na pewno go spotkałam? A może moja wyobraźnia zbyt często płata figla? Sama już nie wiem. Najwyżej zrobię mały test: udam się nad jezioro, rozejrzę się wokoło, a dopiero potem stwierdzę, czy wszystko ze mną w porządku.

- Łucjo? Obudziłaś się już, myszko? - usłyszałam dochodzący z kuchni głos.

Ach tak, mama. Ona zawsze wstaje wcześniej ode mnie.

- Owszem. Nigdzie jeszcze nie pojechałam. Zdążysz mnie złapać. - zaśmiałam się lekko.

- Oj tam, oj tam. - odparła.

Po około minucie znalazła się przy moim łóżku. Przysunęła wózek bliżej mnie, bym mogła na niego swobodnie usiąść. Złapałam obiema rękoma fotel, a gdy już zamierzałam na nim spocząć, przypomniałam sobie ważną sprawę.

- Nie zapomniałaś o czymś, matko? - zapytałam.

Mama zerknęła na mnie przez ramię, a później zmarszczyła brwi.

- Masz na myśli śniadanie? Wybacz, że nie jest jeszcze gotowe. Nie sądziłam, że tak rano wstaniesz. - próbowała się usprawiedliwić.

Z powrotem usadowiłam się na łóżku.

- Ach, nic nie szkodzi. Zresztą... nie o to chodzi. - uśmiechnęłam się. - Ćwiczenia, mamo. O tym chciałam ci powiedzieć.

Wyciągnęłam w jej stronę ręce. Zamierzałam w ten sposób nakłonić ją, aby zaczęła.

- No tak... Moja pamięć powoli szwankuje, czy co? Boże, co się ze mną dzieje? - niespodziewanie zaśmiała się.

Poranna gimnastyka trwała dziś trochę dłużej niż zwykle. Mama stwierdziła, że im więcej, tym lepiej. Poza tym starała się robić ćwiczenia z większą precyzją i dokładnością. Byłam jej bardzo wdzięczna: za poświęcenie, stałą opiekę, nieustającą pomoc. Cieszyło mnie to, że zawsze mogłam na nią liczyć.

Niedługo potem skierowałam się do kuchni, by móc się czymś posilić. Na blacie nic nie leżało, toteż otworzyłam lodówkę. Nie wiedziałam do końca, co chcę zjeść. Z pewnością coś smacznego, zdrowego, przy jednoczesnym zachowaniu lekkości. Hmm... Jogurt będzie najlepszy. Co prawda, nie był on zbytnio świeży (stał już niecałe dwa tygodnie). Ale... i tak nic innego nie wymyślę. Ważne, że chociaż na jakiś czas w brzuchu nie będzie mi burczeć. Po opróżnieniu pojemnika sięgnęłam po owocowy napój. Wlałam go do szklanki i jednym haustem wypiłam. Wystarczy - pomyślałam. Teraz jeszcze łazienka. Przecież nadal jestem w piżamie. Ach... Powoli nabieram przekonania, że to ranne wstawanie mi nie służy. Uśmiechnęłam się w duchu.

***

Szykowanie zajęło mi około trzydziestu minut. Odpowiednie ubranie, pielęgnacja twarzy, makijaż i tym podobne zajęcia - z reguły trwają tyle czasu. Na dzisiejszy dzień wybrałam miętową sukienkę. Do tego naszyjnik z gwiazdką oraz beżowe baleriny. Mam nadzieję, że nie wyglądam aż tak źle. Na koniec uczesałam włosy. Nie zrobiłam żadnej oryginalnej fryzury. Zostawiłam rozpuszczone. Pomyślałam, że warto się trochę pomalować. Naprawdę rzadko to czyniłam, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy.

Podkręciłam zatem rzęsy, nałożyłam jakiś jasny na powieki, musnęłam usta malinowym błyszczykiem. Po całym tym manewrze, zerknęłam w lustro. Hmm, dobrze jest. - stwierdziłam z radością. Teraz muszę jeszcze powiadomić mamę o swych zamiarach. Tylko, jak to zrobić...

Zgasiłam światło w łazience, a gdy się odwróciłam, ujrzałam mamę. Jej twarz wyrażała zaskoczenie.

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała podejrzliwie.

No to wpadłam.

- Emm... Właśnie... miałam do ciebie zajrzeć. A tak w ogóle, wystraszyłaś mnie, mamo. Tak nagle się pojawiłaś. - próbowałam się jakoś wykręcić.

- Ej, nie zmieniaj tematu. Dokąd zmierzasz?

Czułam na sobie czułe, ale i jednocześnie przeszywające spojrzenie matki. Nie potrafiłam kłamać.

- Dobrze, nie będę już tego ukrywać. Planowałam udać się, podobnie jak wczoraj, do parku. I... zobaczyć się z Alanem. - wydusiłam w końcu.

- Znowu z tym chłopcem, o którym tak dużo mi opowiadałaś? - zmarszczyła brwi.

- Tak, mamo. Zrobię to. Spotkam się z nim.

- Ależ, Łucjo... Nie poznaję cię. Co to za makijaż? Nie powinnaś być tam sama. Może on jest niebezpieczny? - zasmuciła się.

- Cóż... raz nie zawsze. A co do bezpieczeństwa - nic mi nie grozi. - chciałam ją uspokoić.

- Martwię się, córeczko. Gdyby coś ci się stało... nie wybaczyłabym sobie.

Po tych słowach prawie się rozpłakała.

- Rozumiem cię. Jednak... musisz mi zaufać. - powiedziałam pewnie.

Przybliżyłam się do mamy i przytuliłam ją. Był to mocny uścisk. Powoli mi samej zbierało się na płacz. Aby uniknąć łez, odkleiłam się od mamy, przekręciłam wózek i skierowałam się do wyjścia. Gdy byłam na zewnątrz, jeszcze raz pomyślałam o tym, co zrobiłam. Moja mama płakała, jej ciało całe drżało. Nie chciałam jej zranić. Ona musi zrozumieć, że nawet jeśli jestem w pewnym stopniu ograniczona, to potrafię zadbać o siebie. Od wypadku minęło przecież tyle czasu. Jego skutki zawsze będą widoczne. To prawda. Ale... mama nie powinna się tak zamartwiać. Niech lepiej zadba o siebie. Odpocznie trochę. Mnie już za dużo pomogła...

***

Spojrzałam na słońce, na bezchmurne niebo. Czysty jego błękit oślepiał mnie. Zmrużyłam oczy. Podjechałam bliżej rozłożystego dębu. Zamierzałam się tam ukryć przed parzącym słońcem. Oparłam głowę o masywny pień drzewa. Posiedzę tak przez chwilę...

Pod wpływem impulsu podniosłam głowę, rozejrzałam się, a gdy stwierdziłam, że Alan jeszcze nie dotarł, z powrotem ją opuściłam. Ludzie, którzy kręcili się po parku, zupełnie mnie nie obchodzili. Czasem wydawało mi się, że turyści bacznie mnie obserwują, jakby to, co robię, było nienormalne. Może i mieli trochę racji. Zmęczony człowiek zazwyczaj wraca do domu i kładzie się spać, a nie jak ja - opiera się o drzewo i tam sobie odpoczywa. Cóż... nie jest tak wygodnie, jak w łóżku, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Powoli zapadałam w sen...

***

- Ej, wstawaj prędko! Mój brat na ciebie czeka. - piszczała jakaś dziewczynka. - No chodź!

Czułam, że potrząsa moimi ramionami i ciągnie mnie za ręce. Z początku nie przeszkadzało mi to. Jednak, gdy wbijała swe krótkie paznokcie w skórę, zaczęła mnie nieco denerwować. Otworzyłam z trudem oczy, a wierzchem dłoni przetarłam je. Odsunęłam się od dziewczynki. Nie miałam siły, by się z nią kłócić.

- Co się dzieje, mała wojowniczko? Dlaczego mnie tak szarpiesz i sądzisz, że twój brat na mnie czeka, skoro ja cię nawet nie znam? - zapytałam bez ogródek, wiedząc już, że doskonale zna język polski.

- No, bo sam mi powiedział..., że się znacie. Kazał mi cię przysłać do niego. Mam cię pokierować. A ty masz mnie słuchać! - nieznajoma zrobiła naburmuszoną minę.

- Jak to możliwe? Przecież nigdy cię nie spotkałam. Może się pomyliłaś i to nie mnie szukasz?

Nie mogłam w to uwierzyć. Zresztą ona jest bardzo młoda. Na pewno pomieszało jej się w główce.

- Nie! Znalazłam właściwą osobę. Masz na imię Łucja, prawda? - niespodziewanie zmieniła strategię.

Zamurowało mnie. Skąd ta mała istotka znała moje imię? Raczej nie byłaby w stanie zgadnąć.

- Owszem, jestem Łucja. Jednak... to jeszcze niczemu nie dowodzi. Po prostu miałaś szczęście i trafiłaś.

- Tak, tak, jasne. - uśmiechnęła się ironicznie. - Sama nie wierzysz, a głupoty mówisz. Dobra... Zaraz brat mnie będzie szukał. Nie mam czasu na pogaduszki. Zaprowadzę cię do niego i zobaczysz, że nie kłamałam. Zgadzasz się?

Przygryzłam wargę.

- No chyba nie mam wyjścia... - odpowiedziałam z niepokojem w głosie.

***

Na miejscu czekał na nas pewien młodzieniec, jak twierdziła dziewczynka - jej brat. Robił właśnie zdjęcia jakiejś zakochanej parze, dlatego nie widziałam jego twarzy.

- Zaraz skończę, Klementynko. - odezwał się chłopak.

Nagle uświadomiłam sobie, że kojarzę ten głos. Gdzieś już musiałam go słyszeć...

Odruchowo spojrzałam na sylwetkę nastolatka. Był wysoki, wysportowany i bardzo przystojny. Z pewnością kogoś mi przypominał.

Próbowałam skupić się na czymś innym. Po co mam się zastanawiać, czy znam tego gościa? Nie obchodzi mnie on. Już tyle czasu straciłam przez tą małą. Mam nadzieję, że Alan wciąż jest w parku, a gdy w końcu się pojawię, nie będzie na mnie zły.

Przez około dwie minuty czujnie obserwowałam zakochanych. Musieli być naprawdę szczęśliwi. Uśmiechali się, przytulali, a nawet całowali. Pod koniec sesji robili głupie, zabawne miny, skakali, trzymając się za ręce, patrzyli sobie głęboko w oczy. Tworzyli piękną, żywą scenerię. Troszkę im zazdrościłam. Wiedziałam, że mnie to nigdy nie spotka... Przynajmniej nie cierpiałam, to prawda, ale czasem też potrzebowałam ciepła drugiej osoby, zainteresowania czy zrozumienia. Ja już siebie zaakceptowałam. Teraz pora na innych.

***

Na dziś to wszystko. Proszę się do mnie zgłosić w następnym tygodniu. Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia. - chłopak pożegnał się z młodą parą, schował do kieszeni otrzymane pieniądze, a następnie wyłączył sprzęt i powiesił go sobie na szyi. Dziewczynka, która wciąż znajdowała się obok mnie, zaczęła się kręcić i z niecierpliwością na coś czekam. Podeszła do brata i mocno ścisnęła jego rękę.

- No, masz. Przyprowadziłaś moją gwiazdę, a więc zasłużyłaś. - wyciągnął z drugiej kieszeni marynarki cztery owocowe cukierki w czekoladzie, a potem podał je małej. Klementynka wzięła od brata nagrodę i od razu zabrała się do jedzenia. Już się nami nie interesowała. A ja kompletnie nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi.

- Dobrze, że ci smakują. - nastolatek uśmiechnął się do siostry.

I wtedy się odwrócił...

 

C.D. nastąpi…

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Faustyna 12.04.2016
    Część pierwsza była bardzo ciekawa i następna taka sama.
  • Łowczyni 13.04.2016
    Dziękuję! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania