Opowieść z zaświatów: niedostarczony list. CZ. I/V

Drogi czytelniku, trzymasz przed sobą zwój rękopisu. Znaczy to, że stoimy po tej samej stronie życia, a lekcje łaciny odebrałeś starannie. Tutaj też mają pióro! Tu każdy może opowiedzieć swoją historię. Opowiem więc swoją. Jeżeli kiedykolwiek kochałeś, myśląc, że to już szaleństwo nie uznasz mnie za niegodziwca wolnego od honoru, natomiast, jeżeli nie znasz miłości, tej krystalicznej i szalonej, która niszczy umysł, po to, by zakwitło serce, pozwól, że opowiem, wyjaśnię, a sam ocenisz jaki nadać mi tytuł. Czy uznasz mnie za nikczemnika, czy dzielnego męża? Sumieniem się nie kieruję - tutaj go nie ma. Nie potrafię ocenić własnego poprzedniego życia. Kim byłem, zapytasz. Odpowiem - muszkieter dworu królewskiego, Rajmund Rimete. Pytasz, co płożyło kres mojemu życiu. Odpowiem:

Październik, roku panieńskiego 1627. Wszystko zaczęło się w mieszkaniu towarzysza broni, Oliwera, kiedy to wraz z Andre opróżnialiśmy butelki wina. Był wieczór, dość chłodny i wilgotny, więc nie myśleliśmy by inaczej uczcić powrót z pola bitwy. Walczyliśmy w imię naszej wiary, wiary króla Ludwika XIII.

- Ciąłeś jakbyś walczył z diabłem - rzekł dumnie Andre wymachując ramionami.

- Każdy, kto przeciwko nam jest diabłem, drogi Andre - wtrącił Oliwer.

- Przeciwko królowi! - krzyknąłem.

- Przeciwko królowi! - towarzysze powtórzyli zgodnie.

Oliwer, nasz gospodarz nie szczędził trunku. Kielichy nie usychały, gardła nasze były wciąż nasączone i głośne. Wino było wyborne. Oliwer miał gust! Wiedział, co trzymać na regałach. Każde pozostawiał na odpowiednią okazję. Wyprawiono nas na bitwę, walczyliśmy w imię Francji. Powróciliśmy żywi, to było okazją sięgnięcia po najwyższą półkę klasyku. Żywi, ale ranni. Ranni, lecz dumni. Dumni i pijani. Wszystko ma swoje granice, głowy nasze choć tęgie, a żołądki ukontentowane, to padliśmy nie wiedząc kiedy. Ostatnią scenę jaką zapamiętałem, to szamotanina z Andre, który przypomniawszy sobie o Simonie, swoim wrogu, zamarzył o pojedynku. Pamiętam to jak przez mgłę. Jakoś, nie wiem jak, udało się go ujarzmić.

Spaliśmy dość długo, aż jakaś zła zjawa zapukała młotkiem w drzwi. Otworzywszy oczy poczułem mocny ból głowy, w uszach szumiało, a wyziew upewnił mnie, że wciąż jestem pijany. Rozkazałem Nikodemowi, mojemu słudze, żeby uspokoił natarczywą zjawę.

- Siedź Nikodemie! - zamruczał gospodarz. - Ja pójdę, to mój dom!

Złą zjawą okazał się wysłannik z dworu królewskiego. Czułem kłopoty. Oliwer słabo trzymał się pionu, nieład w jego ubiorze i nasz widok zapewnił gościa, że bal udał się wyśmienicie. Rycerz wbiegł do mieszkania, spojrzał na nas z politowaniem.

- Tutaj jesteście - rzucił szybko. - Jak chcecie w takim stanie stawić się u jego królewskiej mości?

- Dla króla wszystko! - krzyknąłem. Ból głowy się nasilił. Podniosłem się, trwało to długo, ale się udało. Założyłem kapelusz, poprawiłem wąs. Teraz wiem, że musiałem wyglądać dość śmiesznie.

- Muszę z wami coś zrobić. Nie możecie w takim stanie jechać ze mną.

- Wszyscy do kąpieli! - krzyknął Andre. - Nie możemy zawieść króla.

- Ty Andre, wybacz, ale przysłano mnie tylko po Rajmunda i Oliwera.

- W takim razie, wybacz posłańcu, że utnę sobie drzemkę.

Jak powiedział, tak zrobił. My natomiast zanurzyliśmy się w chłodnej… co ja też mówię, w lodowatej wodzie! Poczułem się jak nowo narodzony, z zimna dreszcze obiegły całe ciało, ale uwierz Czytelniku, warto dla poświęcenia królowi. W znacznie lepszej formie wsiedliśmy na konie i popędziliśmy do dworu królewskiego. Weszliśmy doń, przechodząc przez obszerne, bogato zdobione przedpokoje. Ludwik XIII oczekiwał nas w gabinecie. Siedział spokojnie, ale spojrzenie miał bystre. Ukłoniliśmy się oddając szacunek. Zapytawszy o przyczynę wezwania czekaliśmy w milczeniu na odpowiedź. Król wstał, w ręce trzymał zapieczętowany list.

- Jako, że ufam moim wspaniałym muszkieterom - rzekł - przypadnie wam w udziale eskorta wysłannika. Weźmie on ze sobą ten oto list i, będąc bacznym i żwawym, pojedziecie z nim do Rouen.

- Komu należy przekazać list? - spytałem.

- Już Denis, wasz przewodnik, wszystkiego dopilnuje. Macie połowę z godziny, Denis czekał będzie na bramie Paryża. Liczę na was!

Ukłonił się lekko. Zrozumieliśmy, że więcej nie ma nic do powiedzenia, więc odchodząc oddaliśmy należyty szacunek. Puściliśmy się prędko do swych mieszkań. Ubrałem się nieco odpowiedniej, wziąłem ze sobą szablę, pistolet i proch. Ugryzłem na odchodnym kawałek czerstwego chleba, wsiadłem na wierzchowca i w mgnieniu oka znalazłem się pod bramą, gdzie stał pod ciemnym płaszczem jakiś kawaler.

- Pan Denis? - spytałem wyciągając doń prawicę.

- Zgadza się, muszkieterze. Denis Freege, posłaniec - ścisnął moją dłoń.

- Rajmund Rimete, do pańskiej dyspozycji.

- Uprzedzono mnie o dwóch wspaniałych towarzyszach. Gdzie ten drugi?

- Oliwer… - rozejrzałem się dookoła, wypatrując pobratymca. Dopiero puściliśmy się z uścisku.

- Zatem, gdzie Oliwer?

Jeżeli nie ma go tutaj, jak zauważyłeś, to i mnie nie wiadomo. Pewnym bądź jednak, że należy on do punktualnych.

- Tedy, gdzie ten drugi?

Spojrzałem na Denisa dość szorstko, nie minęła minuta, a już wiedziałem, że przyjaźni nie nawiążemy. Jakaż u niego arogancja! Ku mej uciesze do bramy zbliżył się Oliwer. Przywitał się z Denisem i bez zbędnych dysput zajęliśmy stanowiska wyjeżdżając z Paryża.

 

A teraz wybacz szanowny Czytelniku, lecz ciężko jest mi utrzymać pióro. Tutaj nic nie jest stałe, a istnienie nazbyt lekkie...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Bajkopisarz 29.01.2020
    Dobry wstęp, akcja się zawiązuje i czekamy na ciąg dalszy.
    Treść na tyle dobra, że żadne błędy, jeśli jakieś są, ani na chwilę mnie nie zatrzymały.
  • Shogun 29.01.2020
    Dobry tekst i ciekawy sposób narracji. Czytało się lekko, bez żadnego problemu. Wyczekuję na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam :).
  • Infernus 29.01.2020
    Panowie, dziękuję za poświęcenie tych jakże bezcennych pięciu minut :) Błędy są, dopatrzyłem się dopiero po wystawieniu tekstu. Jak się edytuje - pojęcia nie mam, ale też zmieniać coś - niestosowne. Historia już nakreślona, lecz, jak to mówią, tekst swoje musi odleżeć...
  • Kocwiaczek 29.01.2020
    Jest moc :) podoba mi się bardzo. Język jaki lubię, lekkie gry słowne i ciekawa historia. Miłości jeszcze nie ma ale "dynda" jako niedopowiedzenie. Jeszcze ;) czekam na ciąg dalszy. Pozdrowienia.
  • Infernus 29.01.2020
    Nie spodziewałem się takich opinii, teraz może być tylko gorzej :) Dziękuję Tobie również za poświęcenie bezcennego czasu. Dajmy bohaterowi odnaleźć tę miłość, wszak wszystko gdzieś się musi zacząć... i skończyć.
  • Akwadar 29.01.2020
    Nie jest źle, ale najlepiej też nie...
  • Infernus 29.01.2020
    Dziękuję za wyczerpujący komentarz :)
  • Akwadar 29.01.2020
    Infernus może następnym razem... trochę dużo do no tego tam... a późna pora. Grunt, że pomysł masz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania