Poprzednie częściNowy Porządek – Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nowy Porządek – Rozdział 2

Każde państwo w Europie, które zostało zaatakowane i zdobyte przez hitlerowców w końcu kapitulowało i godziło się z porażką. Belgia, Holandia, Luksemburg, Francja, Norwegia, Szwajcaria, a nawet Wielka Brytania i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich... Wszystkie te kraje w końcu upadły, choć tylko temu ostatniemu oraz Francji udało się zachować względną niepodległość pod warunkeim oddania części swoich ziem najeźdźcom. Niektóre kraje wstępowały do sojuszu z państwem Adolfa Hitlera, żeby uniknąć ewentualnej anihilacji. Postąpiły tak między innymi Turcja, Iran, Irak i Afganistan. Fuhrer nagrodził je przyznaniem interesujących ich terytoriów. Istniały też i takie narody, które były oszczędzone jak choćby uzyskujące niepodległość po sukcesie Operacji „Lew Morski” Indie, które żeby uniknąć zamiany smyczy brytyjskiej na niemiecką podpisały z Rzeszą pakt o nieagresji. Chiny postąpiły podobnie, mimo że odmowa powrotu do Niemiec pomagającego odeprzeć Japończyków generała von Falkenhausena znacznie ochłodziła relacje między dwiema potęgami. Można było więc stwierdzić, że te kraje również w pewnym sensie skapitulowały. Pozostałe narody takie jak Australia, Nowa Zelandia, Kanada bądź większość państw Ameryki Południowej i Środkowej wstąpiły do Układu Waszyngońskiego – sojuszu niepodbitych przez Rzeszę państw, które nie dały się zastraszyć.

Polska jednak nigdy się nie poddała. Nawet od samego podbicia przez Wielką Rzeszę Niemiecką stawiała opór okupantowi poprzez walki partyzanckie oraz rozmaite sabotaże. Napaści na transporty uzbrojenia, niszczenie obiektów wojskowych, uszkadzanie sprzętu lub nawet malowanie symboli Polski Walczącej czy rozprowadzanie polskich gazet… Każdy walczył z najeźdźcą jak mógł i nie było słowa o kapitulacji. Nic nie potrafiło zgasić ich ducha walki… tortury, łapanki, rozstrzelania, gwałty, zsyłka do niewolniczej pracy w Reichskomissariatach czy obozy masowej zagłady... Hitlerowcy robili co mogli, żeby zastraszyć polskie społeczeństwo, złamać i zmusić je do upadku na kolana przed ich potęgą, błaganiem o litość i podporządkowania się im jednak czego by nie robili, Polacy uparcie buntowali się i nie dawali za wygraną.

Kiedy wiadomość o tym, że Amerykanie wysłali siły inwazyjne do Wielkiej Brytanii w celu wyparcia stamtąd wojsk Osi dotarła do dawnych ziem polskich, w Warszawie miało miejsce jedno z największych powstań, jakie widział współczesny świat. Cała dawna stolica Polski chwyciła za broń i rozpoczęła walkę z nazistowskim okupantem z nadzieją, że włączenie się giganta za oceanem położy kres Trzeciej Rzeszy. Niestety, tak się nie stało. Rzesza i Ameryka nie tylko weszły w konflikt, którego nie żadna ze stron nie mogła wygrać i zakończyły go zawieszeniem broni, ale i Powstanie Warszawskie zakończyło się całkowitą klęską , zniszczeniem prawie całego miasta nalotami i artylerią oraz brutalnymi egzekucjami powstańców, którzy próbowali walczyć do samego końca i odmówili złożenia broni.

Wraz z końcem wojny nadzieja niektórych Polaków na odzyskanie niepodległości również zaczęła gasnąć. Zaczęli oni przyzwyczajać się do nowego świata i współpracować z hitlerowcami z nadzieją, że nie zostaną rozstrzelani. Nie byli to tylko folksdojcze, ale także zwykli Polacy, którzy po prostu chcieli mieć spokój, którego tak im brakowało przed wojną. Jakby tego było mało, byli też i tacy wśród obywateli polskich, którzy wstępowali do nowych ochotniczych oddziałów SS złożonych z osób polskiego pochodzenia. Nie było to zaskoczeniem, ponieważ hitlerowcy tworzyli je w każdym podbitym bądź zaanektowanym państwie. Były też i takie, w których skład wchodzili imigranci z krajów sojuszniczych z Rzeszą.

Można byłoby powiedzieć, że sytuacja jest kiepska i że Polska jest stracona na zawsze… ale rzeczywistość ma na ten temat odmienne zdanie. Wciąż istnieją polscy partyzanci, którzy pomimo zakończenia konfliktu wciąż dają do zrozumienia nazistom, że nie są tu mile widziani i zgodnie ze słowami Mazurka Dąbrowskiego „Jeszcze Polska nie zginęła…”. Żołnierze, policjanci, zatwardziali cywile, nawet harcerze i ogólnie młodzież… wszyscy byli gotów wciąż walczyć za swoją ojczyznę. Wszyscy mieli nadzieję, że biel i czerwień znów będzie łopotać nad dawnymi terytoriami Rzeczypospolitej.

 

Warschau, Wielka Rzesza Niemiecka, początek zimy, rok 1952

Patrzyłem na obraz przede mną i nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Dwóch parszywych esesmanów z łatwością pokonało kilku moich kumpli i odeszło jak gdyby takie akcje były dla nich rutynowe! Mówiłem im, że to kiepski pomysł… że powinni wziąć kogoś jeszcze… ale nie słuchali! A teraz… teraz nie żyją! Dwa Szwaby tak po prostu zabiły czterech naszych! Bez mrugnięcia okiem, żalu ani strachu! Nasz ojciec miał rację, mówiąc że to są diabły, a nie ludzie.

Nie mogę jednak tu stać i rozpaczać. Muszę wrócić do mojej siostry, a czekała mnie daleka droga, ponieważ ukrywaliśmy się w małym obozie na obrzeżach miasta razem z naszymi pozostałymi przyjaciółmi. Upewniłem się więc, że te przeklęte Szkopy zniknęły i opuściłem podwórko między kamienicami, udając się na ulice miasta. Cóż, powinienem był raczej powiedzieć „zniszczonego miasta”, bo od stłumienia powstania Warszawa to jedna wielka ruina. Choć ja również walczyłem i nie dałem się złapać Szwabom, wciąż nie rozumiem po co ono było. Przecież każdy głupi wiedział, że Hitler wygra w Europie! No i te zniszczenia… Warszawa była takim pięknym miastem nawet podczas tej przeklętej okupacji… a po powstaniu? Serce mi krwawi kiedy na to patrzę. A wszystko przez małego i nienawistnego wąsacza psychopatę. Myśląc o tym szedłem ulicami dawnej stolicy naszej ojczyzny i uważałem, żeby nie natknąć się na Szwabów, którzy mogliby poczuć chęć wyżycia się na kimś. Doskonale wiem, że potrafią czasami znęcać się nad nami za byle co albo ot tak sobie. Na szczęście staram się trzymać moją siostrę z dala od tego wszystkiego, chociaż ta upiera się, żeby pomagać nam w działaniach partyzanckich. Nie powiem, jej umiejętności strzeleckie odziedziczone po naszym tacie myśliwym są godne podziwu, ale mimo wszystko martwię się o nią. Potrafi być taka impulsywna. Chociaż właściwie kto z nas nie jest wściekły? Przegraliśmy wojnę, Szwaby traktują nas jak śmieci i nikt nie potrafi ich powstrzymać. No, może poza Amerykanami, ale wątpię, żeby próbowali. Nie można na nich liczyć. Jestem tylko ja, moja siostra Anka, ukochana Julia i mała grupka dawnych przyjaciół przeciwko całemu światu… niczym kowboje na Dzikim Zachodzie…

Szedłem ulicami i powoli zbliżałem się do północnej granicy miasta, gdzie znajdował się nasz obóz. Idąc starałem się nie oglądać na moich biednych rodaków, którzy byli zmuszeni spać pod ruinami przez tą zimę albo zamarzali na ulicach. To był naprawdę przygnębiający widok, zwłaszcza kiedy widziałem ich załamane spojrzenia, w których widać było rezygnację. Wiedziałem, że mają dość tego wszystkiego: Szwabów, okupacji, ruchu oporu… chcieli po prostu normalnie żyć, a nie mogli. To dobijające. Sam czasami zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego, ale kulminacją tych myśli zawsze jest ten przykry obraz, kiedy nasi rodzice zostali rozstrzelani na naszych oczach podczas powstania. Powinienem był coś zrobić, ale bałem się… byli uzbrojeni, a ja i Anka ukrywaliśmy się za wrakiem transportera niemieckiego. Pamiętam jak zasłaniałem jej usta, żeby płacz nie zaalarmował tych cholernych katów, choć sam miałem ochotę wyć jak zraniony pies. W ciągu jednej nasze życie zmieniło się diametralnie… Mając wtedy zaledwie jedenaście lat musiałem spoważnieć, stać się dorosłym i myśleć o przyszłości i wychowaniu mojej o dwa lata młodszej siostry. Nie miałem dzieciństwa przez to wszystko. Po powstaniu również było nam ciężko. Cały czas ukrywaliśmy się koło miasta, byliśmy zmuszeni walczyć o przetrwanie i ogólnie chronić siebie nawzajem przed okupantem. Nie wiem co bym zrobił, gdybyśmy nie spotkali moich dawnych znajomych ze szkoły, którzy podobnie jak my wiele stracili przez tą wojnę. Było nas wielu i razem jakoś dawaliśmy sobie radę. Nauczyliśmy się walki, sztuki survivalu, pomagaliśmy sobie nawzajem… Staliśmy się małą grupą partyzancką, która deptała po odciskach Szwabów. I będziemy po nich deptać aż Polska nie będzie niepodległa! Przepędzimy hitlerowców z naszego kraju albo zginiemy próbując!

W końcu znalazłem się za miastem i poza oczami najeźdźców prawdopodobnie i tak zbyt zajętych łapankami, po czym skierowałem się od razu w stronę małej wsi na wschód od stolicy. Tam właśnie mieliśmy przeczekać tą surową zimę. Na całe szczęście jej mieszkańcy popierali naszą partyzancką działalność i skutecznie nas ukrywali przed patrolami rzeźników z SS. Oczywiście odwdzięczaliśmy im się na każdy możliwy sposób: pomagaliśmy w codziennych obowiązkach, zaopatrywaliśmy wieś w żywność, zdobyliśmy broń, dzięki której mogliby się bronić w razie najgorszego... innymi słowy, wspieraliśmy się jak na porządnych rodaków przystało w tych ciężkich czasach.

Szedłem tak z dobre piętnaście minut i w końcu moim oczom ukazał się cel: niewielka wieś, która była naszym schronieniem. Uśmiechnąłem się i przyspieszyłem trochę zadowolony, że znów zobaczę bliskie mi osoby. Choć różniliśmy się od siebie i każde z nas było na swój sposób wyjątkowe to jednak trzymaliśmy się razem i byliśmy nierozłączni. Od razu wypatrzyłem dom, w którym nocowaliśmy i udałem się w jego stronę. Zapukałem i drzwi otworzyła mi niska kobieta w podeszłym wieku.

— Witek! Wróciłeś! Wchodź, wchodź zanim to zimno tu wleci… – powiedziała zadowolona na mój widok, robiąc mi przejście, żebym mógł wejść. Od razu zrobiło mi się choć trochę cieplej.

— Dziękuję bardzo, pani Majewska… – powiedziałem z uśmiechem pocierając ręce i patrząc w zawieszone lustro. Kogo widzę? Dobrze zbudowanego dziewiętnastoletniego bruneta średniego wzrostu, który nazywa się Witold Sawicki, a dla przyjaciół Witek. Mówią mi, że jeśli istnieje ktoś taki jak prawdziwy przyjaciel, jestem nim właśnie ja. Coś w tym jest, ponieważ nawet sam zauważyłem, że stawiam dobro innych ponad swoje, a zwłaszcza mojej młodszej siostry Julii oraz mojej ukochanej dziewczyny Anki. O wilku mowa, ponieważ ta pierwsza podbiegła do mnie uściskała mnie mocno.

— Witek, braciszku! Tak się cieszę, że wróciłeś! Bałam się, że w Warszawie coś ci się stanie! – powiedziała uradowana, gdy już mnie puściła.

— Też tak myślałem… – westchnąłem przypominając sobie akcję z tymi dwoma esesmanami. — Ale spokojnie, poza tym, że jest mi strasznie zimno to nic mi nie jest… – dodałem.

— To chodź do pokoju! Dymitr, Julia, Janek, Henryk i Stasiek czekają na ciebie! – odparła zachęcająco i zaczęła mnie ciągnąć w stronę jednego z w miarę większych pokoi w domku. W środku znajdowała się moja ukochana rudowłosa piękność oraz czterech moich najlepszych kumpli ze szkolnych lat. Kiedy tylko wszedłem, wszyscy ucieszyli się na mój widok.

— Wiesz, ja to cię podziwiam, skarbie… – stwierdziła Anka. — Szwaby są w całej Warszawie, czują się tam jak u siebie praktycznie, a ty chodzisz tam po ulicach i sprawdzasz wszystko. Odważny jesteś…

— Czy ja wiem czy to takie odważne... – stwierdził Henryk. No niestety, ten chudy mądrala to chyba się urodził pesymistą, bo przez dwadzieścia cztery godziny na dobę psuje nam humory tym swoim negatywnym myśleniem. — Te bestie już wygrały tą wojnę. Po co ich dodatkowo denerwować i narażać się na ich gniew? Powstańcy już ich podjudzili i jak to się skończyło?

— Wiemy jak to się skończyło, stary… – westchnął najsilniejszy w naszej bandzie Stasiek. — Stolica naszej pięknej Polski została zniszczona… ale zapłacą nam za to, zobaczysz!

— Żebyśmy mogli podjąć działania narodowowyzwoleńcze, Rzesza musiałaby się znaleźć w środku poważnego kryzysu… – stwierdził nasz mądrala Dymitr.

— I nadarza się ku temu świetna okazja! – wtrącił się ten wariat Janek. — Podobno ten wąsaty drań niedługo wykituje! Przynajmniej tak słyszałem…

— To prawda! – przyznała mu rację Julka. — Wiecie, zakradłam się do domu folksdojczki i jakiegoś Gestapowca…

— Co zrobiłaś?! – przerwałem jej zszokowany. Nienawidziłem, kiedy planowała coś przeciwko Szkopom, ponieważ martwiłem się o nią, zwłaszcza że SS i Gestapo postępuje wyjątkowo barbarzyńsko w stosunku do kobiet. Mieliśmy bowiem jeszcze jedną koleżankę… miała na imię Marta… i Szwaby ją złapały. Od tamtej pory słuch o niej zaginął. Domyślam się, że nie żyje i mogę sobie tylko wyobrazić jakie cierpienie jej zadali zanim ją zabili. Najbardziej ucierpiał na tym właśnie Henryk, który darzył Martę uczuciem i było to tajemnicą poliszynela dla nas. Stąd między innymi jego pesymizm.

— Tak, dobrze słyszałeś… a teraz bądź cicho i słuchaj dalej! – uciszyła mnie moja własna siostra i zaczęła opowiadać dalej. — Także zakradłam się tam do nich i udawałam pokojówkę i zadziałało! Dowiedziałam się od nich, że Hitler bardzo ciężko choruje i lekarze dają mu NAJWYŻEJ rok życia! Ma takiego Parkinsona, że ręce trzęsą mu się jak nam z zimna! Jakby tego było mało, wciąż nie wybrał następcy, a kandydaci kłócą się między sobą!

Takiej wiadomości nie spodziewałem się usłyszeć. Owszem, wiedziałem, że ten potwór kiedyś zdechnie, ale w życiu nie pomyślałbym, że tak szybko! Była to genialna wiadomość, ponieważ jeśli skończy się to tak jak myślę, czyli wojną domową w Rzeszy na miarę tej w Hiszpanii szesnaście lat temu, Polska ma szansę wrócić na mapę i odzyskać zabrane nam tereny, a nie być ograniczona przez to, co Szwaby nazywają „Generalnym Gubernatorstwem”! Aż miałem ochotę skakać z radości, ale Julka nie wyglądała jakby miała przestać nieść nowiny.

— Oprócz tego, mam jeszcze jedną wiadomość… – kontynuowała, poważniejąc nagle, co wywołało u nas wszystkich niepokój. — Podobno przez drogę na zachód od wsi ma przejeżdżać wkrótce konwój SS wracający ze wschodnich postsowieckich ziem…

— Moglibyśmy napaść na sukinkotów, pozabijać ich, zabrać im wszystko, co mają i wziąć dla siebie lub ludzi mieszkających tutaj! – wpadł na pomysł Stasiek pełen determinacji.

— Tylko widzicie, to nie byle jaki konwój SS. To podobno konwój, w którego skład wchodzi brygada generała… Oskara Dirlewangera… – dokończyła mrocznie.

Wszyscy wzdrygnęliśmy się, gdy usłyszeliśmy to nazwisko. Nienawidziliśmy wymawiać je na głos, było dla nas przeklęte. Demon, który je nosił odpowiada za życie wielu Polaków, głównie tych, którzy walczyli w powstaniu. Dowodził wtedy własnym dywizjonem żołnierzy, który był złożony… z więźniów! W zamian za wolność mieli służyć w SS i tłumić bunty przeciwko Rzeszy. I robili to w najokrutniejszy możliwy sposób: rabując, bestialsko mordując i gwałcąc. Dokonywali tych zbrodni nie tylko podczas wojny z bolszewikami i powstania warszawskiego, ale nawet po wojnie na wschodnich ziemiach, gdzie niewolnicza praca napędzała Rzeszę. Nic więc dziwnego, że było to jedno z tych szwabskich nazwisk, które nie chciało przechodzić Polakom przez gardło.

— Ten drań... będzie jechał tymi drogami?! Teraz to naprawdę musimy napaść na ten konwój! – oznajmił stanowczo Stasiek. — Raz na zawsze odpowie za wszystkie krzywdy, które nam wyrządził!

— Jasne... – powiedział z ironicznym uśmiechem Henryk. — Ja też pragnę śmierci tego potwora, ale co, jeśli będzie ich zbyt wielu? To w końcu generał i na pewno będzie miał mocną obstawę...

— O, człowieku… – westchnął Janek i spojrzał na niego. — Musisz od rana być takim pesymistą? To duży konwój, ale damy mu radę. Zaatakujemy ich z zaskoczenia, a zanim oni zrozumieją co się dzieje, będą już dawno martwi, a potem wrócimy tu na ciepłą zupę i wszystko skończy się szczęśliwie! Trochę więcej wiary, przyjacielu… trochę więcej wiary… – dodał klepiąc go przyjaźnie w ramię.

— Jest tylko jeden problem, chłopaki: nie mamy broni. No, nie licząc tego karabinu myśliwskiego siostry Witka oraz pistoletów Staśka i Janka. – mruknął Dymitr.

— Spokojnie, na pewno coś zdobędziemy! – uspokoiłem go. — Wystarczy, że…

— …zabijemy kilku Szwabów? – dokończyła za mnie Julia, na co ja kiwnąłem twierdząco głową. Wtedy Henryk nie wytrzymał i uderzył ręką o stół.

— Cholera, kompletnie powariowaliście! – warknął wściekły. — Wiecie co się stanie, jeśli zabijemy kilku z nich?! Będą się mścić na niewinnych cywilach! Pomyśleliście o tym?!

— Te bestie mordują naszych nawet bez powodu! – powiedziała Anka. — Musimy w końcu im pokazać, że umiemy im się postawić!

— Ty nigdzie nie idziesz, siostra! – upomniałem ją. — Nie mogę cię narażać na niebezpieczeństwo!

— Co?! O nie, nie idziesz beze mnie! Pamiętasz co powiedział ojciec przed powstaniem? Mamy się opiekować sobą nawzajem! – protestowała i tymi słowami przeszyła mnie na wskroś. Tak, pamiętałem słowa naszego taty zanim on i mama… zginęli po kapitulacji powstania. Nadal nie chciałem, żeby szła z nami, ale jakaś część mnie rozumiała, że ta smarkula ma rację.

— No dobrze… – powiedziałem cicho. — W sumie ty i twoje umiejętności snajperskie możecie się nam przydać. W takich chwilach dziękuję ojcu, że próbował nauczyć nas myślistwa. Dobrze więc… jutro wrócimy do Warszawy, znajdziemy jakichś Szkopów, zapędzimy ich w pułapkę i… – nie dokończyłem, ponieważ nagle przypomniałem sobie to, co zobaczyłem kilka godzin temu, a dokładniej moich znajomych, którzy przecież próbowali tego samego! Planowaliśmy właśnie dokładnie to samo! Co, jeśli rezultat będzie taki sam w naszym przypadku?! Nie, nie mogę tak myśleć. Taka mentalność sprawiła, że Hitler wygrał wojnę… będziemy gotowi!

— Skarbie, wszystko w porządku? – spytała zmartwiona Julka i umieściła dłoń na moim policzku, co sprawiło, że przez chwilę zrobiło mi się ciepło w środku.

— Nie, najdroższa, wszystko gra… – odpowiedziałem z uśmiechem. — Jak mówiłem, zastawimy na nich pułapkę: sprowokujemy do pogoni paru Szkopów, zapędzimy ich w jakieś odludne miejsce, gdzie czekać będą Stasiek, Janek i ukryta Anka, a potem BUM! Padają trupem, my ich rozbrajamy i uciekamy! Jakieś pytania? – skończyłem omawiać nasz plan. Nikt nie miał pytań, nawet ten wieczny smutas Henryk.

— To nie może się nie udać! Damy radę! – powiedział podekscytowany, po czym wszyscy udaliśmy się do pomieszczenia w domu, gdzie znajdował się piecyk, żeby dorzucić drewno na opał i się ogrzać, podczas gdy pani Majewska robiła nam ciepłą herbatę. Boże, zakończ już tą zimę. Mam tylko nadzieję, że Szwaby odczuwają ją równie dotkliwie.

 

Następnego dnia…

Nadszedł czas na realizację naszego planu. Na papierze wszystko było w porządku: Stasiek i Janek mieli czekać z pistoletami na sprowokowanych przez Julkę i mnie Szwabów w ruinach jednej z kamienic, a w razie najgorszego Anka obserwowała wszystko z okna innego opuszczonego budynku. Henryk i Dymitr zaś stali na czatach i mieli nas powiadomić na wypadek gdyby przybyli zaalarmowani koledzy naszych przyszłych ofiar. Wydawałoby się, że plan doskonały, ale jednak miałem wątpliwości. Co, jeśli okażą się szybcy albo będą jednymi z tych, którzy umieją celnie strzelać nawet podczas biegu? Nie, to już paranoja, nikt nie umiałby ustrzelić kogokolwiek biegnąc na złamanie karku. Wiem, bo próbowałem tego rok temu. To jakiś cud, że udało mi się wyjść cało… Zastanawiałem się też co Polskie Państwo Podziemne pomyśli o tym wszystkim. W końcu ich działalność znacznie przycichła od czasów porażki powstania warszawskiego. Nasza mała grupa była obecnie chyba najagresywniejszym oddziałem partyzanckim w Polsce. Nie wiedziałem co o tym myśleć, prawdę mówiąc. Myślałem też nad konsekwencjami naszej małej operacji. Z jednej strony słyszałem, że nawet inne Szwaby gardzą Dirlewangerem, ale to jednak był jeden z ich generałów. Na pewno zrobi się głośno przez to wszystko. Mogę mieć tylko nadzieję, że Hitler już niedługo zdechnie i Rzesza będzie zbyt zajęta żałobą, żeby przejąć się tą… bestią.

Moje rozmyślania jednak musiały poczekać, bo idąc razem z Julią zauważyliśmy idealnych kandydatów na nasze cele: czterech Szkopów, trzech z pistoletami maszynowymi MP40 oraz jeden z karabinem StG44, na pewno też mają noże i pistolety. Idealnie. Teraz tylko ich sprowokować…

— Masz jakieś pomysły, Julka? – spytałem swojej dziewczyny i patrzyłem na nich.

— Czekaj, zostaw to mnie… – odparła z uśmiechem i udała się w stronę Szwabów. Ciekaw jestem co im powie. Mam tylko nadzieję, że nie przewrócę się ze śmiechu. Moja ukochana zaś podeszła na tyle blisko, że te gnidy ją zauważyły. Gotowałem się ze złości jak zobaczyłem ich spojrzenia… Widać było, że zaraz zaczęliby się ślinić na jej widok… — Hej, arschlochen! Deine Mütter haben sich vor Stalin ausgezogen! – powiedziała do nich śmiejąc się. Nie mam pojęcia co to znaczyło, ale strasznie się zezłościli i kiedy Julka zaczęła biec, ja uciekałem razem z nią, ignorując krzyki „HALT!” za naszymi plecami. Ciężko jednak było mi szybko biec i jednocześnie próbując nie upaść ze śmiechu. Mogłem sobie tylko wyobrazić co powiedziała… Teraz jednak musieliśmy uciekać przed Szwabami w stronę naszej pułapki. Byli dosyć szybcy, ale nas dogonić nie mogli. Zabawne jak świadomość o zagrożeniu daje człowiekowi dodatkową siłę. Goniący nas Niemcy już na dobre odpuścili sobie próbę zastrzelenia nas i po prostu biegli za nami cały czas krzycząc to głupie słowo.

— Daleko jeszcze? – spytała Julia, gdy skręcaliśmy w dzielnicę zniszczonych budynków.

— Już niedaleko! Jak krzyknę „padnij”, upadasz na ziemię, jasne?! – odpowiedziałem biegnąc razem z nią, podczas gdy Szkopy nie odpuszczały. Jestem w sumie pod wrażeniem ich upartości. Albo są cholernie zdeterminowani albo słowa mojej dziewczyny musiały ich zaboleć. Będę musiał ją potem spytać co im powiedziała. To jednak musiało poczekać, bo w końcu zbliżaliśmy się do miejsca zasadzki. Stasiek i Janek już czekali ukryci za nieuprzątniętymi gruzami. Jeszcze tylko kawałek… Oboje mieliśmy już dość tej ucieczki, zwłaszcza że ci dwaj za nami nie zwalniali tempa.

— Są! – krzyknął Dymitr, po czym wiedziałem co muszę zrobić.

— PADNIJ! – krzyknąłem i w sekundę ja i Julka położyliśmy się płasko na ziemi, a Stasiek i Janek wstali zza gruzów i bez ostrzeżenia otworzyli ogień w skamieniałych z szoku Niemców. Jeden był tak zaskoczony, że nawet nie zdążył sięgnąć za swój oręż i po dostaniu kilku kulek padł na ziemię. Drugi jednak był sprytniejszy i w chwili, w której zobaczył dwóch Polaków powstających zza osłony odskoczył na bok i schował za jednym ze zrujnowanych budynków. Stasiek i Janek próbowali go trafić, ale ich próby spełzły na niczym.

— Nie marnujcie amunicji, głąby! – zawołała ich Julka, co spowodowało, że przestali strzelać. Korzystając z chwili nieuwagi ja i ona doczołgaliśmy się do Staśka i Janka i również ukryliśmy. W samą porę, ponieważ Szwab zaczął posyłać w naszą stronę salwę ze swojego karabinu. Byliśmy przygwożdżeni i nie wiedzieliśmy co robić. W tamtym momencie miałem naprawdę duże wątpliwości co do mojego planu.

— Co ja sobie myślałem… iść na otwartą walkę z uzbrojonymi Szkopami… – mówiłem do siebie, kiedy ten posyłał w naszą stronę kolejne kule. W tamtym momencie modliłem się, żeby gruzy były wystarczająco grube, żeby je zatrzymać albo żeby nie miały luk, przez które naboje mogły przelatywać. Nawet moment kiedy przerwał ogień, żeby prawdopodobnie przeładować broń nie napawał mnie wystarczająco dużym optymizmem i zachęcał, żeby się wychylić. Kiedy jednak znów zaczął strzelać, nagle rozległ się inny strzał i Szkop… wstrzymał ogień. Julia odważyła się spojrzeć zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć i… uśmiechnęła się.

— Szwab nie żyje! Anka musiała go ustrzelić! Szybko! Bierzemy sprzęt! – zawołała uradowana. Nie musiała się powtarzać. Wszyscy podbiegliśmy do truposzy i zaczęliśmy łupić ich zwłoki nie tylko z całej broni, ale też i z elementów munduru. Przyda się nam odzież na wypadek takich walk. Muszę pamiętać, żeby uściskać Ankę, kiedy już będziemy bezpieczni. Próbowaliśmy ignorować uczucie obrzydzenia krwią, która tryskała z dziur w ich ciałach. Nieważne ile razy byśmy nie brali udziału w takich akcjach, czuję, że nigdy nie moglibyśmy się przyzwyczaić do takiej groteski.

— A nie mówiłem, że nam się uda?! – powiedział uśmiechnięty Janek.

— Nic takiego nie mówiłeś… – odparł Dymitr patrząc na niego jak na wariata, którym z resztą był.

— Zbliżają się zaalarmowani kumple naszych ofiar! – zawołał nas nagle Henryk. — Ruszcie tyłki!

My zaś skończyliśmy zabierać nasze „łupy” i rzuciliśmy się do ucieczki. Choć ja i Julia byliśmy już lekko zmęczeni tym biegiem, zadowolenie z udanej akcji dawało nam tak potrzebną motywację, żeby ignorować "protesty" naszych organizmów. Byłem taki szczęśliwy z faktu, że postawiliśmy się okupantowi po raz kolejny. Żałowałem tylko, że tamtym chłopakom się nie udało tak jak nam.

— Witek, udało nam się! – powiedziała Anka, która pojawiła się koło nas i biegła razem z nami. — Widzisz? Mówiłam, że beze mnie zginiecie! – dodała ze złośliwym uśmiechem. Uwielbiała te chwile, kiedy miała rację, a ja się myliłem, nawet jeśli to była rzadkość.

— No dobra, miałaś rację... – zaśmiałem się. — Jesteś jednym z najlepszych strzelców, jakiego znam! – dodałem. Była to w sumie prawda. Żaden z nas nie umiał strzelać tak jak ona, ale nadrabialiśmy determinacją i walką na krótszy dystans. Wiecie, gdyby Polska miała więcej ludzi pokroju nas, biało-czerwona flaga powiewałaby teraz na szczycie Volkshalle w Germanii! Myśląc o tym gigantycznym budynku i biegnąc w stronę wsi naszły mnie dwie kwestie: po pierwsze, kto przejmie władzę w Rzeszy po śmierci tego drania Hitlera i po drugie… co Julia powiedziała tym dwóm żołnierzom i czemu mnie to tak rozśmieszyło?

Następne częściNowy Porządek – Rozdział 3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Kapelusznik 03.11.2020
    Ok. Bardzo fajnie - piąteczka z mojej strony.

    Worldbuilding jest fajny
    Przerzucenie perspektywy też
    Jak na razie, lepszy projekt niż poprzedni, znacznie bardziej realistyczny. Podoba mi się.

    Niewiele dodać, niewiele ując.

    Pozdrawiam
  • TheRebelliousOne 03.11.2020
    Cieszę się, że kolejny rozdział Ci się spodobał. Tak, opowiadanie będzie pokazywane z różnych perspektyw, żeby czytelnik miał jakąś wiedzę co się dzieje w tym świecie i to nie tylko w Wielkiej Rzeszy Niemieckiej i zaanektowanej Polsce. Bardziej realistyczny, hmm? No cóż, to Twoje uwagi mnie zainspirowały do napisania "Nowego Porządku", więc cóż... :P Nie oznacza to jednak, że porzucam "Krainę zniewolonych..."! Co to to nie!

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 26.11.2020
    Pochłonęłam dwa rozdziały od razu, więc jestem!
    Bardzo podoba mi się narracja i to, że tym razem mamy opowiadanie dziejące się w Polsce! :) Bohaterowie bardzo mi się podobają, zarówno Niemiec z poprzedniej części jak i paczka z ruchu oporu. Jak zawsze bardzo fajnie zarysowałeś postaci i nie mogę się doczekać by poznać ich jeszcze lepiej.
    Teraz Ci dokładnie nie wskażę gdzie, gdyż czytałam tekst kilka dni temu, ale kojarzę, że w pewnym momencie nie rozumiałam kto wypowiada daną kwestię... Jak będziesz robił re-read bądź koretkę to zwróć na to uwagę, by dopisać przynajmniej imię bohatera, ale to tylko taka mała usterka. :) Ogółem za dwie części stawiam piątki i czekam na dalsze. Chyba też wkrótce się zjawie pod Touchdownem. :)
  • TheRebelliousOne 26.11.2020
    Cieszy mnie to bardzo, że czytasz moje pozostałe opowiadania, naprawdę! :D
    Spokojnie, Niemca jeszcze zdążysz znienawidzić solidnie. Taki mały teaser z mojej strony... Jeśli chodzi o Polaków to również będą mieli cechy, za które możesz ich pokochać lub znielubić. Postacie w moich opowiadaniach MUSZĄ być dobrze opisane. Taki mam cel w swojej twórczości: żeby zapadały w pamięć. Nawet epizodyczne. Sprawdzę ten problem, który opisałaś i jak go znajdę, poprawię go. Dziękuję za wychwycenie. No i pewnie, zachęcam do przeczytania Touchdowna, chociaż uprzedzam, że może on wypadać trochę... blado przy pozostałych, a przynajmniej takie mam wrażenie.

    Jeszcze raz dziękuję za czytanie moich "dzieł" i pozdrawiam ciepło :)
  • Clariosis 26.11.2020
    TheRebelliousOne Oj nie, nie mam na myśli, że uwielbiam Niemca. Co to, to nie! ;) Chodziło mi o to, że podoba mi się sposób jak go opisałeś - właśnie tak jak mówisz, postacie MUSZĄ być po prostu solidnie zbudowane. :)
    O to się nie martw, zapraszałeś wcześniej, to skorzystam. Nawet jeżeli wypada blado, to dam Ci znać. Nie zawsze można dać z siebie wszystko przecież. :)
  • Pontàrú 27.11.2020
    Śmiesznie kiedy widzi się w tekście swojego imiennika. Nie jestem do tego przyzwyczajony XD
    Ogólnie wypada dobrze ale jest trochę kalką z poprzedniego tekstu. W sensie rozumiem że tek miało być i stąd też początkowe przemyślenia głównego bohatera i w sumie ostatecznie zakończenie mamy zgoła inne. Brakuje mi tu jednak jakiegoś takiego powiązania. Nie wiem jak to wyjaśnić. Może to tylko niepotrzebne moje uwagi ale tak patrząc na przedstawione wydarzenia trochę przypominało mi to czytanie alternatywnego zakończenia poprzedniego rozdziału.
    Tak czy inaczej błędów nie ma, jest za to worldbuilding więc śmiało mogę dać 5
  • TheRebelliousOne 28.11.2020
    Któraś postać ma Twoje imię? Wow, tego się nie spodziewałem! XD
    Powiązania? Hmm... wiem, ten rozdział przypomina poniekąd poprzedni, ale taki był poniekąd zabieg. Mimo wszystko, cieszę się, że Ci się podoba.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • wolfie 08.12.2020
    Przeczytałam wszystko od deski do deski i muszę przyznać, że jestem bardzo miłe zaskoczona. Interesuje mnie tematyka II wojny światowej i z chęcią przeczytam kolejne części. Pomysł na opowiadanie bardzo oryginalny, w myśl "co by było gdyby...?". Jedyne, co mi nie pasowało, to fakt nazwania siostry w pewnym momencie "ukochaną". Zazdroszczę wiedzy i pozdrawiam :)
  • TheRebelliousOne 09.12.2020
    Witam serdecznie! :)
    Cieszę się, że moje opowiadania wywołały u Ciebie taką reakcję. Fakt, historia alternatywna to coś, czym pasjonuję się od dawna. Oglądałem wiele filmów i czytałem wiele książek, które poruszają tą tematykę i w końcu postanowiłem napisać coś od siebie. Drobna uwaga: Witek tak mówi o swojej dziewczynie, nie siostrze :P A wiedza? Cóż, chyba mam to po tacie. Jest on ogromnym sympatykiem historii II wojny światowej i można powiedzieć, że zaraził mnie tym. Kolejny rozdział pojawi się już wkrótce.

    Pozdrawiam ciepło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania