Od nienawiści do miłości, czyli fanfiction Potterowskie - Rozdział 3

Dni mijały. Egzaminy były coraz bliżej, co dało się dostrzec spoglądając na uczniów powtarzających notatki.

- Lily! Lily! - zawołała Mary pewnego majowego popołudnia.

- Mary, uczę się - odrzekłam, nie podnosząc wzroku znad pergaminów.

- Ciągle się uczysz. - Dziewczyna westchnęła.

- A co mam innego robić? Za miesiąc egzaminy.

- Ty zdasz je bez problemu. Zajęłabyś się lepiej Jamesem.

- Coo? - To zdanie sprawiło, że notatki powypadały mi z rąk. - Mam się zająć Potterem? Żartujesz?

- Nie żartuję - odpowiedziała spokojnie. - Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Nie rozumiesz?

- Tak, rozumiem. James Potter łazi za mną od pierwszej klasy.

- Lily, na brodę Merlina! On cię kocha. Nie rozumiesz tego?

- Rozumiem, ale ja go nie - odparłam, mając nadzieję, że to stwierdzenie zakończy temat.

Oczywiście się przeliczyłam. Mary jak się czegoś uczepiła, nie odpuszczała tak łatwo.

- Powiedz mi dlaczego? - zapytała. - Ja rozumiem, on bywa męczący, ale generalnie jest miły i uczynny. Nawet ostatnio nie dokucza Snape'owi tak bardzo jak kiedyś.

Z tym jednym musiałam się zgodzić. Potter ostatnio zmądrzał. Właściwie dojrzał.

- Nic nie poradzę na to, że nie żywię do niego uczucia, którym on darzy mnie - odezwałam się. - Przykro mi.

Naprawdę było mi przykro. Było mi go żal, bo cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości. Nagle do Pokoju Wspólnego wpadli Alice z Syriuszem. Oni mieli w nosie książki i szkołę, jak wielu innych.

- Co się stało? - zapytała Mary.

- Ja... Ja... James... spadł z miotły - wyksztusił Syriusz.

- Coo? - Spojrzałam na niego. - Żartujesz, prawda?

- Nie, Lily. - Do rozmowy wtrąciła się Alice. - On nie żartuje. Widziałam to.

Zbladłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

- Lilka, wszystko w porządku? - zapytała Alice. Zauważyła.

- T...tak... - wyjąkałam. - Gdzie on teraz jest?

- W Skrzydle Szpitalnym. Spadł z wysokości prawie sześćdziesięciu stóp - odparł Syriusz. - Lily! Lilka!

Nie słuchałam ich. Wybiegłam z pokoju wspólnego jak oparzona. Nie minęły dwie minuty, a znalazłam się w Skrzydle Szpitalnym.

- Pani Pomfrey, co z Jamesem? - zapytałam.

- Niedobrze. Teraz jest nieprzytomny, robię co mogę, ale... Na pewno dam radę mu pomóc, ale to potrwa kilka dni, jeśli nie tygodni.

Skinęłam głową. Wargi mi drżały. Przecież nic do niego nie miałam. Nie lubiłam go. A może sobie to wmawiałam? Usiadłam przy jego łóżku i wpatrzyłam się w jego twarz. Oddech miał spokojny i miarowy, ja sama jednak nie byłam spokojna. A co, jeśli Potter leżał tu z mojej winy? Co, jeżeli...

- Lily... Lily... - wymamrotał przez sen.

Więc był przytomny. Odetchnęłam.

- Jestem - odparłam zduszonym głosem, ujmując ostrożnie jego dłoń.

Poczułam, jak zaciska palce. Nie wiedziałam, co mną kierowało. Nie potrafiłam od niego odejść. Czułam się odpowiedzialna za jego życie.

- Lily, powinnaś już wrócić do Pokoju Wspólnego - usłyszałam po jakimś czasie łagodny głos pani Pomfrey.

- Nie chcę - odpowiedziałam.

- Przyjdziesz tu jutro - powiedziała cicho.

W końcu pozwoliłam jej się odciągnąć od Jamesa. Wiedziałam, że kobieta miała rację. Z westchnieniem wróciłam do Wieży Gryffindoru, czując w sercu ogromną pustkę.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • elenawest 22.01.2016
    "Dni mijały. Egzaminy były coraz bliżej, co dało się dostrzec(,) spoglądając na uczniów powtarzających notatki.
    - Lily! Lily! - zawołała Mary pewnego majowego popołudnia.
    - Mary, uczę się - odrzekłam, nie podnosząc wzroku znad pergaminów.
    - Ciągle się uczysz. - Dziewczyna westchnęła.
    - A co mam innego robić? Za miesiąc egzaminy.
    - ty(Ty) zdasz je bez problemu. Zajęłabyś się lepiej Jamesem.
    - Coo? - To zdanie sprawiło, że notatki powypadały mi z rąk. - Mam się zająć Potterem? Żartujesz?
    - Nie żartuję - odpowiedziała spokojnie. - Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Nie rozumiesz?
    - Tak, rozumiem. James Potter łazi za mną od pierwszej klasy.
    - Lily, na brodę Merlina! On cię kocha. Nie rozumiesz tego?
    - Rozumiem, ale ja go nie - odparłam, mając nadzieję, że to stwierdzenie zakończy temat.
    Oczywiście się przeliczyłam. Mary jak się czegoś uczepiła, nie odpuszczała tak łatwo.
    - Powiedz mi dlaczego? - zapytała. - Ja rozumiem, on bywa męczący, ale generalnie jest miły i uczynny. Nawet ostatnio nie dokucza Snape'owi tak bardzo(,) jak kiedyś.
    Z tym jednym musiałam się zgodzić. Potter ostatnio zmądrzał. Właściwie dojrzał.
    - Nic nie poradzę na to, że nie żywię do niego uczucia, którym on darzy mnie - odezwałam się. - Przykro mi.
    Naprawdę było mi przykro. Było mi go żal, bo cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości. Nagle do pokoju wspólnego wpadli Alice z Syriuszem. Oni mieli w nosie książki i szkołę, jak wielu innych.
    - Co się stało? - zapytała Mary.
    - Ja... Ja... James... spadł z miotły - wyksztusił Syriusz.
    - Coo? - Spojrzałam na niego. - Żartujesz, prawda?
    - Nie, Lily. - Do rozmowy wtrąciła się Alice. - On nie żartuje. Widziałam to.
    Zbladłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
    - Lilka, wszystko w porządku? - zapytała Alice. Zauważyła.
    - T...tak... - wyjąkałam. - Gdzie on teraz jest?
    - W skrzydle szpitalnym. Spadł z wysokości prawie sześćdziesięciu stóp - odparł Syriusz. - Lily! Lilka!
    Nie słuchałam ich. Wybiegłam z pokoju wspólnego(Pokoju Wspólnego-sprawdziłam, to jest nazwa własna, więc z wielkiej litery) jak oparzona. Nie minęły dwie minuty, a znalazłam się w skrzydle szpitalnym(Skrzydle Szpitalnym-tu tak samo).
    - Pani Pomfrey, co z Jamesem? - zapytałam.
    - Niedobrze. Teraz jest nieprzytomny, robię co mogę, ale... Na pewno dam radę mu pomóc, ale to potrwa kilka dni, jeśli nie tygodni.
    Skinęłam głową. Wargi mi drżały. Przecież nic do niego nie miałam. Nie lubiłam go. A może sobie to wmawiałam? Usiadłam przy jego łóżku i wpatrzyłam się w jego twarz. Oddech miał spokojny i miarowy, ja sama jednak nie byłam spokojna. A co, jeśli Potter leżał tu z mojej winy? Co, jeżeli...
    - Lily... Lily... - wymamrotał przez sen.
    Więc był przytomny. Odetchnęłam.
    - Jestem - odparłam zduszonym głosem, ujmując ostrożnie jego dłoń.
    Poczułam(,) jak zaciska palce. Nie wiedziałam, co mną kierowało. Nie potrafiłam od niego odejść. Czułam się odpowiedzialna za jego życie.
    - Lily, powinnaś już wrócić do pokoju wspólnego - usłyszałam po jakimś czasie łagodny głos pani Pomfrey.
    - Nie chcę - odpowiedziałam.
    - przyjdziesz(Przyjdziesz) tu jutro - powiedziała cicho.
    W końcu pozwoliłam jej się odciągnąć od Jamesa. Wiedziałam, że kobieta miała rację. Z westchnieniem wróciłam do wieży Gryffindoru, czując w sercu ogromną pustkę."

    Super :-) błędów było naprawdę malutko, a ja się coraz bardziej wciągam w tę historię ;-) fajnie, że opisujesz Lily i Jamesa :-) 4
  • Celtic1705 22.01.2016
    Cieszę się, że Ci się podoba. Przyznam szczerze, że mam napisanych pięć rozdziałów, a szósty jakoś nie może się stworzyć. Mam pomysł na całą fabułę, tylko... No właśnie, z tym jednym rozdziałem jest problem. Ale może coś wymyślę, jeśli tylko będzie motywacja. :) I dzięki za korygowanie błędów. Usiadłam i poprawiłam. :)
  • elenawest 22.01.2016
    Celtic1705 no to fajnie :-D wiesz, ja też często mam przestoje w pisaniu kolejnych części, dlatego też pragnę skończyć swoje serie, które mam na profilu żeby trochę odpocząć i nabrać świeżego spojrzenia na to wszystko, a być może pomysły same wrócą ;-)
  • Celtic1705 22.01.2016
    elenawest No, oby tak było. Ta moja historia jakoś strasznie wolno się pisze. Na początku miałam straszny zapał, a teraz taka długa przerwa... No, ale zobaczymy. Trzymaj kciuki. :)
  • elenawest 22.01.2016
    Celtic1705 trzymam :-D wiesz ja też miałam straszny zapał... Stworzyłam pięć serii, a potem mi wena klękła :-/ ale powolutku wraca
  • Celtic1705 22.01.2016
    elenawest Dzięki. :) Przydadzą się.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania