Operacja część pierwsza z planowanych dwóch
Nim wreszcie znalazłem gabinet doktora, przez wiele godzin kluczyłem po wąskich, wybrukowanych, miejskich uliczkach. Przechodziłem przez liczne, nieznane mi place i ciemne zaułki, zanim udało mi się trafić pod wskazany adres. Byłem umówiony na dzisiaj, ale nikt nie napisał godziny, o której mam się stawić i kiedy stanąłem u drzwi gabinetu, musiała dochodzić już czternasta, chociaż nie mam pewności. Zegarek zostawiłem w domu.
Szyld znajdował się na ścianie i był wykonany z brązu. Doktor Śmierć – było na nim napisane. Obok nazwiska znajdował się przebiśnieg wciśnięty łodygą między kreskę nad ,,Ś” a samą literę. Wyglądał, jakby był zerwany zaledwie przed paroma chwilami. Jego biel kontrastowała mocno z ciemną tablicą, co nadawało mu szczególnego wyrazu.
Zawahałem się chwilę, zanim zadzwoniłem starym, zniszczonym przyciskiem. Zawsze nieco obawiałem się lekarzy, co wiązało się z pewną, nigdy nie wyleczoną, traumą z dzieciństwa. Nie musiałem długo czekać, klamka poruszyła się, a drzwi otworzyły. Po drugiej stronie progu stała wysoka, bardzo szczupła kobieta w białym fartuchu lekarskim. Uśmiechnęła się do mnie blado i powiedziała:
- Jest pan wreszcie! Doktor już się niecierpliwił, chciał mnie wysyłać na poszukiwania pana. – Jej głos był piskliwy, ale jednocześnie w jakimś stopniu… przyjemny. Kiedy mówiła, co jakiś czas oblizywała szybko dolną wargę, co nadawało niektórym słowom sepleniący podźwięk.
- Przepraszam bardzo, jeśli się spóźniłem. Na skierowaniu nie podano godziny, na którą mam się stawić na spotkanie – odparłem grzecznie, schylając delikatnie głowę w geście pokory.
- Naprawdę?! Proszę mi je pokazać. – Wyglądała na poirytowaną, wypowiadając te słowa. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni portfel, a z niego zgięte trzy razy skierowanie. Pielęgniarka wzięła je i pospiesznie otworzyła, po czym zaczęła czytać:
- Wezwanie, dla Szanownego Pana Józefa S. na badanie… - Każde kolejne słowo czytała coraz ciszej, aż w końcu jedyną oznaką tego, iż nadal brnie przez tekst, był ruch warg, przerywany co jakiś czas liźnięciem. – Niemożliwe! Będę musiała poskarżyć się doktorowi, że po raz kolejny nasza sekretarka zawaliła, pisząc wezwanie. Przepraszamy pana najuprzejmiej.
Odparłem, że nic się nie stało, a pielęgniarka zaprosiła mnie do wnętrza gabinetu. Przedsionek był dość duży, stały w nim dwa wieszaki na płaszcze, kozetka i kilka krzeseł. Z sufitu zwisała imponująca lampa wysadzona kryształami, które rozprowadzały światło w każdym kierunku. Powiew wiatru, wynikający z otwartych drzwi poruszył nimi, przez co na ścianach przesuwały się świetlne oczka.
Dywan był czerwony, wyglądał na drogi, chociaż nigdy się na tym nie znałem. Ściany pomalowane na biało, wyjątkowo czyste i gładkie, prawie jak powierzchnia masy perłowej. Sufit natomiast ozdobiony był freskiem przedstawiającym wzburzoną powierzchnię morza. Prawdę powiedziawszy, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział piękniejsze pomieszczenie.
- Proszę oddać mi płaszcz, parasol i kapelusz. Powieszę je tutaj, będą do odbioru po skończonym badaniu – powiedziała do mnie pielęgniarka, dając wcześniej chwilę czasu na podziwianie wnętrza. Prawdopodobnie nie byłem pierwszym pacjentem, który zareagował w ten sposób. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc ukryć zmieszanie, po czym podałem jej rzeczy. Gdy znalazły się na wieszaku, powiedziała:
- Doktor będzie gotowy za kilka minut. Odwiedza właśnie jednego z pacjentów, który w sposób pomyślny przeszedł operację i pomaga mu przejść na drugą stronę.
- Drugą stronę? – zapytałem, nie bardzo wiedząc, co miała na myśli.
- Doktor wszystko wyjaśni. Tymczasem bardzo proszę za mną, zrobię panu kawę. Musi pan być wypoczęty przed operacją. – Raczej nie zostawiła mi wielkiego wyboru, więc skinąłem tylko głową i ruszyłem za nią.
Korytarz, którym szliśmy, utrzymany był w stylu przedsionka. Po suficie nadal ciągnęły się wzburzone fale, a po podłodze wił czerwony wąż dywanu. W pewnym momencie znaleźliśmy się przed rozwidleniem i moja przewodniczka znów przemówiła:
- Kiedy doktor pana przyjmie, pójdzie pan korytarzem na lewo. Tymczasem proszę za mną, kuchnia jest już niedaleko. – Odparłem, że dobrze, po czym ruszyliśmy prawym korytarzem.
Naszła mnie myśl, że pielęgniarka, mimo swej nietypowej urody, jest całkiem ładna. Chude, zgrabne nogi sunęły powoli po czerwieni dywanu, a biodra kołysały się lekko. Ramiona pozostawały w jednej linii, a długie, jasne włosy opadały, w pewnym bezładzie, na plecy kobiety. Nawet jej tik z lizaniem wargi i wynikający z tego, sepleniący styl mówienia przypadły mi do gustu.
Kuchnia była kolejnym dużym pomieszczeniem o białych ścianach. Wielki, dębowy stół, który stał na jej środku, nadawał całemu pomieszczeniu swego rodzaju… wzniosłości. Zapach kawy już od samego progu uderzył moje nozdrza, co z kolei pobudziło mój umysł.
- Czarną czy z mlekiem?
- Czarną proszę – powiedziałem bez chwili namysłu. – Z miodem – dodałem po takowym. Pielęgniarka tylko się uśmiechnęła i skinęła głową. Niewielka kępka włosów opadła na jej czoło.
Komentarze (79)
A tak na serio, to chyba nie muszę Ci wciąż powtarzać, jakie Ty genialne teksty tworzysz. Bez namysłu 5!!!!
P.S. Długo czekałem na twój kolejny tekst. I widzę, że czekanie nie poszło na marne ;)
P.S. Nowe teksty dodaję (jak narazie) codziennie, ominąłeś kilka! :D
-"Każde kolejne słowo czytała coraz ciszej, aż w końcu jedyną oznaką tego, iż nadal brnie przez tekst był ruch warg, przerywany co jakiś czas liźnięciem wargi. " - tu uwaga nie jestem pewna, ale chyba: przecinek po tekst i bez przecinka po warg
-"Powiew wiatru wynikający z otwartych drzwi..." - przecinek po wiatru
-" Powieszę je tutaj, będą do odbioru po skończonym badaniu" - literówka "badania"
-"W pewnym momencie, znaleźliśmy się przed rozwidleniem i moja przewodniczka znów przemówiła:" - bez przecinka po momencie
-"Odparłem, że dobrze, po czym ruszyliśmy, prawym korytarzem." - bez przecinka przed prawym
-"Ramiona pozostawały w jednej linii, a długie, jasne włosy opadały[bez przecinka] w pewnym bezładzie[bez przecinka] na plecy kobiety."
-"Nawet jej tik z lizaniem wargi i wynikający z tego sepleniący styl mówienia przypadły mi do gustu." - przecinek po tego
-"Kuchnia była kolejnym dużym pomieszczeniem, o białych ścianach. " - bez przecinka przed o
-"Wielki, dębowy stół, który stał na jej środku nadawał całemu pomieszczeniu swego rodzaju… wzniosłości." - przecinek po środku
Szymonie, widzę, że dalej inspiracja tematem haha Aha no i czyżby dodatkowa inspiracja procesem? Rozbroiłeś mnie kawą z miodem, zwłaszcza ostatnio bez tego się nie obywasz. No cóż, po za paroma błędami tekst jest bardzo dobry i masz ode mnie nudne 5! ^^
A i owszem, inspiracja Procesem! :)
No i dzięki za błędy... ehhh nigdy się tego nie nauczę...
"Obok nazwiska znajdował się przebiśnieg, wciśnięty łodygą między kreskę nad ,,Ś” a samą literę." - bez przecinka
"Z sufitu zwisała imponująca lampa, wysadzona kryształami" - bez przecinka
"były wyjątkowo czyste i gładkie, prawie jak powierzchnia masy perłowej. Sufit natomiast ozdobiony był " - być x2
"Korytarz, którym szliśmy utrzymany był w stylu przedsionka" - przecinek po "szliśmy"
"po czym ruszyliśmy, prawym korytarzem." - bez przecinka
"Wielki, dębowy stół, który stał na jej środku nadawał całemu" - przecinek po "środku"
Och, no wreszcie jakaś proza! No i jak mogłoby się obejść bez kawy :)
No i odwołam się jeszcze do tych błędów Morelii, jak chamsko, przepraszam ._.
Ta druga uwaga ok, ale przecinek po "warg" zostaje
Co do włosów opadających w bezładzie jest w porządku, bo Szymon zastosował wtrącenie
"Nawet jej tik z lizaniem wargi i wynikający z tego sepleniący styl mówienia przypadły mi do gustu" - to zdanie jest dobrze, bez żadnego przecinka
No i to tyle. Wybacz, Szymon, jak się coś powtarza, ale już miałam wstawiać komentarz, tyle że Morelia mnie ubiegła. Czekam na następną część. Zdziwiło mnie tylko, że facet nie zdziwił się, że przed operacją nie zakazali mu tej kawy :) W każdym razie bardzo mi się podobało, 5 :)
Facet się nie zdziwił, chociaż szczerze powiedziawszy ja się zdziwiłem, że nie zakazali mi kawy przed operacją. Uznałem jednak, że nieco większy... oniryzm zachowam, nie wspominając o tym :D
No i czuję się zawstydzona... *rumieni się*
PS Przepraszam za brak konstruktywnej krytyki czy tam innych, głębszych przemyśleń, ale głowa mi pęka ;-;
Tak, myślę, że następnym razem będziesz miała już o czym napisać, bo wiem już jak rozwinie się to opowiadanie :)
Niemniej dziękuję za ponowne zaproszenie, doceniam! :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania