Poprzednie częściNigdy w życiu :Prolog

Nigdy w życiu: Rozdział 4

Przebrana już w strój lekarki stoję aktualnie przy czajniku i czekam aż woda się zagotuje. Po chwili słyszę bulgot i pyknięcie. Biorę czajnik i zalewam kubek do połowy, odstawiam na miejsce i do kubka dodaje mleka oraz dwie łyżeczki cukru. Siadam przy komputerze. Chce sprawdzić jak z pacjentami. Czy nie działo im się w ciągu nocy coś . Tym bardziej pana Kolasińskiego. Z tego co zauważam wszystko w porządku. Dziś na szczęście jestem na oddziale dziecięcym . O 9 pierwsze przyjęcie. Jest to 6 latka o imieniu Julia .

 

Od razu przelogowałam się na pocztę. Otworzyłam mejle oraz odpisałam na niektóre . Wylogowałam się z poczty i komputera. Kiedy tylko skończyłam pić kawę, wstałam i obmyłam po sobie naczynie. Nagle usłyszałam pukanie.

 

-Proszę- powiedziałam. Do pokoju wpadła zdyszana młoda pielęgniarka.

-Pani doktor, potrzebujemy pani. Jeden z pacjentów przestał oddychać-powiedziała. Jak z procy wystrzeliłam z pokoju.

-Która sala?

-5- kiwnęłam głową i przyspieszyłam kierując się w podaną salę.

-Proszę wyjść, natychmiast!-podniosłam głos i wyszli rodzice zapewne dziecka.Podeszłam do łóżka i to był chłopiec około siedmiu lat. Szybko się wzięłam za RKO.

-Adaś się nazywa-mówi pielęgniarka.

-Adaś słyszysz mnie?Adasiu?-szturcham lekko ramiona nic. Przykładam policzek do ust i sprawdzam czy oddycha. Nie,sprawdzam także czy ma coś 2 ustach. Lecz nic nie ma. Odchylam głowę do tyłu, zakrywam nos i robię dwa wdechy po czym zabieram się za uciskanie pod mostkiem 30 uścisków. Po tym sprawdzam czy oddycha, nadal nic.

-Niech pani przyniesie defibrylator. Ale to szybko-dwa wdechy i dalej 30 uścisków.Po chwili został przyniesiony defibrylator.

-Naładuj do 150 i żel nałoży pani-gdy naładowała i nałożyła żel powiedziałam -Odsunie się pani. Uwaga strzelam-przełożyłam nad serce i po prawej stronie.Patrzę na monitor.Nic.Okładam, robię dwa wdechy i słyszę pikanie.

-Mamy go-powiedziała kobieta. Odetchnęłam z ulgą.Teraz mogę iść spokojnie powiedzieć rodzicom dobrą wiadomość. W sali można było wyczuć napięcie które powoli znikało. Wychodząc z sali zauważyłam dwojga ludzi. Kobieta szlochająca w ramię mężczyznę, a ten gładzi ją po włosach. Podchodzę do nich mówię:

am bardzo, państwo to rodzice małego Adasia spod piątki?

-Tak, jesteśmy rodzicami-odpowiada mężczyzna.

-Co z naszym synkiem?-zapytała się kobieta z chrypką wywołaną szlochem.

-Na szczęście z pańskim synem wszystko dobrze . Uratowaliśmy go. Kto jest jego prowadzącym?

-Pani Wawrzyniak- odpowiada mężczyzna a ja tylko kiwnęłam głową.

-Radzę na razie nie wchodzić do syna. Jak tylko państwo zobaczą doktor Wawrzyniak ona pewnie wtedy powie co dalej ze synem-na usłyszenie wiadomości o synu na twarzach dwojga ludzi można było zauważyć szczęście i ulgę. Odeszłam zostawiając ich samych. Wyjęłam telefon oraz spojrzałam na godzinę. 8:20. Mam jeszcze 40 minut do przyjęcia. Ze spuszczoną głową idę do pokoju. W nocy za bardzo nie spałam dobrze.Nie mogę przestać myśleć o ciemno blondynie.Od środka czuję przygnębienie. Jedno spojrzenie w oczy i wszystko powróciło.

 

40 minut później...

 

Otwieram drzwi i widzę siedzącą na łóżku dziewczynkę oraz mężczyzna stojący koło niej.

 

.-Dzień dobry-rzekłam podchodząc do mężczyzny i dziewczynki.

-Dzień dobry-odpowiedzieli.

-Pan jest tatą Julii?

-Tak.

-A ty Julia jak się nie mylę?-pytam z lekkim uśmiechem.

-Tak, proszę pani -odpowiada ze szerokim uśmiechem.

-Miło mi cię poznać Julio, ja mam na imię Magda. Miło cię poznać.

-Mi panią też, pani Magdo.

-Magdalena Bednarek będę prowadzącą pana córki.

-Tomasz Sokołowski.

I zaczęłam robić mini wywiad. Jula to brunetka z kręconymi włosami a oczy koloru szarego. Przyszła na oddział na usunięcie powiększonego migdała.

 

Nagle słyszę jak dzwoni telefon, wyciągam z kieszeni oraz patrzę na wyświetlacz, widnieje napis: Mama. Nie teraz. Ona wyczuje że coś nie tak. Wzięłam wdech i odebrałam.

 

-Cześć mamo.

-Cześć kochanie, co u ciebie?

-Jakoś leci, a u ciebie?

-Wszystko dobrze, kiedy wpadniesz do mnie?

 

-Jak tylko będę miała czas.

-Coś marnie brzmisz, mów co jest?

-Źle spałam i pewnie dlatego-wiedziałam że usłyszy zmianę.

-Jak by co pamiętaj możesz mi mówić gdy tylko będzie cię coś gryźć.

-Tak pamiętam mamo.

- Będę kończysz bo ty pewnie w pracy. To buziaki. Kocham cię córciu.

-Ja ciebie też kocham. Pa -i się rozłączyłam

 

*******

 

Wchodzę na oddział dla dorosłych. Przed wejściem do pana Kolasińskiego wchodzę do pokoju lekarskiego. W pokoju byłam niedługo, wpadłam tylko po kartę na skierowania na badania.Wypełniam je aby zlecić badania dla pacjentów. Po wypełnieniu tej karty wyszłam z pomieszczenia. Zostawiłam na rejestracji i ruszyłam w stronę sali gdzie leży pan Kolasiński. Podchodzę do drzwi i pukam oraz otwieram drzwi.

 

-Dzień dobry- mówię wchodząc . I wtedy zauważam że pacjent nie jest sam. Jest z nim Mateusz. Mogłam się domyśleć że może tu być.-Szczęść boże.

-Dzień dobry-usłyszałam odpowiedź pana Kazimierza a chwilę po nim odpowiedział ciemno blondyn.

-Szczęść Boże, ja poczekam na korytarzu -powiedział uśmiechając się. Przełknęłam ślinę. Też musiałam na niego teraz wpaść. Gdy odchodził od łóżka spojrzał mi w oczy. Nie powiem ciepło mi się zrobiło. Reaguje na niego, jak typowa nastolatka.

-Jak się pan czuję?-zapytałam się słysząc zamykające się drzwi.

-W miarę dobrze-odpowiada. Zaczynam go badać. Wszystko było bardzo dobrze.

-Wszystko jest w porządku. Poproszę pielęgniarkę o zmianę bandaży.

-Naprawdę wszystko dobrze?

-Tak. Niedługo wszystko zacznie się goić. Musi pan uważać . Na razie na jakiś czas zakaz chodzenia. Trzymać się trzeba diety.

-Ależ proszę. Będę już iść w razie czego proszę wzywać pielęgniarki.

-Dobrze.

-To świetnie. Do widzenia i miłego popołudnia.

-Do widzenia i wzajemnie-posłałam lekki uśmiech pacjentowi i skierowałam się w stronę drzwi za którymi pewnie czeka Żmigrodzki.Zamykając drzwi od sali usłyszałam pytanie:

-I jak pan Kolasiński?- stanęłam na przeciw niego.

-Dobrze. Zakaz jak na razie ma na chodzenie oraz musi przestrzegać diety.

-Czyli nowotwór nie może już powrócić.

-Nie ma możliwości.

-To dobrze. W ogóle miło cię widzieć po tylu latach-mówi z uśmiechem.

-Jednak poznał mnie ksiądz?

-Od razu nie, ale oczy były jakieś znajome a potem spojrzałem na identyfikator. Nie da się zapomnieć przyjaciółki z licealnych czasów, prawda Magdo?-po 15 latach nadal z jego ust moje imię brzmi inaczej , wyjątkowo.

-Ma ksiądz rację, nie da się zapomnieć.

-Grasz dalej w szachy?-tym pytaniem zbił mnie z tropu. Co on knuje?

-Dość dawno nie grałam, a dlaczego ksiądz pyta?

-Może byś przyszła do mnie na plebanie. Zagralibyśmy partyjkę szachów-propozycja partyjki. I co mam zrobić? Część mnie chce zagrać tą partyjkę, druga część niekoniecznie.

-W sumie czemu nie. Mogę przyjść.

-Mogę cię prosić o numer telefonu? Wtedy zadzwonię i się bardziej umówimy jeżeli chodzi o dzień i godzinę.

-Ależ oczywiście, może wpiszę w telefon?

-Tak, proszę-mówi biorąc z kieszeni telefon po chwili mi go podając.Z bijącym sercem wpisuję swój numer.

-Proszę-mówię podając mu telefon. A ten posłał mi uśmiech a ja odwzajemniam.

-Przepraszam bardzo, mogę panią poprosić na bok?-pyta się kobieta. Patrzę na nią o rozpoznaje że to doktor Wawrzyniak . Prowadząca Adasia.

-Ależ oczywiście. Przepraszam księdza, Szczęść Boże.

-Szczęść Boże-odpowiada, a ja odchodzę wraz z kobietą.

-Coś się stało?-zadaje pytanie.

-Nie, na całe szczęście.Chciałam tylko podziękować za uratowanie mojego pacjenta. Dzięki pani determinacji chłopiec żyje.

-Ależ nie ma za co dziękować. To mój obowiązek nieść pomoc potrzebującym.

 

Po podziękowaniach poszłam na oddział dziecięcy oraz od razu do pokoju lekarskiego. Na dziś skończyłam zmianę. Jutro czeka mnie nocka.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zaciekawiony 31.08.2020
    Pisane na kolanie...

    Brak spacji po myślnikach. Pogubione duże litery na początku zdań, Pomylony rodzaj gramatyczny osób. Zgubione ogonki. Wrzucałaś to kiedyś do jakiegoś edytora tekstu z opcją podkreślania błędów? Dałoby się wyłapać największe babole.

    Przykład poprawek:
    "-[spacja ]Jednak poznał mnie ksiądz?

    -[ ]Od razu nie, ale oczy były jakieś znajome a potem spojrzałem na identyfikator. Nie da się zapomnieć przyjaciółki z licealnych czasów, prawda Magdo?[ ]-[ P]o [piętnastu] latach nadal z jego ust moje imię brzmi inaczej, wyjątkowo.

    -[ ]Ma ksiądz rację, nie da się zapomnieć.

    -[ ]Grasz dalej w szachy?[ ]-[T]ym pytaniem zbił mnie z tropu. Co on knuje?

    -[ ]Dość dawno nie grałam, a dlaczego ksiądz pyta?

    -[ ]Może byś przyszła do mnie na plebani[ę]. Zagralibyśmy partyjkę szachów[. ]- [ P]ropozycja partyjki. I co mam zrobić? Część mnie chce zagrać tą partyjkę, druga część niekoniecznie. "

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania