Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nigdy więcej - Rozdział 17 część 1

Usłyszałem nieludzki wrzask i zamarłem. Już kiedyś go słyszałem. Gdy złapałem F za ogon. To nie wróżyło nic dobrego. Natychmiast ruszyłem w tamtą stronę. Nie powinniśmy byli się rozdzielać. F była dzisiaj nie w humorze i mogłem się domyślić, że coś takiego się stanie. Zwłaszcza, że przez ostatnie dwa miesiące była podejrzanie spokojna. Myślałem, że to moja zasługa. Myślałem, że może w końcu ją okiełznałem.

Ale F była żywiołem. Niczym wulkan uśpiona, teraz wybuchła, czego dowodził wianuszek trupów wokół niej. Nie przyglądałem się im za bardzo, ale nie wyglądali, jakby F się nad nimi pastwiła, przedłużając ich cierpienia, jak to miała w zwyczaju. Skręciła im karki bez zbędnych ceregieli. A ona sama stała w swojej prawdziwej postaci, z szeroko rozłożonymi skrzydłami, wściekle machając ogonem i ciężko oddychając. Z jej czarnych oczu ziała ciemność. Kombinezon miała cały w kurzu i brudzie, jakby tarzała się po ziemi. Zatrzymałem się, bo aż zaparło mi dech. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, ale nie ze strachu. Była taka piękna i jednocześnie tak niebezpieczna. Musiałem to dobrze rozegrać, bo już wcześniej jej podpadłem.

– F? – Zrobiłem krok do przodu. – Widzę, że znalazłaś nasze cele.

Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, a potem schowała skrzydła, ogon i opierzone uszy. To chyba dobry znak, więc powoli ruszyłem w jej stronę.

– Jednego brakuje – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Była wściekła. Zaciskała dłonie w pięści, starając się nad sobą zapanować. Wbiła we mnie morderczy wzrok i chociaż wiedziałem, że tak naprawdę nie był skierowany we mnie i nie zrobiłaby mi krzywdy, to zaczynałem się niepokoić. Przecież nie była taka, gdy się rozdzielaliśmy. Coś musiało się stać. Coś lub ktoś doprowadził ją do takiego stanu. Musiałem ją jakoś uspokoić. Tylko, jak to zrobić, żeby przy okazji nie oberwać?

Nagle, kilka metrów za plecami F dosłownie wyrósł spod ziemi nasz zaginiony cel i właśnie wymierzył w jej plecy z broni. Zanim zdążyłem pomyśleć, rzuciłem się na nią i powaliłem na ziemię. Niestety facet zdążył nacisnąć spust, a moje ramię przeszył rozdzierający ból, gdy upadaliśmy.

– Kurwa – wymsknęło mi się.

Podniosłem się na łokciu, co nie było za mądre, bo ból ponownie przeszył moją rękę i szybko przeniosłem ciężar ciała na drugą. Spojrzałem na moje ramię. Kula musiała zahaczyć o nie, rozrywając skórę i mięśnie. Niech to szlag. Nie obędzie się bez szwów.

– Pojebało cię?! – Warknęła F, zrzucając mnie z siebie.

Spojrzała na mnie tymi swoimi czarnymi perłami, a potem na moją ranę i w mgnieniu oka sięgnęła po sztylet. Rzuciła nim zanim tamten zdążył przeładować broń. Ostrze wbiło mu się w pierś, powiedziałbym, że dokładnie w serce, a jego ciało upadło na ziemię. F zerwała się na równe nogi i pobiegła tam. Podniosłem się po chwili i ruszyłem za nią. Jak tylko upewniła się, że cel się nie rusza, wyciągnęła sztylet z jego ciała i wytarła go z krwi.

– Co ty, kurwa, odpierdalasz?! – Naskoczyła na mnie, gdy do niej podszedłem.

– Uratowałem cię przed postrzałem.

– I sam zostałeś postrzelony, kretynie.

– Tylko mnie drasnęła, o co się tak rzucasz?

Chociaż „drasnęła” to duże niedopowiedzenie. Już chyba wolałbym, żeby kula wbiła mi się w ramię.

– Nie jestem damą w opałach, żebyś mnie, kurwa, ratował! Mogłam zrobić unik, a nawet gdybym dostała, to co by się takiego stało?! Nie jestem ze szkła i nie rozpadnę się na jebany milion kawałków! A teraz ty jesteś ranny!

– No i co z tego? Martwisz się o mnie? – Zapytałem, a ona tylko prychnęła. – Partnerzy powinni się nawzajem osłaniać!

– Właśnie, osłaniać! A nie przyjmować za siebie kulki!

– Nawet gdybym…

Natychmiast umilkłem, bo przestraszyłem się tego, co chciałem jej wykrzyczeć. Nawet gdybym nic do ciebie nie czuł, to i tak zrobiłbym to samo. Ale czułem. I to było silniejsze ode mnie. Jednak nie mogłem jej tego powiedzieć. Nie teraz. Nie była na to gotowa. Wyśmiałaby mnie. Albo uciekła. Zburzyłbym wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć. Odsunęłaby się ode mnie. A przecież nie mogłem jej stracić w taki sposób.

– Nawet gdybyś co?

– Nieważne.

– Nieważne? Teraz to nieważne? – Warknęła. – Jak już zacząłeś, to może byś łaskawie skończył?

– Wszędzie rozpoznam tę seksowną chrypkę. – Odezwał się nagle obcy, męski głos.

Kilka kroków za plecami F dosłownie wyrósł spod ziemi niewielki oddział tutejszych władz w granatowo-szarych mundurach. Byli czymś pomiędzy policją a wojskiem. Na przodzie stał najprawdopodobniej ich przywódca. Na oko w moim wieku, może trochę starszy. Z włosami koloru piasku, złoto-zielonymi oczami z pionowymi źrenicami jak u kota i łuskami na kościach policzkowych. Co to za jaszczur? Patrzył prosto na F, która znieruchomiała na dźwięk jego głosu. Zobaczyłem na jej twarzy cień uśmiechu, kiedy odwracała się do niego.

– Maisie – powiedziała niemal drwiąco, a on zacisnął szczękę.

Zaraz, oni się znają? Co F mogła mieć wspólnego z tym jaszczurem? Wyglądało na to, że chyba nie za bardzo się lubią. I dobrze. Nie wiedząc czemu przez chwilę uważałem go za konkurencję.

– Tylko ty możesz tak do mnie mówić bez ponoszenia żadnych konsekwencji. – Odparł po chwili i zrobił krok w jej stronę.

F aż parsknęła. Ruszyła w bok, nie spuszczając z niego wzroku. On zrobił to samo i teraz krążyli po okręgu, w odległości dwóch kroków od siebie. Pojawiły się opierzone uszy F i ogon. Jaszczur wydał z siebie jakiś dziwny pomruk, na co ona odpowiedziała warknięciem. Dla mnie nie chciała zawarczeć, ale dla niego nie miała żadnych oporów? W dodatku uwodziła go spojrzeniem. Zacisnąłem dłonie w pięści. Co to, do cholery, miało być? Miałem wrażenie, że oglądam jakiś chory taniec godowy.

Nagle się zatrzymali. F stała do mnie tyłem, więc nie widziałem jej twarzy. Za to musiałem oglądać gębę tego jaszczura. Uśmiechnął się i z jego głowy wyrosły rogi, zaczynające się na czole, tuż przed linią włosów. Zaraz potem pojawiły się wielkie, czarne, błoniaste skrzydła. Wyglądały jak u… smoka. Wtedy mnie olśniło. To nie był żaden jaszczur, tylko najprawdziwszy Mo Nui. Nie sądziłem, że kiedyś zobaczę jakiegoś na własne oczy.

Mo Nui to rasa zmiennokształtnych istot. Gdy nie przebywają w swojej prawdziwej, smoczej formie, wyglądają jak ludzie. Z tą różnicą, że zachowują łuski w kilku miejscach na ciele i pionowe źrenice. Rzadko się je widuje, bo zwykle nie opuszczają swojej rodzimej planety. Dlatego nie rozpoznałem go od razu.

F rozłożyła swoje skrzydła, po czym oboje się sobie pokłonili. Naprawdę nisko, szeroko rozkładając tak różne od siebie skrzydła. Kiedy się wyprostowali, przybrali ludzkie postaci, a potem F rzuciła mu się w ramiona. Oplotła rękami jego szyję, a on zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, przyciskając nos do jej odsłoniętej skóry tuż pod uchem. Stali tak bez ruchu przez dłuższą chwilę, a we mnie się gotowało. Wyglądało na to, że znali się bardzo dobrze i byli równie blisko. Nigdy nie widziałem, żeby F przytulała w ten sposób któregoś z bliźniaków. Nie mówiąc już o przyciskaniu nosa do skóry. Dlaczego mu na to pozwalała? Dlaczego on obejmował ją jedną ręką w talii, przyciągając jeszcze bliżej, jakby chciał zaznaczyć, że należała do niego?

Nagle otworzył oczy i spojrzał prosto w moje, nie odrywając się od F nawet na centymetr. Wiedział. Wiedział o mnie i F. Nie wiem skąd, ale jego wzrok nie pozostawiał co do tego żadnych wątpliwości.

– Puść ją – wyrwało mi się, zanim zdążyłem się ugryźć w język.

Jego brwi uniosły się do góry, ale poza tym ani drgnął. Zlekceważył mnie. Co on sobie wyobrażał? Że jak jestem TYLKO człowiekiem, to mu się nie postawię? Miałem w dupie, czy był zwykłą jaszczurką czy pieprzonym smokiem. F była moja.

– Puść MOJĄ partnerkę – powtórzyłem.

– Bo co? – Podniósł w końcu głowę, a F zwolniła uścisk wokół jego szyi i odwróciła się w moją stronę.

– Bo ci przywalę.

– Serio, K? – Odezwała się F, stając przed śmiejącym się smokiem.

– Przesuń się, kochanie – powiedział blondyn, chwytając ją za ramiona, po czym odsunął na bok i stanął przede mną.

F nie zareagowała. Albo była tak samo zaskoczona jak ja, albo mu po prostu na to pozwoliła. Co tu się odwala? On ją czymś naćpał? Nie wierzyłem w to, co widziałem. I jeszcze to „kochanie”. Ciekawe jak wymówi to słowo, gdy straci wszystkie zęby.

– Posłuchaj, człowieczku… – zaczął.

– Hola, hola, jaszczurko – przerwałem mu. – Ja cię nie obraziłem.

– Jaszczurko?

– Serio, kurwa? Będziecie się wyzywać jak w przedszkolu? – Wtrąciła F.

– Nie wtrącaj się! – Warknąłem na nią jednocześnie z blondynem.

– Dobra, kurwa! Mam na was wyjebane! Możecie się, kurwa, pozabijać! – Odwróciła się i odeszła w stronę podwładnych jaszczura, którzy zajmowali się martwymi ciałami.

– Myślisz, że jak F poświęciła ci trochę uwagi, to wygrałeś życie? Jesteś tylko marnym człowiekiem, co możesz mieć do zaoferowania? Pobawi się tobą i zostawi – zadrwił. – Miałem ją pierwszy i wysoko zawiesiłem poprzeczkę.

– Może i byłeś pierwszy, ale to czas przeszły. Teraz jest moja i to moje imię krzyczy, gdy dochodzi.

– W swojej ludzkiej formie? – Uśmiechnął się drwiąco. – Gdyby była prawdziwą sobą i przestała się powstrzymywać, mogłaby ci zrobić krzywdę, człowieczku.

Co? O czym on mówił? To prawda, że głównie była w ludzkiej formie podczas stosunków, a tylko raz pokazała uszy i ogon. Nie przeszkadzało mi to, chociaż wolałabym, żeby ich nie ukrywała. Tłumaczyłem to kwestią wygody i zaufania. A jeśli jaszczur miał rację? Bzdura. Chciał mi tylko namieszać w głowie. Przecież to F. Mogła mi zrobić krzywdę również w ludzkiej postaci. W każdej pieprzonej chwili.

– Oczywiście, że nie wiesz o czym mówię. Najlepszy seks jest wtedy, gdy jest wkurwiona. Ale nie dała ci się dotknąć w takim stanie, co nie? Jeszcze by cię uszkodziła – zadrwił, po czym zerknął w stronę F. – W sumie już jest w odpowiednim nastroju, wystarczy ją jeszcze trochę podrażnić i moglibyśmy polecieć w ustronne miejsce, by mogła się wyżyć. – Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. – Raz prawie mi odgry…

W tym momencie moja pięść zderzyła się z jego nosem. Poczułem chrupnięcie, a potem ból przeszył moją rękę, bo uderzyłem go tą ranną. Z moich ust posypały się przekleństwa, a jaszczur złapał się za krwawiący nos. Mam nadzieję, że mu go złamałem.

– Połamałeś sobie palce, człowieczku? – Warknął. – Masz jaja, żeby atakować smoka.

Zanim zdążyłem zareagować, kopnął mnie w brzuch i wylądowałem plecami na ziemi. Kilka metrów dalej. Na krótką chwilę zabrakło mi tchu. Usłyszałem dziwny dźwięk, jakby ktoś łamał kości. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i zamarłem. Przede mną stał na tylnych łapach wielki jasnozłoty smok. Przednie łapy miał połączone z czarnymi, błoniastymi skrzydłami, które teraz szeroko rozkładał. W niektórych miejscach jego łuski przechodziły ze złota do czerni, jakby były przypalone, tworząc wzory na jego ciele.

Gdy jego przednie łapska spotkały się z ziemią, poczułem wstrząs. Zwrócił wielki pysk w moją stronę i zaryczał wściekle. Serce mi prawie stanęło i chyba ogłuchłem. Zaraz zrobi sobie ze mnie przekąskę, a przecież sam mnie sprowokował. Smok wziął głęboki wdech i w jego otwartej paszczy zobaczyłem zaczątek płomienia. Usmaży mnie, pieprzony gad. Zamknąłem oczy, czekając aż dosięgnie mnie gorąco. Nie było sensu próbować uciekać, przy nim byłem jak mysz. Sam jego łeb był dwa razy większy niż cały ja.

Do moich uszu dotarł śmieszny dźwięk, jakby bestia się krztusiła albo kaszlała. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że między nami stoi F. W swojej prawdziwej formie, wściekle machała ogonem. Smok wyglądał jakby krztusił się własnym płomieniem. Widać było, że nie chciał jej skrzywdzić, a stała mu na drodze, zasłaniając mnie swoim ciałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ayano_Sora 04.05.2019
    Co za paskudny Jaszczur, wrr. Ale spoko, że K był zazdrosny. F, no cóż, trochę przesadziła z tym przywitaniem ze swoim byłym... Nie dziwi mnie reakcja K. Znowu świetnie poprowadzone dialogi, z przyjemnością czytam te kłótnie xD i komentarz F "serio, będziecie się wyzywać jak w przedszkolu" - złoto. Lecę dalej :D
  • Paradise 04.05.2019
    Nie miał być taki, ale cóż. Wyszło jak wyszło. Cieszę się bardzo, że się podobało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania